Powiedz mi, ilu imigrantów stara się dostać do twego kraju - osiąść w nim i odnieść sukces, a powiem Ci, jak dużą szansę na odniesienie sukcesu ma twój kraj i czy jest to kraj-raj!
Imigranci bez trudu rozpoznają kraje, które - przeważnie już bogate - potrafią stworzyć warunki dogodne do dalszego bogacenia się obywateli własnych i importowanych. Siódmym zmysłem imigranta rozpoznają kraje, które mają niskie podatki i koszty pracy, liberalne prawo pracy, w których łatwo założyć firmę, a osiadli obywatele szybko akceptują przybyszów i ich chęć bogacenia się - zwykle dzięki ponadprzeciętnej pracowitości i kreatywności. "My zaczynamy być senni. Oni chcą wygrać. Możemy pracować 10 godzin dziennie, oni będą pracować 12. My 12, oni 14. Bieda i ambicja to mieszanka piorunująca" - mówił o imigrantach Marvin Davis, miliarder z Beverly Hills. Według badań przeprowadzonych przez magazyn "Forbes" w 1986 r., aż czwarta część z 500 mld dolarów zarobionych w USA znajdowała się w rękach ludzi urodzonych poza USA albo w rękach dzieci imigrantów. Podobny proces zaczyna zachodzić w Polsce - na przykład przeciętny Wietnamczyk już po pięciu latach pracy w Polsce ma siedmiokrotnie wyższe dochody niż przeciętny pracujący Polak - napisali Marcin Kowalski i Rafał Pleśniak, autorzy "Obywateli z importu", okładkowego artykułu tego wydania "Wprost".
Jak jeszcze bardziej podnieść atrakcyjność Polski dla imigrantów i podwyższyć nasz współczynnik imigranckości (stosunek liczby imigrantów do liczby wszystkich mieszkańców Polski)? To proste - wystarczy obniżyć podatki i koszty pracy, zliberalizować prawo pracy i ułatwić tworzenie firm. Wtedy okaże się, że Polska jest jeszcze bardziej kusząca zarówno dla imigrantów, jak i dla naszych obywateli - młodych, przedsiębiorczych Polaków, którzy nie tylko wrócą z emigracji wewnętrznej (czyli ucieczki w prywatność od socjalnego, krępującego ich aktywność państwa - o czym niedawno na łamach "Wprost" pisał prof. Łukasz A. Turski), nie tylko zarzucą myśli o prawdziwej emigracji z Polski, ale jeszcze szybko przeistoczą się w swego rodzaju imigrantów wewnętrznych - nie mniej pracowitych i kreatywnych od imigrantów z Wietnamu, Nigerii, Turcji, Syrii. Na szczęście, wbrew niezbyt korzystnym warunkom, wielu takich imigrantów wewnętrznych już w Polsce jest - to tysiące przedsiębiorców, czyli nowa klasa polskich przemysłowców, których łączy jedno: niczego nie zawdzięczają politykom, a wszystko sobie (vide: "Piękni dziesięcioletni"). A więc - imigracja wewnętrzna zamiast emigracji wewnętrznej!
Niestety, na przeszkodzie do uczynienia z Polski raju dla ludzi przedsiębiorczych - raju, którego rozwój napędzałby polish dream (jak rozwój Ameryki od dziesięcioleci napędza american dream), wciąż twardo stoi silne lobby przeciwników podniesienia naszego współczynnika imigranckości, czyli podniesienia atrakcyjności Polski. Koalicja na rzecz uczynienia z naszego kraju zaścianka globu, której podporą jest związek zawodowy związków zawodowych oraz socjaliści lewicowi i prawicowi, za cel postawiła sobie, aby imigranci omijali Polskę jak najszerszym łukiem - jak omijają na przykład Białoruś, Kubę i Zimbabwe.
Jeśli szybko nie utrącimy tej koalicji antyimigrantów, nadal drukować będziemy poradniki dla coraz liczniejszej armii bezrobotnych, radząc im, jak znaleźć pracę poza Polską (vide: "Sezon na pracę"), zamiast zapełniać kolumny gazet milionami ofert pracy w Polsce. Nowi imigranci przestaną do nas napływać, a imigranci, którzy już z nami są, wyjadą razem ze swą przebojowością i kilkudziesięcioma tysiącami miejsc pracy, które w Polsce stworzyli.
Więcej możesz przeczytać w 15/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.