Awangarda

Dodano:   /  Zmieniono: 
W odczuciu lewicy francuskie społeczeństwo nie ewoluowało dość szybko, więc przyspieszono ten proces za pomocą ustaw
Trwająca właśnie we Francji kampania wyborcza to nade wszystko wojna na bilanse. Wyliczając zasługi lewicy, podkreśla się, że rządy socjalistów z komunistami i zielonymi przyniosły Francuzom więcej wolności, równości i sprawiedliwości. Zdaniem komentatora "Libération", tradycją lewicy jest "towarzyszenie" zmianom, a prawica woli się do nich "dostosowywać".
Wśród sztandarowych zmian społecznych, którym aktywnie towarzyszyła lewica przez pięć lat swoich rządów, wymienia się skrócenie tygodnia pracy do 35 godzin (zakończone satysfakcją społeczną i katastrofą finansową), wprowadzenie "cywilnego paktu solidarności" (umożliwiającego sformalizowanie wolnych związków - w tym homoseksualnych - i obdarzenie ich niemal takimi samymi prawami jak małżeństwa, oprócz prawa do adopcji dzieci i ceremonii w merostwie), uchwalenie ustawy o męsko-damskiej równości ilościowej przy obsadzaniu funkcji z wyboru i znowelizowanie przepisów o władzy rodzicielskiej w kierunku wzmocnienia pozycji rozwiedzionych ojców.
Łatwo zauważyć, że wszystkie te zmiany prawne dotyczyły w istocie sposobu organizowania życia prywatnego. Społeczeństwo - w odczuciu lewicy - nie ewoluowało dość szybko, więc "zostało wyewoluowane" za pomocą ustaw. Cytowany już komentator "Libération" zapewnia, że podobnymi sukcesami da się zakończyć inne "walki" podtrzymujące "wyzwolicielski płomień": o przyznanie praw rodzicielskich parom homoseksualnym i o legalizację marihuany. Pozostanie wtedy już tylko zwalczenie "nierównego podziału obowiązków domowych", w której to kwestii "prawo - niestety - niewiele może". Istotnie, trzeba z żalem stwierdzić, że próby ustawowego określenia, który z małżonków i o jakiej porze karmi piersią, zmywa naczynia, sprząta mieszkanie i przyprowadza dzieci ze szkoły, mogłyby się zakończyć niepowodzeniem. Tu już nad ewolucją będziemy musieli popracować sami i lewica wyraźnie się niepokoi, czy aby na pewno damy sobie bez niej radę.
Te obawy nie są pozbawione podstaw. Przez ostatnie pięć lat rząd zrobił naprawdę wszystko co w jego mocy, by obdarzyć społeczeństwo większą wolnością, w szczególności obyczajową. Tymczasem spontaniczna ewolucja idzie w kierunku niezupełnie zgodnym z tendencją zapisaną w ustawach. Kiedy tylko zaczęto mówić o rozszerzeniu uprawnień wolnych związków, powrócił entuzjazm dla instytucji małżeństwa. W 1995 r. odbyło się we Francji 254,7 tys. ślubów, a w 2001 r. - 303,5 tys., co oznacza wzrost o prawie 20 proc. w ciągu zaledwie sześciu lat. W ubiegłym roku urodziło się 774,8 tys. dzieci, co czyni z Francji najbardziej płodny kraj w UE. Poważne badania przeprowadzone w całej Francji przez paryskie Regionalne Obserwatorium Zdrowia wykazały m.in., że liczba mężczyzn deklarujących pozostawanie w stałym związku z jedną partnerką wzrosła z 58 proc. w 1994 r. do 65,4 proc. w roku 2001. Odsetek kobiet "monogamicznych" zwiększył się w tym samym czasie z 70,3 proc. do 76,3 proc. Kobiety korzystają z coraz większej autonomii społecznej? Owszem, ale równocześnie same są coraz mniej skłonne do uprawiania i tolerowania "skoków w bok" w życiu osobistym. Kiedy socjaliści wystąpili z projektem zniesienia rozwodów z orzekaniem winy, najostrzej zaprotestowały organizacje feministyczne. Oficjalnie stawały w obronie bitych i poniewieranych żon. Statystyki rzucają jednak nieco inne światło na tę sprawę. O rozwody z orzekaniem winy występują w przytłaczającej większości kobiety, a wśród zarzutów, jakie stawiają, zdecydowanie przeważają zdrady małżeńskie, a nie akty przemocy.
Francuska lewica sądziła, że wprowadzając ustawy "obyczajowe", odpowiada na skrywane aspiracje społeczne, tłumione przez konserwatyzm prawicy. Tymczasem okazało się, że na razie zaspokoiła jedynie potrzeby paru mniejszościowych grup ludności, koncentrujących się w zamożnych dzielnicach dużych miast. To się jej zresztą chwali, ale z innego powodu, niż myśli, mianowicie z tego, że prawdziwą demokrację poznaje się po tym, jak traktuje mniejszości i grupy dysponujące małą siłą. Lewica nie zainicjowała żadnej głębszej rewolucji obyczajowej, a jeśli już, to chcąc być obiektywnym obserwatorem spontanicznych ruchów społecznych, trzeba by tę rewolucję nazwać konserwatywną. Polega ona na radosnym powrocie do tradycyjnych wartości rodzinnych, takich jak małżeństwo, dzieci, wierność. Trudno rozstrzygnąć, czy socjaliści przyczynili się do tego, zaburzając nieco podstawowe punkty odniesienia i wywołując reakcję lęku i ucieczki "na stare śmieci", czy też może jest to tylko przekorna moda ("wszyscy mówią o wolnych związkach, to ja się właśnie ożenię"), a może jedno i drugie plus jeszcze inne, ogólniejsze mechanizmy.
W każdym razie trudno być awangardą postępu społecznego, kiedy społeczeństwo biegnie w drugą stronę.

Więcej możesz przeczytać w 14/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.