Koszty zachwiania zaufania do polityki gospodarczej mogą być ogromne
Zeszłotygodniowa uchwała Sejmu wzywająca Narodowy Bank Polski do większego poparcia strategii gospodarczej rządu nie byłaby czymś aż tak dramatycznym, gdyby nie stanowiła kontynuacji kilkumiesięcznej wojny polityków z bankiem centralnym. Ta wojna - zdaniem wielu analityków - w znacznej mierze straciła już swoje merytoryczne podstawy. W ostatnich kilkunastu miesiącach Narodowy Bank Polski znacząco obniżył nominalne stopy procentowe, redukując również nieco ich realną wysokość. Specjaliści mogą dyskutować, czy bez zagrożenia dla równowagi gospodarczej można stopy jeszcze bardziej obniżyć. Uważam, że można, ale zgadzam się też z opinią, że pole do obniżek nie jest już duże. Nawiasem mówiąc, to samo twierdzi minister finansów. Jeśli można jeszcze bezpiecznie obniżyć stopy o jeden czy półtora procent, oczywiście lepiej to zrobić, ale żadnych cudów oczekiwać już nie należy. Proszę pamiętać, że zarówno bankowi centralnemu, jak i rządowi powinno zależeć na tym, aby stopy procentowe były na jak najniższym poziomie, nie zagrażającym równowadze gos-podarczej.
Tymczasem temperatura dyskusji wokół polityki pieniężnej wcale nie spada. Merytoryczne różnice między Ministerstwem Finansów i Narodowym Bankiem Polskim w ocenie sytuacji gospodarczej szybko maleją do poziomu umożliwiającego spokojną rozmowę i podjęcie współpracy. Agresywność ataków polityków na Narodowy Bank Polski oraz gwałtowność reakcji obronnych banku, koncentrujących się na krytyce posunięć gospodarczych rządu, wcale się jednak nie zmniejszają. Mamy więc dwa zjawiska budzące najgłębszy niepokój. Z jednej strony zamiast informacji na temat współdziałania rządu i Narodowego Banku Polskiego w sprawie średniookresowej polityki wprowadzającej gospodarkę na ścieżkę zrównoważonego wzrostu dostajemy nieustający potok wzajemnych oskarżeń o ekonomiczną nieodpowiedzialność, skostniały doktrynalizm, barbarzyńskie ataki lub wręcz niekompetencję. To nie jest język, którym powinni operować poważni politycy, nawet jeśli nie są zgodni w ocenie sytuacji i polityki gospodarczej. Dobrze, że rynek na razie się tym nie przejmuje.
Z drugiej strony mamy do czynienia z coraz silniejszym dążeniem świata polityki do wprowadzenia zmian prawnych, które mogą być odczytane jako ograniczenie suwerenności banku centralnego. Nie chcę przez to powiedzieć, że uważam obecną ustawę o Narodowym Banku Polskim za idealną (krytykować można choćby sposób wyboru członków Rady Polityki Pieniężnej, który nie służy tworzeniu jej apolitycznego wizerunku). W kontekście obecnych nastrojów i dyskusji proponowane zmiany rynek może zinterpretować tylko w jeden sposób - jako próbę ograniczenia suwerenności Rady Polityki Pieniężnej. Koszty gospodarcze i społeczne zachwiania zaufania do polskiej polityki gospodarczej mogą być ogromne - znacznie przewyższające doraźne korzyści ze "zwycięstwa".
Tymczasem temperatura dyskusji wokół polityki pieniężnej wcale nie spada. Merytoryczne różnice między Ministerstwem Finansów i Narodowym Bankiem Polskim w ocenie sytuacji gospodarczej szybko maleją do poziomu umożliwiającego spokojną rozmowę i podjęcie współpracy. Agresywność ataków polityków na Narodowy Bank Polski oraz gwałtowność reakcji obronnych banku, koncentrujących się na krytyce posunięć gospodarczych rządu, wcale się jednak nie zmniejszają. Mamy więc dwa zjawiska budzące najgłębszy niepokój. Z jednej strony zamiast informacji na temat współdziałania rządu i Narodowego Banku Polskiego w sprawie średniookresowej polityki wprowadzającej gospodarkę na ścieżkę zrównoważonego wzrostu dostajemy nieustający potok wzajemnych oskarżeń o ekonomiczną nieodpowiedzialność, skostniały doktrynalizm, barbarzyńskie ataki lub wręcz niekompetencję. To nie jest język, którym powinni operować poważni politycy, nawet jeśli nie są zgodni w ocenie sytuacji i polityki gospodarczej. Dobrze, że rynek na razie się tym nie przejmuje.
Z drugiej strony mamy do czynienia z coraz silniejszym dążeniem świata polityki do wprowadzenia zmian prawnych, które mogą być odczytane jako ograniczenie suwerenności banku centralnego. Nie chcę przez to powiedzieć, że uważam obecną ustawę o Narodowym Banku Polskim za idealną (krytykować można choćby sposób wyboru członków Rady Polityki Pieniężnej, który nie służy tworzeniu jej apolitycznego wizerunku). W kontekście obecnych nastrojów i dyskusji proponowane zmiany rynek może zinterpretować tylko w jeden sposób - jako próbę ograniczenia suwerenności Rady Polityki Pieniężnej. Koszty gospodarcze i społeczne zachwiania zaufania do polskiej polityki gospodarczej mogą być ogromne - znacznie przewyższające doraźne korzyści ze "zwycięstwa".
Więcej możesz przeczytać w 12/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.