Proroctwo von Misesa
Jan Winiecki twierdzi, że Irvin Fisher napisał na tydzień przed kryzysem w 1929: "Wygląda na to, że ceny akcji osiągnęły permanentnie wysoki poziom" ("Urodzaj na fałszywych proroków", nr 10). Bardzo w to wątpię, zwłaszcza iż na dwa dni przed krachem "New York Times" napisał "Fisher mówi, że ceny na giełdzie są za niskie". Co więcej, nie były to tylko hasła, ale wynik dokładnej analizy dokonanej przez prekursora monetaryzmu. Nie mówiąc już o tym, że Fisher sam stracił ogromną sumę podczas krachu. Zresztą portfolio Keynesa też nie zyskało zbyt wiele w trakcie recesji, której wybitny matematyk (ale nie ekonomista) nie przewidział. Jedyną osobą, która ją przewidziała, był Ludwig von Mises. Nie przyjął pracy w banku, mówiąc: "Nadchodzi wielki krach i nie chcę, żeby moje nazwisko było z nim w jakikolwiek sposób utożsamiane". Okazało się, że miał rację. Ani keynesiści, ani monetaryści nie mieli i nie mają racji. Zawsze rację mieli i mają ekonomiści ze szkoły austriackiej.
MATEUSZ MACHAJ
Postępowy neokolonializm
Polacy nie potrafią się rządzić - szaleje korupcja, kwitnie przestępczość, a kolejne nieudolne rządy trwonią pomoc udzielaną przez bogate kraje Zachodu. Jedynym ratunkiem jest okupacja Polski przez państwa stojące na wyższym poziomie rozwoju materialnego i społecznego. Najskuteczniejszym rozwiązaniem będzie wysłanie armii, najlepiej takiej, która już ma doświadczenie na tym terenie. Zaproponujmy więc wysłanie Wehrmachtu i Waffen SS, oraz - sprawdzonych już - gauleiterów. A teraz proszę zamienić słowa Polacy i Polska na Afryka i Afrykanie, a Wehrmacht i gauleiter na - wojska Zachodu i kolonialista. Otrzymamy wówczas sens artykułu "Postępowy neokolonializm" (nr 9). Zaskoczyło mnie zawarte w nim sformułowanie, że "większość Afrykanów i biednych Azjatów oczekuje opieki ze strony klanowego wodza". Chciałbym, aby autor artykułu wyjaśnił, w jakich krajach Azji i Afryki (z wyjątkiem Somalii) udało mu się owe klany odkryć. Czarną Afrykę znam nieźle, ale nie słyszałem o kraju o "feudalnej strukturze społeczeństw", w którym władzę polityczną czy choćby ekonomiczną sprawowaliby tradycyjni władcy rodowi. Nawet król Aszantów w Ghanie czy kabaka Bagandów w Ugandzie odgrywają dziś głównie rolę strażników kultury i tradycji swych ludów. Nieprawdą jest też, że "z nędzy zdołały się wydźwignąć państwa, do których demokrację przyniesiono na bagnetach". Wręcz przeciwnie. Najszybszy wzrost PKB odnotowały takie kraje, jak Botswana czy Wybrzeże Kości Słoniowej, do których spraw wewnętrznych nikt się nie wtrącał. Nawet targane wojną domową Namibia i Mozambik weszły na drogę szybkiego rozwoju gospodarczego dopiero po tym, gdy wypędziły "postępowe" wojska białych - zarówno zachodniej, jak i sowieckiej proweniencji. Ziemkiewicz twierdzi, że państwom afrykańskim demokrację ofiarowali kolonizatorzy. Ciekawe, jaką opinię miałyby na ten temat setki partyzantów Mau Mau pomordowanych przez Brytyjczyków w Kenii czy tysiące Kongijczyków, ofiar belgijskich korpusów ekspedycyjnych. A "slogany o wyzysku" Afryki przez Europę, które tak denerwują autora, można wyczytać m.in. w ostatnim raporcie Banku Światowego. Sławomir Mrożek dowodził swego czasu, że Polacy to też Murzyni, tylko biali, i prawa człowieka również się im należą. Może by to teraz odwrócić i powiedzieć, że Murzyni to też Polacy, tylko czarni?
MAREK GARZTECKI
Międzynarodowy Instytut
Studiów Strategicznych,
Londyn
Od autora: Niepodległość (bo o niej, nie o prawach człowieka, pisałem i ja, i cytowany przez autora listu Sławomir Mrożek) należy się tylko tym, którzy potrafią stworzyć państwo stabilne, respektujące międzynarodowe standardy i zapewniające rozwój cywilizacyjny. Podane przez pana Garzteckiego przykłady należą niestety do odosobnionych i nie zmieniają faktu, że większość ludów zamieszkujących Trzeci Świat okazuje się do tego niezdolna. W takiej sytuacji społeczność międzynarodowa ma do wyboru albo ingerować, albo godzić się na istnienie na kuli ziemskiej rozległych "dzikich pól". Zamach na WTC unaocznił jednak, że w dobie globalizacji od takich "dzikich pól" i grasujących po nich czambułów po prostu nie można się skutecznie odizolować. Jestem zwolennikiem uwzględniania faktów i tego, co z nich logicznie wynika, a nie grania na uczuciach.
Rafał Ziemkiewicz
Podatek Millera
Autor artykułu "Podatek Millera" (nr 9) pokazał, jak działa mechanizm fiskalny. Zapomniał jednak o jednej, bardzo istotnej sprawie: wyższy podatek dochodowy od osób fizycznych zapłacą nie tylko podatnicy przekraczający pierwszy lub drugi próg podatkowy. Przy zamrożeniu progów podatkowych na ubiegłorocznym poziomie podwyżka dotknie wszystkich uzyskujących dochód i ponoszących w związku z tym koszty. Wszyscy pozostający przez cały rok w stosunku pracy, którzy uzyskują dochody mieszczące się w pierwszym progu podatkowym, zapłacą podatek wyższy realnie w stosunku do ubiegłorocznego o ponad 75 zł.
DAMIAN BRACHMAN
Średnia Rosja
Jan Winiecki w artykule "Średnia Rosja" (nr 8) rozwiewa nasze optymistyczne wizje dotyczące współpracy z Rosją i wskazuje na problemy z tą współpracą związane. Ale liczne sposoby na te problemy znano już za czasów PRL. Na przykład krośnieńska fabryka butów sportowych wysyłała je do ZSRR w taki sposób: buty prawe były wysyłane przez przejście graniczne Przemyśl-Żurawice, buty lewe wysyłano wagonami przez Białystok-Gródek. Po przekroczeniu granic, gdzieś w Rosji, buty się "sparowywały" i po tymże sparowaniu eksporter otrzymywał należność. Jaką, tego nie wiadomo. Jeśli więc wymyślimy jakąś specyficzną technikę sparowania, to może eksport do Rosji będzie opłacalny.
MARIAN KORCZAK-SIWICKI
Wrogowie Internetu
Autor artykułu "Wrogowie Internetu" (nr 10) napisał, że w Libii kar za korzystanie z Internetu nie ma tylko dlatego, że obywatele nie mają dostępu do sieci. Otóż w Trypolisie funkcjonuje taki sam system dostępu, jak u nas w TP SA. Za połączenie z numerem 0 199 płaci się jak za rozmowę lokalną. W listopadzie, grudniu i styczniu łączyłem się z siecią kilka razy dziennie, podpinając swego laptopa do linii telefonicznej m.in. w osiedlowym warzywniaku, w portierni szpitala, w recepcji domu noclegowego, w sklepie z antenami satelitarnymi, w barze na nabrzeżu i wielu innych miejscach, również w prywatnych mieszkaniach. Nie ma żadnego problemu i żadnych ograniczeń. W centrum Trypolisu przejście od jednej kafejki internetowej do drugiej zajmuje pięć minut. Korzystanie z Internetu kosztuje od 1,25 do 1,5 dinara za godzinę, czyli około dolara. Wpisuje się nazwisko do zeszytu i można surfować. Tego e-maila wysyłam z pustyni, około 1300 km od Trypolisu. Tutaj całe ograniczenie dostępu polega na tym, że w godzinach pracy linie do Trypolisu są bez przerwy zajęte. Za to w nocy czy wcześnie rano nie ma problemów. Niestety, jakość łączy pozwala przeważnie na transmisję tylko z szybkością około 7 kbps.
KRZYSZTOF BIALIK
Surfuj i płać!
Uważam, że wprowadzenie płatnych serwisów, o którym pisał autor artykułu "Surfuj i płać!" (nr 8), może być możliwe wyłącznie w wypadku treści niedostępnych w innych miejscach. Nie należy raczej sądzić, że odpłatne staną się nagle wszystkie serwisy oferujące informacje bieżące, dotyczące wydarzeń w kraju i poza granicami. Płatności w Internecie za dostęp do treści to według mnie nader skomplikowana sprawa i dlatego - jak pisał autor artykułu - trzeba edukować społeczeństwo, by uzyskać przyzwolenie na opłaty.
MARIUSZ KUZIAK
Maszyny do pisania
Wydawnictwo W.A.B. nie wypuściło jednorazowo na rynek w maju 2001 r. 32 tys. egzemplarzy "Polki" Manueli Gretkowskiej, jak można by sądzić z artykułu "Maszyny do pisania" (nr 10), ale dodrukowywało je sukcesywnie przez cały ubiegły rok. Wpływy wydawnictwa byłyby rzeczywiście pięć razy większe niż autorki, gdyby nie koszty - zarówno te bezpośrednie (druku i przygotowania tekstu do publikacji), jak i koszty funkcjonowania całej firmy, w tym koszty działu handlowego i te związane ze ściąganiem należności. Poza tym Katarzyna Grochola nie otrzymuje od W.A.B. 30 groszy za każdy sprzedany egzemplarz, ale kwotę kilkakrotnie większą. Jaką - to tajemnica handlowa obu stron - autorki i wydawnictwa W.A.B. Z artykułu można wyciągnąć wniosek, że wydawcy są pasożytami utrzymującymi się z biednych autorów. Może chciałbym być takim pasożytem, ale niestety obecna sytuacja na rynku książki uniemożliwia mi to.
ADAM WIDMAŃSKI
współwłaściciel W.A.B.
Jan Winiecki twierdzi, że Irvin Fisher napisał na tydzień przed kryzysem w 1929: "Wygląda na to, że ceny akcji osiągnęły permanentnie wysoki poziom" ("Urodzaj na fałszywych proroków", nr 10). Bardzo w to wątpię, zwłaszcza iż na dwa dni przed krachem "New York Times" napisał "Fisher mówi, że ceny na giełdzie są za niskie". Co więcej, nie były to tylko hasła, ale wynik dokładnej analizy dokonanej przez prekursora monetaryzmu. Nie mówiąc już o tym, że Fisher sam stracił ogromną sumę podczas krachu. Zresztą portfolio Keynesa też nie zyskało zbyt wiele w trakcie recesji, której wybitny matematyk (ale nie ekonomista) nie przewidział. Jedyną osobą, która ją przewidziała, był Ludwig von Mises. Nie przyjął pracy w banku, mówiąc: "Nadchodzi wielki krach i nie chcę, żeby moje nazwisko było z nim w jakikolwiek sposób utożsamiane". Okazało się, że miał rację. Ani keynesiści, ani monetaryści nie mieli i nie mają racji. Zawsze rację mieli i mają ekonomiści ze szkoły austriackiej.
MATEUSZ MACHAJ
Postępowy neokolonializm
Polacy nie potrafią się rządzić - szaleje korupcja, kwitnie przestępczość, a kolejne nieudolne rządy trwonią pomoc udzielaną przez bogate kraje Zachodu. Jedynym ratunkiem jest okupacja Polski przez państwa stojące na wyższym poziomie rozwoju materialnego i społecznego. Najskuteczniejszym rozwiązaniem będzie wysłanie armii, najlepiej takiej, która już ma doświadczenie na tym terenie. Zaproponujmy więc wysłanie Wehrmachtu i Waffen SS, oraz - sprawdzonych już - gauleiterów. A teraz proszę zamienić słowa Polacy i Polska na Afryka i Afrykanie, a Wehrmacht i gauleiter na - wojska Zachodu i kolonialista. Otrzymamy wówczas sens artykułu "Postępowy neokolonializm" (nr 9). Zaskoczyło mnie zawarte w nim sformułowanie, że "większość Afrykanów i biednych Azjatów oczekuje opieki ze strony klanowego wodza". Chciałbym, aby autor artykułu wyjaśnił, w jakich krajach Azji i Afryki (z wyjątkiem Somalii) udało mu się owe klany odkryć. Czarną Afrykę znam nieźle, ale nie słyszałem o kraju o "feudalnej strukturze społeczeństw", w którym władzę polityczną czy choćby ekonomiczną sprawowaliby tradycyjni władcy rodowi. Nawet król Aszantów w Ghanie czy kabaka Bagandów w Ugandzie odgrywają dziś głównie rolę strażników kultury i tradycji swych ludów. Nieprawdą jest też, że "z nędzy zdołały się wydźwignąć państwa, do których demokrację przyniesiono na bagnetach". Wręcz przeciwnie. Najszybszy wzrost PKB odnotowały takie kraje, jak Botswana czy Wybrzeże Kości Słoniowej, do których spraw wewnętrznych nikt się nie wtrącał. Nawet targane wojną domową Namibia i Mozambik weszły na drogę szybkiego rozwoju gospodarczego dopiero po tym, gdy wypędziły "postępowe" wojska białych - zarówno zachodniej, jak i sowieckiej proweniencji. Ziemkiewicz twierdzi, że państwom afrykańskim demokrację ofiarowali kolonizatorzy. Ciekawe, jaką opinię miałyby na ten temat setki partyzantów Mau Mau pomordowanych przez Brytyjczyków w Kenii czy tysiące Kongijczyków, ofiar belgijskich korpusów ekspedycyjnych. A "slogany o wyzysku" Afryki przez Europę, które tak denerwują autora, można wyczytać m.in. w ostatnim raporcie Banku Światowego. Sławomir Mrożek dowodził swego czasu, że Polacy to też Murzyni, tylko biali, i prawa człowieka również się im należą. Może by to teraz odwrócić i powiedzieć, że Murzyni to też Polacy, tylko czarni?
MAREK GARZTECKI
Międzynarodowy Instytut
Studiów Strategicznych,
Londyn
Od autora: Niepodległość (bo o niej, nie o prawach człowieka, pisałem i ja, i cytowany przez autora listu Sławomir Mrożek) należy się tylko tym, którzy potrafią stworzyć państwo stabilne, respektujące międzynarodowe standardy i zapewniające rozwój cywilizacyjny. Podane przez pana Garzteckiego przykłady należą niestety do odosobnionych i nie zmieniają faktu, że większość ludów zamieszkujących Trzeci Świat okazuje się do tego niezdolna. W takiej sytuacji społeczność międzynarodowa ma do wyboru albo ingerować, albo godzić się na istnienie na kuli ziemskiej rozległych "dzikich pól". Zamach na WTC unaocznił jednak, że w dobie globalizacji od takich "dzikich pól" i grasujących po nich czambułów po prostu nie można się skutecznie odizolować. Jestem zwolennikiem uwzględniania faktów i tego, co z nich logicznie wynika, a nie grania na uczuciach.
Rafał Ziemkiewicz
Podatek Millera
Autor artykułu "Podatek Millera" (nr 9) pokazał, jak działa mechanizm fiskalny. Zapomniał jednak o jednej, bardzo istotnej sprawie: wyższy podatek dochodowy od osób fizycznych zapłacą nie tylko podatnicy przekraczający pierwszy lub drugi próg podatkowy. Przy zamrożeniu progów podatkowych na ubiegłorocznym poziomie podwyżka dotknie wszystkich uzyskujących dochód i ponoszących w związku z tym koszty. Wszyscy pozostający przez cały rok w stosunku pracy, którzy uzyskują dochody mieszczące się w pierwszym progu podatkowym, zapłacą podatek wyższy realnie w stosunku do ubiegłorocznego o ponad 75 zł.
DAMIAN BRACHMAN
Średnia Rosja
Jan Winiecki w artykule "Średnia Rosja" (nr 8) rozwiewa nasze optymistyczne wizje dotyczące współpracy z Rosją i wskazuje na problemy z tą współpracą związane. Ale liczne sposoby na te problemy znano już za czasów PRL. Na przykład krośnieńska fabryka butów sportowych wysyłała je do ZSRR w taki sposób: buty prawe były wysyłane przez przejście graniczne Przemyśl-Żurawice, buty lewe wysyłano wagonami przez Białystok-Gródek. Po przekroczeniu granic, gdzieś w Rosji, buty się "sparowywały" i po tymże sparowaniu eksporter otrzymywał należność. Jaką, tego nie wiadomo. Jeśli więc wymyślimy jakąś specyficzną technikę sparowania, to może eksport do Rosji będzie opłacalny.
MARIAN KORCZAK-SIWICKI
Wrogowie Internetu
Autor artykułu "Wrogowie Internetu" (nr 10) napisał, że w Libii kar za korzystanie z Internetu nie ma tylko dlatego, że obywatele nie mają dostępu do sieci. Otóż w Trypolisie funkcjonuje taki sam system dostępu, jak u nas w TP SA. Za połączenie z numerem 0 199 płaci się jak za rozmowę lokalną. W listopadzie, grudniu i styczniu łączyłem się z siecią kilka razy dziennie, podpinając swego laptopa do linii telefonicznej m.in. w osiedlowym warzywniaku, w portierni szpitala, w recepcji domu noclegowego, w sklepie z antenami satelitarnymi, w barze na nabrzeżu i wielu innych miejscach, również w prywatnych mieszkaniach. Nie ma żadnego problemu i żadnych ograniczeń. W centrum Trypolisu przejście od jednej kafejki internetowej do drugiej zajmuje pięć minut. Korzystanie z Internetu kosztuje od 1,25 do 1,5 dinara za godzinę, czyli około dolara. Wpisuje się nazwisko do zeszytu i można surfować. Tego e-maila wysyłam z pustyni, około 1300 km od Trypolisu. Tutaj całe ograniczenie dostępu polega na tym, że w godzinach pracy linie do Trypolisu są bez przerwy zajęte. Za to w nocy czy wcześnie rano nie ma problemów. Niestety, jakość łączy pozwala przeważnie na transmisję tylko z szybkością około 7 kbps.
KRZYSZTOF BIALIK
Surfuj i płać!
Uważam, że wprowadzenie płatnych serwisów, o którym pisał autor artykułu "Surfuj i płać!" (nr 8), może być możliwe wyłącznie w wypadku treści niedostępnych w innych miejscach. Nie należy raczej sądzić, że odpłatne staną się nagle wszystkie serwisy oferujące informacje bieżące, dotyczące wydarzeń w kraju i poza granicami. Płatności w Internecie za dostęp do treści to według mnie nader skomplikowana sprawa i dlatego - jak pisał autor artykułu - trzeba edukować społeczeństwo, by uzyskać przyzwolenie na opłaty.
MARIUSZ KUZIAK
Maszyny do pisania
Wydawnictwo W.A.B. nie wypuściło jednorazowo na rynek w maju 2001 r. 32 tys. egzemplarzy "Polki" Manueli Gretkowskiej, jak można by sądzić z artykułu "Maszyny do pisania" (nr 10), ale dodrukowywało je sukcesywnie przez cały ubiegły rok. Wpływy wydawnictwa byłyby rzeczywiście pięć razy większe niż autorki, gdyby nie koszty - zarówno te bezpośrednie (druku i przygotowania tekstu do publikacji), jak i koszty funkcjonowania całej firmy, w tym koszty działu handlowego i te związane ze ściąganiem należności. Poza tym Katarzyna Grochola nie otrzymuje od W.A.B. 30 groszy za każdy sprzedany egzemplarz, ale kwotę kilkakrotnie większą. Jaką - to tajemnica handlowa obu stron - autorki i wydawnictwa W.A.B. Z artykułu można wyciągnąć wniosek, że wydawcy są pasożytami utrzymującymi się z biednych autorów. Może chciałbym być takim pasożytem, ale niestety obecna sytuacja na rynku książki uniemożliwia mi to.
ADAM WIDMAŃSKI
współwłaściciel W.A.B.
Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.