"Życie polega na reklamie" - mawiał Alfred Henry Heineken, twórca potęgi jednego z największych browarów i najbogatszy człowiek Holandii
Jak stworzono heinekena
Zmarł w wieku 78 lat w swojej posiadłości w Noordwijk. "Śmierć nie jest taka zła, przecież nie tak źle było przed naszym urodzeniem" - przekonywał w jednym z wywiadów. Na stanowisku prezesa Heineken Holding ma go zastąpić córka - Charlne de Carvalho.
Zawsze Heineken
Jeśli w najdalszym zakątku świata na pytanie: "Jakie piwo można zamówić", kelner odpowiada: "I’m sorry, we have only Heineken" - jest to niewątpliwie zasługa dziadka Alfreda. Marka Heineken obecna jest w 170 krajach! Holding dorobił się 110 browarów w 50 państwach. Alfred Heineken zgromadził majątek, którego wartość sięga 3,6 mld dolarów. Mając takie wyniki, mawiał całkiem serio: "Ja nie sprzedaję piwa - sprzedaję ciepło".
Urodził się w 1923 r. w Amsterdamie. Jego ojciec był pierwszym piwowarem, który po zakończeniu w USA prohibicji przewoził piwo statkami przez ocean. Młody Heineken pracę w rodzinnym browarze rozpoczął w wieku 18 lat od noszenia worków z jęczmieniem. Później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zatrudnił się w dziale reklamy amerykańskiego importera piwa i gdzie poznał swą późniejszą żonę Lucille Cummins. Do Europy wracał z pomysłem na resztę życia. Docenił siłę promocji i marketingu w czasach, kiedy były to jeszcze pojęcia dość abstrakcyjne. Potajemnie wykupił rodzinne udziały w browarze, których wcześniej pozbył się jego ojciec. To był początek drogi. Modernizacja firmy trwała pół wieku. Był jej prezesem, przewodniczącym rady nadzorczej i spiritus movens całego przedsięwzięcia. Wymyślił zielone barwy piwa, "uśmiechniętą" literę "e" w logo browaru. Tworzenie magii marki stało się treścią jego życia. W Holandii został wybrany na Człowieka Reklamy Stulecia, a na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes został Człowiekiem Reklamy Roku 1995.
- Piwo Heineken zdobyło świat w puszce. To wielki sukces marketingowy. Powiedzmy sobie jednak szczerze: żaden szanujący się smakosz piwa nie weźmie do ręki puszki. Jeśli ta firma nie zmieni swej strategii i nie zacznie sprzedawać piwa z tzw. kija, pozostanie napojem dla wszystkich jak coca-cola, ale nie zdobędzie względów prawdziwych koneserów tego trunku - mówi Leszek Mazan, krakowski dziennikarz, znawca piwa.
Reklama totalna
Nie jest pewne, czy Alfred Heineken równie skutecznie jak piwo sprzedawałby margarynę, ale nie ulega wątpliwości, że smarowano by nią chleb na wszystkich kontynentach. Freddy - jak zwracali się do niego przyjaciele - bliski był ideałowi homo universalis, pasjonował się muzyką, architekturą, filmem, fotografią. Ustanowił nagrody pieniężne za pionierskie prace naukowe w dziedzinie biochemii i biofizyki, założył fundację przyznającą raz na cztery lata nagrody za osiągnięcia w nauce i sztuce. Swą aktywność w życiu publicznym ograniczył dopiero po uprowadzeniu, którego padł ofiarą w 1983 r. Porywacze przetrzymywali go przez trzy tygodnie; domagali się 35 mln guldenów okupu. Nie jest dokładnie znany finał tego wydarzenia, w tajemnicy utrzymywana jest wiadomość, czy okup został zapłacony. Prawdopodobnie część pieniędzy przekazano porywaczom, jednak nie podano na ten temat żadnej informacji. Wiadomo jedynie, że Heineken wyszedł z opresji bez szwanku.
Jak to się stało, że piwo Heinekena podbiło świat? Freddy był zawsze o krok przed rywalami z konkurencji i nie zwalniał tempa mimo upływających lat. Rodzinną firmę przekształcił w globalną korporację, nie tracąc nad nią kontroli. Nie interesowała go Holandia, Europa, Ameryka; interesował go świat. Jeden ze sloganów reklamowych Heinekena zapewniał: "Wino podróżuje z południa na północ, piwo podróżuje z północy na południe". W 1968 r. doprowadził do fuzji z browarem Amstel (dziś obok Heinekena i piwa Murphy’s jest to jedna z trzech marek globalnych koncernu). W latach 70. i 80. zdobył Europę i Amerykę Łacińską. Był reklamowym geniuszem. Twórcom przygód Jamesa Bonda zapłacił 7 mln dolarów, by agent jej królewskiej mości popijał po brawurowych akcjach heinekena. Doprowadził do podpisania kontraktu z siecią restauracji Planet Hollywood, należącą do znanych gwiazd filmu. Niedawno świat obiegła informacja, że Amie Cooper, instruktorka gimnastyki z Hampshire w Wielkiej Brytanii, wlała heinekena do baku starego auta, w którym zabrakło benzyny. Freddy chciał najpewniej nas przekonać, że wracając od przyjaciół do domu, warto mieć w bagażniku nie tylko pełen kanister.
Zmarł w wieku 78 lat w swojej posiadłości w Noordwijk. "Śmierć nie jest taka zła, przecież nie tak źle było przed naszym urodzeniem" - przekonywał w jednym z wywiadów. Na stanowisku prezesa Heineken Holding ma go zastąpić córka - Charlne de Carvalho.
Zawsze Heineken
Jeśli w najdalszym zakątku świata na pytanie: "Jakie piwo można zamówić", kelner odpowiada: "I’m sorry, we have only Heineken" - jest to niewątpliwie zasługa dziadka Alfreda. Marka Heineken obecna jest w 170 krajach! Holding dorobił się 110 browarów w 50 państwach. Alfred Heineken zgromadził majątek, którego wartość sięga 3,6 mld dolarów. Mając takie wyniki, mawiał całkiem serio: "Ja nie sprzedaję piwa - sprzedaję ciepło".
Urodził się w 1923 r. w Amsterdamie. Jego ojciec był pierwszym piwowarem, który po zakończeniu w USA prohibicji przewoził piwo statkami przez ocean. Młody Heineken pracę w rodzinnym browarze rozpoczął w wieku 18 lat od noszenia worków z jęczmieniem. Później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zatrudnił się w dziale reklamy amerykańskiego importera piwa i gdzie poznał swą późniejszą żonę Lucille Cummins. Do Europy wracał z pomysłem na resztę życia. Docenił siłę promocji i marketingu w czasach, kiedy były to jeszcze pojęcia dość abstrakcyjne. Potajemnie wykupił rodzinne udziały w browarze, których wcześniej pozbył się jego ojciec. To był początek drogi. Modernizacja firmy trwała pół wieku. Był jej prezesem, przewodniczącym rady nadzorczej i spiritus movens całego przedsięwzięcia. Wymyślił zielone barwy piwa, "uśmiechniętą" literę "e" w logo browaru. Tworzenie magii marki stało się treścią jego życia. W Holandii został wybrany na Człowieka Reklamy Stulecia, a na Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes został Człowiekiem Reklamy Roku 1995.
- Piwo Heineken zdobyło świat w puszce. To wielki sukces marketingowy. Powiedzmy sobie jednak szczerze: żaden szanujący się smakosz piwa nie weźmie do ręki puszki. Jeśli ta firma nie zmieni swej strategii i nie zacznie sprzedawać piwa z tzw. kija, pozostanie napojem dla wszystkich jak coca-cola, ale nie zdobędzie względów prawdziwych koneserów tego trunku - mówi Leszek Mazan, krakowski dziennikarz, znawca piwa.
Reklama totalna
Nie jest pewne, czy Alfred Heineken równie skutecznie jak piwo sprzedawałby margarynę, ale nie ulega wątpliwości, że smarowano by nią chleb na wszystkich kontynentach. Freddy - jak zwracali się do niego przyjaciele - bliski był ideałowi homo universalis, pasjonował się muzyką, architekturą, filmem, fotografią. Ustanowił nagrody pieniężne za pionierskie prace naukowe w dziedzinie biochemii i biofizyki, założył fundację przyznającą raz na cztery lata nagrody za osiągnięcia w nauce i sztuce. Swą aktywność w życiu publicznym ograniczył dopiero po uprowadzeniu, którego padł ofiarą w 1983 r. Porywacze przetrzymywali go przez trzy tygodnie; domagali się 35 mln guldenów okupu. Nie jest dokładnie znany finał tego wydarzenia, w tajemnicy utrzymywana jest wiadomość, czy okup został zapłacony. Prawdopodobnie część pieniędzy przekazano porywaczom, jednak nie podano na ten temat żadnej informacji. Wiadomo jedynie, że Heineken wyszedł z opresji bez szwanku.
Jak to się stało, że piwo Heinekena podbiło świat? Freddy był zawsze o krok przed rywalami z konkurencji i nie zwalniał tempa mimo upływających lat. Rodzinną firmę przekształcił w globalną korporację, nie tracąc nad nią kontroli. Nie interesowała go Holandia, Europa, Ameryka; interesował go świat. Jeden ze sloganów reklamowych Heinekena zapewniał: "Wino podróżuje z południa na północ, piwo podróżuje z północy na południe". W 1968 r. doprowadził do fuzji z browarem Amstel (dziś obok Heinekena i piwa Murphy’s jest to jedna z trzech marek globalnych koncernu). W latach 70. i 80. zdobył Europę i Amerykę Łacińską. Był reklamowym geniuszem. Twórcom przygód Jamesa Bonda zapłacił 7 mln dolarów, by agent jej królewskiej mości popijał po brawurowych akcjach heinekena. Doprowadził do podpisania kontraktu z siecią restauracji Planet Hollywood, należącą do znanych gwiazd filmu. Niedawno świat obiegła informacja, że Amie Cooper, instruktorka gimnastyki z Hampshire w Wielkiej Brytanii, wlała heinekena do baku starego auta, w którym zabrakło benzyny. Freddy chciał najpewniej nas przekonać, że wracając od przyjaciół do domu, warto mieć w bagażniku nie tylko pełen kanister.
Więcej możesz przeczytać w 4/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.