Wesoły polityk to w Polsce coś tak osobliwego jak kangur w Białowieży
Po niemal rocznej żegludze tratwą ratującą chętnych z topieli współczes-nych problemów (rocznica minie w prima aprilis) nastąpiła awaria wyrywająca mi ster z ręki. Wciągnięty zostałem znienacka w wir głupstwa, który pojawił się obok tratwy. Minął tydzień, zanim wyrównałem własny kurs na "Wprost", rozwinąłem żagiel myśli i popłynąłem dalej, śpiewając "Płyń, tratwo moja, pogoda sprzyja".
W tym samym czasie dane mi było uczestniczyć w obchodach 80. rocznicy urodzin Władysława Bartoszewskiego, który w roku 1995 otrzymał od "Wprost" Nagrodę Kisiela. Obecna uroczystość odbywała się w Warszawie, najpierw w kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórczych na placu Teatralnym, a potem w wielkiej sali Zamku Królewskiego. Cóż to była za gala! Pokazywano ją 16 lutego w TV, ale tylko częściowo. Kamerzyści wycofali się przed przemówieniami ambasadorów Izraela i Niemiec. Przed tym odczytano list Jana Pawła II do jubilata. "Zachowuję w pamięci Pański dorobek naukowy i pisarski, który w dużej mierze jest mi osobiście znany, jak również działalność społeczną i dyplomatyczną, zwłaszcza na rzecz zbliżenia ludzi i narodów. Starał się Pan budować świat lepszy, oparty na prawdzie, sprawiedliwości, miłości i wolności. Gratuluję bogatych owoców życia, zrodzonych również na gruncie cierpienia" - napisał papież.
Ostatnie słowa papieskiego listu mówią o wieloletnich więzieniach, przez które przeszedł Bartosz (tak go zwą przyjaciele, do których grona mam zaszczyt należeć). Przypomina to o wiele bardziej sławne dzieje Polski aniżeli obecne, kiedy siedzi się wyłącznie za łapówki, malwersacje, zabójstwa i oszczerstwa. Bartoszewskiego pierwsi "zapudłowali" Niemcy. Z numerem 4427 przesiedział się w Oświęcimiu. Aresztowany w 1949 r. przez polską bezpiekę, oskarżony o szpiegostwo (potem zrehabilitowany) spędził w więzieniach PRL sześć lat. Uwieńczeniem więziennych dziejów Bartosza było internowanie go w słynną noc 13 grudnia 1981 r. I oto ten sam człowiek był teraz czczony w tak wspaniały sposób. Sala pęczniała wprost od ludzi o "dużym ciężarze gatunkowym". Siedziałem w niej niby zając pod rządową i profesorską miedzą, przejęty nie tylko radością jubilata, ale i atmosferą "prawdziwej Polski", która wychowała i moje pokolenie. Trudno powiedzieć, na czym polega ta prawdziwość. Chyba na autentyczności życiorysów takich ludzi jak Bartoszewski.
Z okazji jubileuszu Władysława Bartoszewskiego wydano księgę pamiątkową pt. "Prawda i pojednanie". Warto ją umieścić w "biblioteczce flisaka", bo zawiera mnóstwo materiałów biograficznych o Bartoszewskim, a także rozprawy i przyczynki naukowe z dziedzin, w których ten osobliwie pogodny historyk i polityk dokonał najwięcej. Badacze naszych dziejów, zwłaszcza XX wieku, miewają poczucie humoru, ale wiedza, którą zdobywają, nie usposabia ich radośnie. Wciąż jakieś niewole i prześladowania, konspiracje i powstania. A wesoły polityk to już w ogóle coś tak osobliwego w Polsce jak kangur w Białowieży. Obecni w Zamku Królewskim trzęśli się jednak ze śmiechu, gdy uroczystość kończyło przemówienie Bartosza.
W tym samym czasie dane mi było uczestniczyć w obchodach 80. rocznicy urodzin Władysława Bartoszewskiego, który w roku 1995 otrzymał od "Wprost" Nagrodę Kisiela. Obecna uroczystość odbywała się w Warszawie, najpierw w kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórczych na placu Teatralnym, a potem w wielkiej sali Zamku Królewskiego. Cóż to była za gala! Pokazywano ją 16 lutego w TV, ale tylko częściowo. Kamerzyści wycofali się przed przemówieniami ambasadorów Izraela i Niemiec. Przed tym odczytano list Jana Pawła II do jubilata. "Zachowuję w pamięci Pański dorobek naukowy i pisarski, który w dużej mierze jest mi osobiście znany, jak również działalność społeczną i dyplomatyczną, zwłaszcza na rzecz zbliżenia ludzi i narodów. Starał się Pan budować świat lepszy, oparty na prawdzie, sprawiedliwości, miłości i wolności. Gratuluję bogatych owoców życia, zrodzonych również na gruncie cierpienia" - napisał papież.
Ostatnie słowa papieskiego listu mówią o wieloletnich więzieniach, przez które przeszedł Bartosz (tak go zwą przyjaciele, do których grona mam zaszczyt należeć). Przypomina to o wiele bardziej sławne dzieje Polski aniżeli obecne, kiedy siedzi się wyłącznie za łapówki, malwersacje, zabójstwa i oszczerstwa. Bartoszewskiego pierwsi "zapudłowali" Niemcy. Z numerem 4427 przesiedział się w Oświęcimiu. Aresztowany w 1949 r. przez polską bezpiekę, oskarżony o szpiegostwo (potem zrehabilitowany) spędził w więzieniach PRL sześć lat. Uwieńczeniem więziennych dziejów Bartosza było internowanie go w słynną noc 13 grudnia 1981 r. I oto ten sam człowiek był teraz czczony w tak wspaniały sposób. Sala pęczniała wprost od ludzi o "dużym ciężarze gatunkowym". Siedziałem w niej niby zając pod rządową i profesorską miedzą, przejęty nie tylko radością jubilata, ale i atmosferą "prawdziwej Polski", która wychowała i moje pokolenie. Trudno powiedzieć, na czym polega ta prawdziwość. Chyba na autentyczności życiorysów takich ludzi jak Bartoszewski.
Z okazji jubileuszu Władysława Bartoszewskiego wydano księgę pamiątkową pt. "Prawda i pojednanie". Warto ją umieścić w "biblioteczce flisaka", bo zawiera mnóstwo materiałów biograficznych o Bartoszewskim, a także rozprawy i przyczynki naukowe z dziedzin, w których ten osobliwie pogodny historyk i polityk dokonał najwięcej. Badacze naszych dziejów, zwłaszcza XX wieku, miewają poczucie humoru, ale wiedza, którą zdobywają, nie usposabia ich radośnie. Wciąż jakieś niewole i prześladowania, konspiracje i powstania. A wesoły polityk to już w ogóle coś tak osobliwego w Polsce jak kangur w Białowieży. Obecni w Zamku Królewskim trzęśli się jednak ze śmiechu, gdy uroczystość kończyło przemówienie Bartosza.
Więcej możesz przeczytać w 10/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.