Polityka antyterrorystyczna jest pustym słowem, jeśli nie stoi za nią groźba użycia siły
Henry Kissinger
Gdy walki w Afganistanie dobiegają końca, warto pamiętać o słowach prezydenta George’a Busha, że są to pierwsze starcia długiej wojny. Uczyniono wiele, by zniszczyć powiązania między grupami terrorystycznymi a rządami, które popierają bądź tolerują terroryzm. Zdyskredytowano fundamentalizm islamski. Dzięki temu umiarkowany świat muzułmański może się przyłączyć do wojny z terroryzmem, zwłaszcza w obliczu zagrożenia ze strony Iraku Saddama Husajna.
Koniec negocjacji
Nadszedł czas na trzy powiązane z sobą działania. Po pierwsze, musimy polegać przede wszystkim na zabiegach dyplomatycznych i budowaniu koalicji, wychodząc z założenia, że los talibów będzie wystarczającą lekcją dla innych grup terrorystycznych. Po drugie, trzeba wymusić odpowiednie decyzje na państwach sprzyjających terrorystom bądź pracujących nad bronią masowego rażenia. Jeśli nasze naciski nie odniosą skutku, trzeba będzie rozpocząć akcję militarną. Po trzecie, należy się skupić na obaleniu rządów Saddama Husajna w Iraku, by poprawić sytuację w regionie i pokazać zdecydowaną postawę Stanów Zjednoczonych. Akcja taka będzie też wyraźnym sygnałem dla innych państw "hultajskich". Gdybyśmy się zawahali przed walką z Husajnem, świat powiedziałby, że podjęliśmy działania w Afganistanie, gdyż było to najsłabsze i najbardziej odległe centrum terrorystyczne.
Poleganie jedynie na dyplomacji to droga preferowana przez niektórych członków koalicji, którzy twierdzą, że kolejne cele w wojnie z terroryzmem mogą być osiągnięte dzięki konsultacjom oraz współpracy wywiadów i kontrwywiadów. Ale to byłoby powtórzeniem błędu, jaki USA popełniały w każdym konflikcie w ostatnich 50 latach. Błąd polegał na traktowaniu dyplomacji i działań militarnych jako odrębnych poczynań. Zakończenie operacji militarnych w Korei Północnej, Wietnamie i Zatoce Perskiej wywoływało dyplomatyczny pat. Saddam Husajn mógł użyć oddziałów Gwardii Republikańskiej, które nie zostały rozbite, do odzyskania swojej pozycji w Iraku i do torpedowania postanowień rozejmu.
Argument siły
Polityka antyterrorystyczna jest pustym słowem, jeśli nie stoi za nią groźba użycia siły. Dlatego w drugim etapie wojny z terroryzmem należy im przedstawić listę żądań z precyzyjnym określeniem czasu na ich wykonanie. Musi być ona poparta wiarygodną groźbą wymuszenia ich spełnienia. Czas jest najważniejszy. Drugi etap musi się zacząć, gdy pamięć o ataku 11 września na Stany Zjednoczone jest jeszcze świeża i siły zbrojne USA, rozmieszczone na polu walki, mogą wspierać wysiłki dyplomatyczne.
Nie należy tego drugiego etapu mylić z pacyfikacją Afganistanu. Celem strategicznym amerykańskiej operacji militarnej było zniszczenie baz terrorystów, co już w większości osiągnięto. Celem strategicznym następnej fazy wojny winno być zniszczenie światowej siatki terrorystycznej. Somalia i Jemen są często wymieniane jako kraje, przeciw którym mogą być prowadzone działania wojskowe. Decyzja powinna zależeć od tego, czy można
zidentyfikować organizacje, które mogą się stać obiektem ataku, czy w razie potrzeby siły amerykańskie będą mogły osiągnąć założone cele - jeśli rządy lokalne nie będą chciały lub nie będą mogły zwalczać terrorystów. Biorąc pod uwagę te ograniczenia, Stany Zjednoczone muszą zdecydować, czy taki atak będzie strategicznie opłacalny.
Dlaczego Irak?
Irackie niebezpieczeństwo wynika przede wszystkim z geopolityki. Nie chodzi o to, czy Irak jest odpowiedzialny za atak na USA, chociaż nie ulega wątpliwości, że nawiązane zostały kontakty między wywiadem irackim a jednym z głównych spiskowców. Rządy Saddama Husajna są nieprzejednanie antyamerykańskie i wrogie wobec niektórych sąsiadów. Irak posiada arsenały broni biologicznej i chemicznej; ponadto kraj ten pracuje nad bronią nuklearną. Saddam nie wypełnił swoich zobowiązań wobec ONZ, wyrzucając inspektorów międzynarodowych, mimo że zaakceptował konieczność ich obecności w czasie podpisywania rozejmu kończącego wojnę w Zatoce Perskiej. Nie istnieją ponadto żadne możliwości negocjacji między Waszyngtonem a Bagdadem, nie ma też żadnych podstaw do dawania wiary irackim obietnicom.
Saddam przetrwał wojnę w Zatoce Perskiej; jeśli pozostanie u władzy także po kampanii antyterrorystycznej, będzie głównym zagrożeniem dla pokoju na Bliskim Wschodzie. Jeśli weźmie się to pod uwagę, największym sukcesem drugiego etapu wojny z terroryzmem będzie doprowadzenie do tego, że Irak znów stanie się odpowiedzialnym państwem. Gdyby Irakiem rządzili politycy nie mający ambicji podbijania sąsiadów i skłonni do rezygnacji z broni masowego rażenia, stabilność regionu wzrosłaby niepomiernie. Inne reżimy, flirtujące z terrorystami lub po cichu, pod przymusem godzące się na ich działalność, zostałyby zmuszone do zaprzestania swoich praktyk.
Powinniśmy nalegać na kontynuowanie inspekcji ONZ, by wyeliminować irackie arsenały broni masowego rażenia. Inspektorzy muszą mieć nieograniczone prerogatywy dokonywania przeglądów i prawo do swobodnego poruszania się po kraju. Ale wprowadzenie w życie takich żądań może wymagać obalenia Saddama.
Szybko i zdecydowanie
Operacja zbrojna przeciw Saddamowi nie może trwać długo. Jeśli się jednak tak zdarzy, walka przekształci się w wojnę islamu z Zachodem. To pozwoliłoby Saddamowi na sprowokowanie Izraela do przystąpienia do działań wojennych poprzez bezpośredni atak na ten kraj (być może przy użyciu broni biologicznej lub chemicznej). Długa, trwająca przeszło sześć miesięcy wojna, może również być trudna do zaakceptowania przez najważniejszych sprzymierzeńców - Rosję czy Chiny. Mimo że jest mało prawdopodobne, by te kraje wzięły w niej udział, jeszcze trudniej przypuścić, żeby przeciwstawiły się operacji wojskowej przeciw Saddamowi.
Zanim administracja Busha doprowadzi do konfrontacji z Irakiem, musi z największą dokładnością opracować strategię militarną. Poleganie wyłącznie na lotnictwie USA i siłach opozycyjnych może być niebezpieczne. Nie możemy ryzykować amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego i zdawać się na wsparcie sił lokalnej opozycji, które jeszcze nie istnieją i których umiejętności i zdolność bojowa nie są znane.
Drugim warunkiem wstępnym kampanii militarnej przeciw Irakowi jest jasne określenie jej następstw politycznych. Lokalna opozycja zapewne będzie składała się z mniejszości kurdyjskiej na północy i szyitów na południu kraju. Nawet jednak po włączeniu do niej sunnitów, którzy dominują w Iraku, musimy wysłać światu i społeczeństwu irackiemu wyraźny sygnał, że dezintegracja Iraku nie jest celem polityki amerykańskiej. Taka polityka nabiera tym większego znaczenia, że operacja militarna przeciw Irakowi będzie wymagała poparcia Turcji i cichej zgody Arabii Saudyjskiej. Żadne z tych państw zapewne nie podejmie współpracy, jeśli będzie podejrzewało, że w wyniku działań zbrojnych może powstać państwo kurdyjskie na północy i republika szyicka na południu Iraku. Jedynie perspektywa utworzenia struktury federalnej zjednoczonego Iraku daje gwarancje powodzenia akcji.
Przywódca Bush
Zbudowanie koalicji i znalezienie baz dla sił amerykańskich niewątpliwie nastręczy problemów. Drugi etap wojny z terroryzmem zapewne podzieli członków koalicji, mimo to będzie można zawrzeć przymierze do walki z Saddamem. Saddam nie ma przyjaciół w regionie Zatoki Perskiej. Wielka Brytania łatwo nie zrezygnuje ze swej przewodniej roli, jaką zyskała dzięki specjalnym stosunkom z USA. Niemcy nie przystąpią do opozycji wobec Stanów Zjednoczonych - zwłaszcza w roku wyborów do Bundestagu. To samo odnosi się do Rosji, Chin i Japonii. Zdecydowana postawa USA ma więc większe poparcie, niż się to powszechnie zakłada.
Mimo to drugi etap wojny będzie nieporównanie trudniejszy niż pierwszy. Opór, szczególnie w Iraku, będzie bardziej zdecydowany i zaciekły. Opozycja wobec takiej operacji militarnej w państwach sprzymierzonych może być hałaśliwa. Podstawową rolę w utrzymaniu raz przyjętego kursu będzie jednak odgrywała amerykańska opinia publiczna. W pozyskaniu jej dla drugiego etapu wojny z terroryzmem podstawową rolę odegra zdecydowane i subtelne przywództwo, które pozwoliło prezydentowi Bushowi skłonić Amerykanów do poparcia pierwszej fazy wojny z terroryzmem.
Gdy walki w Afganistanie dobiegają końca, warto pamiętać o słowach prezydenta George’a Busha, że są to pierwsze starcia długiej wojny. Uczyniono wiele, by zniszczyć powiązania między grupami terrorystycznymi a rządami, które popierają bądź tolerują terroryzm. Zdyskredytowano fundamentalizm islamski. Dzięki temu umiarkowany świat muzułmański może się przyłączyć do wojny z terroryzmem, zwłaszcza w obliczu zagrożenia ze strony Iraku Saddama Husajna.
Koniec negocjacji
Nadszedł czas na trzy powiązane z sobą działania. Po pierwsze, musimy polegać przede wszystkim na zabiegach dyplomatycznych i budowaniu koalicji, wychodząc z założenia, że los talibów będzie wystarczającą lekcją dla innych grup terrorystycznych. Po drugie, trzeba wymusić odpowiednie decyzje na państwach sprzyjających terrorystom bądź pracujących nad bronią masowego rażenia. Jeśli nasze naciski nie odniosą skutku, trzeba będzie rozpocząć akcję militarną. Po trzecie, należy się skupić na obaleniu rządów Saddama Husajna w Iraku, by poprawić sytuację w regionie i pokazać zdecydowaną postawę Stanów Zjednoczonych. Akcja taka będzie też wyraźnym sygnałem dla innych państw "hultajskich". Gdybyśmy się zawahali przed walką z Husajnem, świat powiedziałby, że podjęliśmy działania w Afganistanie, gdyż było to najsłabsze i najbardziej odległe centrum terrorystyczne.
Poleganie jedynie na dyplomacji to droga preferowana przez niektórych członków koalicji, którzy twierdzą, że kolejne cele w wojnie z terroryzmem mogą być osiągnięte dzięki konsultacjom oraz współpracy wywiadów i kontrwywiadów. Ale to byłoby powtórzeniem błędu, jaki USA popełniały w każdym konflikcie w ostatnich 50 latach. Błąd polegał na traktowaniu dyplomacji i działań militarnych jako odrębnych poczynań. Zakończenie operacji militarnych w Korei Północnej, Wietnamie i Zatoce Perskiej wywoływało dyplomatyczny pat. Saddam Husajn mógł użyć oddziałów Gwardii Republikańskiej, które nie zostały rozbite, do odzyskania swojej pozycji w Iraku i do torpedowania postanowień rozejmu.
Argument siły
Polityka antyterrorystyczna jest pustym słowem, jeśli nie stoi za nią groźba użycia siły. Dlatego w drugim etapie wojny z terroryzmem należy im przedstawić listę żądań z precyzyjnym określeniem czasu na ich wykonanie. Musi być ona poparta wiarygodną groźbą wymuszenia ich spełnienia. Czas jest najważniejszy. Drugi etap musi się zacząć, gdy pamięć o ataku 11 września na Stany Zjednoczone jest jeszcze świeża i siły zbrojne USA, rozmieszczone na polu walki, mogą wspierać wysiłki dyplomatyczne.
Nie należy tego drugiego etapu mylić z pacyfikacją Afganistanu. Celem strategicznym amerykańskiej operacji militarnej było zniszczenie baz terrorystów, co już w większości osiągnięto. Celem strategicznym następnej fazy wojny winno być zniszczenie światowej siatki terrorystycznej. Somalia i Jemen są często wymieniane jako kraje, przeciw którym mogą być prowadzone działania wojskowe. Decyzja powinna zależeć od tego, czy można
zidentyfikować organizacje, które mogą się stać obiektem ataku, czy w razie potrzeby siły amerykańskie będą mogły osiągnąć założone cele - jeśli rządy lokalne nie będą chciały lub nie będą mogły zwalczać terrorystów. Biorąc pod uwagę te ograniczenia, Stany Zjednoczone muszą zdecydować, czy taki atak będzie strategicznie opłacalny.
Dlaczego Irak?
Irackie niebezpieczeństwo wynika przede wszystkim z geopolityki. Nie chodzi o to, czy Irak jest odpowiedzialny za atak na USA, chociaż nie ulega wątpliwości, że nawiązane zostały kontakty między wywiadem irackim a jednym z głównych spiskowców. Rządy Saddama Husajna są nieprzejednanie antyamerykańskie i wrogie wobec niektórych sąsiadów. Irak posiada arsenały broni biologicznej i chemicznej; ponadto kraj ten pracuje nad bronią nuklearną. Saddam nie wypełnił swoich zobowiązań wobec ONZ, wyrzucając inspektorów międzynarodowych, mimo że zaakceptował konieczność ich obecności w czasie podpisywania rozejmu kończącego wojnę w Zatoce Perskiej. Nie istnieją ponadto żadne możliwości negocjacji między Waszyngtonem a Bagdadem, nie ma też żadnych podstaw do dawania wiary irackim obietnicom.
Saddam przetrwał wojnę w Zatoce Perskiej; jeśli pozostanie u władzy także po kampanii antyterrorystycznej, będzie głównym zagrożeniem dla pokoju na Bliskim Wschodzie. Jeśli weźmie się to pod uwagę, największym sukcesem drugiego etapu wojny z terroryzmem będzie doprowadzenie do tego, że Irak znów stanie się odpowiedzialnym państwem. Gdyby Irakiem rządzili politycy nie mający ambicji podbijania sąsiadów i skłonni do rezygnacji z broni masowego rażenia, stabilność regionu wzrosłaby niepomiernie. Inne reżimy, flirtujące z terrorystami lub po cichu, pod przymusem godzące się na ich działalność, zostałyby zmuszone do zaprzestania swoich praktyk.
Powinniśmy nalegać na kontynuowanie inspekcji ONZ, by wyeliminować irackie arsenały broni masowego rażenia. Inspektorzy muszą mieć nieograniczone prerogatywy dokonywania przeglądów i prawo do swobodnego poruszania się po kraju. Ale wprowadzenie w życie takich żądań może wymagać obalenia Saddama.
Szybko i zdecydowanie
Operacja zbrojna przeciw Saddamowi nie może trwać długo. Jeśli się jednak tak zdarzy, walka przekształci się w wojnę islamu z Zachodem. To pozwoliłoby Saddamowi na sprowokowanie Izraela do przystąpienia do działań wojennych poprzez bezpośredni atak na ten kraj (być może przy użyciu broni biologicznej lub chemicznej). Długa, trwająca przeszło sześć miesięcy wojna, może również być trudna do zaakceptowania przez najważniejszych sprzymierzeńców - Rosję czy Chiny. Mimo że jest mało prawdopodobne, by te kraje wzięły w niej udział, jeszcze trudniej przypuścić, żeby przeciwstawiły się operacji wojskowej przeciw Saddamowi.
Zanim administracja Busha doprowadzi do konfrontacji z Irakiem, musi z największą dokładnością opracować strategię militarną. Poleganie wyłącznie na lotnictwie USA i siłach opozycyjnych może być niebezpieczne. Nie możemy ryzykować amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego i zdawać się na wsparcie sił lokalnej opozycji, które jeszcze nie istnieją i których umiejętności i zdolność bojowa nie są znane.
Drugim warunkiem wstępnym kampanii militarnej przeciw Irakowi jest jasne określenie jej następstw politycznych. Lokalna opozycja zapewne będzie składała się z mniejszości kurdyjskiej na północy i szyitów na południu kraju. Nawet jednak po włączeniu do niej sunnitów, którzy dominują w Iraku, musimy wysłać światu i społeczeństwu irackiemu wyraźny sygnał, że dezintegracja Iraku nie jest celem polityki amerykańskiej. Taka polityka nabiera tym większego znaczenia, że operacja militarna przeciw Irakowi będzie wymagała poparcia Turcji i cichej zgody Arabii Saudyjskiej. Żadne z tych państw zapewne nie podejmie współpracy, jeśli będzie podejrzewało, że w wyniku działań zbrojnych może powstać państwo kurdyjskie na północy i republika szyicka na południu Iraku. Jedynie perspektywa utworzenia struktury federalnej zjednoczonego Iraku daje gwarancje powodzenia akcji.
Przywódca Bush
Zbudowanie koalicji i znalezienie baz dla sił amerykańskich niewątpliwie nastręczy problemów. Drugi etap wojny z terroryzmem zapewne podzieli członków koalicji, mimo to będzie można zawrzeć przymierze do walki z Saddamem. Saddam nie ma przyjaciół w regionie Zatoki Perskiej. Wielka Brytania łatwo nie zrezygnuje ze swej przewodniej roli, jaką zyskała dzięki specjalnym stosunkom z USA. Niemcy nie przystąpią do opozycji wobec Stanów Zjednoczonych - zwłaszcza w roku wyborów do Bundestagu. To samo odnosi się do Rosji, Chin i Japonii. Zdecydowana postawa USA ma więc większe poparcie, niż się to powszechnie zakłada.
Mimo to drugi etap wojny będzie nieporównanie trudniejszy niż pierwszy. Opór, szczególnie w Iraku, będzie bardziej zdecydowany i zaciekły. Opozycja wobec takiej operacji militarnej w państwach sprzymierzonych może być hałaśliwa. Podstawową rolę w utrzymaniu raz przyjętego kursu będzie jednak odgrywała amerykańska opinia publiczna. W pozyskaniu jej dla drugiego etapu wojny z terroryzmem podstawową rolę odegra zdecydowane i subtelne przywództwo, które pozwoliło prezydentowi Bushowi skłonić Amerykanów do poparcia pierwszej fazy wojny z terroryzmem.
Więcej możesz przeczytać w 4/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.