Na początku był zwiastun - kiedy w kwietniu 2000 r. pojawił się na internetowej stronie filmu, w ciągu pierwszej doby obejrzało go ponad półtora miliona internautów!
"Władca pierścieni" - pierwszy filmowy cud XXI wieku
Choć byli pod wrażeniem rozmachu dwuminutowej migawki, obawy o to, czy reszta filmu będzie na tym samym poziomie, zdominowały internetowe czaty. Rzeczywistość przerosła oczekiwania - w ciągu sześciu tygodni od premiery "Władca pierścieni: drużyna pierścienia" zarobił w Stanach Zjednoczonych prawie 600 mln USD (co plasuje go w pierwszej dziesiątce na liście przebojów wszech czasów). "Daily Mail" nazwał obraz Jacksona pierwszym filmowym cudem XXI wieku. Powściągliwy zwykle londyński "The Times" dał "Władcy pierścieni" najwyższą z możliwych notę - dziesięć punktów w skali od 1 do 10 ("Harry Potter" dostał osiem).
Naj..., naj..., naj...
Do adaptacji prozy Tolkiena przymierzał się kiedyś Steven Spielberg; wycofując się z projektu, uznał, że "Władca pierścieni" to dzieło niemożliwe do przeniesienia na ekran. Zmienił zdanie, obejrzawszy film Jacksona.
"Drużyna pierścienia" - pierwsza część Tolkienowskiej trylogii - jest największą i najdroższą produkcją w historii kinematografii. Jednocześnie powstawały trzy filmy, każdy trzygodzinny, a całkowite koszty realizacji sięgnęły 270 mln USD! W szczytowym momencie ekipa składała się z 2,4 tys. osób, a zdjęcia kręcono na pięciu planach. "Z niewielką pomocą komputera zmieniliśmy plenery Nowej Zelandii w magiczne Śródziemie" - chwali się reżyser Peter Jackson, rodowity Nowozelandczyk. Podczas 274 dni zdjęciowych nakręcono około półtora miliona metrów taśmy filmowej. "To, że Jacksonowi udało się zapanować nad całością, zachowując klimat Tolkienowskiego świata, graniczy z cudem" - powiedział Spielberg. Wszyscy aktorzy, zarówno weterani (Ian Holm, Christopher Lee, Ian McKellen), jak i przedstawiciele młodego hollywoodzkiego pokolenia (Elijah Wood, Liv Tyler) znakomicie wywiązali się z powierzonych im zadań, tworząc wiarygodne postaci. Niektórzy musieli się nawet nauczyć mowy elfów, w niej bowiem toczy się część dialogów.
Film oszałamia nie tylko rozmachem scen batalistycznych i scenografią, zachwyca też malarskością obrazów, w których komputerowy rodowód chwilami aż trudno uwierzyć. Konsultantami filmowców byli najlepsi ilustratorzy Tolkiena, dzięki czemu większość miejsc wydaje się czytelnikowi znajoma. Całości dopełnia i nadaje ostatniego szlifu muzyka Howarda Shore’a i piosenki skomponowane przez Enyę. (My zaś - ze względu na lokalny patriotyzm - możemy tylko żałować, że producenci odstąpili od pierwotnego zamiaru zatrudnienia Wojciecha Kilara.)
"Władca pierścieni" przed "Harrym Potterem"
Tolkien od początku twierdził, że we "Władcy pierścieni" chodziło mu wyłącznie o pokazanie walki dobra ze złem. W listach do przyjaciół i rodziny krytykował i wyśmiewał teorię, iż jego baśniowy "Władca pierścieni" to alegoria drugiej wojny światowej. Pękał ze śmiechu, czytając o "symbolicznym znaczenia Krainy Cieni", którą porównywano do Związku Radzieckiego (bo leży na wschodzie). Zapewne także teraz - jak po ukazaniu się książki - pojawią się opinie, że podział na dobrych i złych jest zbyt jednoznaczny, że brak postaci rozdartych między te dwie siły. Nie zapominajmy jednak, że "Władca pierścieni" czerpie z tradycyjnych sag i podań, gdzie rozróżnienie między dobrem a złem nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości.
Film Jacksona podoba się fanom Tolkiena. Reżyserowi udało się oddać przesłanie i nastrój powieści, a rozbudowując sceny akcji, Jackson nie pozwolił, by głównymi bohaterami "Drużyny pierścienia" stały się efekty specjalne. Ze starcia dwóch gigantów - ekranizacji prozy Tolkiena i J.K. Rowling ("Harry Potter i kamień filozoficzny") - zwycięsko wyszła ta pierwsza. Szkoda tylko, że na kolejną część Tolkienowskiej sagi trzeba czekać cały rok.
Choć byli pod wrażeniem rozmachu dwuminutowej migawki, obawy o to, czy reszta filmu będzie na tym samym poziomie, zdominowały internetowe czaty. Rzeczywistość przerosła oczekiwania - w ciągu sześciu tygodni od premiery "Władca pierścieni: drużyna pierścienia" zarobił w Stanach Zjednoczonych prawie 600 mln USD (co plasuje go w pierwszej dziesiątce na liście przebojów wszech czasów). "Daily Mail" nazwał obraz Jacksona pierwszym filmowym cudem XXI wieku. Powściągliwy zwykle londyński "The Times" dał "Władcy pierścieni" najwyższą z możliwych notę - dziesięć punktów w skali od 1 do 10 ("Harry Potter" dostał osiem).
Naj..., naj..., naj...
Do adaptacji prozy Tolkiena przymierzał się kiedyś Steven Spielberg; wycofując się z projektu, uznał, że "Władca pierścieni" to dzieło niemożliwe do przeniesienia na ekran. Zmienił zdanie, obejrzawszy film Jacksona.
"Drużyna pierścienia" - pierwsza część Tolkienowskiej trylogii - jest największą i najdroższą produkcją w historii kinematografii. Jednocześnie powstawały trzy filmy, każdy trzygodzinny, a całkowite koszty realizacji sięgnęły 270 mln USD! W szczytowym momencie ekipa składała się z 2,4 tys. osób, a zdjęcia kręcono na pięciu planach. "Z niewielką pomocą komputera zmieniliśmy plenery Nowej Zelandii w magiczne Śródziemie" - chwali się reżyser Peter Jackson, rodowity Nowozelandczyk. Podczas 274 dni zdjęciowych nakręcono około półtora miliona metrów taśmy filmowej. "To, że Jacksonowi udało się zapanować nad całością, zachowując klimat Tolkienowskiego świata, graniczy z cudem" - powiedział Spielberg. Wszyscy aktorzy, zarówno weterani (Ian Holm, Christopher Lee, Ian McKellen), jak i przedstawiciele młodego hollywoodzkiego pokolenia (Elijah Wood, Liv Tyler) znakomicie wywiązali się z powierzonych im zadań, tworząc wiarygodne postaci. Niektórzy musieli się nawet nauczyć mowy elfów, w niej bowiem toczy się część dialogów.
Film oszałamia nie tylko rozmachem scen batalistycznych i scenografią, zachwyca też malarskością obrazów, w których komputerowy rodowód chwilami aż trudno uwierzyć. Konsultantami filmowców byli najlepsi ilustratorzy Tolkiena, dzięki czemu większość miejsc wydaje się czytelnikowi znajoma. Całości dopełnia i nadaje ostatniego szlifu muzyka Howarda Shore’a i piosenki skomponowane przez Enyę. (My zaś - ze względu na lokalny patriotyzm - możemy tylko żałować, że producenci odstąpili od pierwotnego zamiaru zatrudnienia Wojciecha Kilara.)
"Władca pierścieni" przed "Harrym Potterem"
Tolkien od początku twierdził, że we "Władcy pierścieni" chodziło mu wyłącznie o pokazanie walki dobra ze złem. W listach do przyjaciół i rodziny krytykował i wyśmiewał teorię, iż jego baśniowy "Władca pierścieni" to alegoria drugiej wojny światowej. Pękał ze śmiechu, czytając o "symbolicznym znaczenia Krainy Cieni", którą porównywano do Związku Radzieckiego (bo leży na wschodzie). Zapewne także teraz - jak po ukazaniu się książki - pojawią się opinie, że podział na dobrych i złych jest zbyt jednoznaczny, że brak postaci rozdartych między te dwie siły. Nie zapominajmy jednak, że "Władca pierścieni" czerpie z tradycyjnych sag i podań, gdzie rozróżnienie między dobrem a złem nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości.
Film Jacksona podoba się fanom Tolkiena. Reżyserowi udało się oddać przesłanie i nastrój powieści, a rozbudowując sceny akcji, Jackson nie pozwolił, by głównymi bohaterami "Drużyny pierścienia" stały się efekty specjalne. Ze starcia dwóch gigantów - ekranizacji prozy Tolkiena i J.K. Rowling ("Harry Potter i kamień filozoficzny") - zwycięsko wyszła ta pierwsza. Szkoda tylko, że na kolejną część Tolkienowskiej sagi trzeba czekać cały rok.
Więcej możesz przeczytać w 7/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.