Od dwóch lat nie udało nam się przejąć ani grosza z unijnego funduszu SAPARD
Robimy wszystko, by przekonać Unię Europejską, że jej pomoc jest nam niepotrzebna
To stawia pod znakiem zapytania możliwość zagospodarowania dwudziestokrotnie większych funduszy strukturalnych już po wejściu do unii. Boksujemy się z Brukselą o wielkość bezpośrednich dopłat do produkcji rolnej, a Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa do dziś nie potrafiła stworzyć przekonującej (zwłaszcza dla kontrolerów unijnych) wizji zintegrowanego systemu zarządzania i kontroli (IACS). Robimy wszystko, aby przekonać unię, że jej pomoc jest nam niepotrzebna.
Nie bierz, gdy dają
Nasze władze zachowują się dokładnie odwrotnie, niż nakazuje polskie porzekadło: "Bierz, gdy dają" - żali się Kazimierz Kaczmarski, rolnik z Wielkopolski, który czeka na unijne pieniądze, by zmodernizować swoją rzeźnię. - Polska nie potrafi korzystać z unijnych pieniędzy, które praktycznie już są w naszej dyspozycji - przyznaje Marian Brzóska, doradca ministra w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Już dziś moglibyśmy mieć dostęp do tzw. funduszy przedakcesyjnych, przeznaczonych na sfinansowanie rozszerzenia UE. Tymczasem mija trzeci rok, a nasi rolnicy nie dostają z programu SAPARD (170 mln euro rocznie) ani grosza, podczas gdy w Bułgarii i Estonii wypłaty już się rozpoczęły! Z innego funduszu - Phare - utworzonego w 1991 r. w celu wspierania transformacji w krajach postkomunistycznych, rolnicy otrzymali około 20 mln euro; mogli dostać znacznie więcej, gdyby Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zdołała utworzyć akceptowany przez unię system kontroli wykorzystywania tych pieniędzy i autoryzowaną agencję płatniczą zajmującą się ich rozdzielaniem.
Warunkiem wypłaty pieniędzy z funduszy restrukturyzacyjnych (do nich należy przedakcesyjny SAPARD) jest opracowanie projektów inwestycji i dofinansowanie przedsięwzięć przez samorządy lub gospodarstwa. - Ani rolnicy, ani administracja gminna nie potrafią nawet prawidłowo przygotować unijnych wniosków - ocenia Marek Wigier z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa. Komisja Europejska kilkakrotnie już zwracała uwagę nie tylko na to, że polska administracja nie potrafi wykorzystać unijnych pieniędzy, ale także na spory kompetencyjne między Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Ministerstwem Rolnictwa oraz samorządami o wpływ na sposób wydawania pieniędzy.
Chłopi kontra farmerzy
Ponad 90 proc. spośród 2 mln gospodarstw w Polsce nie stać na żadne procesy dostosowawcze: koncentrację ziemi, specjalizację produkcji, zakup sprzętu rolniczego, modernizację technologii itd. Tylko 6 proc. zdolnych jest inwestować. Nawet jeśli ARiMR dogada się z ministerstwem i samorządami i stworzy system płatności i kontroli, pomoc strukturalna trafi - i słusznie - tylko do 300-400 tys. najlepszych gospodarstw. Pozostałe mogą liczyć tylko na pomoc socjalną, do której w ich wypadku sprowadzać się będą dopłaty bezpośrednie z budżetu wspólnej polityki rolnej unii.
System zdezintegrowany
Jeśli polscy rolnicy mają otrzymać dopłaty, ich gospodarstwa muszą się znaleźć w tzw. systemie IACS, służącym zbieraniu informacji o gospodarstwach (m.in. o liczbie i wielkości działek oraz rodzaju i liczbie utrzymywanych zwierząt). System ma pomóc dzielić unijną pomoc dla rolników, a także gwarantować jakość produkowanej żywności. Za jego przygotowanie odpowiedzialna jest Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Poprzednie kierownictwo agencji zleciło to zadanie amerykańskiej firmie Hewlett-Packard. IACS miał być gotowy na początku 2002 r., teraz mówi się o końcu 2003 r.
- To utwierdza unię w przekonaniu, że Polska nie jest w stanie zagospodarować nawet stosunkowo niewielkich kwot - mówi Jarosław Pietras, podsekretarz stanu w UKiE. Tymczasem po wejściu do unii z funduszy strukturalnych mamy otrzymać na rozwój wsi znacznie więcej niż z SAPARD. Już w 2004 r. będzie to 3,5 mld euro, w 2005 r. - 4,1 mld, a w 2006 r. - 5,2 mld euro. Jeśli ich nie dostaniemy, to tylko z własnej winy.
To stawia pod znakiem zapytania możliwość zagospodarowania dwudziestokrotnie większych funduszy strukturalnych już po wejściu do unii. Boksujemy się z Brukselą o wielkość bezpośrednich dopłat do produkcji rolnej, a Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa do dziś nie potrafiła stworzyć przekonującej (zwłaszcza dla kontrolerów unijnych) wizji zintegrowanego systemu zarządzania i kontroli (IACS). Robimy wszystko, aby przekonać unię, że jej pomoc jest nam niepotrzebna.
Nie bierz, gdy dają
Nasze władze zachowują się dokładnie odwrotnie, niż nakazuje polskie porzekadło: "Bierz, gdy dają" - żali się Kazimierz Kaczmarski, rolnik z Wielkopolski, który czeka na unijne pieniądze, by zmodernizować swoją rzeźnię. - Polska nie potrafi korzystać z unijnych pieniędzy, które praktycznie już są w naszej dyspozycji - przyznaje Marian Brzóska, doradca ministra w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Już dziś moglibyśmy mieć dostęp do tzw. funduszy przedakcesyjnych, przeznaczonych na sfinansowanie rozszerzenia UE. Tymczasem mija trzeci rok, a nasi rolnicy nie dostają z programu SAPARD (170 mln euro rocznie) ani grosza, podczas gdy w Bułgarii i Estonii wypłaty już się rozpoczęły! Z innego funduszu - Phare - utworzonego w 1991 r. w celu wspierania transformacji w krajach postkomunistycznych, rolnicy otrzymali około 20 mln euro; mogli dostać znacznie więcej, gdyby Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zdołała utworzyć akceptowany przez unię system kontroli wykorzystywania tych pieniędzy i autoryzowaną agencję płatniczą zajmującą się ich rozdzielaniem.
Warunkiem wypłaty pieniędzy z funduszy restrukturyzacyjnych (do nich należy przedakcesyjny SAPARD) jest opracowanie projektów inwestycji i dofinansowanie przedsięwzięć przez samorządy lub gospodarstwa. - Ani rolnicy, ani administracja gminna nie potrafią nawet prawidłowo przygotować unijnych wniosków - ocenia Marek Wigier z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa. Komisja Europejska kilkakrotnie już zwracała uwagę nie tylko na to, że polska administracja nie potrafi wykorzystać unijnych pieniędzy, ale także na spory kompetencyjne między Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Ministerstwem Rolnictwa oraz samorządami o wpływ na sposób wydawania pieniędzy.
Chłopi kontra farmerzy
Ponad 90 proc. spośród 2 mln gospodarstw w Polsce nie stać na żadne procesy dostosowawcze: koncentrację ziemi, specjalizację produkcji, zakup sprzętu rolniczego, modernizację technologii itd. Tylko 6 proc. zdolnych jest inwestować. Nawet jeśli ARiMR dogada się z ministerstwem i samorządami i stworzy system płatności i kontroli, pomoc strukturalna trafi - i słusznie - tylko do 300-400 tys. najlepszych gospodarstw. Pozostałe mogą liczyć tylko na pomoc socjalną, do której w ich wypadku sprowadzać się będą dopłaty bezpośrednie z budżetu wspólnej polityki rolnej unii.
System zdezintegrowany
Jeśli polscy rolnicy mają otrzymać dopłaty, ich gospodarstwa muszą się znaleźć w tzw. systemie IACS, służącym zbieraniu informacji o gospodarstwach (m.in. o liczbie i wielkości działek oraz rodzaju i liczbie utrzymywanych zwierząt). System ma pomóc dzielić unijną pomoc dla rolników, a także gwarantować jakość produkowanej żywności. Za jego przygotowanie odpowiedzialna jest Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Poprzednie kierownictwo agencji zleciło to zadanie amerykańskiej firmie Hewlett-Packard. IACS miał być gotowy na początku 2002 r., teraz mówi się o końcu 2003 r.
- To utwierdza unię w przekonaniu, że Polska nie jest w stanie zagospodarować nawet stosunkowo niewielkich kwot - mówi Jarosław Pietras, podsekretarz stanu w UKiE. Tymczasem po wejściu do unii z funduszy strukturalnych mamy otrzymać na rozwój wsi znacznie więcej niż z SAPARD. Już w 2004 r. będzie to 3,5 mld euro, w 2005 r. - 4,1 mld, a w 2006 r. - 5,2 mld euro. Jeśli ich nie dostaniemy, to tylko z własnej winy.
Więcej możesz przeczytać w 7/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.