Ściany koniunktury?

Ściany koniunktury?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wciąż budujemy niesolidnie, za drogo i nieefektywnie
 

Co czwarte mieszkanie wybudowane w Polsce w 2001 r. nie znalazło dotychczas nabywcy (wartość takich mieszkań tylko w Warszawie wynosi 1,5 mld zł). Dlaczego? - Ludziom brakuje pieniędzy - mówi Józef Wojciechowski, prezes J.W. Construction, największej firmy developerskiej w kraju. Polak za nowe sześćdziesięciometrowe mieszkanie musi zapłacić przeciętnie równowartość swoich dziesięcioletnich zarobków. To jednak tylko część prawdy. Mieszkania czekają na nabywców również dlatego, że polskie firmy budują nieefektywnie, niesolidnie i drogo.
Wydajność przedsiębiorstw budowlanych w Polsce jest czterokrotnie niższa niż w krajach Unii Europejskiej. Połowa materiałów używanych do budowy mieszkań nie ma wymaganych atestów, a ponad 40 proc. rynku należy do szarej strefy. Zysk dziesięciu największych firm developerskich notowanych na giełdzie zmniejszył się w 2001 r. o 12 proc. To, co dla dużych przedsiębiorstw oznacza mniejsze zyski, dla mniejszych firm jest często równoznaczne z plajtą. Czy w tej sytuacji budownictwo może się stać, jak chce wicepremier Marek Pol, kołem zamachowym gospodarki?

Złoty interes
Jeszcze niedawno wydawało się, że budowanie mieszkań w Polsce to złoty interes. Społeczeństwo na dorobku gwałtownie pragnęło poprawić swoją sytuację mieszkaniową. W Polsce na 1000 osób przypada 306 mieszkań. Na dodatek 800 tys. mieszkań należy rozebrać ze względu na ich zły stan techniczny. Marża w branży budowlanej sięgała nawet 30 proc. Krach nastąpił w 2001 r., kiedy okazało się, że w niepewnej sytuacji gospodarczej, przy rosnącym bezrobociu i grożącej recesji, ludzie już nie kupują mieszkań po 1000 USD za metr kwadratowy. W efekcie w Warszawie nie można znaleźć nabywców dla 25 proc. nowo wybudowanych mieszkań, a w Trójmieście - nawet dla 40 proc. W tej sytuacji zatrudnienie w budownictwie zaczęło gwał-townie spadać (w 2001 r. o 10 proc.).

Pol zapragnął cudu
Na ratunek branży postanowił przyjść minister infrastruktury Marek Pol. Jego plan zakłada, że na budowę mieszkań w najbliższych czterech latach zostanie przeznaczone 110 mld zł (od 2004 r. będzie oddawanych do użytku 140 tys. mieszkań rocznie). Większość pieniędzy miałyby wyłożyć osoby prywatne, zachęcone nisko oprocentowanymi (około 9 proc.) kredytami dotowanymi przez rząd. Minister Pol zapowiedział już, że w ciągu trzech lat budżet przeznaczy na dopłaty do kredytów 2 mld zł. Fakty są jednak takie, że rząd rozpoczął urzędowanie od wprowadzenia siedmioprocentowego VAT na nowe mieszkania i materiały budowlane oraz zlikwidowania ulgi budowlanej. W negocjacjach z Unią Europejską zobowiązał się podnieść VAT na nowe mieszkania, na materiały budowlane, roboty związane z infrastrukturą towarzyszącą budownictwu mieszkaniowemu, remonty mieszkań itp. - z 7 proc. do 22 proc. - Jeżeli dwudziestodwuprocentowa stawka VAT na nowe mieszkania zacznie obowiązywać, to budownictwo nigdy nie wyjdzie z zapaści - przestrzega prof. Tadeusz Biliński, dyrektor Instytutu Budownictwa.

Pobożne życzenia
W 1994 r. politycy koalicji SLD-PSL obiecywali, że w 1997 r. będzie oddanych do użytku ponad 100 tys. mieszkań, a w 2000 r. liczba ta wzroś-nie do 170 tys. Obecnie druga koalicja SLD-PSL obiecuje, że preferencyjne kredyty sprawią, iż już za dwa lata budownictwo mieszkaniowe stanie się lokomotywą gospodarki (zapewni 350 tys. nowych miejsc pracy). - To pobożne życzenia. Budownictwo ruszy, ale wtedy, gdy ruszy gospodarka - komentuje Andrzej Bratkowski, były minister budownictwa. Rząd nie dostrzega również niebezpieczeństw płynących z proponowanych przez siebie rozwiązań. 110 mld zł, o których mówi minister Pol, w znacznej części będzie musiało pochodzić z kredytów gwarantowanych przez rząd. Powstaje pytanie, czy poradzi sobie z ich spłatą, jeżeli nie poradzą sobie z tym ci, których zachęcił do zadłużenia się.
Zależność sytuacji na rynku mieszkaniowym od wzrostu gospodarczego jest prosta. Jeżeli nasz PKB znów będzie rósł o 6-7 proc. rocznie, to w ciągu dekady podwoją się dochody Polaków. Obecnie średnia pensja pozwala na zakup 0,6 m2 nowego mieszkania. - Kiedy statystycznego Polaka będzie, tak jak na Zachodzie, stać na kupno z pensji 1,5 do 2 m2, budownictwo istotnie ruszy z miejsca - podsumowuje Roman Nowicki, sekretarz zbliżającego się I Kongresu Budownictwa. To jednak perspektywa kilkunastu lat. Na dodatek, aby tak się stało, rząd powinien uprościć procedury związane z rozpoczynaniem budowlanych inwestycji, usunąć absurdalne przepisy i zmniejszyć obciążenia podatkowe. Jeżeli tego nie zrobi, to większość polskich firm budowlanych będzie działać tak jak do tej pory. Spółka "ja ze szwagrem i kielnia" oraz pięciu zatrudnionych na czarno gastarbeitrów ze Wschodu nie sprosta wymaganiom, jakie narzuci nam Unia Europejska.

JAROSŁAW SZANAJCA
prezes Dom Development

Rządowy program rozwoju budownictwa charakteryzuje się przesadną wiarą w moc zapisów i regulacji. Budowalibyśmy więcej i taniej, gdyby nie biurokracja, protesty, które budzi każda nowa inwestycja, czy nieżyciowe przepisy. Tylko obowiązek budowania garaży i parkingów, na które nie ma zbytu, podnosi cenę mieszkania mniej więcej o 15 tys. zł.
JEREMI MORDASEWICZ
przedsiębiorca budowlany

Nie wierzę, że rządowy program zmieni złą sytuację budownictwa. Budowanie za państwowe pieniądze zawsze było drogie i nieefektywne. Dotowane kredyty stworzą z kolei na rynku nieuczciwą konkurencję.

Tygodnik "Wprost" jest patronem medialnym I Kongresu Budownictwa, który odbędzie się w Warszawie (23-24 maja) pod hasłem "Budownictwo szansą gospodarki".
Więcej możesz przeczytać w 21/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.