Spotkanie internetowe z KRZYSZTOFEM KRAWCZYKIEM
Andrzej Kropiwnicki: Czy jest pan zadowolony ze wszystkiego, co robił pan na estradzie?
Krzysztof Krawczyk: Gdybym mógł coś powtórzyć, na pewno nie pojawiłbym się w programie "Disco relax", co przyniosło mi sukces finansowy, ale kosztowało utratę popularności. Kiedy jednak patrzę na płyty - dwanaście złotych i dwie platynowe - myślę, że czasu nie traciłem.
Kolokolo: Trubadurzy, disco polo, teraz bałkański folk. Co pan tak naprawdę gra?
- Muzykę taneczną. Trubadurzy to był wspaniały początek, a Bregović stanie się, mam nadzieję, kamieniem milowym na drodze dalszej kariery. A tak w ogóle to Goran nie gra bałkańskiego folku, lecz krzyżówkę muzyki ludowej z całej Europy. Jeśli chodzi o disco polo, to ani o "teściowej klozetowej", ani o "majteczkach w kropeczki", ani o "ukochanych pieniążkach" Krawczyk nigdy nie śpiewał. Nie mam nic wspólnego z disco polo. Jeśli ktoś mnie z tym łączy, powinien iść do laryngologa. To może być pierwszy objaw głuchoty.
Kolokolo: Jest pan jednak kojarzony z disco polo i kariery pan nie zrobi!
- Karierę to ja już zrobiłem! I wcale na tym nie poprzestaję. Idę do przodu.
Kucyk: Bregović co rusz występuje z kimś w duecie. Czy to znaczy, że sam już się kończy i potrzebuje wsparcia?
- To nie są duety. Nie śpiewam ani jednego utworu wspólnie z Goranem. To raczej spółka - kompozytor i śpiewak. W naszym światku trudno jednoznacznie powiedzieć, kto komu pomaga w danym momencie, ale w wypadku mnie i Kayah sprawa jest jasna - to Goran pomógł nam.
Michcio: Kiedy ruszy pan w trasę koncertową z Bregoviciem?
- Planowaliśmy ruszyć jesienią 2001 r., ale przełożyliśmy to na kwiecień 2002 r. Mieliś-my trochę kłopotów ze sponsorami. Zażądali, żebyśmy wylansowali jeszcze jeden albo dwa utwory z naszej wspólnej płyty. Jeśli nam się to uda, koncerty się odbędą. Jeśli nie, nie ma szans. Jestem dobrej myśli. Pewne jest za to co innego: jesienią wychodzi mój nowy album. Już własny. Bez żadnych podpórek.
Kix: Lubi pan Bregovicia?
- Gdyby Goran mieszkał w Polsce, bylibyśmy przyjaciółmi.
e-ryk: Dlaczego śpiewa pan, że przed Jezusem rozstępują się fale jeziora? On przecież chodził po wodzie.
- Źle pan zrozumiał tekst, ale pocieszę pana: też miałem zastrzeżenia do tego sformułowania i kilku podobnych. Myślę jednak, że wyczuwam dramaturgię wiersza i wiem, co autor chciał w nim powiedzieć.
Miki: Ćwiczy pan jeszcze głos, czy jak Jordan wychodzi z założenia, że zawodowcy nie muszą trenować?
- Nie mogę zupełnie odpuś-cić, bo struny głosowe na starość wiotczeją i trzeba czasami trochę poryczeć, żeby całkiem nie sflaczały. Ale bez przesady. Mój warsztat wokalny jest taki, jaki jest. Nie poprawią go zbyt intensywne ćwiczenia i raczej nie zaszkodzi mu lenistwo.
Loop: Co było w szkatułce, z którą wpadł pan pod nogi papieża?
- Komplet płyt o charakterze religijnym. Nie tylko wpadłem: odniosłem sukces! Udało mi się przekazać szkatułkę Ojcu Świętemu. Co prawda, tylko dzięki pomocy nieżyjącego już biskupa Jana Chrapka. Ustawił się więc za mną i walnął mnie kolanem w pewną część ciała tak, że wypadłem prosto pod nogi papieża.
Kataryna: Podobno wydaje pan dużo pieniędzy na różne szlachetne cele. Altruizm czy autopromocja?
- W moim domu najpopularniejszą książką jest Biblia. Często ją czytam i jestem jej wierny. Dlatego zawsze staram się pomagać potrzebującym.
Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.