Agent Koliber

Dodano:   /  Zmieniono: 
Moja teczka w SB została zniszczona 12 grudnia 1989 r., a więc już za czasów premiera Tadeusza Mazowieckiego

Wyzwanie
Tekst Jana Nowaka-Jeziorańskiego "Agent Koliber" nie jest zwykłym opisem jednego z epizodów prawie czterdziestoletniej walki reżimu PRL z Rozgłośnią Polską RWE. Jan Nowak-Jeziorański, któremu Instytut Pamięci Narodowej udostępnił materiały Służby Bezpieczeństwa, zdecydował się ujawnić część uzyskanej w ten sposób wiedzy. Pierwszy skorzystał z prawa przysługującego osobom inwigilowanym i prześladowanym przez bezpiekę. Prawa do ogłoszenia nazwisk tajnych współpracowników SB i ich mocodawców.
W latach 1989-1990 zniszczono lub skradziono wiele dokumentów komunistycznych służb specjalnych. Ocalało ich jednak wystarczająco dużo, by przez kolejną dekadę stanowiły źródło licznych konfliktów między zwolennikami i przeciwnikami udostępnienia akt tajnej policji jej ofiarom oraz historykom. W polemikach padały różne argumenty, ale sama debata miała czysto teoretyczny charakter. Archiwa pozostawały wszak zamknięte. W ciągu kilkunastu najbliższych miesięcy okaże się, czy coś się w tej materii zmieniło. Będzie to zależało nie tylko od tempa i zakresu udostępniania przez IPN materiałów archiwalnych osobom poszkodowanym. Znacznie ważniejsza wydaje się reakcja świata polityki, kultury, nauki, mediów oraz całej opinii publicznej.
Czy po trzynastu latach od wyborów z 4 czerwca 1989 r., które zapoczątkowały upadek PRL, polskie elity i społeczeństwo są gotowe stawić czoło ponurym faktom, jakie wyłonią się z akt bezpieki? Odpowiedź na to pytanie będzie zależeć także od tego, jak wielu naśladowców znajdzie Jan Nowak-Jeziorański.

Antoni Dudek


Artykuł "Donos z Monachium" ("Wprost", nr 19), którego autorem są dwaj pracownicy Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej, wymienia informatorów bezpieki, którzy działali w zespole Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Lista agentów nie jest jednak pełna.
Dzięki prezesowi IPN uzyskałem dostęp do materiałów instytutu. Okazało się, że moja teczka została zniszczona w całości 12 grudnia 1989 r., a więc już za czasów premiera Tadeusza Mazowieckiego. Polecenie zniszczenia wydał kapitan Andrzej Jungowski, inspektor IX wydziału I departamentu MSW. Decyzję zatwierdził zastępca dyrektora I departamentu MSW płk Bronisław Zych. Miesiąc później - 16 stycznia 1990 r. - zniszczone zostały akta Radia Wolna Europa. Tym razem decyzję zatwierdził ppłk Tadeusz Chętko, a wykonała ją trzyosobowa komisja w składzie por. Wojciech Werner, por. Jacek Rozdaj i trzeci funkcjonariusz SB, którego nazwisko wymazano, ponieważ nadal pełni swoją funkcję. Nazwisko wymazano celowo, albowiem selektywne niszczenie dokumentów było i jest w świetle obowiązującego kodeksu karnego przestępstwem karanym więzieniem. Chodziło o zatarcie śladów zbrodni.
W okresie PRL stałem się celem akcji specjalnych, polegających na produkowaniu i rozpowszechnianiu fałszywych dokumentów mających skompromitować w oczach opinii publicznej dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE i samą instytucję. Produkowanie fałszywek było oczywiście przestępstwem. Moja teczka zawierała informację o przygotowaniach, skuteczności i metodach rozpowszechniania fałszywek.

Piłkarz
W artykule "Donos z Monachium" jest mowa o próbach zwerbowania Kazimierza Zamorskiego, ale pominięty został fakt, że Zamorski dwukrotnie spotkał się z bezpieką, by jej doradzać, jak najskuteczniej zniszczyć Jana Nowaka. Autorzy artykułu nie natknęli się najwidoczniej na teczkę J-2829 Józefa Ptaczka, informatora bezpieki, występującego pod pseudonimem Piłkarz, a w późniejszych latach pracującego jako Koliber. Wgląd do tej teczki uzyskałem, niestety, dopiero po śmierci Ptaczka.
Józef Ptaczek został zwerbowany przez bezpiekę w kwietniu 1959 r. przez innego agenta, Zygmunta Kotwicza, redaktora reżimowego pisma "Głos Powszechny", ukazującego się w Londynie. Kotwicz skontaktował Ptaczka z rezydentem SB w Londynie Jerzym Kowalskim, który działał pod przykrywką attaché do spraw handlowych ambasady PRL. Ptaczek był wówczas działaczem studenckim. Przekazywał bezpiece informacje dotyczące środowiska młodej inteligencji, skupionej w Związku Studentów Polskich i wokół pism "Merkuriusz" oraz "Kontury". Nie ograniczał się jednak do roli informatora. Poświęcona mu notatka informacyjna z 1969 r. zawiera zdanie: "Realizował również nasze zadania inspiracyjne o kierunku dla nas dogodnym". Ptaczek był ostrożny. Zgodził się na dostarczanie informacji tylko ustnie. W jego teczce znajdują się jedynie notatki z rozmów prowadzonych przez SB.

Ochotnik
Józef Ptaczek został przeze mnie zatrudniony w RWE w 1962 r. jako redaktor. Poszukiwałem wówczas rozpaczliwie młodego narybku, bo przeciętna wieku zespołu była niebezpiecznie wysoka. Amerykańska służba bezpieczeństwa zawiodła na całego. Zarówno w przeszłości, jak i w ówczesnej działalności kandydata do pracy w RWE Amerykanie nie znaleźli niczego podejrzanego. Ptaczek otrzymał tzw. clearance, czyli pozwolenie przyjęcia go do pracy.
Już po zatrudnieniu w Monachium Ptaczek z własnej inicjatywy zaprosił na spotkanie funkcjonariusza SB używającego pseudonimu Cedro i oświadczył mu, że "chętnie podjąłby się pomocy, o ile ta byłaby w zakresie jego możliwości, ale chciałby, aby to nie czyniło z niego agenta". Nie stawił się jednak na następne umówione spotkanie w Londynie. Podczas jeszcze jednej rozmowy "werbunkowo-sondażowej" z Jerzym Kowalskim Ptaczek oświadczył, że zamierza robić karierę w radiu i w związku z tym zrywa wszelkie kontakty. Z dokumentu wynika jednak, że bezpieka nie dała za wygraną i nie uznała sprawy za zamkniętą. Świadczy o tym notatka "inwigilacja zamówiona", a nawet zapis przewidujący możliwość jakiejś akcji odwetowej za odmowę współpracy. Pomimo tych zapowiedzi brakuje jakiegokolwiek dalszego ciągu sprawy Ptaczka. Nie ulega wątpliwości, że zawartość teczki Kolibra po roku 1969 została zniszczona.

Skruszony grzesznik
Po zerwaniu współpracy z bezpieką Koliber zastosował niezwykły manewr. W czasie mojej nieobecności w Monachium zgłosił się do mego zastępcy Tadeusza Żenczykowskiego i z własnej inicjatywy ujawnił, że współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa w ciągu ostatnich dziesięciu lat, ale postanowił zerwać z tą działalnością i z całym oddaniem poświęcić się pracy dla Polski w naszym radiu.
W pierwszym odruchu chciałem go z miejsca wyrzucić. Człowiek, który zdecydował się przejść na stronę wroga, nie zasługiwał na zaufanie. Przyznanie się do winy mogło być przebiegłym manewrem - na wypadek gdyby kontrwywiad amerykański lub brytyjski odkryły jego powiązania. Nie można było wykluczyć, że człowiek, który już raz zdecydował się odgrywać rolę donosiciela bezpieki, nie powtórzy tego samego w przyszłości. Mój zastępca i przyjaciel Tadeusz Żenczykowski był innego zdania. Wyrzucenie człowieka jedynie na podstawie jego własnego, dobrowolnego zeznania, nie popartego żadnym innym dowodem, byłoby - jego zdaniem - aktem niedopuszczalnym z moralnego punktu widzenia. Niechętnie uległem tej argumentacji. Decyzję o pozostawieniu Ptaczka w zespole oceniam dziś jako największą pomyłkę, jaką popełniłem w ciągu prawie 25 lat pracy w RWE. Ograniczyłem się do poinformowania o wszystkim Amerykanów. Z ich polecenia Ptaczek złożył dokładne pisemne sprawozdanie z całej dotychczasowej agenturalnej działalności. Jego ostatnie spotkanie z Jerzym Kowalskim odbyło się już za wiedzą i zgodą amerykańskiej służby bezpieczeństwa i było przez nią inwigilowane.

Prowokator
Moje najgorsze obawy spełniły się kilka lat później. Ptaczek dostał się do władz amerykańskiego związku zawodowego pracowników RWE. Zapewniło mu to pełny immunitet wobec polskiego szefa i dyrekcji amerykańskiej. Nikt nie miał prawa go usunąć. Występując w roli skutecznego obrońcy personelu przed polskim przełożonym i amerykańską administracją, zdobył sobie ogromną popularność w zespole i wpływ na ludzi. Wykorzystywał to w przebiegły sposób, nieustannie zabiegając o podważanie autorytetu zarówno mojego, jak i moich następców. Rozluźnienie dyscypliny i poczucie całkowitej bezkarności uniemożliwiało w praktyce egzekwowanie wykonywania obowiązków przez ludzi mniej chętnych do pracy. Byłem nieustannie ostrzegany przez moich przyjaciół przed intrygami Ptaczka, jego agitacją, plotkami i donosami do moich amerykańskich przełożonych, ale czułem się wobec tej systematycznej operacji całkowicie bezsilny.
Działalność Kolibra nie ograniczała się bynajmniej do atakowania dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE i jego późniejszych następców. Ptaczek uderzył w nasze radio w momencie dla RWE najbardziej niebezpiecznym. W latach polityki odprężenia Henry Kissinger zmierzał do stopniowego demontażu radia przez coroczne obniżanie wydatków i redukcję personelu. Gdy na skutek spadku dolara sytuacja budżetowa stała się krytyczna, związek zawodowy - z inicjatywy Ptaczka - wystąpił o podwyżkę płac w wysokości nie znajdującej pokrycia w funduszach. Pod wpływem Ptaczka władze związku zagroziły strajkiem w razie odrzucenia ich żądań. Dyrekcja amerykańska nie widziała innego wyjścia jak zamknięcie radiostacji, gdyby doszło do przerwy w nadawaniu programów.
Mój następca Zygmunt Michałowski, zaniepokojony sytuacją, wezwał wówczas Ptaczka, odbył z nim rozmowę i złożył mi na piśmie sprawozdanie następującej treści: "W czasie krótkiej wymiany zdań z J. Ptaczkiem na temat planowanej akcji strajkowej zwróciłem uwagę, że za daleko posunięte żądania związków doprowadzić mogą w końcowym rezultacie do zamknięcia stacji. Na to Ptaczek odpowiedział: Bierzemy to pod uwagę. Lepiej stację zamknąć, jeśli nie ma mieć odpowiednich warunków spełniania swej misji. Zapytałem wtedy, kto ma o tym decydować i czy jest pewien, że reprezentuje pogląd większości członków Z.Z. Na tym rozmowa się skończyła. Monachium, 16 lipca 1975 r.".
Od tej chwili nie miałem już żadnych wątpliwości, że Józef Ptaczek powrócił po kilkuletniej przerwie do współpracy z bezpieką i jest w jej rękach skutecznym instrumentem niszczenia znienawidzonej Wolnej Europy. Na szczęście pozostali członkowie władz związku zawodowego nie mieli ochoty utracić pracy i poniechali strajku o wyższe zarobki. Gdyby stało się inaczej, historia potoczyłaby się odmiennym torem. Polska stała na progu dramatycznych wydarzeń: strajku w Radomiu i w Ursusie w 1976 r., wydarzeń na wybrzeżu, powstania "Solidarności" w 1980 r. i wreszcie próby jej zniszczenia w 1981 r. O wszystkich tych wypadkach kraj dowiadywał się dzień po dniu z RWE. Gdyby ta radiostacja nie nadawała, każdy lokalny odruch buntu byłby niezwłocznie, bez rozgłosu stłumiony.

Twardy antykomunista
Pierwsze potwierdzenie moich podejrzeń wobec Ptaczka znalazłem w wywiadzie-rzece, którego udzielił krótko przed swoją śmiercią były minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic ("Gorzki smak władzy", s. 196): "Utrudnialiśmy mu (Nowakowi) kierowanie rozgłośnią przez podkładanie kłód i skłócanie zespołu". Miałem w zespole ludzi nastawionych do mnie niechętnie lub nawet wrogo, jednak tylko Józef Ptaczek rzucał mi systematycznie kłody pod nogi, przy każdej nadarzającej się sposobności.
Ptaczek nie pracował dla pieniędzy.
W jego teczce nie ma żadnych pokwitowań ani śladów rekompensaty. Wydaje się, że kierowała nim obsesyjna ambicja lub chęć odegrania jakiejś znaczącej roli. Warto dodać, że Koliber był najbardziej zażartym antykomunistą w zespole. Zarówno mnie, jak i moim następcom zarzucał zbyt "miękkie" stanowisko wobec komunistycznego reżimu.
Więcej możesz przeczytać w 21/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.