Krytyk filmowy ma obowiązek mówi o wszystkim, co się tyczy kina. Również o filmach pornograficznych
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, czy krytykom filmowym wypada rozmawiać o filmach pornograficznych?
Zygmunt Kałużyński: Krytyk filmowy ma obowiązek rozmawiać o wszystkim, co się tyczy kina - również o filmach pornograficznych.
TR: Ale przecież te filmy ogląda się głównie na wideo, a nie w kinie.
ZK: Niemniej publiczność, która z nich korzysta, jest w naszym kraju nadspodziewanie liczna. Mówi się o dwóch milionach klientów.
TR: Tyle kaset się sprzedaje czy wypożycza w sex-shopach?
ZK: Jedno i drugie. Oczywiście, te dane przytaczam na podstawie informacji uzyskanych od dystrybutorów. Przesada w liczeniu może polegać na tym, że osoby, które powracają do wypożyczalni parokrotnie, a nawet wielokrotnie, rejestrowane są za każdym razem jako oddzielni korzystający.
TR: No dobrze, panie Zygmuncie, ale żeby rozmawiać o filmach pornograficznych, najpierw trzeba je obejrzeć. Czy oglądał pan najnowsze produkcje porno?
ZK: Owszem, obejrzałem cztery, kandydujące do nagrody dla najlepszego filmu.
TR: Czy to te cztery kasety, które mi pan pożyczył?
ZK: Tak, w ten sposób pan również się z nimi zapoznał. Uczestniczyły one w targach erotycznych Eroticon 2002, które właśnie się odbyły. To tam Klaudia Figura...
TR: ... nie mylić z Katarzyną...
ZK: ... pobiła rekord amerykańskiej wyczynowej osoby, pani Houston...
TR: ... nie mylić z Whitney...
ZK: ... która w ciągu jednego seansu zaliczyła 620 amantów. Naszej Figurze udało się ich obsłużyć 646.
TR: A co trzeba zrobić, żeby takiemu amantowi zaliczyć uczestnictwo w biciu rekordu?
ZK: Musi on odbyć minimalne, szkicowe, ale jednak wykonane pożycie męsko-damskie. Wśród kandydatów zauważono siwowłosego staruszka, który aż 12 razy wracał i zużył 12 prezerwatyw.
TR: Panie Zygmuncie, zajmijmy się jednak filmami. Choćby tymi czterema najlepszymi, które zgłoszono do konkursu.
ZK: Wypadałoby zacząć od stwierdzenia, że podobna impreza wzięła się z wyjątkowej roli, jaką erotyzm odgrywa w naszej cywilizacji. Socjologowie powiadają, że od czasów starożytności nie było podobnej swobody, jeśli idzie o sprawy męsko-damskie, które są już traktowane wręcz w sposób mechaniczno-kliniczny.
TR:Ale nie przez wszystkich. Myślę, że tych filmów, o których chcemy dzisiaj rozmawiać, nie obejrzałby pan podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City, gdzie panują pobożni mormoni. Myślę także, że w Polsce nie sięgają po te kasety ci katolicy, którzy wierzą w to, co mówią, wyznając wiarę.
ZK: Oczywiście, jest to dla publiczności zainteresowanej, która odczuwa chęć zobaczenia w pełni, od początku do końca, ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi pożycia, męsko-damskiego.
TR: Chce to zobaczyć po to, żeby się dowiedzieć, jak to jest, albo podpatrzyć jakieś nowe techniki, czy raczej po to, żeby się podniecić?
ZK: Zapewne wszystko to, co pan powiedział. W gruncie rzeczy oglądanie podobnego aktu dla osoby dorosłej nie jest szkodliwe, a nawet może być pomocą psychiczną - daje poczucie wolności, pokazuje, jak to robią inni...
TR: A może zachęca, żeby robić tak samo jak w filmie? A w filmie wszystko przedstawione jest w sposób szczególnie wyszukany.
ZK: Być może, ale przecież Freud stwierdził, że każdy z nas jest zboczeńcem.
TR: Myśli pan, że ci, którzy oglądają porno, są zboczeńcami?
ZK: No, skoro każdy, to oni także... Pożycie męsko-damskie jest przez każdego kształtowane według jego decyzji, uczuć i chęci. Już od dawna seksuologia twierdzi, że nie ma żadnego obowiązującego, naturalnego sposobu pożycia. To jest nieprawda. Każdy ma swój własny.
TR: Ale oglądanie tego na filmie to już jest podglądanie innych.
ZK: Dzisiejsza kultura, jeśli idzie o erotyzm, doszła do całkowitej jawności i te sprawy są omawiane jak zabiegi lecznicze stosowane z powodu kłopotów żołądkowych. Rady, których udziela się na temat trawienia, figurują w popularnych pis-mach tuż obok wskazówek, jak trzeba się pieścić i czy używać palca, czy nie.
TR: Panie Zygmuncie, czy jednak możemy rozpatrywać filmy pornograficzne w taki sam sposób, jak zwykle rozmawiamy o filmach fabularnych, w których szukamy wartości artystycznych? Czy w ogóle możliwe jest porno artystyczne?
ZK: Oczywiście, że tak. Stali klienci, którzy już przyzwyczaili się do absolutnej śmiałości, jaką te filmy reprezentują, zaczynają życzyć sobie więcej.
TR: Żeby więcej było pokazane?
ZK: W pewnym momencie już nie sposób pokazać więcej! Ale uczestnicy mogą być interesujący, urodziwi, dziwni.
TR:Efekty elektroniczne nie są tu jednak mile widziane.
ZK: Ależ owszem, choćby w filmie "Kolory seksu". Reżyserzy, Teri Diver i Tom Elliot, mają już pewien rozgłos, a ich filmy otrzymują na rozmaitych festiwalach wyróżnienia. Główna bohaterka trafia tu na program komputerowy z widmową postacią, która proponuje jej pokarm erotyczny. Przesyła ją następnie do tajemniczego korytarza, gdzie za kolejnymi drzwiami dostrzegamy różne pieszczoty, traktowane jako wizje komputerowe. Na ekranie widać twarze kochanków patrzących na siebie zakochanym wzrokiem, a ich ciała, które wykonują to, co wykonują, są na zewnątrz komputera.
TR: Cały czas chodzi o to samo. Czy w kinie pornograficznym istnieją gatunki, do jakich się przyzwyczailiśmy: komedie, science fiction, kryminały?
ZK: Tak, bo to, co jest ich głównym tematem, czyli akt seksualny, umieszczone jest w akcji.
TR: Wykonawcy, którzy są niewątpliwie sprawni seksualnie, raczej nie grzeszą talentem aktorskim.
ZK: Żeby to ocenić, organizuje się konkursy. Uważam, że "Wampirzyce" i "Seks odyseja 2001" w reżyserii Jamesa Avalona potrafiły połączyć klimaty gatunkowe kina z obrazem pożycia, wtapiając jedno w drugie tak, że oprócz satysfakcji emocjonalnej filmy te dają okazję do wysnucia pewnych wniosków.
TR: Panie Zygmuncie, czy którykolwiek z tych filmów da się obejrzeć, nie będąc podnieconym?
ZK: Mój kolega, który był zaciekłym erotomanem (teraz już wiek mu nie pozwala) i miał masę przygód męsko-damskich, mówiąc o filmach pornograficznych, używa słowa "kiszkowanie". Dlaczego? Bo to w gruncie rzeczy jest zabieg biologiczny, taki sam jak trawienie czy wycieranie nosa. Jeżeli tym filmom uda się dodać ludzką treść, to mają się szansę znaleźć na granicy roboty kinowej, która ma swoją wartość.
Zygmunt Kałużyński: Krytyk filmowy ma obowiązek rozmawiać o wszystkim, co się tyczy kina - również o filmach pornograficznych.
TR: Ale przecież te filmy ogląda się głównie na wideo, a nie w kinie.
ZK: Niemniej publiczność, która z nich korzysta, jest w naszym kraju nadspodziewanie liczna. Mówi się o dwóch milionach klientów.
TR: Tyle kaset się sprzedaje czy wypożycza w sex-shopach?
ZK: Jedno i drugie. Oczywiście, te dane przytaczam na podstawie informacji uzyskanych od dystrybutorów. Przesada w liczeniu może polegać na tym, że osoby, które powracają do wypożyczalni parokrotnie, a nawet wielokrotnie, rejestrowane są za każdym razem jako oddzielni korzystający.
TR: No dobrze, panie Zygmuncie, ale żeby rozmawiać o filmach pornograficznych, najpierw trzeba je obejrzeć. Czy oglądał pan najnowsze produkcje porno?
ZK: Owszem, obejrzałem cztery, kandydujące do nagrody dla najlepszego filmu.
TR: Czy to te cztery kasety, które mi pan pożyczył?
ZK: Tak, w ten sposób pan również się z nimi zapoznał. Uczestniczyły one w targach erotycznych Eroticon 2002, które właśnie się odbyły. To tam Klaudia Figura...
TR: ... nie mylić z Katarzyną...
ZK: ... pobiła rekord amerykańskiej wyczynowej osoby, pani Houston...
TR: ... nie mylić z Whitney...
ZK: ... która w ciągu jednego seansu zaliczyła 620 amantów. Naszej Figurze udało się ich obsłużyć 646.
TR: A co trzeba zrobić, żeby takiemu amantowi zaliczyć uczestnictwo w biciu rekordu?
ZK: Musi on odbyć minimalne, szkicowe, ale jednak wykonane pożycie męsko-damskie. Wśród kandydatów zauważono siwowłosego staruszka, który aż 12 razy wracał i zużył 12 prezerwatyw.
TR: Panie Zygmuncie, zajmijmy się jednak filmami. Choćby tymi czterema najlepszymi, które zgłoszono do konkursu.
ZK: Wypadałoby zacząć od stwierdzenia, że podobna impreza wzięła się z wyjątkowej roli, jaką erotyzm odgrywa w naszej cywilizacji. Socjologowie powiadają, że od czasów starożytności nie było podobnej swobody, jeśli idzie o sprawy męsko-damskie, które są już traktowane wręcz w sposób mechaniczno-kliniczny.
TR:Ale nie przez wszystkich. Myślę, że tych filmów, o których chcemy dzisiaj rozmawiać, nie obejrzałby pan podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City, gdzie panują pobożni mormoni. Myślę także, że w Polsce nie sięgają po te kasety ci katolicy, którzy wierzą w to, co mówią, wyznając wiarę.
ZK: Oczywiście, jest to dla publiczności zainteresowanej, która odczuwa chęć zobaczenia w pełni, od początku do końca, ze wszystkimi szczegółami anatomicznymi pożycia, męsko-damskiego.
TR: Chce to zobaczyć po to, żeby się dowiedzieć, jak to jest, albo podpatrzyć jakieś nowe techniki, czy raczej po to, żeby się podniecić?
ZK: Zapewne wszystko to, co pan powiedział. W gruncie rzeczy oglądanie podobnego aktu dla osoby dorosłej nie jest szkodliwe, a nawet może być pomocą psychiczną - daje poczucie wolności, pokazuje, jak to robią inni...
TR: A może zachęca, żeby robić tak samo jak w filmie? A w filmie wszystko przedstawione jest w sposób szczególnie wyszukany.
ZK: Być może, ale przecież Freud stwierdził, że każdy z nas jest zboczeńcem.
TR: Myśli pan, że ci, którzy oglądają porno, są zboczeńcami?
ZK: No, skoro każdy, to oni także... Pożycie męsko-damskie jest przez każdego kształtowane według jego decyzji, uczuć i chęci. Już od dawna seksuologia twierdzi, że nie ma żadnego obowiązującego, naturalnego sposobu pożycia. To jest nieprawda. Każdy ma swój własny.
TR: Ale oglądanie tego na filmie to już jest podglądanie innych.
ZK: Dzisiejsza kultura, jeśli idzie o erotyzm, doszła do całkowitej jawności i te sprawy są omawiane jak zabiegi lecznicze stosowane z powodu kłopotów żołądkowych. Rady, których udziela się na temat trawienia, figurują w popularnych pis-mach tuż obok wskazówek, jak trzeba się pieścić i czy używać palca, czy nie.
TR: Panie Zygmuncie, czy jednak możemy rozpatrywać filmy pornograficzne w taki sam sposób, jak zwykle rozmawiamy o filmach fabularnych, w których szukamy wartości artystycznych? Czy w ogóle możliwe jest porno artystyczne?
ZK: Oczywiście, że tak. Stali klienci, którzy już przyzwyczaili się do absolutnej śmiałości, jaką te filmy reprezentują, zaczynają życzyć sobie więcej.
TR: Żeby więcej było pokazane?
ZK: W pewnym momencie już nie sposób pokazać więcej! Ale uczestnicy mogą być interesujący, urodziwi, dziwni.
TR:Efekty elektroniczne nie są tu jednak mile widziane.
ZK: Ależ owszem, choćby w filmie "Kolory seksu". Reżyserzy, Teri Diver i Tom Elliot, mają już pewien rozgłos, a ich filmy otrzymują na rozmaitych festiwalach wyróżnienia. Główna bohaterka trafia tu na program komputerowy z widmową postacią, która proponuje jej pokarm erotyczny. Przesyła ją następnie do tajemniczego korytarza, gdzie za kolejnymi drzwiami dostrzegamy różne pieszczoty, traktowane jako wizje komputerowe. Na ekranie widać twarze kochanków patrzących na siebie zakochanym wzrokiem, a ich ciała, które wykonują to, co wykonują, są na zewnątrz komputera.
TR: Cały czas chodzi o to samo. Czy w kinie pornograficznym istnieją gatunki, do jakich się przyzwyczailiśmy: komedie, science fiction, kryminały?
ZK: Tak, bo to, co jest ich głównym tematem, czyli akt seksualny, umieszczone jest w akcji.
TR: Wykonawcy, którzy są niewątpliwie sprawni seksualnie, raczej nie grzeszą talentem aktorskim.
ZK: Żeby to ocenić, organizuje się konkursy. Uważam, że "Wampirzyce" i "Seks odyseja 2001" w reżyserii Jamesa Avalona potrafiły połączyć klimaty gatunkowe kina z obrazem pożycia, wtapiając jedno w drugie tak, że oprócz satysfakcji emocjonalnej filmy te dają okazję do wysnucia pewnych wniosków.
TR: Panie Zygmuncie, czy którykolwiek z tych filmów da się obejrzeć, nie będąc podnieconym?
ZK: Mój kolega, który był zaciekłym erotomanem (teraz już wiek mu nie pozwala) i miał masę przygód męsko-damskich, mówiąc o filmach pornograficznych, używa słowa "kiszkowanie". Dlaczego? Bo to w gruncie rzeczy jest zabieg biologiczny, taki sam jak trawienie czy wycieranie nosa. Jeżeli tym filmom uda się dodać ludzką treść, to mają się szansę znaleźć na granicy roboty kinowej, która ma swoją wartość.
Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.