Do roku 2010 Europa upora się z problemem bezrobocia - zakłada strategia lizbońska
"Jakaś niewidzialna ręka kieruje człowiekiem tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć"
Adam Smith
Nie będę się rozwodził o ministerialnych rączkach i damskich żakietach. Robią to inni, niestety z pewną szkodą dla P.T. Publiczności, która dowiedziała się o rzeczonych rączkach i żakietach (krótkich), ale nadal nie wie, czego właściwie dotyczył sam szczyt ostatni Unii Europejskiej w Barcelonie. Zwłaszcza że także w europejskiej prasie przeważają relacje zatytułowane: "Blady szczyt, oślepiające demonstracje". To fakt, że w Barcelonie nie podpisano nowego traktatu, nie podano dnia i godziny wejścia Polski do Unii Europejskiej, a osiąg-nięte kompromisy nikogo do końca nie zadowoliły.
Równocześnie jednak - już bez błysku fleszy - podjęto wiele decyzji, których skutki wpłyną na życie codzienne kilkuset milionów Europejczyków. Pierwszy z brzegu przykład - bezrobocie. Mówi się o nim przecież nie tylko w Polsce i wiadomo już na pewno, że przeciwdziałanie temu zjawisku wymaga prowadzenia polityki makrogospodarczej wykraczającej poza granice jednego państwa. Ku temu zmierzały konkluzje tak zwanej strategii lizbońskiej. Zakłada ona uporanie się z problemem (przynajmniej na tyle, by przestał być zmorą Europy) do roku 2010. Implementacja tej strategii natrafia oczywiście na trudności, odnotowywane są opóźnienia w przyjętym jeszcze w Lizbonie kalendarzu.
Po Barcelonie wszakże wiadomo, że sprawa jest traktowana najzupełniej poważnie i praktycznie. Wiadomo też, że sztuka polega na zachowaniu równowagi między elastycznością rynku pracy i jego "bezpieczeństwem". Równowagę tę można tłumaczyć jako połączenie podejścia liberalnego z minimalnymi gwarancjami socjalnymi. Z tego punktu widzenia rzeczywiście liczą się następujące kwestie, poważnie potraktowane przez szefów rządów i państw w Barcelonie: mobilność siły roboczej, uznanie kwalifikacji zawodowych, kształcenie zawodowe kobiet, ogólnoeuropejska polisa ubezpieczenia zdrowotnego. Szczyt barceloński zobowiązał Komisję Europejską do podjęcia kroków, które wyraźnie przybliżyłyby rozwiązanie tych kwestii, a to przecież oznacza faktyczne wdrożenie strategii lizbońskiej i zaradzenie problemowi bezrobocia - przynajmniej w skali, z jaką mamy obecnie do czynienia w Polsce i wielu innych krajach europejskich.
Drugim problemem poruszanym w Barcelonie był dostęp do Internetu. Wiadomo powszechnie, że pozycja na rynku pracy jest coraz ściślej związana z dostępem do komputera i sieci internetowej. Nie tak dawno dzielna Grażyna Staniszewska walczyła w Sejmie poprzedniej kadencji, by każda szkoła gminna dysponowała przynajmniej jednym komputerem podłączonym do Internetu. Zadanie, które szczyt barceloński postawił przed Komisją Europejską, jest jeszcze trudniejsze: jeden komputer z dostępem do Internetu przypadający najwyżej na piętnastu uczniów. Zadanie to ma zostać zrealizowane najpóźniej do roku 2010, co wiąże się oczywiście z decyzjami finansowymi, które uczynią taki plan realnym. Dla krajów kandydujących - nawet tych relatywnie bogatych, jak Polska - jest to decyzja największego kalibru, bo można się spodziewać, że wspólne programy unijne będą kładły nacisk na podciągnięcie słabszych.
Tymczasem z niedawnych analiz Eurostatu wynika: średnia unijna wynosi 24,8 komputera na stu mieszkańców oraz 2,3 komputera podłączonego do Internetu. Polska zaś dysponuje na stu mieszkańców zaledwie 6,2 komputera i jedynie 0,4 komputera podłączonego do Internetu. Niewielką pociechę może nam dać to, że wyprzedzamy Bułgarię, Rumunię, Turcję i ledwo ledwo Litwę... Tyle mamy do odrobienia w kwestiach, które dla najpoważniejszego obecnie polskiego problemu - bezrobocia - mają znaczenie kluczowe. A tymczasem zamiast na niewidzialnej ręce rynku skupiamy się na widzialnej rączce ministra.
Więcej możesz przeczytać w 13/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.