Przyleciał samolot, w 1947 r. w czerwcu. Tak, tutaj krążył, ponad te wioski
Akcja "Wisła" była formą czystki etnicznej
Rzucił ulotki. Za dwie godziny wyjazd. I od razu wojsko przyjechało. Za dwie godziny to za dwie godziny. Co pani weźmie z takiego domu? Nic pani nie weźmie. I z tego postrachu nie weźmie pani nic... No i wywieźli... Zagnali aż na zachód". Tak o wysiedleniu z rodzinnej Łemkowszczyzny opowiadał po latach jeden z wypędzonych. Dla ofiar akcja "Wisła", w której wyniku z trzech południowo-wschodnich województw deportowano na tzw. ziemie odzyskane prawie 150 tys. Ukraińców i Łemków, pozostaje zbrodnią. Większość społeczeństwa zna zafałszowany przez komunistów obraz tej zbrodni jako kary dla banderowców z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), mordujących Polaków. Kary rzekomo zasłużonej.
Na rozkaz Stalina?
Oficjalnie operację wysiedleńczą tłumaczono potrzebą zlikwidowania zaplecza ukraińskiej partyzantki. Decydującym argumentem stała się śmierć gen. Karola Świerczewskiego, który 28 marca 1947 r. - w podejrzanych okolicznościach - zginął w zasadzce UPA pod Jabłonkami. Już następnego dnia Biuro Polityczne KC PPR zdecydowało, by w ramach akcji represyjnej "w szybkim tempie przesiedlić Ukraińców i rodziny mieszane na tereny odzyskane (przede wszystkim Prusy Północne), nie tworząc zwartych grup". W prasie i radiu rozpętano równocześnie zmasowaną nagonkę antyukraińską. Chodziło jedynie o pretekst. Prace studyjne i przygotowania do wysiedleń rozpoczęto jeszcze w drugiej połowie 1946 r., a zatem długo przed zamachem na Waltera.
Część historyków jest przekonana, że władze w Warszawie działały na rozkaz Moskwy, dążącej do ostatecznego skłócenia Polaków i Ukraińców. "Zrobiliśmy paskudną robotę, ale pod presją ZSRR" - twierdzi prof. Ryszard Torzecki. Ta teza - wygodna, bo odciążająca polskie sumienie - nie została jednak dotychczas udowodniona. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że inicjatorami wysiedleń byli polscy komuniści, działający za wiedzą i zgodą Stalina. Był i drugi ważny aspekt: widowiskowa rozprawa z banderowcami miała umocnić pozycję nowych władz. Legitymizowała rządy komunistów w oczach nastawionego antyukraińsko społeczeństwa.
Nie tylko "Wisła"
Akcja "Wisła" stanowiła jedynie finał działań zmierzających do "rozwiązania" problemu ukraińskiego w Polsce. W granicach tzw. Polski lubelskiej znalazło się około 700 tys. Ukraińców i Łemków, których znaczna część dystansowała się zresztą od ukraińskiej tożsamości. Ludzi tych zamierzano wysiedlić na Ukrainę sowiecką w ramach umowy o wymianie ludności, zawartej we wrześniu 1944 r. Wyjazdy na Wschód miały początkowo charakter dobrowolny, ale chętnych nie było zbyt wielu. Gdy zawiodły środki administracyjnej perswazji, władze postanowiły użyć siły. Począwszy od września 1945 r. wysiedleń dokonywały oddziały Wojska Polskiego. Nieprzypadkowo do akcji skierowano dywizje złożone w znacznej części z kresowiaków pałających żądzą odwetu za rzezie Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W efekcie wysiedlenia przekształcały się często w brutalne pacyfikacje. Do najbardziej wstrząsających wydarzeń doszło w Zawadce Morochowskiej na Pogórzu Bieszczadzkim, gdzie żołnierze wymordowali 70 ukraińskich cywilów.
Ofiarą "repatriacji" padło ostatecznie ponad 480 tys. osób. Przed wysiedleniem nie chroniły ani członkostwo w PPR, ani służba w Wojsku Polskim. Na Wschód deportowano też ludzi wcielonych wcześ-niej, zwykle pod przymusem, do Armii Czerwonej.
Wyciąć ukraiński ropień
Przesiedlenia w latach 1944-1946 nie przyniosły rezultatów zadowalających władze. "Istnieje niebezpieczeństwo - niepokoił się w styczniu 1947 r. funkcjonariusz KC PPR - że ropień ukraiński może pozostać na stałe...". W tej sytuacji dojrzewał plan wysiedlenia i asymilacji resztek ludności ukraińskiej na ziemiach zachodnich. Jego realizację powierzono zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP, gen. Stefanowi Mossorowi. Stanął on na czele powołanej w kwietniu 1947 r. Grupy Operacyjnej "Wisła", złożonej z sześciu doborowych dywizji piechoty - łącznie około 17,5 tys. żołnierzy. Ukraińskie podziemie - liczące około 1,5 tys. bojowców, zdemoralizowanych i zepchniętych do defensywy - nie było już w tym czasie przeciwnikiem, którego komunistyczne władze poważnie by się obawiały.
Deportacje trwały od kwietnia do lipca 1947 r. Później "doczyszczano" jedynie teren. Ostatnim, bardzo spóźnionym akordem akcji "Wisła" stało się wysiedlenie w styczniu 1950 r. łemkowskich rodzin z czterech wsi koło Szczawnicy. Z partyzantami uporano się do jesieni 1947 r. Zmasowana akcja Grupy Operacyjnej "Wisła", skoordynowana z działaniami wojsk sowieckich i czechosłowackich, doprowadziła do rozbicia ostatnich sotni banderowskich bądź ich ewakuowania się z Polski.
Kocioł w cerkwi
Wysiedlanym w ramach akcji "Wisła" pozostawiano z reguły od 2 do 5 godzin na spakowanie najpotrzebniejszych sprzętów i żywności. Ludzie wędrowali pod eskortą wojska najpierw do tzw. punktów zbornych, a później na stacje PKP, gdzie formowano transporty, wysyłane do punktów tranzytowych w Oświęcimiu bądź Lublinie. Na każdym etapie funkcjonariusze bezpieczeństwa selekcjonowali przesied-leńców. Oskarżonych o współpracę z UPA oddawano w ręce sądu wojskowe-go. Pozostałych podejrzanych - przede wszystkim ukraińską inteligencję - wysyłano do obozu koncentracyjnego w Jaworznie. Wskutek tortur, niedożywienia i chorób zmarło tam ponad 160 osób.
Znacznie trudniej niż ludność wiejską było wysiedlić Ukraińców zamieszkałych w miastach. W Krakowie poradzono sobie z tym, organizując kocioł w cerkwi greckokatolickiej św. Norberta. Gdy w niedzielny ranek parafianie wchodzili do kościoła, czekali już na nich funkcjonariusze UB. Za drzwiami kneblowali usta wchodzącym, wiązali ich i kładli skrępowanych na posadzce. Później spokojnie czekali na następnych wiernych.
Wysiedlonych w ramach akcji "Wisła" zaopatrywano w kolorowe karty przesied-leńcze, by odróżnić ich od osadników polskich. Obowiązywały ich różnego rodzaju ograniczenia, na przykład zakaz opuszczania miejsca pobytu bez zgody Urzędu Bezpieczeństwa. Aż do 1949 r. nie wydawano im też dokumentów tożsamości. Ukraińcy i Łemkowie byli ostatnią dużą grupą osadników na ziemiach odzyskanych. W efekcie trafiły im się gospodarstwa najbardziej zdewastowane, a dla części osób w ogóle zabrakło ziemi. Część przesiedleńców - mimo kategorycznych zakazów - decydowała się na powrót do domu. Spod Olsztyna czy Legnicy wracano w ojczyste strony furmankami, a nawet pieszo. Kończyło się to najczęściej ponowną deportacją. Legalne możliwości powrotu powstały dopiero w czasach gomułkowskiej odwilży.
Humaniści i ludobójcy
Większość historyków jest zdania, że wysiedlenie - zwłaszcza ludności łemkowskiej - nie było niezbędne, by zlikwidować ukraińskie podziemie. Odmienna opinia funkcjonuje jednak w potocznej świadomości Polaków. Wiele osób uważa przy tym, że akcja "Wisła" była sprawiedliwą odpłatą za zbrodnie ukraińskie. Podkreś-la się w tym kontekście "humanitarny" charakter polskich działań odwetowych, a nawet rzekome dobrodziejstwa przesiedleń. Po stronie ukraińskiej również nie brakuje głosów świadczących o zaślepieniu. Lwowski historyk Jarosław Daszkewycz (który wysiedlenia nazywa narodobójstwem) twierdzi, że operacja "Wisła" była działaniem nieporównanie bardziej zbrodniczym niż antypolska akcja UPA na kresach, gdzie zginęło prawie 100 tys. Polaków. Na Wołyniu i w Galicji Wschodniej chodziło wszak o "usunięcie obcych kolonizatorów" z odwiecznych ziem ukraińskich. Tymczasem obu stronom bardzo potrzebne jest uczciwe rozliczenie się z przeszłością - zarówno z akcją "Wisła", jak i z mordami na Wołyniu.
Rzucił ulotki. Za dwie godziny wyjazd. I od razu wojsko przyjechało. Za dwie godziny to za dwie godziny. Co pani weźmie z takiego domu? Nic pani nie weźmie. I z tego postrachu nie weźmie pani nic... No i wywieźli... Zagnali aż na zachód". Tak o wysiedleniu z rodzinnej Łemkowszczyzny opowiadał po latach jeden z wypędzonych. Dla ofiar akcja "Wisła", w której wyniku z trzech południowo-wschodnich województw deportowano na tzw. ziemie odzyskane prawie 150 tys. Ukraińców i Łemków, pozostaje zbrodnią. Większość społeczeństwa zna zafałszowany przez komunistów obraz tej zbrodni jako kary dla banderowców z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), mordujących Polaków. Kary rzekomo zasłużonej.
Na rozkaz Stalina?
Oficjalnie operację wysiedleńczą tłumaczono potrzebą zlikwidowania zaplecza ukraińskiej partyzantki. Decydującym argumentem stała się śmierć gen. Karola Świerczewskiego, który 28 marca 1947 r. - w podejrzanych okolicznościach - zginął w zasadzce UPA pod Jabłonkami. Już następnego dnia Biuro Polityczne KC PPR zdecydowało, by w ramach akcji represyjnej "w szybkim tempie przesiedlić Ukraińców i rodziny mieszane na tereny odzyskane (przede wszystkim Prusy Północne), nie tworząc zwartych grup". W prasie i radiu rozpętano równocześnie zmasowaną nagonkę antyukraińską. Chodziło jedynie o pretekst. Prace studyjne i przygotowania do wysiedleń rozpoczęto jeszcze w drugiej połowie 1946 r., a zatem długo przed zamachem na Waltera.
Część historyków jest przekonana, że władze w Warszawie działały na rozkaz Moskwy, dążącej do ostatecznego skłócenia Polaków i Ukraińców. "Zrobiliśmy paskudną robotę, ale pod presją ZSRR" - twierdzi prof. Ryszard Torzecki. Ta teza - wygodna, bo odciążająca polskie sumienie - nie została jednak dotychczas udowodniona. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że inicjatorami wysiedleń byli polscy komuniści, działający za wiedzą i zgodą Stalina. Był i drugi ważny aspekt: widowiskowa rozprawa z banderowcami miała umocnić pozycję nowych władz. Legitymizowała rządy komunistów w oczach nastawionego antyukraińsko społeczeństwa.
Nie tylko "Wisła"
Akcja "Wisła" stanowiła jedynie finał działań zmierzających do "rozwiązania" problemu ukraińskiego w Polsce. W granicach tzw. Polski lubelskiej znalazło się około 700 tys. Ukraińców i Łemków, których znaczna część dystansowała się zresztą od ukraińskiej tożsamości. Ludzi tych zamierzano wysiedlić na Ukrainę sowiecką w ramach umowy o wymianie ludności, zawartej we wrześniu 1944 r. Wyjazdy na Wschód miały początkowo charakter dobrowolny, ale chętnych nie było zbyt wielu. Gdy zawiodły środki administracyjnej perswazji, władze postanowiły użyć siły. Począwszy od września 1945 r. wysiedleń dokonywały oddziały Wojska Polskiego. Nieprzypadkowo do akcji skierowano dywizje złożone w znacznej części z kresowiaków pałających żądzą odwetu za rzezie Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W efekcie wysiedlenia przekształcały się często w brutalne pacyfikacje. Do najbardziej wstrząsających wydarzeń doszło w Zawadce Morochowskiej na Pogórzu Bieszczadzkim, gdzie żołnierze wymordowali 70 ukraińskich cywilów.
Ofiarą "repatriacji" padło ostatecznie ponad 480 tys. osób. Przed wysiedleniem nie chroniły ani członkostwo w PPR, ani służba w Wojsku Polskim. Na Wschód deportowano też ludzi wcielonych wcześ-niej, zwykle pod przymusem, do Armii Czerwonej.
Wyciąć ukraiński ropień
Przesiedlenia w latach 1944-1946 nie przyniosły rezultatów zadowalających władze. "Istnieje niebezpieczeństwo - niepokoił się w styczniu 1947 r. funkcjonariusz KC PPR - że ropień ukraiński może pozostać na stałe...". W tej sytuacji dojrzewał plan wysiedlenia i asymilacji resztek ludności ukraińskiej na ziemiach zachodnich. Jego realizację powierzono zastępcy szefa Sztabu Generalnego WP, gen. Stefanowi Mossorowi. Stanął on na czele powołanej w kwietniu 1947 r. Grupy Operacyjnej "Wisła", złożonej z sześciu doborowych dywizji piechoty - łącznie około 17,5 tys. żołnierzy. Ukraińskie podziemie - liczące około 1,5 tys. bojowców, zdemoralizowanych i zepchniętych do defensywy - nie było już w tym czasie przeciwnikiem, którego komunistyczne władze poważnie by się obawiały.
Deportacje trwały od kwietnia do lipca 1947 r. Później "doczyszczano" jedynie teren. Ostatnim, bardzo spóźnionym akordem akcji "Wisła" stało się wysiedlenie w styczniu 1950 r. łemkowskich rodzin z czterech wsi koło Szczawnicy. Z partyzantami uporano się do jesieni 1947 r. Zmasowana akcja Grupy Operacyjnej "Wisła", skoordynowana z działaniami wojsk sowieckich i czechosłowackich, doprowadziła do rozbicia ostatnich sotni banderowskich bądź ich ewakuowania się z Polski.
Kocioł w cerkwi
Wysiedlanym w ramach akcji "Wisła" pozostawiano z reguły od 2 do 5 godzin na spakowanie najpotrzebniejszych sprzętów i żywności. Ludzie wędrowali pod eskortą wojska najpierw do tzw. punktów zbornych, a później na stacje PKP, gdzie formowano transporty, wysyłane do punktów tranzytowych w Oświęcimiu bądź Lublinie. Na każdym etapie funkcjonariusze bezpieczeństwa selekcjonowali przesied-leńców. Oskarżonych o współpracę z UPA oddawano w ręce sądu wojskowe-go. Pozostałych podejrzanych - przede wszystkim ukraińską inteligencję - wysyłano do obozu koncentracyjnego w Jaworznie. Wskutek tortur, niedożywienia i chorób zmarło tam ponad 160 osób.
Znacznie trudniej niż ludność wiejską było wysiedlić Ukraińców zamieszkałych w miastach. W Krakowie poradzono sobie z tym, organizując kocioł w cerkwi greckokatolickiej św. Norberta. Gdy w niedzielny ranek parafianie wchodzili do kościoła, czekali już na nich funkcjonariusze UB. Za drzwiami kneblowali usta wchodzącym, wiązali ich i kładli skrępowanych na posadzce. Później spokojnie czekali na następnych wiernych.
Wysiedlonych w ramach akcji "Wisła" zaopatrywano w kolorowe karty przesied-leńcze, by odróżnić ich od osadników polskich. Obowiązywały ich różnego rodzaju ograniczenia, na przykład zakaz opuszczania miejsca pobytu bez zgody Urzędu Bezpieczeństwa. Aż do 1949 r. nie wydawano im też dokumentów tożsamości. Ukraińcy i Łemkowie byli ostatnią dużą grupą osadników na ziemiach odzyskanych. W efekcie trafiły im się gospodarstwa najbardziej zdewastowane, a dla części osób w ogóle zabrakło ziemi. Część przesiedleńców - mimo kategorycznych zakazów - decydowała się na powrót do domu. Spod Olsztyna czy Legnicy wracano w ojczyste strony furmankami, a nawet pieszo. Kończyło się to najczęściej ponowną deportacją. Legalne możliwości powrotu powstały dopiero w czasach gomułkowskiej odwilży.
Humaniści i ludobójcy
Większość historyków jest zdania, że wysiedlenie - zwłaszcza ludności łemkowskiej - nie było niezbędne, by zlikwidować ukraińskie podziemie. Odmienna opinia funkcjonuje jednak w potocznej świadomości Polaków. Wiele osób uważa przy tym, że akcja "Wisła" była sprawiedliwą odpłatą za zbrodnie ukraińskie. Podkreś-la się w tym kontekście "humanitarny" charakter polskich działań odwetowych, a nawet rzekome dobrodziejstwa przesiedleń. Po stronie ukraińskiej również nie brakuje głosów świadczących o zaślepieniu. Lwowski historyk Jarosław Daszkewycz (który wysiedlenia nazywa narodobójstwem) twierdzi, że operacja "Wisła" była działaniem nieporównanie bardziej zbrodniczym niż antypolska akcja UPA na kresach, gdzie zginęło prawie 100 tys. Polaków. Na Wołyniu i w Galicji Wschodniej chodziło wszak o "usunięcie obcych kolonizatorów" z odwiecznych ziem ukraińskich. Tymczasem obu stronom bardzo potrzebne jest uczciwe rozliczenie się z przeszłością - zarówno z akcją "Wisła", jak i z mordami na Wołyniu.
Autor jest doktorem historii, pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. |
Od Wołynia do Wisły |
---|
luty 1943 r. - lipiec 1944 r. Antypolska akcja OUN-UPA na Wołyniu, a następnie w Galicji Wschodniej. Zginęło około 100 tys. Polaków i kilkanaście tysięcy Ukraińców. marzec - lipiec 1944 r. Polsko-ukraińskie walki partyzanckie na Zamojszczyźnie. 9 września 1944 PKWN podpisał z rządem Ukrainy radzieckiej umowę o wymianie ludności. luty - kwiecień 1945 r. Seria pacyfikacji wsi ukraińskich na Rzeszowszczyźnie (m.in. Pawłokoma, Gorajec). kwiecień - maj 1945 r. Porozumienia między AK-WiN i UPA w Siedliskach i Rudzie Różanieckiej, których efektem było polsko-ukraińskie zawieszenie broni. wrzesień 1945 r. Początek przymusowych wysiedleń do ZSRR. 27/28 maja 1946 r. Wspólny atak oddziałów AK-WiN i UPA na Hrubieszów. 28 marca 1947 r. Śmierć gen. Karola Świerczewskiego. 28 kwietnia - 28 lipca 1947 r. Wysiedlenia w ramach akcji "Wisła". |
Więcej możesz przeczytać w 17/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.