Menedżer w skansenie
Zbulwersował mnie przywołany w artykule "Menedżer w skansenie" (nr 8) przykład o pozbawionym sensu dofinansowaniu z powodu "lokalnego patriotyzmu" renowacji kościoła św. Doroty we Wrocławiu. W pisaniu o kulturze podobnie jak w medycynie obowiązuje zasada "po pierwsze nie szkodzić". Od wielu lat zabiegam jako członek rady parafialnej o ratunek dla tej przepięknej świątyni. Jej konserwację można dziś uznać za modelowy przykład ratowania wielkich zabytków kultury. Decyzję o renowacji podjął generalny konserwator zabytków (nie minister Ujazdowski). Konserwacja kościoła to wspólne dzieło generalnego konserwatora, samorządu Wrocławia, Dolnego Śląska i Fundacji. Milion złotych z Ministerstwa Kultury to niewielka część uzyskanych z różnych źródeł dotacji. Tylko renowacja dachu i ścian pochłonie prawie 10 mln zł. Kościół św. Doroty to jeden z największych kościołów gotyckich w Polsce. Konstrukcja jego dachu uchodzi za fenomenalne dzieło średniowiecznych mistrzów. Świątynia powstała na pamiątkę zjazdu we Wrocławiu cesarza Karola i króla Kazimierza Wielkiego. Władcy ufundowali kościół, by uczcić zakończenie wieloletnich sporów o Śląsk.
PAWEŁ SKRZYWANEK
Wrocław
Fruwający sanitariusz
Autor artykułu "Fruwający sanitariusz" (nr 5) pisze, że skrzydlaty terminator może spowodować powstanie groźnych mutacji lub zniszczyć pożyteczne owady. Otóż, nie może. Organizm transgeniczny ma pewien funkcjonujący zestaw genów, na przykład komar terminator ma zestaw swoich genów plus jeden dodatkowy. Mutacje to najogólniej uszkodzenia w obrębie genów lub chromosomów, a organizm transgeniczny ma taką samą szansę zmutowania, jak każdy inny. Natomiast geny naprawdę nie przenoszą się między gatunkami, jak im na to przyjdzie ochota, bez względu na to, jak głośno zieloni będą przekonywać o czymś dokładnie przeciwnym. Już Mendel o tym wiedział.
ADAM WAWRZYŃSKIM
Od autora: W wyjątkowych sytuacjach transpozony nazywane skaczącymi genami mogą przeskakiwać między różnymi organizmami, prawdopodobnie za pośrednictwem wirusów. Ich przemieszczanie się powoduje wiele tzw. spontanicznych mutacji. Jeden z takich ruchomych fragmentów DNA o nazwie mariner wykryto w genomie roślin, owadów, kręgowców i ludzi. Część naukowców zajmujących się hodowlą organizmów trasgenicznych obserwuje pojawianie się cech, które nie mają lub zdają się nie mieć nic wspólnego z wprowadzaną modyfikacją. "Celem modyfikacji, którym poddaliśmy ziemniaki, były cukry, ale zaobserwowaliśmy zmiany nie tylko w ich zawartości, lecz również w gromadzeniu się witaminy C, kwasów organicznych, aminokwasów, alkaloidów itd." - twierdzi prof. Jan Szopa z Instytutu Biochemii i Biologii Molekularnej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zbigniew Wojtasiński
Habsburgowie atakują!
Jedną z możliwych przyczyn słabej frekwencji w polskich muzeach są godziny ich otwarcia. Wspomniana przez autora artykułu "Habsburgowie atakują!" (nr 5) wystawa "Skarby Habsburgów", która - jego zdaniem - w tym roku ma największe szanse na sukces, jest czynna tylko do godziny 15! Szansę na jej odwiedzenie w dni powszednie mają co najwyżej miejscowi emeryci, ludzie wolnych zawodów, być może studenci na wagarach (na przyjezdną dziatwę szkolną akurat bym nie liczył, bo Habsburgowie w konkurencji z barem McDonald?s nie mają żadnych szans). Wszystkim innym, w tym także ludziom z tzw. prowincji, zostaje sobota i niedziela.
SYLWESTER TRZEPIZUR
Banał na miotle
Nie bardzo rozumiem, czym kierują się panowie Raczek i Kałużyński, oceniając film o Harrym Potterze ("Banał na miotle", nr 5). W tym wypadku powinno być tylko jedno kryterium oceny - to, czy film podoba się właśnie dwunastolatkom, a nie rodzicom, którzy notabene tłumnie i z wielką przyjemnością udają się z dziećmi do kin. Można przyjąć argument, że historyjka o Harrym nie zawiera głębszego przesłania, ale czyż nie po to jest się dzieckiem, by wierzyć, że miotła lata, a nie służy tylko do zamiatania (swoją drogą to strasznie mugolski pogląd). Czy w filmach dla dzieci musimy przemycać najgłębsze prawdy? Oczywiście ideałem są książki czy filmy, które bawiąc uczą, ale wydaje mi się, że czasem mogą tylko bawić. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy dzieci codziennie oglądają wstrząsające obrazy, potrzebna jest im odrobina magii, zapomnienia i wiary, że ten lepszy świat jednak istnieje.
PIOTR PASTERNAK
Z życia koalicji
Nie wiem, kim jest oraz ile liczy sobie wiosen autor notatki o mnie i o mojej książce "Byłem reporterem generała" ("Z życia koalicji", nr 6). Po tym, co napisał, wnioskuję, że lata 80. oraz to, co wówczas robiłem, zna ze słyszenia i na dodatek słucha wybiórczo, a książki nie czytał. Nie jest prawdą ani to, że wydawnictwo Książka i Wiedza zwracało się do kancelarii Jaruzelskiego z propozycją zakupu większej liczby egzemplarzy, ani to, że "książka nie idzie". Mimo braku reklamy w pierwszym miesiącu sprzedaży "poszło" 700 egzemplarzy.
Tadeusz Zakrzewski
Odpowiedź autorów: Czołem Obywatelu Reporterze! Zafrapowała nas informacja, że w pierwszym miesiącu sprzedaży poszło 700 sztuk Pańskiego eposu. Co prawda, od wydawcy słyszeliśmy co innego, ale... Nasza reporterska ciekawość każe nam jednak spytać, a dokąd to poszło?! A wiosen, Panie Tadeuszu, mamy niestety 63, czyli ciągle więcej niż Pan. W każdym razie nie wygląda Pan na tyle.
Mazurek & Zalewski
Szpital to nie fabryka guzików
Żeby służba zdrowia mogła funkcjonować poprawnie, musi istnieć konkurencja zarówno w sferze finansowania usług medycznych, jak i ich świadczenia ("Szpital to nie fabryka guzików", nr 7). Rolą państwa jest zapewnienie jawnego przepływu pieniądza i zapobieganie praktykom monopolistycznym. Ministerstwo Zdrowia powinno się zaś zajmować nadzorem i organizacją, a nie administracją.
Bezpłatna służba zdrowia nie istnieje. W Polsce koszt opieki zdrowotnej składa się z trzech elementów: dużej części podatku dochodowego, składek odprowadzanych przez pracodawcę i kosztów ponoszonych bezpośrednio przez pacjenta (zapewne ich lwia część znika w szarej strefie). Żeby uzdrowić sytuację, należy sprywatyzować kasy chorych. Trzeba też pozwolić na powstawanie nowych instytucji tego typu, znieść rejonizację i umożliwić ludziom swobodny wybór kasy chorych czy towarzystwa ubezpieczeniowego, które zagwarantują taki wachlarz usług medycznych, jaki danej osobie będzie najbardziej odpowiadał.
Trudno mi się zgodzić z danymi dotyczącymi dostępu do opieki medycznej w USA, prezentowanymi przez ministra Łapińskiego. Pracuję w szkole medycznej Uniwersytetu Pensylwania. W izbie przyjęć naszego szpitala klinicznego znajduje się informacja, że każdej osobie, nawet jeśli nie jest ubezpieczona i nie może zapłacić, zostanie udzielona pomoc. Dla porównania, dwa tygodnie temu minęła trzecia rocznica śmierci mojego ojca. Wówczas ze względu na protesty służby zdrowia w Łodzi nie znalazł się ani jeden szpital, który przyjąłby karetkę reanimacyjną z umierającym. Zanim nocą po oblodzonych drogach karetka dojechała do Łęczycy (najbliższy szpital, który zgodził się ją przyjąć), ojcu niewiele już można było pomóc.
KRZYSZTOF WRÓBLEWSKI
Postępowy neokolonializm
Podobnie jak Rafał Ziemkiewicz, autor artykułu "Postępowy neokolonializm" (nr 9), sądzę, że za nędzę Trzeciego Świata odpowiedzialne są w dużej mierze jego rodzime elity polityczne i specyfika kulturowa, a nie imperialistyczny wyzysk Zachodu. Nie do końca natomiast rozumiem, w jakiej relacji - według autora - pozostają demokracja i wolny rynek. Ziemkiewicz pisze, że w Korei Południowej i na Tajwanie reżim wojskowy wprowadził i ochronił instytucje wolnego rynku. Jeśli jest reżim wojskowy, to przecież nie ma demokracji. Tak zwany azjatyckie tygrysy zakosztowały boomu gospodarczego w stopniu nie mniejszym niż zdenazyfikowane Niemcy. Wniosek z tego prosty: to nie demokracja (co sugerowałby proponowany przez Ziemkiewicza termin "demoforming", mający oznaczać upowszechnianie dobrobytu poprzez narzucanie demokracji), lecz szeroka wolność gospodarcza legła u podstaw wysokiego tempa rozwoju wzmiankowanych krajów.
Powiedziałbym nawet więcej: ustrój demokratyczny z reguły kłóci się z wolnym rynkiem. Jeśli bowiem w kwestiach własności i redystrybucji kierować się osądem większości, to można obstawić w ciemno, że zwolennicy wolnorynkowej zasady "każdy żyje na swój rachunek" poniosą porażkę. Ci, którzy nie wierzą we własne siły, obawiają się konkurencji i oczekują państwowej opieki (czyli po prostu życia na koszt innych ludzi), w każdym społeczeństwie przeważają. Ich żądania są dodatkowo podsycane przez populistycznych polityków.
KONRAD MORAWSKI
Szczecin
Kadry
Autorem zamieszczonej w Internecie ilustracji "Che Pper" (Kadry, nr 5) jest Wojciech Sosnowski posługujący się pseudonimem Ciememen.
Redakcja
Zbulwersował mnie przywołany w artykule "Menedżer w skansenie" (nr 8) przykład o pozbawionym sensu dofinansowaniu z powodu "lokalnego patriotyzmu" renowacji kościoła św. Doroty we Wrocławiu. W pisaniu o kulturze podobnie jak w medycynie obowiązuje zasada "po pierwsze nie szkodzić". Od wielu lat zabiegam jako członek rady parafialnej o ratunek dla tej przepięknej świątyni. Jej konserwację można dziś uznać za modelowy przykład ratowania wielkich zabytków kultury. Decyzję o renowacji podjął generalny konserwator zabytków (nie minister Ujazdowski). Konserwacja kościoła to wspólne dzieło generalnego konserwatora, samorządu Wrocławia, Dolnego Śląska i Fundacji. Milion złotych z Ministerstwa Kultury to niewielka część uzyskanych z różnych źródeł dotacji. Tylko renowacja dachu i ścian pochłonie prawie 10 mln zł. Kościół św. Doroty to jeden z największych kościołów gotyckich w Polsce. Konstrukcja jego dachu uchodzi za fenomenalne dzieło średniowiecznych mistrzów. Świątynia powstała na pamiątkę zjazdu we Wrocławiu cesarza Karola i króla Kazimierza Wielkiego. Władcy ufundowali kościół, by uczcić zakończenie wieloletnich sporów o Śląsk.
PAWEŁ SKRZYWANEK
Wrocław
Fruwający sanitariusz
Autor artykułu "Fruwający sanitariusz" (nr 5) pisze, że skrzydlaty terminator może spowodować powstanie groźnych mutacji lub zniszczyć pożyteczne owady. Otóż, nie może. Organizm transgeniczny ma pewien funkcjonujący zestaw genów, na przykład komar terminator ma zestaw swoich genów plus jeden dodatkowy. Mutacje to najogólniej uszkodzenia w obrębie genów lub chromosomów, a organizm transgeniczny ma taką samą szansę zmutowania, jak każdy inny. Natomiast geny naprawdę nie przenoszą się między gatunkami, jak im na to przyjdzie ochota, bez względu na to, jak głośno zieloni będą przekonywać o czymś dokładnie przeciwnym. Już Mendel o tym wiedział.
ADAM WAWRZYŃSKIM
Od autora: W wyjątkowych sytuacjach transpozony nazywane skaczącymi genami mogą przeskakiwać między różnymi organizmami, prawdopodobnie za pośrednictwem wirusów. Ich przemieszczanie się powoduje wiele tzw. spontanicznych mutacji. Jeden z takich ruchomych fragmentów DNA o nazwie mariner wykryto w genomie roślin, owadów, kręgowców i ludzi. Część naukowców zajmujących się hodowlą organizmów trasgenicznych obserwuje pojawianie się cech, które nie mają lub zdają się nie mieć nic wspólnego z wprowadzaną modyfikacją. "Celem modyfikacji, którym poddaliśmy ziemniaki, były cukry, ale zaobserwowaliśmy zmiany nie tylko w ich zawartości, lecz również w gromadzeniu się witaminy C, kwasów organicznych, aminokwasów, alkaloidów itd." - twierdzi prof. Jan Szopa z Instytutu Biochemii i Biologii Molekularnej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zbigniew Wojtasiński
Habsburgowie atakują!
Jedną z możliwych przyczyn słabej frekwencji w polskich muzeach są godziny ich otwarcia. Wspomniana przez autora artykułu "Habsburgowie atakują!" (nr 5) wystawa "Skarby Habsburgów", która - jego zdaniem - w tym roku ma największe szanse na sukces, jest czynna tylko do godziny 15! Szansę na jej odwiedzenie w dni powszednie mają co najwyżej miejscowi emeryci, ludzie wolnych zawodów, być może studenci na wagarach (na przyjezdną dziatwę szkolną akurat bym nie liczył, bo Habsburgowie w konkurencji z barem McDonald?s nie mają żadnych szans). Wszystkim innym, w tym także ludziom z tzw. prowincji, zostaje sobota i niedziela.
SYLWESTER TRZEPIZUR
Banał na miotle
Nie bardzo rozumiem, czym kierują się panowie Raczek i Kałużyński, oceniając film o Harrym Potterze ("Banał na miotle", nr 5). W tym wypadku powinno być tylko jedno kryterium oceny - to, czy film podoba się właśnie dwunastolatkom, a nie rodzicom, którzy notabene tłumnie i z wielką przyjemnością udają się z dziećmi do kin. Można przyjąć argument, że historyjka o Harrym nie zawiera głębszego przesłania, ale czyż nie po to jest się dzieckiem, by wierzyć, że miotła lata, a nie służy tylko do zamiatania (swoją drogą to strasznie mugolski pogląd). Czy w filmach dla dzieci musimy przemycać najgłębsze prawdy? Oczywiście ideałem są książki czy filmy, które bawiąc uczą, ale wydaje mi się, że czasem mogą tylko bawić. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy dzieci codziennie oglądają wstrząsające obrazy, potrzebna jest im odrobina magii, zapomnienia i wiary, że ten lepszy świat jednak istnieje.
PIOTR PASTERNAK
Z życia koalicji
Nie wiem, kim jest oraz ile liczy sobie wiosen autor notatki o mnie i o mojej książce "Byłem reporterem generała" ("Z życia koalicji", nr 6). Po tym, co napisał, wnioskuję, że lata 80. oraz to, co wówczas robiłem, zna ze słyszenia i na dodatek słucha wybiórczo, a książki nie czytał. Nie jest prawdą ani to, że wydawnictwo Książka i Wiedza zwracało się do kancelarii Jaruzelskiego z propozycją zakupu większej liczby egzemplarzy, ani to, że "książka nie idzie". Mimo braku reklamy w pierwszym miesiącu sprzedaży "poszło" 700 egzemplarzy.
Tadeusz Zakrzewski
Odpowiedź autorów: Czołem Obywatelu Reporterze! Zafrapowała nas informacja, że w pierwszym miesiącu sprzedaży poszło 700 sztuk Pańskiego eposu. Co prawda, od wydawcy słyszeliśmy co innego, ale... Nasza reporterska ciekawość każe nam jednak spytać, a dokąd to poszło?! A wiosen, Panie Tadeuszu, mamy niestety 63, czyli ciągle więcej niż Pan. W każdym razie nie wygląda Pan na tyle.
Mazurek & Zalewski
Szpital to nie fabryka guzików
Żeby służba zdrowia mogła funkcjonować poprawnie, musi istnieć konkurencja zarówno w sferze finansowania usług medycznych, jak i ich świadczenia ("Szpital to nie fabryka guzików", nr 7). Rolą państwa jest zapewnienie jawnego przepływu pieniądza i zapobieganie praktykom monopolistycznym. Ministerstwo Zdrowia powinno się zaś zajmować nadzorem i organizacją, a nie administracją.
Bezpłatna służba zdrowia nie istnieje. W Polsce koszt opieki zdrowotnej składa się z trzech elementów: dużej części podatku dochodowego, składek odprowadzanych przez pracodawcę i kosztów ponoszonych bezpośrednio przez pacjenta (zapewne ich lwia część znika w szarej strefie). Żeby uzdrowić sytuację, należy sprywatyzować kasy chorych. Trzeba też pozwolić na powstawanie nowych instytucji tego typu, znieść rejonizację i umożliwić ludziom swobodny wybór kasy chorych czy towarzystwa ubezpieczeniowego, które zagwarantują taki wachlarz usług medycznych, jaki danej osobie będzie najbardziej odpowiadał.
Trudno mi się zgodzić z danymi dotyczącymi dostępu do opieki medycznej w USA, prezentowanymi przez ministra Łapińskiego. Pracuję w szkole medycznej Uniwersytetu Pensylwania. W izbie przyjęć naszego szpitala klinicznego znajduje się informacja, że każdej osobie, nawet jeśli nie jest ubezpieczona i nie może zapłacić, zostanie udzielona pomoc. Dla porównania, dwa tygodnie temu minęła trzecia rocznica śmierci mojego ojca. Wówczas ze względu na protesty służby zdrowia w Łodzi nie znalazł się ani jeden szpital, który przyjąłby karetkę reanimacyjną z umierającym. Zanim nocą po oblodzonych drogach karetka dojechała do Łęczycy (najbliższy szpital, który zgodził się ją przyjąć), ojcu niewiele już można było pomóc.
KRZYSZTOF WRÓBLEWSKI
Postępowy neokolonializm
Podobnie jak Rafał Ziemkiewicz, autor artykułu "Postępowy neokolonializm" (nr 9), sądzę, że za nędzę Trzeciego Świata odpowiedzialne są w dużej mierze jego rodzime elity polityczne i specyfika kulturowa, a nie imperialistyczny wyzysk Zachodu. Nie do końca natomiast rozumiem, w jakiej relacji - według autora - pozostają demokracja i wolny rynek. Ziemkiewicz pisze, że w Korei Południowej i na Tajwanie reżim wojskowy wprowadził i ochronił instytucje wolnego rynku. Jeśli jest reżim wojskowy, to przecież nie ma demokracji. Tak zwany azjatyckie tygrysy zakosztowały boomu gospodarczego w stopniu nie mniejszym niż zdenazyfikowane Niemcy. Wniosek z tego prosty: to nie demokracja (co sugerowałby proponowany przez Ziemkiewicza termin "demoforming", mający oznaczać upowszechnianie dobrobytu poprzez narzucanie demokracji), lecz szeroka wolność gospodarcza legła u podstaw wysokiego tempa rozwoju wzmiankowanych krajów.
Powiedziałbym nawet więcej: ustrój demokratyczny z reguły kłóci się z wolnym rynkiem. Jeśli bowiem w kwestiach własności i redystrybucji kierować się osądem większości, to można obstawić w ciemno, że zwolennicy wolnorynkowej zasady "każdy żyje na swój rachunek" poniosą porażkę. Ci, którzy nie wierzą we własne siły, obawiają się konkurencji i oczekują państwowej opieki (czyli po prostu życia na koszt innych ludzi), w każdym społeczeństwie przeważają. Ich żądania są dodatkowo podsycane przez populistycznych polityków.
KONRAD MORAWSKI
Szczecin
Kadry
Autorem zamieszczonej w Internecie ilustracji "Che Pper" (Kadry, nr 5) jest Wojciech Sosnowski posługujący się pseudonimem Ciememen.
Redakcja
Więcej możesz przeczytać w 10/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.