Wielkie wycięcie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wycofanie się kogoś, kto tak kochał kobiety i ubierał je z takim talentem, spowoduje wielką pustkę - tak Catherine Deneuve skomentowała decyzję Yves’a Saint Laurenta o zakończeniu działalności
Z Yves’em Saint Laurentem odchodzi haute couture?

 Ten klasyk haute couture i pierwszy krawiec, któremu nowojorskie Metropolitan Museum poświęciło za życia (w 1983 r.) retrospektywną wystawę dzieł, uchodził za inicjatora prawdziwej rewolucji (a właściwie nawet kilku) w kobiecej modzie. To on wprowadził do niej tak klasyczne już dziś zestawienia, jak kostium ze spodniami zamiast spódnicy. To on wyprowadził luksusową modę z eleganckich dzielnic Paryża. Podkreślał, że jedyną rzeczą, jakiej naprawdę żałuje w życiu profesjonalnym, jest to, że to nie on wymyślił dżinsy. Powiadał, iż projektowanie mody nie jest sztuką, ale zaraz dodawał, że potrzebuje ono artystów, a swoje zajęcie traktował jak powołanie, nie biznes.

Skandalista YSL
Homoseksualista, były narkoman, ofiara wielokrotnych ataków depresji w pożegnalnym przemówieniu mógł powiedzieć o sobie bez żadnej przesady: "Przeszedłem przez wiele piekieł". Ale także: "Stworzyłem garderobę współczesnej kobiety, uczestniczyłem w transformacji mojej epoki".
Czworga imion Yves Henri Donat Mathieu Saint Laurent urodził się w 1936 r. w Oranie, najbardziej kosmopolitycznym mieście francuskiej Algierii, jako syn miejscowej piękności i francuskiego właściciela kin. Jego wejście do zawodu było piorunujące. Wygrał konkurs Międzynarodowego Sekretariatu Wełny dzięki projektowi czarnej sukienki koktajlowej z asymetrycznym dekoltem.
Zauważył go wtedy wydawca pisma "Vogue" Michel de Brunhoff, który przedstawił obiecującego osiemnastolatka Christianowi Diorowi. Ten natychmiast dostrzegł w nim wielki talent i zatrudnił jako swojego asystenta. Kiedy trzy lata później, w 1957 r., Dior nagle zmarł, Yves Saint Laurent miał już taką pozycję, że mógł stanąć na czele firmy. W pierwszej samodzielnej kolekcji zaproponował słynną linię trapezu, która odniosła oszałamiający sukces.
W 1961 r. został niespodziewanie powołany do wojska. Przy jego skłonnościach homoseksualnych było to podwójnym szokiem. Koszarowe środowisko, którym był zafascynowany, brutalnie go odrzuciło, co wywołało u niego depresję. Pomógł mu się z niej wydobyć Pierre Bergé. W ten sposób powstał jeden z najsłynniejszych i najtrwalszych związków. Podział ról, od początku jasny, został zachowany do końca: Yves tworzył, a Pierre pilnował interesów.

Damski krawiec
Żegnając się z zawodem, powiedział, że "moda jest nie tylko po to, żeby upiększać kobiety, ale także po to, by pozwolić im na spełnienie się i dodać im pewności siebie". Sam im na to pozwalał. Recenzenci kolekcji YSL pisali, że "odzwierciedlił w modzie wejście kobiet w sfery pracy i władzy". On sam zwykł jednak mawiać, że najpiękniejszym okryciem kobiety są ramiona mężczyzny, który ją kocha. Wielu obserwatorów jego działalności nie rozumiało, jak to się dzieje, że homoseksualista z takim znawstwem, ciepłem i zrozumieniem wypowiada się o kobietach i ich psychice, z takim zacięciem i powodzeniem dla nich tworzy, a także cieszy się szczerą sympatią wielu z nich: Catherine Deneuve, Zizi Jeanmaire, Palomy Picasso. Kto wie, czy jego tajemnica nie kryje się w tym, że najłatwiej zrozumieć duszę i piękno kobiety, gdy się jej nie postrzega jako istoty seksualnej.
Po 40 latach Yves Saint Laurent uznał jednak, że świat zmienił się na tyle, iż nie ma już w nim miejsca dla jego wizji i wrażliwości. Jeszcze bardziej zmieniły się realia ekonomiczne. Przez długie lata kolejni główni akcjonariusze firmy YSL - od Teksańczyka Maxa Robinsona po Carla de Benedettiego - zostawiali parze założycieli wolną rękę. Kiedy jednak Benedetti postanowił w 1991 r. pozbyć się swoich udziałów, dla YSL skończyła się era romantyczna. Potencjalni inwestorzy chcieli zysku. Pierre Bergé z kolei domagał się od nich zainwestowania dużych pieniędzy i pozostawienia całkowitej niezależności twórcom marki. To było nie do przyjęcia. Rozwiązanie znaleziono na gruncie niemal prywatnym, choć można powiedzieć, że za państwowe pieniądze. Bergé - przyjaciel ówczesnego prezydenta Mitterranda - doszedł do porozumienia z innym przyjacielem szefa państwa, prezesem państwowego koncernu naftowego Elf. Jej filia Sanofi przejęła markę "Yves Saint Laurent" za 3,6 mld franków (około 2 mld zł).

Krótki ścieg
Od 1992 r. zyski YSL zaczęły spadać, a w dodatku "dwugłowy motor" firmy przestał działać jak należy. Yves Saint Laurent - często chory - coraz rzadziej do niej zaglądał, a Bergégo absorbowały zajęcia poza nią. Ocenia się, że roczne obroty sektora mody w firmie YSL wynosiły w ostatnich latach około 6 mln euro, a straty - 12 mln euro. Sanofi w 1999 r. znalazło nabywcę - grupę Pinault-Printemps-Redoute, która wykupiła także włoską grupę Gucci i to jej powierzyła losy YSL. Yves Saint Laurent i Pierre Bergé znowu zapewnili sobie godziwe wynagrodzenie (7,62 mln euro rocznie plus 0,4 proc. wartości obrotów sektora perfumeryjnego YSL do 2016 r.), ale stracili realną władzę nad firmą i nie mogli się dogadać ani z szefem Gucciego, Domenico del Sole, ani z nowym szefem sektora mody YSL, Amerykaninem Tomem Fordem, który ma zupełnie inną koncepcję projektowania i pokazów niż twórcy marki. Musiało się to skończyć ich odejściem.
We Francji stawia się poważnie pytanie, czy wycofanie się Yves’a Saint Laurenta oznacza koniec haute couture w dotychczasowym znaczeniu i czy nie należałoby uznać, że jest to dziedzina twórczości, która wymaga mecenatu. Jak haute couture ma na siebie samodzielnie zarobić, jeżeli najwięksi optymiści oceniają liczbę jej potencjalnych klientek na całym świecie na 250, a realiści - na 100? 


Więcej możesz przeczytać w 3/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.