Wehikuł czasu

Dodano:   /  Zmieniono: 
W stosunkach polsko-niemieckich mamy do czynienia z podwójnym problemem: po niemieckiej stronie brakuje zainteresowania, po polskiej - zaufania
Kiedy w najbliższych latach będziemy przeglądać polską prasę z przełomu roku 1999 i 2000, stwierdzimy, że był to czas gwałtownego wzrostu liczby artykułów i dyskusji o przyszłości Polski, Europy i ludzkości. Owo nagłe ożywienie debaty nad przyszłością pozostawia jednak tak silne wrażenie tylko dlatego, że wcześniej właściwie jej nie było. Spoglądając z pewnej perspektywy, stwierdzimy znów, że artykuły prasowe na ten temat znowu dość szybko dotknęła inflacja. Dlaczego w Polsce nadal niechętnie dyskutuje się o przyszłości?
Myślę, że jest wiele powodów. Po pierwsze, uporządkowany dyskurs o przyszłości wypierają stale powracające debaty nad przeszłością. Nie ma ważnych przemówień politycznych bez odwołania do roku 1989, 1980, 1976, 1970, 1968, 1956, 1944 czy 1939. To zrozumiałe, gdyż przez ostatnie dwieście lat historia była dla Polski per se elementem kształtującym tożsamość. Poza tym w ostatniej dekadzie przemiany polityczne, gospodarcze i społeczne nabrały w kraju takiego przyspieszenia, że wszyscy raczej są skłonni w swoich rozważaniach uwzględniać najwyżej najbliższą przyszłość. Poczucie słabości, jakie Polska ma w stosunku do swych zachodnich sąsiadów, wzmacnia przeświadczenie, że i tak przyszłości nie da się zmienić.
W Niemczech jest tymczasem odwrotnie: im bardziej historia w pewnych dłuższych okresach (np. w pierwszej połowie XX w.) jest moralnie dyskredytowana, tym bardziej nieprzyjemne może się wydawać wnikliwe zajmowanie się nią. Jeszcze ważniejsze jest to, że 50 lat demokracji i dobrobytu, przynajmniej w "starej" Republice Federalnej Niemiec, wzmocniło w nas poczucie, iż refleksja nad przyszłością i zorientowanie na nią fundamentalnych debat politycznych jak najbardziej ma sens. W Niemczech i w ogóle w Europie Zachodniej należy do dobrego tonu mieć coś do powiedzenia - choćby kilka półprawd - o globalizacji, nowym ubóstwie, Internecie czy "zderzeniu cywilizacji".
Ta różnica będzie się utrzymywać jeszcze jakiś czas. Ale obawiam się, że utrudni nam ona wspólne rozważania nad naszą wspólną przyszłością. Pod pojęciem "wspólny" rozumiem przede wszystkim fakt, że za kilka lat staniemy się partnerami w Unii Europejskiej - to w obecnej sytuacji stanowi najściślejszą relację między dwoma europejskimi narodami. Nie oszukujmy się, w naszych wzajemnych stosunkach mamy do czynienia z podwójnym i zasadniczym problemem: po niemieckiej stronie brakuje zainteresowania, po polskiej - zaufania. W tej chwili jest niebezpieczeństwo, że to nastawienie będzie się pogłębiać. Nieufność Polaków wynika z historycznych doświadczeń, ale potwierdza ją jeszcze zachowanie strony niemieckiej. Brak zainteresowania po drugiej stronie Odry ma z kolei wiele wspólnego z tym, jak Polska prezentuje się w oczach Niemców, a także z uprzedzeniami, w znacznej części powstałymi podczas zimnej wojny (a nie wcześniej, jak sądzą niektórzy Polacy). By wyrazić się jeszcze jaśniej: dla wielu Niemców, którzy w ogóle chętnie myślą o przyszłości, Polska niewiele ma dzisiaj z przyszłością wspólnego. Dla wielu Polaków, którzy przypisują przeszłości niezwykłą wartość, Niemcy mają po prostu okropną przeszłość.
I tak o wiele za często rozmawiamy - jeżeli już w ogóle z sobą rozmawiamy - nie z sobą, lecz obok siebie. Wynika to, poza opisaną wyżej asymetrią zasadniczej orientacji, ze słabości kanałów komunikacji istniejących między naszymi krajami, ich instytucjami i elitami. Nieistotna jest przy tym liczba spotkań i kontaktów - zbyt często spotykają się ci sami ludzie, rozmawiają z sobą ci, którzy i tak (w odróżnieniu od większości swoich rodaków) obdarzają drugą stronę zaufaniem i zainteresowaniem, a nawet wśród nich rzadko dochodzi do szczerej, otwartej i głębokiej rozmowy.
Ale przede wszystkim należy podkreślić jedno: o wiele za mało dyskutuje się na temat naszej wspólnej przyszłości, choć ostatnio teraźniejszość, a więc kandydatura Polski do członkostwa w UE, staje się powoli tematem bardziej popularnym. Na sprawie członkostwa ciąży jednak - i to obu stronom - przeszłość: strach przed wykupem ziemi przez Niemców, żądania dotyczące odszkodowań (wysuwane przez Polaków) i zwrotu własności (stawiane przez Niemców), czy przesądy związane z rzekomym niebezpieczeństwem imigracji z Polski. Obserwując tę debatę, można zadać pytanie: co zostało właściwie z polsko-niemieckiej wspólnoty interesów, której domagał się Krzysztof Skubiszewski przed dziesięcioma laty i zgodnie z którą związanie Polski z instytucjami euroatlantyckimi było sednem wspólnych interesów? Po drugie, przeszłość tam, gdzie rozumiana jest jako pozytywny impuls, zbyt często jest bezbarwna i odgrywa mało znaczącą rolę. Najlepszym przykładem były uroczystości milenijne w Gnieźnie, podczas których nasi mężowie stanu z pełną powagą zachowywali się tak, jakby już w roku 1000 w Europie Środkowej istniało coś na kształt Niemiec, Polski czy też świadomości europejskiej, co choćby w małym stopniu przypominało dzisiejsze znaczenie tych pojęć. Abstrahując jednak od tego "retuszu historii", echo w polskim społeczeństwie było mizerne. Oddźwięku w społeczeństwie niemieckim, mówiąc szczerze, w ogóle nie było. Kolejnym przykładem jest autoprezentacja Polski na targach Expo 2000 w Hanowerze: sarmatyzm jako atrakcja dla "generacji @". Jest w tych próbach wiele dobrych chęci, ale nie wypełnią one "przyszłościowej luki" w stosunkach polsko-niemieckich.
Trzeba zmienić format dyskusji. Od wymiany młodzieży do dostojnego Forum Polsko-Niemieckiego: z wczorajszymi koncepcjami daleko nie zajdziemy. Na płaszczyźnie elit musi istnieć nieformalna, ale regularna wymiana opinii i to na wszystkich szczeblach: od parlamentu po organizacje pozarządowe. Wśród polskich ekspertów zajmujących się Niemcami, a także wśród niemieckich zajmujących się Polską, należy celowo wspierać nowe twarze i młode talenty. A na płaszczyźnie szerokich kontaktów: wśród młodych elit w obu krajach powstaje Event-Kultur ("kultura wydarzeń"), którą można byłoby uwzględnić w społeczno-politycznym dialogu. W przedsięwzięciach - oprócz polityki widocznej w centrum wydarzeń - powinno się uwzględniać różnorodne elementy, takie jak media, sztuka, literatura. Podczas przygotowań, a także w czasie debaty nad tymi wydarzeniami należy wykorzystywać potencjał Internetu. I wreszcie, we wszystkich demokracjach stale zmniejsza się udział państwa w finansowaniu działalności społecznej. Dlatego również instytucje uczestniczące w dialogu polsko-niemieckim muszą się przestawić na XXI w. i zacząć mobilizować prywatnych sponsorów do niektórych przedsięwzięć i projektów.
Ten, kto chce dyskutować na temat przyszłości stosunków polsko-niemieckich, musi wytyczyć pole, na którym będą się one kształtować: jak my, Europejczycy, będziemy za dziesięć lat pracować, uczyć się, uprawiać politykę, kształtować integrację i dbać o swoje bezpieczeństwo? W jaki sposób oddziałuje na nas wszystkich, tu, w Europie, globalizacja, Internet, migracja, bioetyka i przestępczość zorganizowana? Jakiej przyszłości sobie życzymy i co musimy zrobić, by ją osiągnąć? Gdzie istnieją wyraźnie wspólne, a gdzie może też rozbieżne interesy? Patrząc na Polskę i Niemcy w tym kontekście, staje się jasne, że większą część naszej przyszłości będziemy dzielić z sobą w takim stopniu, w jakim Polska przystąpi do UE i poziom życia w Polsce będzie się powoli zbliżał do standardów w Niemczech. Twórzmy scenariusze: co się stanie, jeśli w przyszłości będzie więcej niemieckich gastarbeiterów (a raczej "gastpracowników") w Polsce i polskich inwestycji w Niemczech; jeżeli wzrost gospodarczy w Niemczech nie będzie do pomyślenia bez wzrostu w Polsce; jeżeli przestępczość zorganizowana i nielegalna imigracja będą postrzegane, także przez opinię publiczną, jako wspólne problemy? Albo jeżeli w pierwszym dziesięcioleciu po 2000 r. "poszkodowani przez transformację" po obu stronach podejmą wspólne działania przeciwko wielkim koncernom, elitom i tym "wygranym"? Czy państwa narodowe będą odgrywać mniejszą rolę, czy też zacznie się odradzać nacjonalizm?
A także: czy Polska i Niemcy za dziesięć lat przedstawią Unii Europejskiej wspólne projekty, czy też będą nadal mówić obok i mimo siebie? - oto pytanie najistotniejsze dla nowej Europy. Mamy do wyboru - antycypować ten proces i kształtować go albo dalej chować głowę w piasek. Bo też niczym innym jak właśnie chowaniem głowy w piasek jest dzisiejszy stan dialogu polsko-niemieckiego.
Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.