Mój młodszy syn był jakiś czas temu na wycieczce, w której uczestniczyli również rodzice z małymi dziećmi
Autokar był luksusowy, więc kiedy nastała na dworze ciemność, zaproponowano podróżującym filmy wideo. Konkretnie dwa. Jeden pod tytułem "Klatka dla ptaków" (bardzo zabawna komedia z Robinem Williamsem w roli homoseksualisty i ojca oraz Gene'em Hackmanem grającym posła Niesiołowskiego w amerykańskim wydaniu), drugi to "Desperado" - czarny humor z udziałem około sześćdziesięciu trupów, malowniczo i skutecznie pozabijanych przez supermacho światowego kina - Antonio Banderasa z wielkim rewolwerem w ręku.
Rodzice prawie jednogłośnie wybrali drugi film, motywując decyzję tym, że pokazywanie "pedałów" jest wysoce szkodliwe dla niewinnej dziecięcej wyobraźni i nieskalanej niczym moralności, i nie zastanawiając się nawet przez chwilę nad tym, że istniała trzecia możliwość: wyłączyć wideo i pójść wcześniej spać. Tak więc film "Desperado" został zaliczony do kina familijnego i gdyby kierowca autokaru miał większe możliwości techniczne, to w rogu ekranu zapaliłoby się zielone kółeczko z kwadracikiem. I tacy jesteśmy, kiedy sami decydujemy o tym, co powinno się oglądać.
Inaczej jest, kiedy ktoś zadecyduje za nas. Po obejrzeniu transmisji z uroczystości wręczania Oscarów już nie było takiej zgodności. Jedni mówili: "Dobrze, że Andrzej Wajda otrzymał tę statuetkę". Drudzy: "Otrzymał za całokształt, bo za nic innego by nie otrzymał". Jedni: "Wspaniale, że mówił po polsku". Drudzy: "Mówił po polsku, bo słabo zna angielski".
Nie dziwię się temu. Nie dziwię się od dnia, kiedy znajomy, kochający wyłącznie siebie, na moją euforię, że Wisława Szymborska otrzymała literacką Nagrodę Nobla, westchnął ciężko i powiedział ze smutkiem: "Szkoda, że nie z fizyki".
Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.