Rosjanie opanowali już ukraińską gospodarkę, teraz budują frakcję w parlamencie
Krym to szczególna część Rosji - oświadczył mer Moskwy Jurij Łużkow podczas wizyty w krymskim parlamencie. Zdominowane przez prorosyjskich komunistów zgromadzenie nagrodziło te słowa oklaskami. Dopiero po chwili gość się poprawił, "przypominając sobie", że Krym jest nadal częścią Ukrainy. Sęk w tym, że nie było to wcale zwykłe przejęzyczenie ani odosobniony wybryk. Nie tylko na podstawie słów, ale i działań Rosji można odnieść wrażenie, że moskiewskie elity uznają za swoje nawet nie sam Krym, ale całą Ukrainę. - Podczas obecnej kampanii widać wyraźne mieszanie się Moskwy w sprawy Ukrainy. Komunistyczni przywódcy przyjmowani są na Kremlu. Szef administracji Putina Aleksander Wołoszyn otwarcie popiera komunistów i socjaldemokratyczną Partię Władzy Ływkina, zwaną partią koryta - mówi prof. Bohdan Osadczuk. Co gorsza, ukraińska polityczna wierchuszka - i to w samym środku kampanii przed wyborami do parlamentu - zachowuje się tak, jakby oddawanie Ukrainy w pacht Rosji nikomu nie przeszkadzało.
Ten rok Rosjanie nazwali rokiem Ukrainy, następny ma być rokiem Rosji na Ukrainie. Za kurtuazją rocznicowych obchodów kryje się walka o interesy.
- U nas każdy rok jest rokiem Rosji - mówi z sarkazmem Andrij Kulisz z Ukraińskiego Programu Edukacji na rzecz Reform Rynkowych. - Gdy zaczyna się sezon grzewczy, wchodzimy w orbitę Moskwy, a na wiosnę wyrywamy się na Zachód - dodaje Serhij Hubin również z Ukraińskiego Programu Edukacji na rzecz Reform Rynkowych. Ta ironiczna uwaga ukazuje podstawowy problem: energetyczne uzależnienie Ukrainy od Rosji. Kijów jest winny Moskwie ponad 10 mld dolarów za dostawy ropy i gazu.
Klucz do kijowskich złotych wrót Rosjanie znaleźli w gospodarce. Oficjalne dane statystyczne mówią o tym, że Rosja jest najważniejszym partnerem handlowym Ukrainy - przypada na nią 40 proc. ukraińskich obrotów. - Putin realizuje strategiczny plan podporządkowania sobie Ukrainy - przestrzega Ołeh Soskin, szef kijowskiego Instytutu Transformacji Społeczeństwa.
Rosjanie wpływają na dużą część ukraińskiej gospodarki, przejmując kontrolę nad strategicznymi sektorami: metalurgicznym, bankowym, naftowym, petrochemicznym. W ich rękach jest 90 proc. stacji benzynowych. Na Ukrainie powszechne jest przekonanie, że nawet najpotężniejsi miejscowi oligarchowie - jak zięć prezydenta Leonida Kuczmy Wiktor Pinczuk czy Wiktor Medwedczuk - są tylko trybikami w interesach Rosjan.
Rosyjska kampania
Zyski zbijane na Ukrainie przez rosyjskie rekiny są inwestowane na miejscu w celu zwiększenia wpływów nie tylko w biznesie, ale i w ściśle z nim związanej polityce. - Oni wprost podkupują tutejsze elity - mówi Soskin. Komuniści, część socjalistów i przedstawiciele dawnego lobby kołchozowego od dawna apelują o zjednoczenie Ukrainy z Rosją i Białorusią oraz uznanie języka rosyjskiego za drugi język oficjalny (w 50-milionowym kraju żyje około dwunastu milionów Rosjan).
Do tego chóru dołączyły nowe grupy, takie jak ZUBR (skrót od nazwy postulowanego Związku Ukrainy z Białorusią i Rosją), Russkij Blok czy Blok Natalii Witrenko. Ich notowania są słabe, ale oglądając ukraińską telewizję, można wyrobić sobie odmienne zdanie - liderzy tych organizacji zdają się mieć abonament na występy w audycjach przedwyborczych. W telewizji 1+1, w której toczą się najciekawsze debaty (studio zaaranżowano na ring bokserski), znalazł się czas dla przywódcy ZUBR Ołeksandra Czarodiejewa, choć nie przyznano go konsekwentnie antyprezydenckiej Julii Tymoszenko, którą prof. Osadczuk nazywa Joanną d?Arc Ukrainy.
Jeśli dodać do tego przeważnie rosyjskojęzyczne gazety oraz publikacje internetowe, widać, jak wielki wpływ na kształtowanie opinii publicznej mają przed wyborami prorosyjskie media.
Model Łukaszenki
Mimo wsparcia rosyjskich specjalistów prezydencki blok balansuje na granicy progu umożliwiającego wejście do parlamentu, ale i tak panuje przekonanie, że zwolennicy obecnego układu władzy (w tym komuniści) zdołają wspólnie pokonać prowadzące w sondażach ugrupowanie byłego premiera Wiktora Juszczenki Nasza Ukraina. Juszczenko, reformator cieszący się zaufaniem zachodnich polityków, miał problemy z kampanią zwłaszcza na prowincji, gdzie blokowano mu dostęp do regionalnych mediów czy wręcz wyłączano prąd podczas spotkań wyborczych.
- Można odnieść wrażenie, że na Ukrainie tak naprawdę kandyduje tylko jedna partia - prezydenta Kuczmy. Bruksela sądzi zatem, że to wcale nie jest batalia o reformy i demokrację, tylko zwyczajna walka Kuczmy o władzę. Głównie walka z Juszczenką, który już zdobył ponad 30 proc. poparcia. Dla Polski, Unii Europejskiej oraz USA przebieg i koniec tych wyborów nie jest obojętny - od tego zależy bowiem, w którą stronę prezydent Kuczma poprowadzi kraj - uważa Leopold Unger, komentator "Le Soir". - Jeśli Kuczmie uda się skonsolidować władzę, będziemy rzeczywiście blisko modelu Putina albo Łukaszenki - nie ma złudzeń prof. Myrosław Popowycz, kiedyś jeden z liderów Narodowego Ruchu Ukrainy, obecnie dyrektor Instytutu Filozofii Akademii Nauk Ukrainy.
Ostatni z ważnych wieców przedwyborczych prezydenta Kuczmy odbył się w Odessie - najbardziej rosyjskim mieście Ukrainy. Jego partnerami byli prezydenci Rosji i Mołdawii. Kuczma zadeklarował tam po raz pierwszy, że Ukraina jest gotowa przystąpić do postradzieckiej eurazjatyckiej wspólnoty gospodarczej.
Czy wpłynie to na deklarowane wcześ-niej plany zbliżania się z Unią Europejską? Oficjalnie znaczna część ukraińskiego establishmentu uznawała do niedawna potrzebę zbliżenia z unią. Sprawa zamordowanego dziennikarza Gieorgija Gongadzego (Kuczma jest oskarżany o zlecenie tego mordu), dławienie wolności mediów i wyborcze przekręty sprawiły, że stosunki z Brukselą zostały zamrożone. W ramach osławionej polityki wielowektorowości Kuczmy Ukraina chciała się integrować z Europą, a za "strategicznych partnerów" miała USA, Rosję, a nawet Polskę.
- Nie ma już polityki wielowektorowości. Kuczmie, jeśli chce się utrzymać u władzy i zachować bogactwa swego klanu, pozostaje już tylko związek z Rosją. To zguba dla Ukrainy - alarmuje Soskin. Na razie wciąż jesteśmy bliżej Polski niż Rosji, ale jeśli linia prezydenta zwycięży, skończymy jak Białoruś - mówi Andrij Kulisz.
Więcej możesz przeczytać w 13/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.