Aby korzystać z telewizora, już wkrótce trzeba będzie mieć doświadczenie w posługiwaniu się komputerem
Przyszły złe czasy dla telewizyjnych analfabetów, czyli dla tych wszystkich, którzy przyzwyczaili się słuchać telewizji, zamiast ją oglądać. Tak, tak myślę o większości z nas. Myślę o zwolennikach lektorskich szeptanek, czyli odczytywania listy dialogowej przez lektora podczas emisji zagranicznych seriali i filmów fabularnych. Myślę o głosie, który towarzyszy nam bez przerwy w domu, gdy jest włączony telewizor, i opowiada, co właśnie widać na ekranie. Dzięki temu systemowi nauczyliśmy się już nawet "oglądać" TV z drugiego pokoju. Coś tam sobie robimy - czytamy, gotujemy, strugamy, zależnie od upodobań i konieczności - i cały czas nadążamy za tym, "co było w TV", wiemy, jak się skończył film i co powiedziała Grażyna Szapołowska, wręczając nagrodę Jeremy’emu Ironsowi. Bez wysiłku jesteśmy zawsze na bieżąco.
Te czasy jednak mijają. Wchodzimy w nową erę, kiedy trzeba będzie siedzieć dokładnie naprzeciwko małego ekranu i czytać to, co się na nim pojawia! Telewizja ostatecznie przestaje bowiem udawać słuchowisko i staje się czymś w rodzaju interaktywnego komputera osobistego. Żeby z niej korzystać, będziemy już wkrótce musieli wykrzesać z siebie dużo więcej energii.
Już teraz coraz częściej ekran bywa podzielony na kilka części: na jednej kończy się film, na drugiej oglądamy zapowiedzi programowe; na jednej pokazywane są walki w Afganistanie, na drugiej przesuwa się wąż liter przynoszących aktualne informacje z giełdy albo nawet na jednej części oglądamy teledysk, na drugiej wiadomości z list przebojów, na trzeciej SMS-owy koncert życzeń od telewidzów, a na czwartej... Wcale nie przesadzam. Sprawdźcie państwo sami, co się dzieje, gdy włączycie nową telewizję Viva Plus!
Koniec z linearnością narracji. Koniec ze słuchaniem telewizji. Żaden lektor nie potrafiłby przecież poinformować w logiczny sposób o tym, co jednocześnie dzieje się w różnych częściach ekranu. Słuchacze muszą wrócić do radia, a przed ekranami telewizorów już wkrótce będzie miejsce tylko dla tych, którzy traktują je jak domowe interaktywne komputery. Wszystkie na nowo formatowane kanały telewizyjne decydują się dziś na podział ekranu i symultaniczne przekazywanie wielu treści. Wygląda to jak scena średniowiecznego teatru, tzw. terencjanka, na której przedstawiano jednocześnie kilka miejsc akcji, w których odbywały się niezależne od siebie zdarzenia dziejące się w tym samym czasie.
To, co w teatrze jest częścią jego historii związaną ze średniowieczem, w telewizji wygląda na rewolucyjny zwrot pokazujący drogę w XXI wiek. Z jednej strony to ostateczne porzucenie nadziei, że ekran telewizora kiedykolwiek zastąpi ekran kinowy, z drugiej strony (ta wiadomość jest niczym wyrok dla dużej części starszej wiekiem telewidowni) musimy pogodzić się z faktem, że aby umieć korzystać z telewizora, już wkrótce trzeba będzie mieć doświadczenie w posługiwaniu się komputerem. Jest jednak i trzecia strona, miła - jak sądzę - intelektualistom, od lat krzywiącym się na telewizję. Otóż, telewizja bezwzględnie zażądała od nas, byśmy umieli czytać. I to szybko, rozumiejąc skróty, korzystając z podzielności uwagi. Biada analfabetom! Te wszystkie przesuwające się przez ekran napisy niosą coraz ważniejsze treści. Coraz trudniej je ignorować. Coraz bardziej ignorować się nie opłaca!
Czyżby więc nowoczesna telewizja była środkiem komunikacji tylko dla wyedukowanych, inteligentnych ludzi? Tak może się stać, przynajmniej jeśli idzie o jej najbardziej twórcze i nowoczesne kanały. Zresztą, coraz częściej widać telewizyjne umizgi do intelektualistów. Ostatnio zaproszono ich do... domu Wielkiego Brata. I to nie po to, żeby go sobie obejrzeli, ale aby dali się w nim zamknąć! Jak doniosło pismo "Observer", francuska stacja publiczna La Cinq zorganizowała program "Vous Connaissez la Nouvelle", w którym zamknęła w domu czterech pisarzy (dwie kobiety, dwóch mężczyzn), każąc im napisać dziesięciostronicowy konspekt powieści. Mają cztery pokoje, cztery książki do napisania, cztery silne osobowości i... jeden komputer. I są filmowani przez 24 godziny na dobę! Po czterech dniach każdy z nich oddaje rezultat swojej pracy oraz broni go w rozmowie ze znaną osobistością. Po co to wszystko? Antoine Henriquet, rzecznik programu, wyjaśnia, że chodziło o zainteresowanie telewidzów literaturą, która jest ostatnio niesłusznie lekceważona.
Co za pomysł! Aż mi się zrobiło ciepło na myśl o polskiej wersji tego programu. Kogo bym chciał zamknąć na cztery dni? Może Manuelę Gretkowską i Andrzeja Stasiuka? I może jeszcze Jerzego Pilcha, koniecznie z Joanną Chmielewską. Albo Olgę Tokarczuk i Janusza L. Wiśniewskiego, autora bestsellerowej powieści "Samotność w sieci". Nie odchodziłbym od telewizora przez cztery doby! I nagrałbym wszystko na wideo! No i wyobrażam sobie te miny moich elegancko-inteligentnych znajomych, przyznających ze wstydem, że w nocy przysnęli i przespali najciekawszy fragment reality show...
Te czasy jednak mijają. Wchodzimy w nową erę, kiedy trzeba będzie siedzieć dokładnie naprzeciwko małego ekranu i czytać to, co się na nim pojawia! Telewizja ostatecznie przestaje bowiem udawać słuchowisko i staje się czymś w rodzaju interaktywnego komputera osobistego. Żeby z niej korzystać, będziemy już wkrótce musieli wykrzesać z siebie dużo więcej energii.
Już teraz coraz częściej ekran bywa podzielony na kilka części: na jednej kończy się film, na drugiej oglądamy zapowiedzi programowe; na jednej pokazywane są walki w Afganistanie, na drugiej przesuwa się wąż liter przynoszących aktualne informacje z giełdy albo nawet na jednej części oglądamy teledysk, na drugiej wiadomości z list przebojów, na trzeciej SMS-owy koncert życzeń od telewidzów, a na czwartej... Wcale nie przesadzam. Sprawdźcie państwo sami, co się dzieje, gdy włączycie nową telewizję Viva Plus!
Koniec z linearnością narracji. Koniec ze słuchaniem telewizji. Żaden lektor nie potrafiłby przecież poinformować w logiczny sposób o tym, co jednocześnie dzieje się w różnych częściach ekranu. Słuchacze muszą wrócić do radia, a przed ekranami telewizorów już wkrótce będzie miejsce tylko dla tych, którzy traktują je jak domowe interaktywne komputery. Wszystkie na nowo formatowane kanały telewizyjne decydują się dziś na podział ekranu i symultaniczne przekazywanie wielu treści. Wygląda to jak scena średniowiecznego teatru, tzw. terencjanka, na której przedstawiano jednocześnie kilka miejsc akcji, w których odbywały się niezależne od siebie zdarzenia dziejące się w tym samym czasie.
To, co w teatrze jest częścią jego historii związaną ze średniowieczem, w telewizji wygląda na rewolucyjny zwrot pokazujący drogę w XXI wiek. Z jednej strony to ostateczne porzucenie nadziei, że ekran telewizora kiedykolwiek zastąpi ekran kinowy, z drugiej strony (ta wiadomość jest niczym wyrok dla dużej części starszej wiekiem telewidowni) musimy pogodzić się z faktem, że aby umieć korzystać z telewizora, już wkrótce trzeba będzie mieć doświadczenie w posługiwaniu się komputerem. Jest jednak i trzecia strona, miła - jak sądzę - intelektualistom, od lat krzywiącym się na telewizję. Otóż, telewizja bezwzględnie zażądała od nas, byśmy umieli czytać. I to szybko, rozumiejąc skróty, korzystając z podzielności uwagi. Biada analfabetom! Te wszystkie przesuwające się przez ekran napisy niosą coraz ważniejsze treści. Coraz trudniej je ignorować. Coraz bardziej ignorować się nie opłaca!
Czyżby więc nowoczesna telewizja była środkiem komunikacji tylko dla wyedukowanych, inteligentnych ludzi? Tak może się stać, przynajmniej jeśli idzie o jej najbardziej twórcze i nowoczesne kanały. Zresztą, coraz częściej widać telewizyjne umizgi do intelektualistów. Ostatnio zaproszono ich do... domu Wielkiego Brata. I to nie po to, żeby go sobie obejrzeli, ale aby dali się w nim zamknąć! Jak doniosło pismo "Observer", francuska stacja publiczna La Cinq zorganizowała program "Vous Connaissez la Nouvelle", w którym zamknęła w domu czterech pisarzy (dwie kobiety, dwóch mężczyzn), każąc im napisać dziesięciostronicowy konspekt powieści. Mają cztery pokoje, cztery książki do napisania, cztery silne osobowości i... jeden komputer. I są filmowani przez 24 godziny na dobę! Po czterech dniach każdy z nich oddaje rezultat swojej pracy oraz broni go w rozmowie ze znaną osobistością. Po co to wszystko? Antoine Henriquet, rzecznik programu, wyjaśnia, że chodziło o zainteresowanie telewidzów literaturą, która jest ostatnio niesłusznie lekceważona.
Co za pomysł! Aż mi się zrobiło ciepło na myśl o polskiej wersji tego programu. Kogo bym chciał zamknąć na cztery dni? Może Manuelę Gretkowską i Andrzeja Stasiuka? I może jeszcze Jerzego Pilcha, koniecznie z Joanną Chmielewską. Albo Olgę Tokarczuk i Janusza L. Wiśniewskiego, autora bestsellerowej powieści "Samotność w sieci". Nie odchodziłbym od telewizora przez cztery doby! I nagrałbym wszystko na wideo! No i wyobrażam sobie te miny moich elegancko-inteligentnych znajomych, przyznających ze wstydem, że w nocy przysnęli i przespali najciekawszy fragment reality show...
Więcej możesz przeczytać w 4/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.