"Harry Potter", największy literacki hit ostatniej dekady, jeszcze utrzymywał się na pierwszym miejscu list bestsellerów, a już rekordy w kinach biła filmowa adaptacja powieści. Potteromania ogarnęła także Polskę
"Harry Potter" ma szansę być filmowym hitem roku w Polsce
Film może być u nas przebojem roku. W Stanach Zjednoczonych ekranizacja brytyjskiej powieści trafiła do kin dopiero późną jesienią, mimo to okazała się najbardziej dochodowym filmem minionego roku. Pół roku przed światową premierą obrazu Chrisa Columbusa tysiące dzieciaków w Londynie zamęczało rodziców, by pozwolili im obejrzeć pokazywany wówczas w kinach 90-sekundowy zwiastun.
Milionerka Rowling
Polowanie na odtwórcę roli Harry’ego Pottera było wydarzeniem nie mniejszej rangi niż przed półwieczem poszukiwanie filmowej Scarlett O’Hary, bohaterki "Przeminęło z wiatrem". Nic więc dziwnego, że wybrany do tej roli 12-letni Daniel Radcliffe stał się idolem nastolatków również poza własnym krajem, i to zanim film wszedł na ekrany. W Polsce z tym szaleństwem porównać można jedynie - oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji - zamieszanie, jakie towarzyszyło wyborowi Zosi do ekranizacji "Pana Tadeusza".
Socjologowie piszą rozprawy na temat fenomenu powieści, porównując ją do "Władcy pierścieni" Tolkiena i "Małego księcia" Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Nie znana nikomu do niedawna 37-letnia Joanne Kathleen Rowling jest dziś jedną z najbogatszych kobiet na świecie. Kiedy na skalę wręcz przemysłową ruszyła sprzedaż potterowych gadżetów - od gier komputerowych po karty, maskotki, klocki lego i słodycze - dochody Joanne Rowling jeszcze wzrosły. Strategia marketingowa wytwórni Warner Bros. odniosła zamierzony skutek i jeszcze bardziej rozbudziła apetyty na film. Zwłaszcza że jego produkcja przez niemal półtora roku była otoczona wielką tajemnicą, a prasa miała zakaz wstępu na plan.
Spielberg i więzień Azkabanu
Filmowy potencjał baśni Joanne Kathleen Rowling, w której dzieci zamiast wkuwania nudnych przedmiotów, uczą się posługiwania różdżką i latania na miotle, dostrzegł nie tylko Chris Columbus, który ostatecznie wyreżyserował pierwszy z zaplanowanych na razie czterech filmów. O przeniesieniu książki na ekran myślał sam Steven Spielberg. Wieść niesie zresztą, że twórca "E.T." zamierza zekranizować trzeci tom ("Harry Potter i więzień Azkabanu"), jego zdaniem - najlepszy. Amerykański reżyser, sam siebie tytułujący wiecznym Piotrusiem Panem, głośno mówi, że przygody nastoletniego czarodzieja to dzieło prawdziwego geniusza.
Najwyraźniej także autorka ma o swoim dziele równie pochlebną opinię - w umowie z firmą Warner Bros. zastrzegła bowiem, że adaptacja musi być wierna literackiemu pierwowzorowi. Zresztą miliony młodych fanów Harry’ego nie zniosłyby żadnych odstępstw od pierwowzoru. Rowling zapragnęła też zachować mroczny klimat opowieści, nie zgadzając się na lukrowanie filmu. Warner bez mrugnięcia okiem spełnił jej warunki, zwłaszcza że w kolejce po prawa autorskie do książki stało jeszcze kilka innych amerykańskich wytwórni.
Brytyjski klimat
Kto zna pierwszą z czterech opowieści Rowling (niebawem ukaże się piąta) - "Harry Potter i kamień filozoficzny" - oglądając film, doceni dbałość reżysera o szczegóły i specyficzny brytyjski charakter baśni. Znaczna część akcji rozgrywa się w czarodziejskim świecie Hogwartu, ale ta niedostępna dla zwyk-łych śmiertelników Akademia Czarnej Magii przypomina na ekranie ekskluzywną, prywatną angielską szkołę z internatem. Notabene, podobno dzięki filmowi popularność tych drogich placówek gwałtownie wzrosła. Zdjęcia kręcono m.in. w gotyckich wnętrzach katedr w Gloucester i Durham, a także w słynnej Bibliotece Bodleian w Oksfordzie, zbudowanej w 1320 r.
Obsada aktorska to oczywiście Brytyjczycy, z doskonałą Maggie Smith (wciela się w postać profesor McGonagall), Robbie Coltranem (rewelacyjny olbrzym Rubeus Hagrid) i Alanem Rickmanem (dotychczas specjalistą od czarnych charakterów) w roli tajemniczego profesora Severusa. Małych widzów zachwycają głównie te elementy filmu, które najbardziej przemawiają do ich rozbuchanej przez książkę wyobraźni. Dorośli starają się zapamiętać, jak dostać się na niewidzialny peron 9 i 3/4, z którego odjeżdża pociąg ekspresowy do Hogwartu. Mamy wzruszają się sceną wykluwania się smoka, tatusiowie zaś świetnie wyreżyserowaną partią szachów, która rozpoczyna wyprawę trójki małych bohaterów po kamień filozoficzny. Po mistrzowsku pokazał też Columbus ulicę Pokątną, czyli słynne centrum handlowe, w którym przyszli czarodzieje zaopatrują się w magiczne różdżki i inne akcesoria niezbędne do uprawiania swojej profesji.
Harry kontra Harry
Pewne jest, że filmem zachwycą się ci, którzy znają powieść. Ci, którzy jej nie czytali (mowa przede wszystkim o doros-łych widzach), przyjmą go znacznie chłodniej. Bo magia filmowej adaptacji działa najbardziej na wybrańców, czyli na dzieciarnię. To one przecież, a nie dorośli - istoty odarte już z wyobraźni i wrażliwości - wylansowały postać małego czarownika. Harry Potter w wykonaniu małego Daniela, który zadebiutował w 1999 r. rolą Davida Copperfielda w telewizyjnej adaptacji powieści Dickensa, nie wszystkich jednak przekonuje. Razi jego przyklejony do twarzy uśmiech, w niektórych scenach jest też denerwująco sztuczny. Naturalniejszy okazuje się 13-letni Rupert Grint, który gra kolegę Harry’ego - rudowłosego Rona Weasleya ze słynnej szkoły czarowników w Hogwart. Doskonała jest też mała, przemądrzała Hermiona (Emma Watson), dzięki czemu postać ta jest bardziej sympatyczna niż w książce.
Reszta uczniów Hogwartu - nie wiedzieć czemu - odgrywa w filmie jedynie rolę tła. Słabą stroną tej produkcji jest grafika komputerowa, zwłaszcza w dużych scenach plenerowych - średnio efektowna jak na dzisiejsze możliwości kina. Dzieci tego być może nie dostrzegają, ale dorosłego widza drażnić może choćby statyczna i płaska makieta baś-niowego zamku, w którym mieści się Hogwart, czyli Szkoła Czarów i Magii. Pod względem efektów specjalnych film Columbusa - w porównaniu choćby z rewelacyjną pierwszą częścią "Władcy pierścieni" Tolkiena - pozostawia wiele do życzenia.
Straszenie cuchnącą żabą
"Harry Potter" zdołał już pobić wszystkie kasowe rekordy, pozostawiając w tyle nawet produkcje disneyowskie, nie mówiąc o słynnym "Shreku". Kilka tygodni po światowej premierze okazał się najbardziej dochodowym obrazem minionego roku, zgarniając za oceanem 300 mln USD.
Nie wypada wytykać usterek najpopularniejszego filmu minionego roku. Młodzi fani Harry’ego zapowiadają zresztą poważne reperkusje dla niepoprawnych widzów, którzy odważyli się dojrzeć potknięcia w filmie Columbusa. "Odwołaj to wszystko, co napisałeś o Harrym - zapomniałeś, że to syn potężnych czarodziejów, który może cię zamienić w cuchnącą żabę?" - przeczytał w Internecie jeden z brytyjskich krytyków, który zwrócił uwagę na słabe strony ekranowego Harry’ego, czyli Davida Radcliffe’a. Nie odwołał, ale recenzje, które ukazują się w prasie całego świata, są już niemal wyłącznie pochlebne. Czyżby recenzenci wzięli sobie do serca, że Harry ich również może zamienić w co zechce?
Film może być u nas przebojem roku. W Stanach Zjednoczonych ekranizacja brytyjskiej powieści trafiła do kin dopiero późną jesienią, mimo to okazała się najbardziej dochodowym filmem minionego roku. Pół roku przed światową premierą obrazu Chrisa Columbusa tysiące dzieciaków w Londynie zamęczało rodziców, by pozwolili im obejrzeć pokazywany wówczas w kinach 90-sekundowy zwiastun.
Milionerka Rowling
Polowanie na odtwórcę roli Harry’ego Pottera było wydarzeniem nie mniejszej rangi niż przed półwieczem poszukiwanie filmowej Scarlett O’Hary, bohaterki "Przeminęło z wiatrem". Nic więc dziwnego, że wybrany do tej roli 12-letni Daniel Radcliffe stał się idolem nastolatków również poza własnym krajem, i to zanim film wszedł na ekrany. W Polsce z tym szaleństwem porównać można jedynie - oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji - zamieszanie, jakie towarzyszyło wyborowi Zosi do ekranizacji "Pana Tadeusza".
Socjologowie piszą rozprawy na temat fenomenu powieści, porównując ją do "Władcy pierścieni" Tolkiena i "Małego księcia" Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Nie znana nikomu do niedawna 37-letnia Joanne Kathleen Rowling jest dziś jedną z najbogatszych kobiet na świecie. Kiedy na skalę wręcz przemysłową ruszyła sprzedaż potterowych gadżetów - od gier komputerowych po karty, maskotki, klocki lego i słodycze - dochody Joanne Rowling jeszcze wzrosły. Strategia marketingowa wytwórni Warner Bros. odniosła zamierzony skutek i jeszcze bardziej rozbudziła apetyty na film. Zwłaszcza że jego produkcja przez niemal półtora roku była otoczona wielką tajemnicą, a prasa miała zakaz wstępu na plan.
Spielberg i więzień Azkabanu
Filmowy potencjał baśni Joanne Kathleen Rowling, w której dzieci zamiast wkuwania nudnych przedmiotów, uczą się posługiwania różdżką i latania na miotle, dostrzegł nie tylko Chris Columbus, który ostatecznie wyreżyserował pierwszy z zaplanowanych na razie czterech filmów. O przeniesieniu książki na ekran myślał sam Steven Spielberg. Wieść niesie zresztą, że twórca "E.T." zamierza zekranizować trzeci tom ("Harry Potter i więzień Azkabanu"), jego zdaniem - najlepszy. Amerykański reżyser, sam siebie tytułujący wiecznym Piotrusiem Panem, głośno mówi, że przygody nastoletniego czarodzieja to dzieło prawdziwego geniusza.
Najwyraźniej także autorka ma o swoim dziele równie pochlebną opinię - w umowie z firmą Warner Bros. zastrzegła bowiem, że adaptacja musi być wierna literackiemu pierwowzorowi. Zresztą miliony młodych fanów Harry’ego nie zniosłyby żadnych odstępstw od pierwowzoru. Rowling zapragnęła też zachować mroczny klimat opowieści, nie zgadzając się na lukrowanie filmu. Warner bez mrugnięcia okiem spełnił jej warunki, zwłaszcza że w kolejce po prawa autorskie do książki stało jeszcze kilka innych amerykańskich wytwórni.
Brytyjski klimat
Kto zna pierwszą z czterech opowieści Rowling (niebawem ukaże się piąta) - "Harry Potter i kamień filozoficzny" - oglądając film, doceni dbałość reżysera o szczegóły i specyficzny brytyjski charakter baśni. Znaczna część akcji rozgrywa się w czarodziejskim świecie Hogwartu, ale ta niedostępna dla zwyk-łych śmiertelników Akademia Czarnej Magii przypomina na ekranie ekskluzywną, prywatną angielską szkołę z internatem. Notabene, podobno dzięki filmowi popularność tych drogich placówek gwałtownie wzrosła. Zdjęcia kręcono m.in. w gotyckich wnętrzach katedr w Gloucester i Durham, a także w słynnej Bibliotece Bodleian w Oksfordzie, zbudowanej w 1320 r.
Obsada aktorska to oczywiście Brytyjczycy, z doskonałą Maggie Smith (wciela się w postać profesor McGonagall), Robbie Coltranem (rewelacyjny olbrzym Rubeus Hagrid) i Alanem Rickmanem (dotychczas specjalistą od czarnych charakterów) w roli tajemniczego profesora Severusa. Małych widzów zachwycają głównie te elementy filmu, które najbardziej przemawiają do ich rozbuchanej przez książkę wyobraźni. Dorośli starają się zapamiętać, jak dostać się na niewidzialny peron 9 i 3/4, z którego odjeżdża pociąg ekspresowy do Hogwartu. Mamy wzruszają się sceną wykluwania się smoka, tatusiowie zaś świetnie wyreżyserowaną partią szachów, która rozpoczyna wyprawę trójki małych bohaterów po kamień filozoficzny. Po mistrzowsku pokazał też Columbus ulicę Pokątną, czyli słynne centrum handlowe, w którym przyszli czarodzieje zaopatrują się w magiczne różdżki i inne akcesoria niezbędne do uprawiania swojej profesji.
Harry kontra Harry
Pewne jest, że filmem zachwycą się ci, którzy znają powieść. Ci, którzy jej nie czytali (mowa przede wszystkim o doros-łych widzach), przyjmą go znacznie chłodniej. Bo magia filmowej adaptacji działa najbardziej na wybrańców, czyli na dzieciarnię. To one przecież, a nie dorośli - istoty odarte już z wyobraźni i wrażliwości - wylansowały postać małego czarownika. Harry Potter w wykonaniu małego Daniela, który zadebiutował w 1999 r. rolą Davida Copperfielda w telewizyjnej adaptacji powieści Dickensa, nie wszystkich jednak przekonuje. Razi jego przyklejony do twarzy uśmiech, w niektórych scenach jest też denerwująco sztuczny. Naturalniejszy okazuje się 13-letni Rupert Grint, który gra kolegę Harry’ego - rudowłosego Rona Weasleya ze słynnej szkoły czarowników w Hogwart. Doskonała jest też mała, przemądrzała Hermiona (Emma Watson), dzięki czemu postać ta jest bardziej sympatyczna niż w książce.
Reszta uczniów Hogwartu - nie wiedzieć czemu - odgrywa w filmie jedynie rolę tła. Słabą stroną tej produkcji jest grafika komputerowa, zwłaszcza w dużych scenach plenerowych - średnio efektowna jak na dzisiejsze możliwości kina. Dzieci tego być może nie dostrzegają, ale dorosłego widza drażnić może choćby statyczna i płaska makieta baś-niowego zamku, w którym mieści się Hogwart, czyli Szkoła Czarów i Magii. Pod względem efektów specjalnych film Columbusa - w porównaniu choćby z rewelacyjną pierwszą częścią "Władcy pierścieni" Tolkiena - pozostawia wiele do życzenia.
Straszenie cuchnącą żabą
"Harry Potter" zdołał już pobić wszystkie kasowe rekordy, pozostawiając w tyle nawet produkcje disneyowskie, nie mówiąc o słynnym "Shreku". Kilka tygodni po światowej premierze okazał się najbardziej dochodowym obrazem minionego roku, zgarniając za oceanem 300 mln USD.
Nie wypada wytykać usterek najpopularniejszego filmu minionego roku. Młodzi fani Harry’ego zapowiadają zresztą poważne reperkusje dla niepoprawnych widzów, którzy odważyli się dojrzeć potknięcia w filmie Columbusa. "Odwołaj to wszystko, co napisałeś o Harrym - zapomniałeś, że to syn potężnych czarodziejów, który może cię zamienić w cuchnącą żabę?" - przeczytał w Internecie jeden z brytyjskich krytyków, który zwrócił uwagę na słabe strony ekranowego Harry’ego, czyli Davida Radcliffe’a. Nie odwołał, ale recenzje, które ukazują się w prasie całego świata, są już niemal wyłącznie pochlebne. Czyżby recenzenci wzięli sobie do serca, że Harry ich również może zamienić w co zechce?
Więcej możesz przeczytać w 3/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.