Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wolę "Pierścień Nibelunga"
Zygmunt Kałużyński i Tomasz Raczek nie mają racji, gdy twierdzą, że Tolkien "pisząc książkę, zamierzył sobie, żeby wykreować kompletny alternatywny świat, będący harmonijną całością" ("Wolę Pierścień Nibelunga", nr 9). Intencje pisarza były inne, o czym łatwo można się przekonać, czytając choćby autorską przedmowę do "Władcy pierścieni". W powieści, wbrew zawartym w artykule sugestiom, nie ma nawiązań ani do legendy o Nibelungach, ani do historii o królu Arturze. Jest natomiast wiele odniesień m.in. do sag "Eddy" i "Kalewali". Sugestie, że "Władca pierścieni" to nie wizja, lecz kalkulacja, oraz że "Tolkien napisał tę książkę, bo nie był obdarzony fantazją, za to był niezwykle pracowity", świadczą o nieznajomości książki. W dodatku "Władcy pierścieni" zarzuca się zależność od tetralogii Wagnerowskiej. Jak zauważył Tolkien: "Podobieństwo między Wagnerem a mną polega na tym, że oba pierścienie są okrągłe".

JAKUB Z. LICHAŃSKI

Tolkien napisał wspaniałą epopeję dla czytelników tęskniących do świata, w którym istnieją bezinteresowne dobro, nieprzemijające wartości, podniosłe czyny. Negowanie wartości zawartych we "Władcy pierścieni", jak to uczynił Zygmunt Kałużyński ("Wolę Pierścień Nibelunga", nr 9), przypomina negowanie wartości "Iliady", "Odysei" czy "Kalewali". Książka jest wyjątkowa, skoro przemawia do osób różnych narodowości, wyznań i przekonań. Faktem jest jednak, że nie można pozostać wobec niej obojętnym: albo się ją kocha, albo nienawidzi.

JOANNA CELARY

Handel blachami
Po przeczytaniu artykułu Rafała Pleśniaka i Dariusza Prosieckiego "Handel blachami" (nr 9) chciałbym poinformować o jeszcze jednej formie powiązań policyjno-holowniczych.
W jednym z miast sierżanci z pogotowia wypadkowego komendy ruchu drogowego przy większych kolizjach pod byle pretekstem odbierają dowód rejestracyjny, nawet jeżeli układ jezdny, hamulcowy i światła są sprawne, a na przykład pognieciony jest tylko błotnik. Pouczają przy tym surowo, że pokwitowanie zatrzymania dowodu rejestracyjnego nie zastępuje dokumentu, a jazda bez niego jest karalna, i wręczają wizytówkę firmy holowniczej. Potem czekają nieopodal, czy aby właściciel pojazdu nie ruszył samodzielnie do warsztatu naprawczego.

ANDRZEJ WASILEWSKI
Poznań


Milczenie lewicy
Poglądy wyznawane przez Tomasza Nałęcza ("Milczenie lewicy", nr 10) są ponurym reliktem marksistowskiej teorii klasowego różnicowania obywateli na wyzyskiwanych robotników (wytwórców wartości dodanej) i właścicieli kapitalistów (przywłaszczających sobie ową wartość). Humanitarne zatroskanie autora felietonu o zapewnienie robotnikom stoczni gdyńskiej ciepłych posiłków zasługiwałoby na uznanie, gdyby właściciel stoczni miał pieniądze na ich finansowanie. Problem polega jednak na tym, że przemysł stoczniowy został dotknięty kryzysem, z którego zarząd próbuje wyjść i uratować korporację przed plajtą, co zasługuje raczej na szacunek niż naganę. Co ewentualna upadłość oznacza dla wielu setek zatrudnionych stoczniowców, wiadomo wszystkim, w tym także tej "milczącej lewicy", pamiętającej zapewne dramat Stoczni Gdańskiej w czasach socjalizmu.

WŁODZIMIERZ FOŁTYNOWICZ
Leszno


Rak duszy
Jestem psychologiem i mocno dojrzałą kobietą po licznych, często dramatycznych przeżyciach, ale do głowy mi nie przyszło, by cierpieć na depresję. Cierpieć - tak, ale nie na depresję. Według mnie, autor artykułu "Rak duszy" (nr 9) wręcz zachęca ludzi do przeżywania depresji (znaleźć się wśród tak znakomitego grona!) i dodatkowo zdejmuje z nich odpowiedzialność za to, co im się przytrafia. Po takich tekstach podświadomość kolejnych osób zmęczonych, smutnych czy cierpiących chętnie podsunie wyjście: depresja. To jest rozwiązanie! Teraz lekarz, lekarstwa, przyjaciele pełni litości i oddania, a ja jestem zwolniony z odpowiedzialności za życie. Co za ulga. Po co zmieniać pracę, rozstawać się z niszczącym partnerem czy zastanawiać nad tym, czego naprawdę pragnie się w życiu? Po co się przyznawać, że nie mam depresji, tylko się nudzę, bo za szybko wszystko zdobyłem? Łatwiej uciec w depresję, wszak tylu innych to robi. Po co podejmować decyzje, zmagać się z kolejnymi wyzwaniami? Przecież można wziąć prozac, a potem inne lekarstwa zapobiegające cierpieniu. Cierpienie, wstyd, ból, wyrzuty sumienia są normalną częścią życia, rozwoju. Wiele z wymienianych w artykule osób nie miało depresji, tylko pogmatwało sobie życie lub zbyt szybko chciało je przeżyć. To wielka różnica.

IWONA MAJEWSKA-OPIEŁKA

Dwa miliony symulantów
Nie jest prawdą, jak pisze autor artykułu "Dwa miliony symulantów" (nr 11), że koszty zwolnień lekarskich ponosi tylko ZUS. Zgodnie z przepisami, za pierwsze 35 dni absencji chorobowej w roku płaci pracodawca. Fakt ten tłumaczy w pewnym stopniu znikomą wykrywalność chorobowych nadużyć, bo ZUS zajmuje się tylko niektórymi przypadkami. Kieruję sporym zakładem państwowym, w którym udało mi się obniżyć absencję chorobową, współpracując właśnie z ZUS. W wątpliwych wypadkach po prostu piszę donosy i muszę przyznać, że często ZUS na podstawie diagnoz lekarzy orzeczników zawiesza wypłatę świadczeń.
W wielu przedsiębiorstwach do niedawna państwowych obowiązują stare zbiorowe układy pracy, gdzie pracodawca dopłaca do poziomu pełnego wynagrodzenia w czasie absencji chorobowej. Być może dlatego w "państwowych" chętniej się choruje. Moim zdaniem, należy zacząć od przeglądu wszystkich przepisów (nie tylko kodeksu pracy), które mają wpływ na koszty pracy, i stworzyć spójny pakiet uregulowań, jednolity dla wszystkich grup pracodawców.

WACŁAW PERSKI
Chorzów


Krzyż gejów
Jezuita Artur Kowalczyk w artykule "Krzyż gejów" (nr 10) pisze o rozterkach młodych ludzi, którzy martwią się, czy będą w stanie określać siebie inaczej niż przez pryzmat swojego homoseksualizmu i czy homoseksualizm będzie determinował ich życiowe wybory. O ile mi wiadomo, żaden heteroseksualista nie martwi się, że jego "skłonność" determinuje jego życiowe wybory. Co więcej, heteroseksualista szczyci się tym, że realizuje się poprzez swój heteroseksualizm (dzieci, żona). Takie słowa mógł napisać jedynie ktoś, kto traktuje homoseksualizm jak skłonność, którą trzeba wykorzenić, a w najlepszym razie wyleczyć. Dopiero kiedy uzna się homoseksualizm za pełnoprawną orientację seksualną, homoseksualiści będą mogli spokojnie dokonywać życiowych wyborów zgodnie z własnymi "skłonnościami".
Trudno mi się też zgodzić z argumentacją Ewy Wiszenko (list "Homoseksualiści w sutannach", nr 10), według której Kościół jest tolerancyjny wobec homoseksualizmu, ponieważ potępia jedynie praktyki homoseksualne, a nie "skłonność" homoseksualną. Nigdy nie rozumiałem tego rozgraniczenia. Uważam, że ta logiczna ekwilibrystyka Kościoła służy jedynie uzasadnieniu dyskryminacji homoseksualistów.

TOMASZ JARYMOWICZ
Wrocław
Więcej możesz przeczytać w 12/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.