Pokój jest wciąż możliwy! - twierdzi Yossi Beilin, inicjator procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie
Bliski Wschód nie różni się od innych rejonów świata i nie ma powodu, by skazywać go na nie kończący się rozlew krwi. Na Bliskim Wschodzie można zaprowadzić pokój. W dodatku można to uczynić szybko, zapobiegając kolejnym niepotrzebnym śmierciom, zadawanym dzień po dniu przez Palestyńczyków i Żydów.
Nadzieja na rozwiązanie konfliktu palestyńsko-izraelskiego pojawiła się na początku lat 90. Konferencja madrycka w październiku 1991 r. umożliwiła bezpośrednie rozmowy między delegacjami izraelską, syryjską, libańską i jordańsko-palestyńską. Porozumienie w Oslo w 1993 r. utorowało drogę do utworzenia Autonomii Palestyńskiej i umożliwiło współpracę w kwestiach bezpieczeństwa między Palestyńczykami a Żydami, co zapobiegło nakręcaniu spirali przemocy. Traktat pokojowy podpisany przez Izrael i Jordanię zmienił mapę regionu. Rozwijały się stosunki dyplomatyczne między Izraelem a państwami Zatoki Perskiej, północnej Afryki i Mauretanią. Wówczas wydawało się, że Bliski Wschód jest o krok od trwałego pokoju.
Masakra Palestyńczyków modlących się przy grobach patriarchów dokonana w 1994 r. przez Barucha Goldsteina, a także ataki terrorystyczne Palestyńczyków zapoczątkowały erę zamętu. Powstało wrażenie, że proces pokojowy został pogrzebany. W ubiegłym roku przeszliś-my od rozwiązywania problemu do "zarządzania" nim. Dążono do zawieszenia ognia, budowano zaufanie, i to mimo pesymistycznej wizji, że osiągnięcie trwałego pokoju między Żydami a Palestyńczykami jest nierealne. Ten pesymizm był najpoważniejszym błędem amerykańskiej administracji.
Nie stoimy na początku drogi. Byliś-my już bardzo bliscy osiągnięcia trwałego porozumienia przez Syrię i Palestyńczyków. Fala przemocy rozlała się z powodu ostrych napięć ujawnionych właśnie wtedy. Żydzi nie mogą zrozumieć, dlaczego Palestyńczycy wybrali przemoc. Właśnie teraz, gdy jesteśmy skłonni zakończyć okupację i zawrzeć porozumienie. To najgorszy w ciągu ostatnich 35 lat moment do protestu. Palestyńczycy nie mogą z kolei zrozumieć, dlaczego Izrael odpowiedział z taką siłą. Dlaczego ograniczono prawo Arafata do poruszania się? Dlaczego upokorzono palestyńskie władze, podczas gdy w najlepiej pojętym interesie Żydów powinno być wzmocnienie pozycji palestyńskich partnerów. Po obu stronach mamy teraz pokłady gniewu. Pragnienie pomszczenia śmierci niewinnych, ginących każdego dnia w obu obozach, ściera się z chęcią położenia kresu szaleństwu.
Saudyjska inicjatywa ustanowienia normalnych stosunków z Izraelem, gdy tylko ten podpisze traktat pokojowy z Palestyńczykami, znalazła poparcie izraelskiej i palestyńskiej opinii publicznej. Po obu stronach jest gleba, na której może wyros-nąć zarówno przemoc, jak i pokój. Dla ludzi wierzących w pokój nadszedł moment składania propozycji. I mogą się zdziwić, jak wielkie zyskają poparcie. Teraz trzeba się starać o rozwiązanie konfliktu, a nie upierać się przy "zarządzaniu" nim. Od rozważania propozycji zawieszenia broni składanych przez George?a Teneta i omówionych w raporcie George?a Michella ważniejsza jest debata nad trwałym rozwiązaniem ujętym w planie Clintona.
Zdemilitaryzowane państwo palestyńskie powstanie w sąsiedztwie Izraela, a granica między nimi będzie przebiegać - po uzgodnieniu korekt - wzdłuż granic obowiązujących przed wojną sześciodniową. W obrębie Jerozolimy znajdą się stolice obu państw. Większość osadników pozostanie pod izraelską jurysdykcją, a ci, którzy znajdą się na terytoriach palestyńskich, zostaną przesiedleni. Sprawiedliwie trzeba rozwiązać problem uchodźców: dając im na przykład rekompensaty i przyjmując w nowym państwie palestyńskim. Granica między Izraelem a Syrią także będzie się opierać na linii z 1967 r., a sporne tereny na północny wschód od Jeziora Galilejskiego otrzymają status podobny do tego, jaki ma region Taba na granicy izraelsko-egipskiej.
Gdyby Stany Zjednoczone wróciły do prac nad trwałym porozumieniem, łatwiej byłoby przekonać obie strony do zawieszenia broni i budowy zaufania. Trwałe porozumienie nie jest tylko iluzją naiwnych mieszkańców Bliskiego Wschodu. To prawda, że między obiema stronami nie ma zaufania, trzeba jednak pamiętać, że na całym świecie porozumienia pokojowe podpisywane są w momencie, gdy nienawiść między stronami sporu jest jeszcze głęboka.
Rozwiązanie konfliktu na Bliskim Wschodzie jest oczywiste. Niektórzy chcą je przyjąć, inni protestują, ale nikt nie ma alternatywnego scenariusza. Musiało minąć wiele lat, nim w 2000 r. osiągnęliśmy porozumienie, a Izrael i Autonomia Palestyńska wyraziły zgodę na plan Clintona (nawet jeśli obwarowana była ona różnymi zastrzeżeniami). W 2001 r. rozpoczęły się rozmowy w Tabie. Gdyby nie wybory w Izraelu, prawdopodobnie osiągnęlibyśmy porozumienie, a obie strony poparłyby je w referendum.
Nie wracajmy do punktu wyjścia! Idźmy naprzód! Odnieśmy sukces, kończąc najdłuższy międzynarodowy konflikt od czasów II wojny światowej.
Yossi Beilin jako wiceminister spraw zagranicznych Izraela zainicjował w 1993 r. rozmowy z Palestyńczykami w Oslo. Zasiadając w rządach Rabina, Peresa i Baraka, konsekwentnie opowiadał się za porozumieniem z Palestyńczykami. Obecnie jest deputowanym do Knesetu z Partii Pracy. |
Więcej możesz przeczytać w 12/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.