Rządowi pozostało tylko półtora roku na podjęcie najważniejszych decyzji
Mija pół roku od wyborów parlamentarnych. Formalnie rządowi zostało trzy i pół roku działania, a czas szybko mknie. W drugiej połowie czteroletniej kadencji - ze względów wyborczych - powinno się podejmować jak najmniej trudnych dla społeczeństwa decyzji. Na te najbardziej kosztowne politycznie rząd ma więc jakieś półtora roku - w najlepszym wypadku. W najlepszym, bo zwlekanie sprawi, że trzeba je będzie podejmować w połowie kadencji i mogą nie dać efektów wystarczających, by w dniu wyborów rządząca większość odniosła z nich korzyści. Prawdopodobnie o powodzeniu lub niepowodzeniu sprawujących władzę przesądzi najbliższe dwanaście miesięcy.
Wydaje mi się, że rząd nie zbierze owoców z całej infrastrukturalnej części swego programu, nawet jeżeli uda się rozpocząć jego realizację w sposób nie destabilizujący gospodarki. Rozruch takich programów zajmuje zwykle dużo czasu. Gospodarka Polski nie odzyska wysokiej dynamiki, jeżeli nie zostaną poważnie zwolnione trzy hamulce; ich zwolnienie zależy od rządu.
Pierwszym hamulcem są wysokie wydatki publiczne o strukturze bardzo antyrozwojowej. Najbliższym i ostatnim momentem, w którym można ten hamulec zwolnić, będzie budżet roku 2003. Chodzi nie tyle o to, by od razu zmniejszać pulę wydatków publicznych, ile o to, by zmienić ich strukturę na mniej socjalną. Jeżeli przy okazji konstruowania tego budżetu nie zostanie przeprowadzona reforma finansów idąca w tym przynajmniej kierunku, finanse pozostaną istotnym czynnikiem hamującym wzrost gospodarki.
Drugim hamulcem są blokady i utrudnienia w prowadzeniu działalności gospodarczej. Wiele z nich ma zniknąć po realizacji pakietu "Przede wszystkim przedsiębiorczość". Jest to pakiet najważniejszy, bo może najszybciej dać efekty. Jeżeli rząd, napotkawszy opory związków zawodowych, wda się z nimi w przewlekłe negocjacje lub cofnie się, ograniczając radykalizm proponowanych rozwiązań, podczas gdy przydałoby się jego zwiększenie, właściwie będzie można powiedzieć, że już zaprzepaścił swoją szansę. Wedle harmonogramu rządowego, niemal wszystkie elementy tego pakietu mają się znaleźć w Sejmie, w postaci projektów ustaw, najpóźniej do końca kwietnia. Dotrzymanie tego terminu będzie ważnym wskaźnikiem, czy rząd swój własny program traktuje poważnie.
Trzeci hamulec to peerelowski starotwór, ciągle do końca nie rozmontowany i nie przystosowany do działania samodzielnego w świecie konkurencji. Mam na myśli nie sprywatyzowane czy nie zrestrukturyzowane branże gospodarki - takie jak górnictwo, hutnictwo, kolej, przemysł zbrojeniowy i tak dalej. Jest tego ciągle sporo. Ten starotwór ciąży nadal nad gospodarką, przynosząc straty pokrywane przez resztę społeczeństwa. Moim zdaniem, sposobem jego likwidacji powinna być prywatyzacja lub upadłość, ale jeżeli znajdzie się inny sposób, by odciążyć od niego gospodarkę, to dobrze, byle był to sposób skuteczny. Z tym też nie można się ociągać, bo procesy prywatyzacji i restrukturyzacji trwają lata.
Od początku tego roku szybko spadają notowania rządu, premiera, koalicji i SLD. Dla ludzi, którzy nagadali tyle na swoich poprzedników, przedstawiając się mimo woli jako wszechmocni, taki obrót rzeczy musi być sporym szokiem. Najgorsze, co w takiej sytuacji może się stać - najgorsze dla rządu, ale i dla kraju - to podporządkowanie działań w najbliższych tygodniach i miesiącach temu, by już poprawiać wyniki sondaży. Nie znaczy, że nie należy robić nic w tej sprawie. Dobrze byłoby unikać działań budzących podejrzenia, że używa się prokuratury do wpływania na decyzje rad nadzorczych czy do przejęcia "Rzeczpospolitej", ograniczyć zachłanność kadrową, likwidatorskie działania ministrów oświaty i zdrowia, nie tracić punktów na ruchy niekonieczne. I nie wahać się stracić je na robienie tego, co jest niezbędne, by gospodarce nadać większy wigor, a ludziom dać więcej pracy. To trochę zależy od koniunktury zewnętrznej i trochę od polityki NBP. Najwięcej zależy od członków rządu, między innymi od tego, czy będą mieli oczy otwarte na problemy, a przymknięte na sondaże.
Wydaje mi się, że rząd nie zbierze owoców z całej infrastrukturalnej części swego programu, nawet jeżeli uda się rozpocząć jego realizację w sposób nie destabilizujący gospodarki. Rozruch takich programów zajmuje zwykle dużo czasu. Gospodarka Polski nie odzyska wysokiej dynamiki, jeżeli nie zostaną poważnie zwolnione trzy hamulce; ich zwolnienie zależy od rządu.
Pierwszym hamulcem są wysokie wydatki publiczne o strukturze bardzo antyrozwojowej. Najbliższym i ostatnim momentem, w którym można ten hamulec zwolnić, będzie budżet roku 2003. Chodzi nie tyle o to, by od razu zmniejszać pulę wydatków publicznych, ile o to, by zmienić ich strukturę na mniej socjalną. Jeżeli przy okazji konstruowania tego budżetu nie zostanie przeprowadzona reforma finansów idąca w tym przynajmniej kierunku, finanse pozostaną istotnym czynnikiem hamującym wzrost gospodarki.
Drugim hamulcem są blokady i utrudnienia w prowadzeniu działalności gospodarczej. Wiele z nich ma zniknąć po realizacji pakietu "Przede wszystkim przedsiębiorczość". Jest to pakiet najważniejszy, bo może najszybciej dać efekty. Jeżeli rząd, napotkawszy opory związków zawodowych, wda się z nimi w przewlekłe negocjacje lub cofnie się, ograniczając radykalizm proponowanych rozwiązań, podczas gdy przydałoby się jego zwiększenie, właściwie będzie można powiedzieć, że już zaprzepaścił swoją szansę. Wedle harmonogramu rządowego, niemal wszystkie elementy tego pakietu mają się znaleźć w Sejmie, w postaci projektów ustaw, najpóźniej do końca kwietnia. Dotrzymanie tego terminu będzie ważnym wskaźnikiem, czy rząd swój własny program traktuje poważnie.
Trzeci hamulec to peerelowski starotwór, ciągle do końca nie rozmontowany i nie przystosowany do działania samodzielnego w świecie konkurencji. Mam na myśli nie sprywatyzowane czy nie zrestrukturyzowane branże gospodarki - takie jak górnictwo, hutnictwo, kolej, przemysł zbrojeniowy i tak dalej. Jest tego ciągle sporo. Ten starotwór ciąży nadal nad gospodarką, przynosząc straty pokrywane przez resztę społeczeństwa. Moim zdaniem, sposobem jego likwidacji powinna być prywatyzacja lub upadłość, ale jeżeli znajdzie się inny sposób, by odciążyć od niego gospodarkę, to dobrze, byle był to sposób skuteczny. Z tym też nie można się ociągać, bo procesy prywatyzacji i restrukturyzacji trwają lata.
Od początku tego roku szybko spadają notowania rządu, premiera, koalicji i SLD. Dla ludzi, którzy nagadali tyle na swoich poprzedników, przedstawiając się mimo woli jako wszechmocni, taki obrót rzeczy musi być sporym szokiem. Najgorsze, co w takiej sytuacji może się stać - najgorsze dla rządu, ale i dla kraju - to podporządkowanie działań w najbliższych tygodniach i miesiącach temu, by już poprawiać wyniki sondaży. Nie znaczy, że nie należy robić nic w tej sprawie. Dobrze byłoby unikać działań budzących podejrzenia, że używa się prokuratury do wpływania na decyzje rad nadzorczych czy do przejęcia "Rzeczpospolitej", ograniczyć zachłanność kadrową, likwidatorskie działania ministrów oświaty i zdrowia, nie tracić punktów na ruchy niekonieczne. I nie wahać się stracić je na robienie tego, co jest niezbędne, by gospodarce nadać większy wigor, a ludziom dać więcej pracy. To trochę zależy od koniunktury zewnętrznej i trochę od polityki NBP. Najwięcej zależy od członków rządu, między innymi od tego, czy będą mieli oczy otwarte na problemy, a przymknięte na sondaże.
Więcej możesz przeczytać w 12/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.