Od ponad 30 lat wlecze się postępowanie o podział majątku przed sądem w Poznaniu
Codziennie dwieście listów ze skargami na polski wymiar sprawiedliwości dociera do trybunału w Strasburgu
Zmęczeni opieszałością sądu powodowie wnieśli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. 25 lat trwało podobne postępowanie w sprawie małżonków H. z Wrocławia. Tę sprawę Polska już przegrała przed trybunałem. "Tylko" 11 lat i 5 miesięcy ciągnęło się postępowanie w sprawie Zofii C. ze Skierniewic. I w tej sprawie trybunał orzekł naruszenie przez Polskę Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka.
"Ze stoma sprawami dotyczącymi lżenia władzy, czyli nazywania złodziei złodziejami", zamierza się odwołać do trybunału w Strasburgu także Andrzej Lepper. Powołuje się on na orzeczenie trybunału w sprawie byłego kanclerza Austrii Brunona Kreisky’ego. W 1975 r. Peter Lingens w austriackim piśmie "Profil" zarzucił Kreisky’emu, że wziął w obronę polityka podejrzanego o przynależność do SS. Kreisky wystąpił z oskarżeniem prywatnym. Sąd skazał dziennikarza na grzywnę. Peter Lingens odwołał się do Trybunału Europejskiego. W 1986 r. trybunał przyznał dziennikarzowi rację. "Polityk wystawia się w nieunikniony sposób, świadomie, na uważną kontrolę swych zachowań i postępków zarówno przez dziennikarzy, jak i publiczność" - napisano w sentencji orzeczenia trybunału.
Państwo bezprawia
W 2001 r. 1763 obywateli RP wniosło prawomocną skargę do trybunału. Pod względem liczby skarżących krajowy wymiar sprawiedliwości do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zajęliśmy drugie miejsce - po Rosji (2108 skarg). Za Polską znalazła się Francja (1117 skarg). Prześcignęliśmy zdecydowanie również Włochy - państwo, które na forum Rady Europy zostały uznane za permanentnie naruszające prawo swoich obywateli do rzetelnego i sprawnego postępowania sądowego. Mało tego - codziennie do Strasburga dociera około 800 listów od obywateli państw europejskich, z czego prawie 200 jest wysyłanych z Polski. Listy te zawierają skargi na nasz wymiar sprawiedliwości, lecz większość nie spełnia formalnych kryteriów (nie wykorzystano wszystkich środków odwoławczych w Polsce).
Oznacza to, że polski wymiar sprawiedliwości nie zapewnia obywatelom prawa do sprawiedliwego sądu, co jest niezgodne z konstytucją i międzynarodowymi zobowiązaniami. Oznacza to też podważenie zaufania obywateli do Rzeczypospolitej - nie spełniającej norm państwa prawa.
Sędzia na pół etatu
Z najnowszego raportu NIK o sądach wynika, że od 1 stycznia do 30 września 2000 r. sądy umorzyły z powodu tzw. upływu karalności 601 spraw. W roku 2001 przedawniło się też 5 tys. wykroczeń. W warszawskim Sądzie Rejonowym zalega najwięcej nie rozpoznanych spraw karnych - ponad 16 tys. Aż dwieście z nich zagrożonych jest przedawnieniem. A będzie jeszcze gorzej. Ze względu na wymóg konstytucyjny jednego dnia - 17 października 2001 r. - do nowo utworzonych wydziałów grodzkich trafiło w całej Polsce 112 tys. spraw o wykroczenia. Przekazały je kolegia, które wówczas przestały istnieć. Jednocześnie stale rośnie liczba spraw rozpatrywanych przez sądy. W 1999 r. było ich 6,6 mln, rok później - już 7,4 mln. Przybywa też spraw z poprzednich lat - w 2001 r. było ich prawie 2 mln. Polska Temida jest więc praktycznie sparaliżowana. Nic dziwnego, że w ciągu ostatnich czterech lat - jak wynika z badań CBOS - aż o 15 proc. wzrosła liczba osób źle oceniających wymiar sprawiedliwości - do 67 proc.
W naszym wymiarze sprawiedliwości pracuje ponad 8 tys. sędziów, czyli dwa razy więcej niż na przykład we Francji. W Polsce 17 sędziów przypada na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w USA i Szwecji - czterech, a w Wielkiej Brytanii - dwóch. Mamy tylko o 40 proc. mniej sędziów niż Stany Zjednoczone, podczas gdy mieszka tam ponadsześciokrotnie więcej ludzi niż w Polsce. Mimo tak dużej liczby sędziów wymiar sprawiedliwości jest niewydolny. Powód? Efektywność pracy sędziów nikogo nie interesuje.
Kiedy przed laty francuskiego sędziego zaprowadzono około czternastej do naszego sądu, pomyślał, że trwa właśnie przerwa między sesją przedpołudniową a popołudniową. Nie wiedział, że o tej porze pałace sprawiedliwości są u nas po prostu zamykane. Tymczasem we Francji sądy pracują do osiemnastej, a w Holandii i Wielkiej Brytanii nawet dłużej. Jedynym miastem w Polsce, gdzie sądy pracują na dwie zmiany, jest Kraków. Z prowadzonej przez krakowskie sądy statystyki wynika, że od połowy 1996 r. na wokandach popołudniowych wydano ponad pięć tysięcy orzeczeń. W Krakowie sprawy nie ulegają przedawnieniu. Dlaczego podobny system pracy nie został wprowadzony w innych polskich sądach?
Strasburska deska ratunku
Wielu naszych obywateli w Strasburgu widzi jedyną szansę na sprawiedliwy i terminowy wyrok. Kilka dni temu skargę do strasburskiego trybunału złożył Czesław Wojciechowski ze Środy Wielkopolskiej. - W Polsce nikt nie był w stanie mi pomóc. Pisałem nawet do prezydenta. Odpisał, że nie może nic zrobić - mówi Wojciechowski. Osiem lat temu on i jego żona zostali ranni w wypadku samochodowym. Policja ustaliła, że winny był kierowca auta, które uderzyło w ich pojazd. Po czterech latach wydano wyrok uniewinniający. Sąd drugiej instancji nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Proces nie może się jednak rozpocząć, bo oskarżony dostarczył zaświadczenie lekarskie, że nie może brać udziału w rozprawach. Sąd zawiesił postępowanie na czas nieokreślony.
Wiktor Pawluczuk z Bielska Podlaskiego miał w Argentynie wuja. Gdy ten zmarł, okazało się, że na koncie zgromadził 2 mln dolarów. Nie pozostawił po sobie testamentu, ale prawnikowi powiedział przed śmiercią, że majątek chce podzielić pomiędzy dziewięciu członków rodziny mieszkających w Polsce i Argentynie. W 1989 r. pojawił się testament - okazało się, że był sfałszowany. W 1990 r. Wiktor Pawluczuk złożył do prokuratury doniesienie o przestępstwie. Dopiero dwa lata temu sąd stwierdził fałszerstwo, jednocześnie jednak umorzył sprawę (tego typu sprawy przedawniają się po 10 latach). Wskutek opieszałości polskiego wymiaru sprawiedliwości Pawluczuk nie może więc odebrać swojej części spadku. Zdecydował się wnieść skargę do trybunału w Strasburgu.
Proces przed trybunałem w Strasburgu ma już za sobą Janusz Podbielski ze Świdnicy. W maju 1992 r. wystąpił do sądu przeciwko gminie Świdnica, która nie zapłaciła mu za zamówione roboty budowlane. Po kolejnych wyrokach, ich uchyleniach i odwołaniach polskie sądy nie były w stanie wydać orzeczenia. W Strasburgu takich problemów nie było - w 1998 r. Podbielskiemu przyznano 20 tys. zł odszkodowania. - Paradoksalnie skargi do Strasburga mogą być wyrazem zaufania Polaków do sądów. Teraz trybunał w Strasburgu jest po prostu kolejnym sądem, przed którym możemy dochodzić swoich praw - uważa prof. Krzysztof Drzewicki, radca, minister pełnomocny w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Radzie Europy, przedstawiciel RP przy Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
Proces bez końca
Polacy mogą szukać sprawiedliwości przed strasburskim trybunałem od 1 maja 1993 r. Warunkiem wniesienia skargi jest wykorzystanie wszystkich dostępnych krajowych środków odwoławczych. Wyjątkiem są sprawy dotyczące przewlekłości postępowań - w takich wypadkach trybunał jest jedyną instytucją, do której można się odwołać. Najwięcej spraw wnoszonych przez obywateli RP dotyczy zbyt długiego i nieuzasadnionego stosowania tymczasowego aresztowania. Przede wszystkim jednak skarżymy się na naruszenie art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do rzetelnego i zakończonego w "rozsądnym terminie" procesu sądowego.
- Ponad 90 proc. skarg kierowanych przez Polaków do trybunału w Strasburgu dotyczy przewlekłości postępowań. Daleko nam wprawdzie do rekordu, który pobiła Grecja - przed trybunałem zakończyła się sprawa, która trwała 63 lata - ale zdarzają się sprawy ciągnące się kilkanaście lat - mówi prof. Krzysztof Drzewicki.
Adam W. z Warszawy wniósł powództwo o podwyższenie renty wypłacanej przez Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta. Poszkodowaną była jego żona, wówczas w zaawansowanej ciąży - w wyniku obrażeń dziecko doznało trwałego uszkodzenia mózgu. Nasz sąd przez dziesięć lat nie mógł wydać wyroku. Rozpoznając skargę, trybunał w Strasburgu stwierdził, że sprawy były odraczanie bez wyznaczania kolejnego terminu, a biegły nie złożył na czas swojej opinii. Nawet zupełnie proste postępowanie o odszkodowanie za wadliwy telewizor toczyło się w Polsce od 1990 r. Za dziesięć lat utarczek z Temidą trybunał przyznał skarżącemu 5,5 tys. zł odszkodowania. Joanna D. z Wrocławia prawie przez pięć lat sądziła się z Telekomunikacją Polską SA o założenie linii telefonicznej. Kiedy wreszcie doczekała się korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia, sąd przez jedenaście miesięcy nadawał klauzulę wykonalności wyrokowi, chociaż na podstawie art. 781 kodeksu postępowania cywilnego powinno to nastąpić bezzwłocznie.
Sumy zasądzane w Strasburgu na rzecz obywateli poszkodowanych przez nasz wymiar sprawiedliwości zazwyczaj wynoszą 20-30 tys. zł, lecz ostatnio dwa razy przyznano skarżącym po 50 tys. zł. Ryszardowi Zwierzyńskiemu z Łomży do tej pory przyznano 15 tys. zł za szkody moralne, a postępowanie w jego sprawie nadal się toczy. Złożona przez niego skarga dotyczyła nie tylko przewlekłości postępowania sądowego, ale i naruszenia przez Polskę jego prawa własności. W połowie ubiegłego roku trybunał nakazał Polsce zwrot rodzinie Zwierzyńskich budynku w Łomży, zajmowanego przez miejscową policję, a także wypłatę odszkodowania. Termin wyznaczony przez trybunał minął 19 grudnia 2001 r., tymczasem budynek nadal pozostaje w gestii skarbu państwa. Zgodnie z wyrokiem zwrot budynku i wypłata odszkodowania powinny nastąpić jednocześnie. - Nie możemy odebrać budynku, bo znajduje się w nim piec dostarczający ciepło również do dwóch sąsiednich domów - ujawnia Agnieszka Zemke, radca prawny z Białegostoku, która prowadziła pierwszą wygraną przez polskiego obywatela sprawę o zwrot nieruchomości. Obecnie reprezentuje w Strasburgu kilku innych skarżących, ale w stolicy Alzacji bywa rzadko. Całe postępowanie prowadzone jest korespondencyjnie. Tylko w razie poważnych wątpliwości trybunał wyznacza rozprawy. Dotychczas zdarzyło się jej to raz.
Renta za łamanie prawa
- Często problemem jest to, że wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka stanowi podstawę do wznowienia postępowania w sprawie karnej, ale nie wpływa na orzeczenie sądu cywilnego lub decyzję administracyjną. Dlatego w polskim ustawodastwie powinna istnieć możliwość składania skargi na przewlekłość postępowania sądowego - uważa dr Jacek Skrzydło z Katedry Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Łódzkiego. - Do tego zobowiązał zresztą Polskę trybunał w Strasburgu, ale na razie bezskutecznie - dodaje Marek Nowicki z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W innych państwach takie środki prawne istnieją od dawna. W Hiszpanii - zgodnie z art. 121 tamtejszej konstytucji - każda osoba, która poniosła szkodę w wyniku pomyłki sądowej lub z powodu nieprawidłowego funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości, ma prawo do uzyskania od państwa odszkodowania. Tamtejszy Sąd Najwyższy uznał, że takim powodem jest również nieuzasadniona opieszałość sądów.
- Polskiemu wymiarowi sprawiedliwości potrzebne są dobre ustawy, pieniądze oraz sprawna organizacja. Palącą sprawą jest opracowanie modelowego systemu zarządzania sądem, na którego czele stałby profesjonalny menedżer, a nie sędzia - postuluje Marek Nowicki. Na razie polski rząd, zamiast inwestować w wymiar sprawiedliwości, woli płacić obywatelom III RP za naruszanie ich praw. To swoista renta za łamanie prawa.
Zmęczeni opieszałością sądu powodowie wnieśli skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. 25 lat trwało podobne postępowanie w sprawie małżonków H. z Wrocławia. Tę sprawę Polska już przegrała przed trybunałem. "Tylko" 11 lat i 5 miesięcy ciągnęło się postępowanie w sprawie Zofii C. ze Skierniewic. I w tej sprawie trybunał orzekł naruszenie przez Polskę Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka.
"Ze stoma sprawami dotyczącymi lżenia władzy, czyli nazywania złodziei złodziejami", zamierza się odwołać do trybunału w Strasburgu także Andrzej Lepper. Powołuje się on na orzeczenie trybunału w sprawie byłego kanclerza Austrii Brunona Kreisky’ego. W 1975 r. Peter Lingens w austriackim piśmie "Profil" zarzucił Kreisky’emu, że wziął w obronę polityka podejrzanego o przynależność do SS. Kreisky wystąpił z oskarżeniem prywatnym. Sąd skazał dziennikarza na grzywnę. Peter Lingens odwołał się do Trybunału Europejskiego. W 1986 r. trybunał przyznał dziennikarzowi rację. "Polityk wystawia się w nieunikniony sposób, świadomie, na uważną kontrolę swych zachowań i postępków zarówno przez dziennikarzy, jak i publiczność" - napisano w sentencji orzeczenia trybunału.
Państwo bezprawia
W 2001 r. 1763 obywateli RP wniosło prawomocną skargę do trybunału. Pod względem liczby skarżących krajowy wymiar sprawiedliwości do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zajęliśmy drugie miejsce - po Rosji (2108 skarg). Za Polską znalazła się Francja (1117 skarg). Prześcignęliśmy zdecydowanie również Włochy - państwo, które na forum Rady Europy zostały uznane za permanentnie naruszające prawo swoich obywateli do rzetelnego i sprawnego postępowania sądowego. Mało tego - codziennie do Strasburga dociera około 800 listów od obywateli państw europejskich, z czego prawie 200 jest wysyłanych z Polski. Listy te zawierają skargi na nasz wymiar sprawiedliwości, lecz większość nie spełnia formalnych kryteriów (nie wykorzystano wszystkich środków odwoławczych w Polsce).
Oznacza to, że polski wymiar sprawiedliwości nie zapewnia obywatelom prawa do sprawiedliwego sądu, co jest niezgodne z konstytucją i międzynarodowymi zobowiązaniami. Oznacza to też podważenie zaufania obywateli do Rzeczypospolitej - nie spełniającej norm państwa prawa.
Sędzia na pół etatu
Z najnowszego raportu NIK o sądach wynika, że od 1 stycznia do 30 września 2000 r. sądy umorzyły z powodu tzw. upływu karalności 601 spraw. W roku 2001 przedawniło się też 5 tys. wykroczeń. W warszawskim Sądzie Rejonowym zalega najwięcej nie rozpoznanych spraw karnych - ponad 16 tys. Aż dwieście z nich zagrożonych jest przedawnieniem. A będzie jeszcze gorzej. Ze względu na wymóg konstytucyjny jednego dnia - 17 października 2001 r. - do nowo utworzonych wydziałów grodzkich trafiło w całej Polsce 112 tys. spraw o wykroczenia. Przekazały je kolegia, które wówczas przestały istnieć. Jednocześnie stale rośnie liczba spraw rozpatrywanych przez sądy. W 1999 r. było ich 6,6 mln, rok później - już 7,4 mln. Przybywa też spraw z poprzednich lat - w 2001 r. było ich prawie 2 mln. Polska Temida jest więc praktycznie sparaliżowana. Nic dziwnego, że w ciągu ostatnich czterech lat - jak wynika z badań CBOS - aż o 15 proc. wzrosła liczba osób źle oceniających wymiar sprawiedliwości - do 67 proc.
W naszym wymiarze sprawiedliwości pracuje ponad 8 tys. sędziów, czyli dwa razy więcej niż na przykład we Francji. W Polsce 17 sędziów przypada na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w USA i Szwecji - czterech, a w Wielkiej Brytanii - dwóch. Mamy tylko o 40 proc. mniej sędziów niż Stany Zjednoczone, podczas gdy mieszka tam ponadsześciokrotnie więcej ludzi niż w Polsce. Mimo tak dużej liczby sędziów wymiar sprawiedliwości jest niewydolny. Powód? Efektywność pracy sędziów nikogo nie interesuje.
Kiedy przed laty francuskiego sędziego zaprowadzono około czternastej do naszego sądu, pomyślał, że trwa właśnie przerwa między sesją przedpołudniową a popołudniową. Nie wiedział, że o tej porze pałace sprawiedliwości są u nas po prostu zamykane. Tymczasem we Francji sądy pracują do osiemnastej, a w Holandii i Wielkiej Brytanii nawet dłużej. Jedynym miastem w Polsce, gdzie sądy pracują na dwie zmiany, jest Kraków. Z prowadzonej przez krakowskie sądy statystyki wynika, że od połowy 1996 r. na wokandach popołudniowych wydano ponad pięć tysięcy orzeczeń. W Krakowie sprawy nie ulegają przedawnieniu. Dlaczego podobny system pracy nie został wprowadzony w innych polskich sądach?
Strasburska deska ratunku
Wielu naszych obywateli w Strasburgu widzi jedyną szansę na sprawiedliwy i terminowy wyrok. Kilka dni temu skargę do strasburskiego trybunału złożył Czesław Wojciechowski ze Środy Wielkopolskiej. - W Polsce nikt nie był w stanie mi pomóc. Pisałem nawet do prezydenta. Odpisał, że nie może nic zrobić - mówi Wojciechowski. Osiem lat temu on i jego żona zostali ranni w wypadku samochodowym. Policja ustaliła, że winny był kierowca auta, które uderzyło w ich pojazd. Po czterech latach wydano wyrok uniewinniający. Sąd drugiej instancji nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Proces nie może się jednak rozpocząć, bo oskarżony dostarczył zaświadczenie lekarskie, że nie może brać udziału w rozprawach. Sąd zawiesił postępowanie na czas nieokreślony.
Wiktor Pawluczuk z Bielska Podlaskiego miał w Argentynie wuja. Gdy ten zmarł, okazało się, że na koncie zgromadził 2 mln dolarów. Nie pozostawił po sobie testamentu, ale prawnikowi powiedział przed śmiercią, że majątek chce podzielić pomiędzy dziewięciu członków rodziny mieszkających w Polsce i Argentynie. W 1989 r. pojawił się testament - okazało się, że był sfałszowany. W 1990 r. Wiktor Pawluczuk złożył do prokuratury doniesienie o przestępstwie. Dopiero dwa lata temu sąd stwierdził fałszerstwo, jednocześnie jednak umorzył sprawę (tego typu sprawy przedawniają się po 10 latach). Wskutek opieszałości polskiego wymiaru sprawiedliwości Pawluczuk nie może więc odebrać swojej części spadku. Zdecydował się wnieść skargę do trybunału w Strasburgu.
Proces przed trybunałem w Strasburgu ma już za sobą Janusz Podbielski ze Świdnicy. W maju 1992 r. wystąpił do sądu przeciwko gminie Świdnica, która nie zapłaciła mu za zamówione roboty budowlane. Po kolejnych wyrokach, ich uchyleniach i odwołaniach polskie sądy nie były w stanie wydać orzeczenia. W Strasburgu takich problemów nie było - w 1998 r. Podbielskiemu przyznano 20 tys. zł odszkodowania. - Paradoksalnie skargi do Strasburga mogą być wyrazem zaufania Polaków do sądów. Teraz trybunał w Strasburgu jest po prostu kolejnym sądem, przed którym możemy dochodzić swoich praw - uważa prof. Krzysztof Drzewicki, radca, minister pełnomocny w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Radzie Europy, przedstawiciel RP przy Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
Proces bez końca
Polacy mogą szukać sprawiedliwości przed strasburskim trybunałem od 1 maja 1993 r. Warunkiem wniesienia skargi jest wykorzystanie wszystkich dostępnych krajowych środków odwoławczych. Wyjątkiem są sprawy dotyczące przewlekłości postępowań - w takich wypadkach trybunał jest jedyną instytucją, do której można się odwołać. Najwięcej spraw wnoszonych przez obywateli RP dotyczy zbyt długiego i nieuzasadnionego stosowania tymczasowego aresztowania. Przede wszystkim jednak skarżymy się na naruszenie art. 6 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do rzetelnego i zakończonego w "rozsądnym terminie" procesu sądowego.
- Ponad 90 proc. skarg kierowanych przez Polaków do trybunału w Strasburgu dotyczy przewlekłości postępowań. Daleko nam wprawdzie do rekordu, który pobiła Grecja - przed trybunałem zakończyła się sprawa, która trwała 63 lata - ale zdarzają się sprawy ciągnące się kilkanaście lat - mówi prof. Krzysztof Drzewicki.
Adam W. z Warszawy wniósł powództwo o podwyższenie renty wypłacanej przez Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta. Poszkodowaną była jego żona, wówczas w zaawansowanej ciąży - w wyniku obrażeń dziecko doznało trwałego uszkodzenia mózgu. Nasz sąd przez dziesięć lat nie mógł wydać wyroku. Rozpoznając skargę, trybunał w Strasburgu stwierdził, że sprawy były odraczanie bez wyznaczania kolejnego terminu, a biegły nie złożył na czas swojej opinii. Nawet zupełnie proste postępowanie o odszkodowanie za wadliwy telewizor toczyło się w Polsce od 1990 r. Za dziesięć lat utarczek z Temidą trybunał przyznał skarżącemu 5,5 tys. zł odszkodowania. Joanna D. z Wrocławia prawie przez pięć lat sądziła się z Telekomunikacją Polską SA o założenie linii telefonicznej. Kiedy wreszcie doczekała się korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia, sąd przez jedenaście miesięcy nadawał klauzulę wykonalności wyrokowi, chociaż na podstawie art. 781 kodeksu postępowania cywilnego powinno to nastąpić bezzwłocznie.
Sumy zasądzane w Strasburgu na rzecz obywateli poszkodowanych przez nasz wymiar sprawiedliwości zazwyczaj wynoszą 20-30 tys. zł, lecz ostatnio dwa razy przyznano skarżącym po 50 tys. zł. Ryszardowi Zwierzyńskiemu z Łomży do tej pory przyznano 15 tys. zł za szkody moralne, a postępowanie w jego sprawie nadal się toczy. Złożona przez niego skarga dotyczyła nie tylko przewlekłości postępowania sądowego, ale i naruszenia przez Polskę jego prawa własności. W połowie ubiegłego roku trybunał nakazał Polsce zwrot rodzinie Zwierzyńskich budynku w Łomży, zajmowanego przez miejscową policję, a także wypłatę odszkodowania. Termin wyznaczony przez trybunał minął 19 grudnia 2001 r., tymczasem budynek nadal pozostaje w gestii skarbu państwa. Zgodnie z wyrokiem zwrot budynku i wypłata odszkodowania powinny nastąpić jednocześnie. - Nie możemy odebrać budynku, bo znajduje się w nim piec dostarczający ciepło również do dwóch sąsiednich domów - ujawnia Agnieszka Zemke, radca prawny z Białegostoku, która prowadziła pierwszą wygraną przez polskiego obywatela sprawę o zwrot nieruchomości. Obecnie reprezentuje w Strasburgu kilku innych skarżących, ale w stolicy Alzacji bywa rzadko. Całe postępowanie prowadzone jest korespondencyjnie. Tylko w razie poważnych wątpliwości trybunał wyznacza rozprawy. Dotychczas zdarzyło się jej to raz.
Renta za łamanie prawa
- Często problemem jest to, że wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka stanowi podstawę do wznowienia postępowania w sprawie karnej, ale nie wpływa na orzeczenie sądu cywilnego lub decyzję administracyjną. Dlatego w polskim ustawodastwie powinna istnieć możliwość składania skargi na przewlekłość postępowania sądowego - uważa dr Jacek Skrzydło z Katedry Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Łódzkiego. - Do tego zobowiązał zresztą Polskę trybunał w Strasburgu, ale na razie bezskutecznie - dodaje Marek Nowicki z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W innych państwach takie środki prawne istnieją od dawna. W Hiszpanii - zgodnie z art. 121 tamtejszej konstytucji - każda osoba, która poniosła szkodę w wyniku pomyłki sądowej lub z powodu nieprawidłowego funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości, ma prawo do uzyskania od państwa odszkodowania. Tamtejszy Sąd Najwyższy uznał, że takim powodem jest również nieuzasadniona opieszałość sądów.
- Polskiemu wymiarowi sprawiedliwości potrzebne są dobre ustawy, pieniądze oraz sprawna organizacja. Palącą sprawą jest opracowanie modelowego systemu zarządzania sądem, na którego czele stałby profesjonalny menedżer, a nie sędzia - postuluje Marek Nowicki. Na razie polski rząd, zamiast inwestować w wymiar sprawiedliwości, woli płacić obywatelom III RP za naruszanie ich praw. To swoista renta za łamanie prawa.
Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.