Nie łudźmy się, że będą spektakularne efekty ścigania korupcji. Za rękę da się złapać nielicznych
- Gdy kilka lat temu wybuchła głośna sprawa inwestowania firm państwowych w spółkę Polisa, wszystkich interesowały tylko znane nazwiska udziałowców (raczej udziałowczyń). Mało kto pytał wtedy o sprawę najważniejszą - o to, dlaczego nie określono zasad inwestowania majątku państwowego w prywatne spółki.
Podobnie było dwa lata temu przy okazji tzw. afery żelatynowej: zastanawiano się, kto komu pomagał i kogo popierał, mniej było natomiast zainteresowania patologicznym systemem kontyngentów i koncesji w handlu zagranicznym. W tym systemie, obszernie opisanym w raporcie NIK, trudno było wyjaśnić, dlaczego niektóre kontyngenty w ogóle ustanowiono. Łatwiej było powiedzieć dla kogo.
W publicznych dyskusjach o walce z korupcją eksponowany jest wątek odpowiedzialności. Kto kogo skorumpował, kto dał, a kto wziął łapówkę, ile kosztuje załatwienie sprawy w tym urzędzie, a ile w innym. Owszem, odpowiedzialność osobista jest bardzo ważna. Nie łudźmy się jednak, że będą spektakularne efekty ścigania korupcji. Za rękę da się złapać nielicznych. Nawet jeśli się ich potem surowo i przykładnie ukarze, będzie to karanie na pokaz, czyli nieskuteczne. Zwykle układ łapowniczy otoczony jest zmową milczenia zarówno dającego, jak i biorącego łapówki. Dlatego od ścigania i karania konkretnych przejawów korupcji ważniejsze jest systematyczne ograniczanie sprzyjających jej okoliczności. Powinno być jak najmniej sytuacji, w których załatwianie jakiejś sprawy zależy od woli urzędnika. Sprawniejsza i bardziej aktywna powinna być kontrola wewnętrzna w administracji publicznej. Egzekwowana być musi odpowiedzialność osobista urzędników, nie tylko w sensie prawnokarnym, ale przede wszystkim służbowym. O wiele gorzej jest pod tym względem w samorządach niż w administracji państwowej. Nierzetelnego urzędnika państwowego łatwo pozbawić stanowiska, jeśli udowodni mu się naruszenie prawa. Nieuczciwego urzędnika samorządowego trudno się pozbyć, jeśli stoi za nim większość radnych.
Ogłoszony ostatnio zbiorczy raport NIK na temat zagrożeń korupcją w Polsce, oparty na wynikach kilkudziesięciu kontroli z ostatnich pięciu lat, wskazuje miejsca najbardziej zagrożone. Prywatyzacja, gospodarowanie majątkiem publicznym, zamówienia publiczne, funkcjonowanie służb celnych, fundusze celowe i agencje, działalność policji. W każdym z tych obszarów wskazano, jakie działania należy podjąć, żeby zjawisko korupcji ograniczyć. Prywatyzacja wymaga na przykład pilnego wprowadzenia systemu niezależnej weryfikacji wycen majątku, zbyt wiele już bowiem straciliśmy na zaniżaniu jego wartości. Proste zmiany organizacyjne powinny doprowadzić do ograniczenia korupcji w służbach celnych. Można też znacznie zmniejszyć zagrożenie korupcją w policji drogowej, wzmacniając nadzór nad patrolami i nie dopuszczając do tego, by policjant był równocześnie kasjerem. Wiele można zmienić pod warunkiem, że nie zabraknie woli i determinacji w doprowadzeniu do tych zmian.
Podobnie było dwa lata temu przy okazji tzw. afery żelatynowej: zastanawiano się, kto komu pomagał i kogo popierał, mniej było natomiast zainteresowania patologicznym systemem kontyngentów i koncesji w handlu zagranicznym. W tym systemie, obszernie opisanym w raporcie NIK, trudno było wyjaśnić, dlaczego niektóre kontyngenty w ogóle ustanowiono. Łatwiej było powiedzieć dla kogo.
W publicznych dyskusjach o walce z korupcją eksponowany jest wątek odpowiedzialności. Kto kogo skorumpował, kto dał, a kto wziął łapówkę, ile kosztuje załatwienie sprawy w tym urzędzie, a ile w innym. Owszem, odpowiedzialność osobista jest bardzo ważna. Nie łudźmy się jednak, że będą spektakularne efekty ścigania korupcji. Za rękę da się złapać nielicznych. Nawet jeśli się ich potem surowo i przykładnie ukarze, będzie to karanie na pokaz, czyli nieskuteczne. Zwykle układ łapowniczy otoczony jest zmową milczenia zarówno dającego, jak i biorącego łapówki. Dlatego od ścigania i karania konkretnych przejawów korupcji ważniejsze jest systematyczne ograniczanie sprzyjających jej okoliczności. Powinno być jak najmniej sytuacji, w których załatwianie jakiejś sprawy zależy od woli urzędnika. Sprawniejsza i bardziej aktywna powinna być kontrola wewnętrzna w administracji publicznej. Egzekwowana być musi odpowiedzialność osobista urzędników, nie tylko w sensie prawnokarnym, ale przede wszystkim służbowym. O wiele gorzej jest pod tym względem w samorządach niż w administracji państwowej. Nierzetelnego urzędnika państwowego łatwo pozbawić stanowiska, jeśli udowodni mu się naruszenie prawa. Nieuczciwego urzędnika samorządowego trudno się pozbyć, jeśli stoi za nim większość radnych.
Ogłoszony ostatnio zbiorczy raport NIK na temat zagrożeń korupcją w Polsce, oparty na wynikach kilkudziesięciu kontroli z ostatnich pięciu lat, wskazuje miejsca najbardziej zagrożone. Prywatyzacja, gospodarowanie majątkiem publicznym, zamówienia publiczne, funkcjonowanie służb celnych, fundusze celowe i agencje, działalność policji. W każdym z tych obszarów wskazano, jakie działania należy podjąć, żeby zjawisko korupcji ograniczyć. Prywatyzacja wymaga na przykład pilnego wprowadzenia systemu niezależnej weryfikacji wycen majątku, zbyt wiele już bowiem straciliśmy na zaniżaniu jego wartości. Proste zmiany organizacyjne powinny doprowadzić do ograniczenia korupcji w służbach celnych. Można też znacznie zmniejszyć zagrożenie korupcją w policji drogowej, wzmacniając nadzór nad patrolami i nie dopuszczając do tego, by policjant był równocześnie kasjerem. Wiele można zmienić pod warunkiem, że nie zabraknie woli i determinacji w doprowadzeniu do tych zmian.
Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.