Gdy słyszę o legalizacji prostytucji w Polsce, uśmiecham się pod nosem. Jakże bowiem legalizować to, co od dawna jest legalne?
Jak legalizować prostytucję w kraju, w którym funkcjonuje ponad tysiąc oficjalnie zarejestrowanych tzw. agencji towarzyskich, gdzie swą powinność czyni 15 tys. oficjalnie zatrudnionych "agentek towarzyskich"? Każde dziecko wie, że ta powinność nie polega ani na rozmowach o filozofii Sartre?a, ani na eskapadzie z przebywającym w delegacji biznesmenem na koncert Sinfonii Varsovia. Jak rozprawiać o legalizacji w kraju, gdzie przy drogach "urzęduje" kilka, a może i kilkanaście tysięcy pań (z reguły cudzoziemek), których zadaniem nie jest bynajmniej częstowanie znużonych kierowców gorącą kawą z termosu?
Pecunia non olet
Jak tu mówić o legalizacji prostytucji w Polsce, jeśli Naczelny Sąd Administracyjny (Ośrodek Zamiejscowy w Gdańsku) w wyroku z 3 lutego 2000 r. stwierdził, że przychody z prostytucji należy traktować jako podlegające opodatkowaniu? Można się jedynie zastanowić, czy sąd inspirował się słynnym powiedzeniem rzymskiego cesarza pecunia non olet, decyzją papieża Sykstusa IV z 1471 r. o opodatkowaniu prostytutek (co służyło podobno finansowaniu budowy Bazyliki św. Piotra), czy też niedawną decyzją Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, zezwalającą prostytutkom z Europy Wschodniej na rejestrowanie w UE działalności gospodarczej.
Z prawnego punktu widzenia sprawa wydaje się jednoznaczna. Polska od 1952 r. jest stroną konwencji ONZ z 1949 r. w sprawie zwalczania handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji, co oznacza zobowiązanie do energicznego zwalczania nierządu. Zarówno w kodeksie karnym z 1969 r. (art. 174), jak i w nowym kodeksie z 1997 r. (art. 204) przewidziano kary dla tego, kto nakłania inną osobę do uprawiania prostytucji lub ułatwia jej prowadzenie, a także dla tego, kto czerpie korzyści majątkowe z uprawiania prostytucji przez inną osobę. Rocznie stwierdza się około 200 tego rodzaju przestępstw, liczba skazanych jest jeszcze niższa. A przecież w Polsce funkcjonuje około tysiąca burdeli; zorganizowaną prostytucję uprawia u nas - jak twierdzą działaczki La Strady - około 50 tys. kobiet! Pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za opisane powyżej czyny jest więc równie prawdopodobne jak możliwość zachorowania na dżumę. W całym systemie prawnym III Rzeczypospolitej to chyba najwyraźniejszy przykład rozbieżności między regulacją prawną a jej realizacją. Prawo, które nie jest stosowane, jest nie tylko śmieszne, ale także głęboko demoralizujące i korumpujące społeczną świadomość prawną.
Zalegalizować prostytucję?
Jak zjeść tę żabę? Teoretycznie istnieją trzy możliwości: heroiczna (skrupulatne egzekwowanie prawa), oportunistyczna (zostawienie spraw po staremu) i pragmatyczna (pełna legalizacja prostytucji). Sposób pierwszy jest całkowicie nierealny. Nie udało się go zrealizować ani rzymskim cesarzom, ani Karolowi Wielkiemu, ani średniowiecznym rajcom, ani moralizującym na mormońską modłę współczesnym Amerykanom. Nie uda się też nad Wisłą A.D. 2002. Druga droga prowadzi do sygnalizowanej rozbieżności między prawem pisanym a stosowanym. Pozostaje więc metoda trzecia.
Daleki jestem od tego, by przyjąć ją z entuzjazmem. Jej najpoważniejszym mankamentem jest aprobata całkowitej dehumanizacji stosunków seksualnych. Byłbym wprawdzie naiwniakiem, a co gorsza - także hipokrytą, gdybym uważał, że we współczesnym świecie takie stosunki uprawiane są jedynie w ramach prokreacji małżeńskiej. Seks powinien być jednak elementem budowania pozytywnych więzi między ludźmi, a do partnera seksualnego warto odczuwać przynajmniej sympatię. Jeśli chodzi o prostytucję, w grę wchodzi jedynie biologia.
Za co karać
W wypadku prostytucji nie da się "rubla zarobić i cnoty nie stracić". Można jedynie zarobić pół rubla za cenę utraty połowy cnoty. A to oznacza skoncentrowanie się prawa karnego na tym, co najważniejsze: na energicznym ściganiu wszelkich form zmuszania do prostytucji, w tym wywozu za granicę. Takie czyny godzą w ochronę wolności decyzji seksualnej, którą polskie prawo zapewnia w art. 203 kk (doprowadzenie innej osoby do uprawiania prostytucji przemocą, groźbą, podstępem lub poprzez wykorzystanie stosunku zależności lub krytycznego położenia podlega karze więzienia od roku do 10 lat) i art. 204 §4 kk (analogiczna kara dla tego, kto zwabia lub uprowadza inną osobę w celu uprawiania prostytucji za granicą). Jeśli nikt nikogo nie zmusza i rzecz dotyczy dorosłych ludzi, być może z ciężkim sercem należy zrezygnować z karalności. Oznacza to legalizację prostytucji i kontrolę nad tym zjawiskiem, obecnie związanym z tzw. szarą strefą. Być może wtedy uda nam się uratować przynajmniej część cnoty. A to lepsze niż jej całkowity brak.
Pecunia non olet
Jak tu mówić o legalizacji prostytucji w Polsce, jeśli Naczelny Sąd Administracyjny (Ośrodek Zamiejscowy w Gdańsku) w wyroku z 3 lutego 2000 r. stwierdził, że przychody z prostytucji należy traktować jako podlegające opodatkowaniu? Można się jedynie zastanowić, czy sąd inspirował się słynnym powiedzeniem rzymskiego cesarza pecunia non olet, decyzją papieża Sykstusa IV z 1471 r. o opodatkowaniu prostytutek (co służyło podobno finansowaniu budowy Bazyliki św. Piotra), czy też niedawną decyzją Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, zezwalającą prostytutkom z Europy Wschodniej na rejestrowanie w UE działalności gospodarczej.
Z prawnego punktu widzenia sprawa wydaje się jednoznaczna. Polska od 1952 r. jest stroną konwencji ONZ z 1949 r. w sprawie zwalczania handlu ludźmi i eksploatacji prostytucji, co oznacza zobowiązanie do energicznego zwalczania nierządu. Zarówno w kodeksie karnym z 1969 r. (art. 174), jak i w nowym kodeksie z 1997 r. (art. 204) przewidziano kary dla tego, kto nakłania inną osobę do uprawiania prostytucji lub ułatwia jej prowadzenie, a także dla tego, kto czerpie korzyści majątkowe z uprawiania prostytucji przez inną osobę. Rocznie stwierdza się około 200 tego rodzaju przestępstw, liczba skazanych jest jeszcze niższa. A przecież w Polsce funkcjonuje około tysiąca burdeli; zorganizowaną prostytucję uprawia u nas - jak twierdzą działaczki La Strady - około 50 tys. kobiet! Pociągnięcie do odpowiedzialności karnej za opisane powyżej czyny jest więc równie prawdopodobne jak możliwość zachorowania na dżumę. W całym systemie prawnym III Rzeczypospolitej to chyba najwyraźniejszy przykład rozbieżności między regulacją prawną a jej realizacją. Prawo, które nie jest stosowane, jest nie tylko śmieszne, ale także głęboko demoralizujące i korumpujące społeczną świadomość prawną.
Zalegalizować prostytucję?
Jak zjeść tę żabę? Teoretycznie istnieją trzy możliwości: heroiczna (skrupulatne egzekwowanie prawa), oportunistyczna (zostawienie spraw po staremu) i pragmatyczna (pełna legalizacja prostytucji). Sposób pierwszy jest całkowicie nierealny. Nie udało się go zrealizować ani rzymskim cesarzom, ani Karolowi Wielkiemu, ani średniowiecznym rajcom, ani moralizującym na mormońską modłę współczesnym Amerykanom. Nie uda się też nad Wisłą A.D. 2002. Druga droga prowadzi do sygnalizowanej rozbieżności między prawem pisanym a stosowanym. Pozostaje więc metoda trzecia.
Daleki jestem od tego, by przyjąć ją z entuzjazmem. Jej najpoważniejszym mankamentem jest aprobata całkowitej dehumanizacji stosunków seksualnych. Byłbym wprawdzie naiwniakiem, a co gorsza - także hipokrytą, gdybym uważał, że we współczesnym świecie takie stosunki uprawiane są jedynie w ramach prokreacji małżeńskiej. Seks powinien być jednak elementem budowania pozytywnych więzi między ludźmi, a do partnera seksualnego warto odczuwać przynajmniej sympatię. Jeśli chodzi o prostytucję, w grę wchodzi jedynie biologia.
Za co karać
W wypadku prostytucji nie da się "rubla zarobić i cnoty nie stracić". Można jedynie zarobić pół rubla za cenę utraty połowy cnoty. A to oznacza skoncentrowanie się prawa karnego na tym, co najważniejsze: na energicznym ściganiu wszelkich form zmuszania do prostytucji, w tym wywozu za granicę. Takie czyny godzą w ochronę wolności decyzji seksualnej, którą polskie prawo zapewnia w art. 203 kk (doprowadzenie innej osoby do uprawiania prostytucji przemocą, groźbą, podstępem lub poprzez wykorzystanie stosunku zależności lub krytycznego położenia podlega karze więzienia od roku do 10 lat) i art. 204 §4 kk (analogiczna kara dla tego, kto zwabia lub uprowadza inną osobę w celu uprawiania prostytucji za granicą). Jeśli nikt nikogo nie zmusza i rzecz dotyczy dorosłych ludzi, być może z ciężkim sercem należy zrezygnować z karalności. Oznacza to legalizację prostytucji i kontrolę nad tym zjawiskiem, obecnie związanym z tzw. szarą strefą. Być może wtedy uda nam się uratować przynajmniej część cnoty. A to lepsze niż jej całkowity brak.
Autor jest profesorem, kierownikiem Katedry Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej UMK w Toruniu. |
Więcej możesz przeczytać w 15/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.