Okazuje się, że nie ma złej pory roku na kilkudniowe wakacje na wsi.
Drogi Robercie!
Piszę do Ciebie na przeszklonej werandzie domu Oli i Witka Pietraszewskich w Pupkach. Dom stoi na wzgórku i z werandy roztacza się obezwładniający widok na warmińską okolicę, zmieniający barwy wraz z porami dnia i kaprysami przedwiosennej pogody, kulminacja następuje o zachodzie słońca - kino Pupki.
Uwielbiam tu przyjeżdżać, nie znam lepszego relaksu: leniwe rozmowy z przyjaciółmi, widok z werandy i nieustający festiwal Olinej kuchni: domowa kaszanka, przebogaty zawiesisty żur z jajkami na twardo, w ogóle tutejsze jajka, choćby jajecznica, duszone maślaki, w pełni udany eksperyment z zupą z dyni (nie przecieranej!) z grysikiem, sarnina w winnym sosie, twarożek ze świeżym tymiankiem, czysty smalec z gęsi, słodkie ciasta, konfitura z pigwy...
Tak naprawdę nie jestem w Pupkach. Pupki to wieś sąsiednia, dom Oli i Witka administracyjnie należy do kolonii Nowe Kawkowo. Ale sam ich przekonywałem, że Pupki brzmią znacznie lepiej pod względem marketingowym. Bo Ola z Witkiem prowadzą wiejski pensjonat. W ostatniej dekadzie agroturystyka bardzo się w Polsce upowszechniła i dzięki temu odradza się tradycyjna polska kuchnia. Bo chodzi o to, że agroturystyka opiera się na stałych klientach, którzy wracają, zaprzyjaźniają się i przysyłają znajomych. Oczywiście, jest wiele powodów, dla których ktoś wybiera sobie to, a nie inne miejsce, ale myślę, że zawsze jednym z kluczowych argumentów jest dobra kuchnia.
Tak więc precz z koszmarem wakacyjnych stołówek FWP. Niech żyje agroturystyka oraz smakołyki z wiejskiej spiżarni i przydomowego ogrodu. Ze smakowitych i pięknych Pupek pozdrawia Cię
Bikont Na Gęsim Smalcu
Piotrze!
Jakże celne są dziś Twe słowa, jak precyzyjnie - niczym wystrzelone przez panią Renatę Mauer - godzą w sam środeczek istoty rzeczy. Kto choć raz dał się uwieść turystyce zbiorowej i bardzo dobrze zorganizowanej, próbował jajecznicy z podgrzewacza, słuchał bredzeń kaowca i przerabiał piekło wieczorków zapoznawczych, ten od razu doceni głębię Twych wynurzeń. Tak, po stokroć tak - małe jest piękne, a już zwłaszcza w turystyce! Mimo że niemieccy emeryci i brytyjscy robotnicy najemni nadal preferują wakacje w podobnych ursynowskim blokach pobudowanych masowo na Costa del Sol, to istota rzeczy się nie zmienia: przyszłością świata jest agroturystyka. I trzeba lojalnie przyznać, że wielu ludzi w tę przyszłość uwierzyło, również w naszym kraju. Wprawdzie daleko nam jeszcze choćby do Słowenii, gdzie na każdym kroku ktoś proponuje nocleg w wiejskiej chacie lub maleńkim pensjonacie połączony z konsumpcją domowych serów, szynek, salami, wina czy też destylatów, ale pierwsze jaskółki są. I mnie zdarzyło się przeżyć chwile nader przyjemne, smaczne i sielskie, jak choćby te u państwa Wróblów w miejscowości Bubel-Łukowiska na Podlasiu.
Prawie dziewicze przestrzenie, kilometry nadbużańskich łąk, a w przytulnym wnętrzu kapitalne wędliny, podlaskie pierogi z soczewicą i ziemniakami, parowańce, pieczone schaby, najprawdziwsze wiejskie pieczywo - same pyszności z wielkim sercem i staraniem przyrządzane przez panie Danutę i Wiktorię. I tak mi róbcie, tak czyńcie ku pomyślności własnej i zadowoleniu innych, tak niechaj postępują wszyscy, którzy mogą, miast jojczeć, że się nie da, nie opłaca, dopłaty z Brukseli cosik mizerne, a wszystko to zdrada i zaprzaństwo. Chleby piec, kiełbasy czosnkowane robić, a na sanepid się nie oglądać. Bimber pędzić, w pogardzie mając monopolistyczne państwo. Jeno samemu nie pić, a sprzedawać gościom, co lokum wynajmą. I pieniądze zbierać. Ach, jak może być pięknie!
Twój optymistyczny RM
Więcej możesz przeczytać w 14/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.