"Premierem został prezydent Aleksander Kwaśniewski" - taki komunikat ucieszyłby 75 proc. Polaków
Ranking polityków: lewica w dół, prawica w górę
Bo jak inaczej interpretować wyniki badań Pentora, wedle których trzy czwarte obywateli życzy Kwaśniewskiemu większego wpływu na życie kraju? "Prezydent premier zapowiedział, że doprowadzi do liberalizacji prawa pracy nawet bez zgody związków zawodowych" - tego typu informacje spowodowałyby, że Kwaśniewski straciłby popularność równie szybko jak Leszek Miller, któremu ubyło aż 14 proc. zwolenników. Z każdym dniem sprawowania urzędu premier przekonuje się, że władza dużo kosztuje.
Niespełniona wiara w gruszki na wierzbie
Każdy polityk, który po przejęciu urzędu premiera będzie uwzględniał logikę tabliczki mnożenia, jest skazany na utratę zwolenników. Racjonalność procesów gospodarczych przekreśla wiarę w możliwość spełnienia przedwyborczych obietnic o cudownym rozmnażaniu miejsc pracy i powoduje rozczarowanie tych, którzy wierzą w gruszki na wierzbie. A ponieważ gruszki na wierzbie nie rosną, spada popularność nie tylko Leszka Millera, lecz również innych polityków sojuszu: marszałka Sejmu Marka Borowskiego (o 5 proc.), ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza (o 4 proc.), szefa sejmowej Komisji Europejskiej Józefa Oleksego (o 7 proc.), ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika (o 7 proc.), wicepremiera i ministra finansów Marka Belki (o 9 proc.). Ponadto w rankingu partii poparcie dla koalicji SLD-UP spadło o 7 punktów. Nadzieje na poprawę notowań rządzący mogą wiązać jedynie z ministrem sprawiedliwości Barbarą Piwnik, którą popiera aż 8 proc. respondentów więcej.
Jarosław Kalinowski, przywódca koalicyjnego PSL, a zarazem wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi, również stracił zwolenników. Jego aktywność w zaostrzaniu stanowiska Polski wobec propozycji Unii Europejskiej jest więc uzasadniona. I to podwójnie. Po pierwsze, unia rzeczywiście przedstawiła mało zadowalające propozycje w kwestii dopłat do rolnictwa. Po drugie, Kalinowski musi dbać o to, aby jego partia nie oddała wiejskiego elektoratu Samoobronie, bo oznaczałoby to koniec jego przywództwa w PSL, zachwiałoby rządem oraz zmniejszyło szanse na integrację z UE. Pocieszeniem dla Kalinowskiego może być utrzymanie przez PSL stanu posiadania w rankingu partii.
Ograniczona wiara w opozycję
Lewicy ubywa poparcia, lecz nie przybywa go skrajnej lewicy. Polacy na razie nie oczekują komunikatów typu: "Premier Andrzej Lepper zarządził pobudzenie gospodarki poprzez uruchomienie dodatkowej emisji pieniędzy". W rankingu partii Samoobrona utraciła prawie jedną czwartą zwolenników. Natomiast Lepper, którego popiera 31 proc. badanych, ma coraz większy elektorat negatywny - 68 proc. Samoobrona została wyraźnie zdystansowana przez Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość, którym przybyło odpowiednio aż 4 proc. i 3 proc. sprzymierzeńców. Rezultat osiągnięty indywidualnie przez Lecha Kaczyńskiego, lidera PiS, jest jednak mniej optymistyczny - od ostatniego badania zniechęciło się do niego 6 proc. obywateli. Może to wskazywać, że Polacy szukają alternatywy dla rządzącej koalicji, lecz nie do końca wierzą w przywódcze zdolności poszczególnych liderów opozycji.
Zepchnięcie do defensywy Samoobrony i pozostawanie w drugim szeregu Ligi Polskich Rodzin (Antoni Macierewicz zajął w rankingu ostatnie miejsce) świadczą o tym, że bardziej wierzymy w nowe ugrupowania niż radykalne lub te, które sprawowały już władzę (jak Ruch Społeczny AWS czy Unia Wolności).
I niewiele tu zmienia wzrost poparcia dla Jacka Kuronia. Uwzględniając to, że z powodów zdrowotnych jest on mało aktywny politycznie, wzrost liczby zwolenników byłego ministra pracy jest raczej przejawem tęsknoty za swojskim bratem łatą, który z troską pochyli się nad zwykłymi ludźmi. Jest to wiara w mit polityka altruistycznego, który i zupy z wkładką mięsną naleje, i pracodawców z robotnikami do miłości wzajemnej skłoni. W czasach przeradzania się polityki w profesję przypomina to coraz bardziej wiarę w świętego Mikołaja.
Samorząd ubezwłasnowolniony
Aż 32 proc. respondentów jeszcze nie wie, kogo chciałoby poprzeć w wyborach samorządowych. Jest to dobitny dowód na złe funkcjonowanie lokalnych władz. Pozbawione wielu uprawnień, uzależnione często od dotacji z centrum, uwikłane w skomplikowane układy sitwiarsko-polityczne samorządy nie budzą takiego zainteresowania, jak powinny. Być może wprowadzenie bezpośrednich wyborów włodarzy gmin i powiatów pozwoli lokalnym społecznościom odzyskać wiarę w rzeczywiste samorządzenie.
Wyniki rankingu samorządowego tłumaczą, dlaczego SLD naciskał na wiosenny termin wyborów do władz lokalnych. Lewica z 23-procentowym poparciem jest nadal politycznym faworytem. Jesienią szanse sojuszu i UP mogą zmaleć, choć przyjęcie metody obliczania głosów preferującej duże partie i tak powinno pomóc lewicy przejąć znaczną część władzy w terenie.
Natomiast wiara Leppera w siłę jego partii jest - jak wynika z badań - mocno przesadzona. 6 proc. wskazań to taki sam wynik, jaki uzyskały PSL i PiS. Nieco większe, bo obliczone na 8 proc., szanse ma platforma.
Więcej upartyjnienia!
Samorządowy ranking ujawnia, że nadal lokalne władze trapi choroba zbyt małego upartyjnienia. Aż 8 proc. respondentów chciałoby, aby ich miejscowością rządził bezpartyjny polityk. Tymczasem burmistrzem czy prezydentem miasta powinien zostać człowiek, którego będzie pilnować ogólnopolska partia. Wszak od opinii o jej lokalnych reprezentantach będzie zależeć wynik, jaki uzyska w kolejnych wyborach samorządowych i parlamentarnych. Kto nie odpowiada przed kolegami z partii, odpowiada dopiero po czterech latach przed wyborcami. Lecz przez cztery lata nie musi się liczyć z nikim. Niestety, wiara w mit dobrego, bo bezpartyjnego włodarza może wynieść do władzy wielu nie kontrolowanych przez nikogo nieudaczników.
Łatwiej zmieniać gospodarkę i ustrój niż mentalność. Minie więc jeszcze sporo czasu, zanim wyborcy przestaną się kierować wiarą, a zaczną bardziej polegać na swych zwojach mózgowych. Nawet wiara powinna być jednak rozumna. Jak pisał Stanisław Jerzy Lec: "Sursum corda - byle nie wyżej rozumu".
Bo jak inaczej interpretować wyniki badań Pentora, wedle których trzy czwarte obywateli życzy Kwaśniewskiemu większego wpływu na życie kraju? "Prezydent premier zapowiedział, że doprowadzi do liberalizacji prawa pracy nawet bez zgody związków zawodowych" - tego typu informacje spowodowałyby, że Kwaśniewski straciłby popularność równie szybko jak Leszek Miller, któremu ubyło aż 14 proc. zwolenników. Z każdym dniem sprawowania urzędu premier przekonuje się, że władza dużo kosztuje.
Niespełniona wiara w gruszki na wierzbie
Każdy polityk, który po przejęciu urzędu premiera będzie uwzględniał logikę tabliczki mnożenia, jest skazany na utratę zwolenników. Racjonalność procesów gospodarczych przekreśla wiarę w możliwość spełnienia przedwyborczych obietnic o cudownym rozmnażaniu miejsc pracy i powoduje rozczarowanie tych, którzy wierzą w gruszki na wierzbie. A ponieważ gruszki na wierzbie nie rosną, spada popularność nie tylko Leszka Millera, lecz również innych polityków sojuszu: marszałka Sejmu Marka Borowskiego (o 5 proc.), ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza (o 4 proc.), szefa sejmowej Komisji Europejskiej Józefa Oleksego (o 7 proc.), ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika (o 7 proc.), wicepremiera i ministra finansów Marka Belki (o 9 proc.). Ponadto w rankingu partii poparcie dla koalicji SLD-UP spadło o 7 punktów. Nadzieje na poprawę notowań rządzący mogą wiązać jedynie z ministrem sprawiedliwości Barbarą Piwnik, którą popiera aż 8 proc. respondentów więcej.
Jarosław Kalinowski, przywódca koalicyjnego PSL, a zarazem wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi, również stracił zwolenników. Jego aktywność w zaostrzaniu stanowiska Polski wobec propozycji Unii Europejskiej jest więc uzasadniona. I to podwójnie. Po pierwsze, unia rzeczywiście przedstawiła mało zadowalające propozycje w kwestii dopłat do rolnictwa. Po drugie, Kalinowski musi dbać o to, aby jego partia nie oddała wiejskiego elektoratu Samoobronie, bo oznaczałoby to koniec jego przywództwa w PSL, zachwiałoby rządem oraz zmniejszyło szanse na integrację z UE. Pocieszeniem dla Kalinowskiego może być utrzymanie przez PSL stanu posiadania w rankingu partii.
Ograniczona wiara w opozycję
Lewicy ubywa poparcia, lecz nie przybywa go skrajnej lewicy. Polacy na razie nie oczekują komunikatów typu: "Premier Andrzej Lepper zarządził pobudzenie gospodarki poprzez uruchomienie dodatkowej emisji pieniędzy". W rankingu partii Samoobrona utraciła prawie jedną czwartą zwolenników. Natomiast Lepper, którego popiera 31 proc. badanych, ma coraz większy elektorat negatywny - 68 proc. Samoobrona została wyraźnie zdystansowana przez Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość, którym przybyło odpowiednio aż 4 proc. i 3 proc. sprzymierzeńców. Rezultat osiągnięty indywidualnie przez Lecha Kaczyńskiego, lidera PiS, jest jednak mniej optymistyczny - od ostatniego badania zniechęciło się do niego 6 proc. obywateli. Może to wskazywać, że Polacy szukają alternatywy dla rządzącej koalicji, lecz nie do końca wierzą w przywódcze zdolności poszczególnych liderów opozycji.
Zepchnięcie do defensywy Samoobrony i pozostawanie w drugim szeregu Ligi Polskich Rodzin (Antoni Macierewicz zajął w rankingu ostatnie miejsce) świadczą o tym, że bardziej wierzymy w nowe ugrupowania niż radykalne lub te, które sprawowały już władzę (jak Ruch Społeczny AWS czy Unia Wolności).
I niewiele tu zmienia wzrost poparcia dla Jacka Kuronia. Uwzględniając to, że z powodów zdrowotnych jest on mało aktywny politycznie, wzrost liczby zwolenników byłego ministra pracy jest raczej przejawem tęsknoty za swojskim bratem łatą, który z troską pochyli się nad zwykłymi ludźmi. Jest to wiara w mit polityka altruistycznego, który i zupy z wkładką mięsną naleje, i pracodawców z robotnikami do miłości wzajemnej skłoni. W czasach przeradzania się polityki w profesję przypomina to coraz bardziej wiarę w świętego Mikołaja.
Samorząd ubezwłasnowolniony
Aż 32 proc. respondentów jeszcze nie wie, kogo chciałoby poprzeć w wyborach samorządowych. Jest to dobitny dowód na złe funkcjonowanie lokalnych władz. Pozbawione wielu uprawnień, uzależnione często od dotacji z centrum, uwikłane w skomplikowane układy sitwiarsko-polityczne samorządy nie budzą takiego zainteresowania, jak powinny. Być może wprowadzenie bezpośrednich wyborów włodarzy gmin i powiatów pozwoli lokalnym społecznościom odzyskać wiarę w rzeczywiste samorządzenie.
Wyniki rankingu samorządowego tłumaczą, dlaczego SLD naciskał na wiosenny termin wyborów do władz lokalnych. Lewica z 23-procentowym poparciem jest nadal politycznym faworytem. Jesienią szanse sojuszu i UP mogą zmaleć, choć przyjęcie metody obliczania głosów preferującej duże partie i tak powinno pomóc lewicy przejąć znaczną część władzy w terenie.
Natomiast wiara Leppera w siłę jego partii jest - jak wynika z badań - mocno przesadzona. 6 proc. wskazań to taki sam wynik, jaki uzyskały PSL i PiS. Nieco większe, bo obliczone na 8 proc., szanse ma platforma.
Więcej upartyjnienia!
Samorządowy ranking ujawnia, że nadal lokalne władze trapi choroba zbyt małego upartyjnienia. Aż 8 proc. respondentów chciałoby, aby ich miejscowością rządził bezpartyjny polityk. Tymczasem burmistrzem czy prezydentem miasta powinien zostać człowiek, którego będzie pilnować ogólnopolska partia. Wszak od opinii o jej lokalnych reprezentantach będzie zależeć wynik, jaki uzyska w kolejnych wyborach samorządowych i parlamentarnych. Kto nie odpowiada przed kolegami z partii, odpowiada dopiero po czterech latach przed wyborcami. Lecz przez cztery lata nie musi się liczyć z nikim. Niestety, wiara w mit dobrego, bo bezpartyjnego włodarza może wynieść do władzy wielu nie kontrolowanych przez nikogo nieudaczników.
Łatwiej zmieniać gospodarkę i ustrój niż mentalność. Minie więc jeszcze sporo czasu, zanim wyborcy przestaną się kierować wiarą, a zaczną bardziej polegać na swych zwojach mózgowych. Nawet wiara powinna być jednak rozumna. Jak pisał Stanisław Jerzy Lec: "Sursum corda - byle nie wyżej rozumu".
Ranking polityków został przygotowany na zlecenie "Wprost" przez Pentor - Instytut Badania Opinii i Rynku SA. W ankiecie przeprowadzonej między 8 i 10 lutego udział wzięła reprezentatywna grupa tysiąca osób. Maksymalny błąd statystyczny wynosi 3,2 proc. Pytanie dotyczące polityków brzmiało: "Czy chciał(a)by Pan(i), aby w przyszłości większą rolę w życiu publicznym odgrywał..." |
Więcej możesz przeczytać w 9/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.