To niesłychane, jak wiele może zmienić w codziennym życiu taki mały przedmiot jak palmtop, będący praktycznym wykorzystaniem niewielkiej części sztuki informatycznej, dostępnej nam u progu XXI wieku
Specjaliści od nowych technologii twierdzą, że przyszłość komputerów to przede wszystkim małe, przydatne w życiu codziennym, podręczne "końcówki", które współpracują z głównym komputerem w domu lub w pracy. Owych przepowiedni zwykłem wysłuchiwać z pogodnym dystansem, nie wierząc zbytnio w ich pragmatyzm. Zmieniłem jednak zdanie, od kiedy w mojej dłoni pojawił się palmtop.
W jednej chwili zmieniło się całe "zarządzanie" moim życiem zawodowym: wypchana dotychczas teczka stała się o kilka kilogramów lżejsza, a ja przestałem nerwowo sprawdzać przed wyjściem z domu, czy zabrałem kalendarz, notatnik, długopis, materiały na konferencję, i martwić się, że nie zdążyłem przeczytać porannej poczty w skrzynce mailowej. Teraz wszystko to mam w moim palmtopie, niewielkim (12 x 7 cm), czarnym pudełku, ukrytym w eleganckim, skórzanym futerale.
Palmtop to miniaturowy komputer (o pojemności 8MB) z dużym ekranem, który staje się życiowym niezbędnikiem, zastępując wszystko, co dotychczas zapisywaliśmy na papierze. Co więcej - nie ma tu klawiatury, która czyniłaby go podobnym na przykład do miniaturowego laptopa albo elektronicznego organizera.
Na pierwszy rzut oka nie robi wrażenia. Przypomina zwykłą tabliczkę, po której można... pisać. Tak, pisze się po niej w taki sposób, jak pierwotni ludzie ryli w kawałkach kamienia, a dzieci - patykiem po piasku. Służy do tego plastikowy rylec-patyk, którym dotykamy powierzchni plastikowego okienka. I oto cud: komputer "czyta" nasze odręczne pismo, z miejsca zamieniając je na tekst drukowany, który pokazuje się na ekranie.
W ten sposób możemy robić zapiski w kalendarzu (opatrując je poleceniem dźwiękowego przypominania o zbliżającym się terminie), wpisywać telefony i adresy, a nawet wykreować własną wizytówkę. Bez drukowania! Aby można się nią było posługiwać, potrzebny jest tylko ktoś z drugim palmtopem. Stajemy naprzeciw niego, dotykamy rylcem polecenia "beam" (wysyłanie) i... ma on już w swoim skorowidzu naszą wizytówkę ze wszystkimi danymi. Proste?
Żeby było jeszcze łatwiej, nasz palmtop daje się oczywiście podłączyć do normalnego komputera. Dodana do niego w sklepie płyta CD zawiera program instalacyjny, który pozwala wykreować dokładne odwzorowanie całej zawartości palmtopa na naszym twardym dysku. Dzięki temu wszystkie zapisane dane są bezpieczne. Nie grozi im zgubienie, zniszczenie, skasowanie. Co więcej, komunikacja między komputerem a palmtopem trwa zaledwie sekundę i pozwala przerzucić wszystkie zapisane treści w obie strony, tworząc zawsze aktualne dwie kopie: podręczną i archiwalną.
Dzięki tej możliwości możemy rano przelać z naszego komputera wszystkie dokumenty (plan dnia, notatki, artykuły, konspekt wystąpienia, harmonogramy), a nawet ściągnąć z naszej skrzynki pocztę, by potem wszystko mieć pod ręką. Żegnajcie teczki z papierami i grube filofaxy, zawsze pękate od włożonych w nie karteczek, wizytówek, "przypominajek" oraz wiecznie gubiących się długopisów. Teraz zabieram z sobą tylko ten mały czarny drobiazg, włączam go i w każdej chwili mam przed sobą potrzebne notatki (np. w czasie zebrania). Ten felieton zaś napisałem na palmtopie i prosto stąd powędrował do redakcji "Wprost".
To niesłychane, jak wiele może zmienić w codziennym życiu taki mały przedmiot, będący praktycznym wykorzystaniem tylko niewielkiej części sztuki informatycznej, dostępnej nam u progu XXI w.: pełna koordynacja wszystkich danych przy minimalnym wysiłku, by tego dokonać!
O, patrzcie. Tomek ma nową zabawkę - śmieją się moi znajomi, ale jeden po drugim zaglądają mi przez ramię i niby od niechcenia pytają: I co, rzeczywiście możesz tu tyle zmieścić? Albo: Ojej, jak to szybko zrobiłeś! Całkiem zaś głupieją, widząc, jak staję naprzeciw mojego zawodowego partnera i w ciągu ułamka sekundy przekazujemy sobie wszystkie ustalenia i plan spotkań na najbliższy tydzień. Bez wypytywania się, sprawdzania, notowania. Podobnie może sobie zorganizować życie dyrektor mający sekretarkę: ta ostatnia pod nieobecność pryncypała wpisuje do jego komputera stacjonarnego wszystkie terminy i spotkania, a ten, gdy przyjdzie, jednym kliknięciem przelewa je do swego palmtopa.
Specjaliści wieszczący, że wiek XXI będzie wiekiem podręcznych, wyspecjalizowanych komputerków, chyba mieli rację. Przekonałem się o tym nie tylko ja, ale nawet mama mojego kolegi, która w swojej kuchni z piekarnikiem znalazła... łącze internetowe z serwisem zawierającym przepisy kulinarne. Podobno ostatnio często z niego korzysta.
W jednej chwili zmieniło się całe "zarządzanie" moim życiem zawodowym: wypchana dotychczas teczka stała się o kilka kilogramów lżejsza, a ja przestałem nerwowo sprawdzać przed wyjściem z domu, czy zabrałem kalendarz, notatnik, długopis, materiały na konferencję, i martwić się, że nie zdążyłem przeczytać porannej poczty w skrzynce mailowej. Teraz wszystko to mam w moim palmtopie, niewielkim (12 x 7 cm), czarnym pudełku, ukrytym w eleganckim, skórzanym futerale.
Palmtop to miniaturowy komputer (o pojemności 8MB) z dużym ekranem, który staje się życiowym niezbędnikiem, zastępując wszystko, co dotychczas zapisywaliśmy na papierze. Co więcej - nie ma tu klawiatury, która czyniłaby go podobnym na przykład do miniaturowego laptopa albo elektronicznego organizera.
Na pierwszy rzut oka nie robi wrażenia. Przypomina zwykłą tabliczkę, po której można... pisać. Tak, pisze się po niej w taki sposób, jak pierwotni ludzie ryli w kawałkach kamienia, a dzieci - patykiem po piasku. Służy do tego plastikowy rylec-patyk, którym dotykamy powierzchni plastikowego okienka. I oto cud: komputer "czyta" nasze odręczne pismo, z miejsca zamieniając je na tekst drukowany, który pokazuje się na ekranie.
W ten sposób możemy robić zapiski w kalendarzu (opatrując je poleceniem dźwiękowego przypominania o zbliżającym się terminie), wpisywać telefony i adresy, a nawet wykreować własną wizytówkę. Bez drukowania! Aby można się nią było posługiwać, potrzebny jest tylko ktoś z drugim palmtopem. Stajemy naprzeciw niego, dotykamy rylcem polecenia "beam" (wysyłanie) i... ma on już w swoim skorowidzu naszą wizytówkę ze wszystkimi danymi. Proste?
Żeby było jeszcze łatwiej, nasz palmtop daje się oczywiście podłączyć do normalnego komputera. Dodana do niego w sklepie płyta CD zawiera program instalacyjny, który pozwala wykreować dokładne odwzorowanie całej zawartości palmtopa na naszym twardym dysku. Dzięki temu wszystkie zapisane dane są bezpieczne. Nie grozi im zgubienie, zniszczenie, skasowanie. Co więcej, komunikacja między komputerem a palmtopem trwa zaledwie sekundę i pozwala przerzucić wszystkie zapisane treści w obie strony, tworząc zawsze aktualne dwie kopie: podręczną i archiwalną.
Dzięki tej możliwości możemy rano przelać z naszego komputera wszystkie dokumenty (plan dnia, notatki, artykuły, konspekt wystąpienia, harmonogramy), a nawet ściągnąć z naszej skrzynki pocztę, by potem wszystko mieć pod ręką. Żegnajcie teczki z papierami i grube filofaxy, zawsze pękate od włożonych w nie karteczek, wizytówek, "przypominajek" oraz wiecznie gubiących się długopisów. Teraz zabieram z sobą tylko ten mały czarny drobiazg, włączam go i w każdej chwili mam przed sobą potrzebne notatki (np. w czasie zebrania). Ten felieton zaś napisałem na palmtopie i prosto stąd powędrował do redakcji "Wprost".
To niesłychane, jak wiele może zmienić w codziennym życiu taki mały przedmiot, będący praktycznym wykorzystaniem tylko niewielkiej części sztuki informatycznej, dostępnej nam u progu XXI w.: pełna koordynacja wszystkich danych przy minimalnym wysiłku, by tego dokonać!
O, patrzcie. Tomek ma nową zabawkę - śmieją się moi znajomi, ale jeden po drugim zaglądają mi przez ramię i niby od niechcenia pytają: I co, rzeczywiście możesz tu tyle zmieścić? Albo: Ojej, jak to szybko zrobiłeś! Całkiem zaś głupieją, widząc, jak staję naprzeciw mojego zawodowego partnera i w ciągu ułamka sekundy przekazujemy sobie wszystkie ustalenia i plan spotkań na najbliższy tydzień. Bez wypytywania się, sprawdzania, notowania. Podobnie może sobie zorganizować życie dyrektor mający sekretarkę: ta ostatnia pod nieobecność pryncypała wpisuje do jego komputera stacjonarnego wszystkie terminy i spotkania, a ten, gdy przyjdzie, jednym kliknięciem przelewa je do swego palmtopa.
Specjaliści wieszczący, że wiek XXI będzie wiekiem podręcznych, wyspecjalizowanych komputerków, chyba mieli rację. Przekonałem się o tym nie tylko ja, ale nawet mama mojego kolegi, która w swojej kuchni z piekarnikiem znalazła... łącze internetowe z serwisem zawierającym przepisy kulinarne. Podobno ostatnio często z niego korzysta.
Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.