W Polsce sprzedawane są rozprawy doktorskie będące plagiatami wcześniej już obronionych prac
Polska jest europejskim liderem w plagiatowaniu prac naukowych
Reporterzy "Wprost" wpadli na trop podejrzanych doktoratów oferowanych cudzoziemcom w Zakładzie Farmakodynamiki Akademii Medycznej w Białymstoku. Zdobywanie tytułów przez obcokrajowców w naszym kraju okazuje się niezwykle proste. Żeby obronić doktorat, wystarczy cztery razy na krótko wpaść do Polski. Pierwsza wizyta służy temu, by ustalić, jaki będzie temat pracy, u kogo kandydat na doktora będzie jej bronił i ile trzeba zapłacić za takie szybkie załatwienie ścieżki do naukowej kariery. Podczas drugiej wizyty w dziekanacie składa się tezy pracy, a podczas trzeciej - rozprawa jest gotowa. I wreszcie ostatni raz kandydat przyjeżdża na obronę doktoratu. Wszystkie w ten sposób bronione prace to nieznacznie zmodyfikowane wersje istniejących już prac naukowych.
Plagiat na zamówienie
Polska stała się jednym z europejskich liderów w plagiatowaniu prac naukowych. Jeden z członków Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że plagiatowanie różnych fragmentów innych publikacji zdarza się w co piątej wydawanej w Polsce rozprawie doktorskiej i habilitacyjnej. Skoro mnóstwo "zapożyczeń" zdarza się w tekstach ukazujących się w druku, to odsetek plagiatów w pracach nie publikowanych musi być znacznie wyższy. Joao Lewicki, obywatel Brazylii polskiego pochodzenia, który zbierał w Polsce materiały do doktoratu z dziedziny inżynierii materiałowej, ze zdumieniem stwierdził, że w dostępnych mu polskich tekstach znajdują się całe fragmenty publikacji, które wcześniej przeglądał w Brazylii (bez powołania się na źródła). Plagiatowanie prac napisanych po portugalsku jest względnie bezpieczne, bo niewiele osób w Polsce zna ten język. "Prace magisterskie, licencjackie - szeroki wybór". "Nie masz czasu, aby napisać pracę? Rozwiążemy ten problem - najniższe ceny ". "Ogólnopolski serwis kupna-sprzedaży prac dyplomowych". "Prace magisterskie - pomoc". Setki takich ogłoszeń można znaleźć w Internecie, gazetach, a nawet na tablicach informacyjnych w szkołach wyższych i akademikach. Gotową pracę magisterską, skompilowaną z kilku innych, można kupić już za 500 zł.
Doktorat z habilitacji
W bibliotece Akademii Medycznej w Białymstoku znaleźliśmy pracę habilitacyjną dr Ewy Chabielskiej z Zakładu Farmakodynamiki AM - "Badanie nad mechanizmem przeciwzakrzepowego działania kaptoprylu i losartanu w modelu zakrzepicy żylnej u szczura". Informację o tych badaniach można znaleźć na stronach internetowych Komitetu Badań Naukowych, który przeznaczył na ich dofinansowanie 110 tys. zł. W tym samym zakładzie powstała praca doktorska Andrzeja S. Kubika "Przeciwzakrzepowe działanie kaptoprylu i enalaprylu u młodych osobników - badania doświadczalne". Nazwy pierwszych trzech rozdziałów obu prac są niemal identyczne: "Układ renina - angiotensyna (RAS)" (habilitacja) i "Układ renina - angiotensyna (RAS)" (doktorat); "Układ renina - angiotensyna a hemostaza" (habilitacja) i "Powiązanie układu RAS z hemostazą" (doktorat); "Inhibitory enzymu konwertującego (ACE-I) a hemostaza" (habilitacja) i "Inhibitory enzymu konwertującego" (doktorat). Niemal identyczne są główne wnioski obu prac. "Leki blokujące aktywność układu renina - angiotensyna (kaptopryl, enalapryl i losartan) wykazują działanie przeciwzakrzepowe w doświadczalnej zakrzepicy żylnej u szczurów" - napisała w 1999 r. Ewa Chabielska. Rok później Andrzej Kubik niemal dokładnie powtórzył jej wniosek: "Kaptopryl i enalapryl hamują tworzenie zakrzepu żylnego u młodych szczurów".
- Najdziwniejsze jest to, że Ewa Chabielska znała pracę Kubika, bo była jej recenzentem. Czy mogła nie dostrzec podobieństw obu rozpraw? Poza tym jaką wartość naukową ma praca Kubika, skoro niemal dokładnie powiela badania Chabielskiej - zastanawia się pracownik naukowy białostockiej Akademii Medycznej. Wątpliwości nie ma szef zakładu farmakodynamiki, prof. Włodzimierz Buczko, który pomagał przy badaniach Ewy Chabielskiej, a potem był promotorem Andrzeja Kubika. - Prace dotyczą innych osobników. W wypadku pracy habilitacyjnej - dorosłych szczurów, a w wypadku doktoratu - młodych - tłumaczy prof. Buczko.
Doktorzy z importu
Andrzej Kubik to tylko jeden z wielu, którzy przyjechali z zagranicy, by obronić doktorat w Białymstoku. W tutejszym zakładzie farmakodynamiki w ciągu ostatnich dziesięciu lat co trzecią rozprawę doktorską napisały osoby z zagranicy. Według naszego informatora, często takie rozprawy naukowe opierają się na badaniach asystentów z białostockiej uczelni. Promotorem zagranicznych doktorantów jest zwykle prof. Włodzimierz Buczko. Wśród doktorantów uniwesytetu są przybysze z Niemiec, USA, Egiptu, Iranu, Turcji i państw byłego ZSRR. - Nie ma żadnych powodów formalnych, by odmówić takim osobom prawa do przewodu doktorskiego. Poza tym uczelnia ma z tego wymierne zyski - naukowe i finansowe - tłumaczy prof. Włodzimierz Buczko. "Importowany" doktor musi zapłacić szkole 7 tys. zł. Tyle należy się oficjalnie. - Od 1988 r. na naszej uczelni doktorat obroniło 29 osób z zagranicy. Nie uważam, by było to aż tak wiele. Sprawdzałem procedury przewodów doktorskich i nie zauważyłem niczego podejrzanego - mówi prof. Zbig-niew Puchalski, rektor Akademii Medycznej w Białymstoku.
Po obronie doktoratu w Polsce składa się dyplom na przykład w odpowiednim urzędzie landowym w Niemczech. Zazwyczaj taki dyplom jest akceptowany, co najwyżej dopisuje się do tytułu "pol". Doktorat oznacza nie tylko większy prestiż, ale również możliwość negocjowania wyższych zarobków, zwłaszcza w prywatnych gabinetach. Dlatego coraz więcej Niemców decyduje się na "kupowanie" doktoratów w Polsce. Zapłacenie około 40 tys. zł - to rynkowa cena - jest uznawane za dobry interes, bo w Niemczech procedura uzyskania doktoratu jest skomplikowana i długotrwała.
Dla dobra uczelni
Kupno doktoratu opłaca się tym bardziej, że fakt popełnienia plagiatu praktycznie nie wychodzi na światło dzienne. O sprzedawaniu doktoratów w naszym kraju wie wielu naukowców, lecz milczą, wstydliwie ukrywając powszechny proceder. - Inicjatywa wszczęcia postępowania przeciwko nierzetelnemu naukowcowi leży po stronie rektora uczelni. Od jego woli zależy, czy uzna za godne rozpatrzenia zawiadomienie o plagiacie. Może też zlecić zbadanie sprawy uczelnianemu rzecznikowi dyscyplinarnemu, który następnie wnioskuje do rektora o umorzenie bądź ewentualne ukaranie naukowca - mówi prof. Marian Filar, rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego.
Nawet jeśli wykrywa się plagiat, często sprawa jest tuszowana "dla dobra uczelni". - Władze uczelni sądzą, że w ten sposób bronią reputacji szkoły. Skutek jest jednak odwrotny. Studenci widząc, że nie stosuje się sankcji wobec oszustów, sami odważniej korzystają z "szybkiej ścieżki" zdobycia wykształcenia - mówi prof. Łukasz Turski, fizyk z Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Centralna Komisja ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych, m.in. weryfikująca autorów prac, które mogą być plagiatami, w ubiegłym roku tylko raz uchyliła stopień naukowy - odebrała go byłemu posłowi SLD Jerzemu Jankowskiemu. - Żałuję, że nazwisk osób nieuczciwych nie można podawać do publicznej wiadomości. Infamia pomogłaby wykluczyć tych ludzi ze wspólnoty uczonych - uważa prof. Marek Bojarski, przewodniczący komisji dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego.
Plagiaty na poziomie magisterium wykrywane są tylko wtedy, gdy dotyczą osób publicznych albo kiedy prace zostały wydane. Jeśli promotor i recenzenci nie wykryją oszustwa, praca wędruje do szafy w bibliotece instytutowej i najczęściej nikt już do niej nie zagląda.
Profesorowie plagiatów
W 2000 r. wyszło na jaw, że adiunkt Uniwersytetu Szczecińskiego dr Magdalena S. w książkach "Podstawy prawa" i "Podstawy prawa cywilnego i gospodarczego dla ekonomistów" skopiowała fragmenty publikacji trzech naukowców. Były poseł SLD Jerzy Jankowski w swoim doktoracie obronionym na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu skopiował fragment pracy habilitacyjnej prof. Zofii Chyry-Rolicz z Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Jednym z recenzentów pracy Jankowskiego był prof. Marian Noga, rektor Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, który w podręczniku "Makroekonomia" umieścił - nie powołując się na źródła - fragmenty tekstów swych współpracowników. W 2000 r. rozwiązano Katedrę Chemii Organicznej AE we Wrocławiu. Kilku jej pracowników wraz z kierownikiem przepisywało fragmenty pracy włoskich profesorów Angelo Albiniego i Sil-vio Pietro. Inny wrocławski naukowiec, prof. Jerzy K. z Uniwersytetu Wrocławskiego, w dwóch swoich książkach powielił obszerne fragmenty prac bawarskiego profesora Helmuta Kopki.
Z uczelni do uczelni
Osoby, którym udowodniono plagiaty, zwykle bez trudu znajdują nowe miejsca pracy. Andrzejowi Jędryczce ze Śląskiej Akademii Medycznej zarzucono popełnienie kilkudziesięciu plagiatów (ujawnił to dr Marek Wroński, amerykański lekarz polskiego pochodzenia). Ujawnienie plagiatów nie przerwało kariery przedsiębiorczego doktora. Przeniósł się na Politechnikę Częstochowską. Zrezygnował z pracy dopiero po ujawnieniu kolejnych oszustw. Prof. Franciszek Nowak, były prorektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy (obecnej Akademii Bydgoskiej), napisał książkę "Edukacja językowa". Potem sam ją zrecenzował, ale recenzję podpisał nazwiskiem wybitnego amerykańskiego naukowca prof. Stanisława Blejwasa. Kilka miesięcy temu sąd ukarał go za to 6 tys. zł grzywny i na dwa lata pozbawił prawa wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Wcześniej chciała go zatrudnić Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku. Zgodził się na to senat uczelni, mimo że słupscy naukowcy wiedzieli o poważnych zarzutach stawianych prof. Nowakowi.
W ubiegłym roku z Uniwersytetu Łódzkiego zwolnił się prof. Maciej Potępa, jeden z najbardziej aktywnych pracowników Instytutu Filozofii UŁ. Stało się tak po wykryciu w kilku pracach filozofa (m.in. w książce, za którą otrzymał stopień profesora) skopiowanych fragmentów tekstów niemieckich filozofów. Oczywiście, bez podania źródeł. Profesora skłoniono do odejścia z uczelni, ale szybko znalazł nowe miejsce zatrudnienia w Zakładzie Filozofii Współczesnej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. W listopadzie ubiegłego roku Rada Naukowa Instytutu Filozofii i Socjologii PAN udzieliła prof. Potępie nagany i wykluczyła go ze swojego grona.
- Nauka stała się zawodem uprawianym przez wielotysięczne rzesze. Rozpoczął się powolny proces erozji niezbędnego systemu wartości. Związane jest to z faktem, że obok uczonych pojawiła się znacznie liczniejsza grupa pracowników nauki, a więc ludzi "robiących w nauce" - uważa prof. Maciej W. Grabski, prezes Fundacji na rzecz Nauki, uczestnik II Konfrontacji Naukowych "Wprost".
Reporterzy "Wprost" wpadli na trop podejrzanych doktoratów oferowanych cudzoziemcom w Zakładzie Farmakodynamiki Akademii Medycznej w Białymstoku. Zdobywanie tytułów przez obcokrajowców w naszym kraju okazuje się niezwykle proste. Żeby obronić doktorat, wystarczy cztery razy na krótko wpaść do Polski. Pierwsza wizyta służy temu, by ustalić, jaki będzie temat pracy, u kogo kandydat na doktora będzie jej bronił i ile trzeba zapłacić za takie szybkie załatwienie ścieżki do naukowej kariery. Podczas drugiej wizyty w dziekanacie składa się tezy pracy, a podczas trzeciej - rozprawa jest gotowa. I wreszcie ostatni raz kandydat przyjeżdża na obronę doktoratu. Wszystkie w ten sposób bronione prace to nieznacznie zmodyfikowane wersje istniejących już prac naukowych.
Plagiat na zamówienie
Polska stała się jednym z europejskich liderów w plagiatowaniu prac naukowych. Jeden z członków Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że plagiatowanie różnych fragmentów innych publikacji zdarza się w co piątej wydawanej w Polsce rozprawie doktorskiej i habilitacyjnej. Skoro mnóstwo "zapożyczeń" zdarza się w tekstach ukazujących się w druku, to odsetek plagiatów w pracach nie publikowanych musi być znacznie wyższy. Joao Lewicki, obywatel Brazylii polskiego pochodzenia, który zbierał w Polsce materiały do doktoratu z dziedziny inżynierii materiałowej, ze zdumieniem stwierdził, że w dostępnych mu polskich tekstach znajdują się całe fragmenty publikacji, które wcześniej przeglądał w Brazylii (bez powołania się na źródła). Plagiatowanie prac napisanych po portugalsku jest względnie bezpieczne, bo niewiele osób w Polsce zna ten język. "Prace magisterskie, licencjackie - szeroki wybór". "Nie masz czasu, aby napisać pracę? Rozwiążemy ten problem - najniższe ceny ". "Ogólnopolski serwis kupna-sprzedaży prac dyplomowych". "Prace magisterskie - pomoc". Setki takich ogłoszeń można znaleźć w Internecie, gazetach, a nawet na tablicach informacyjnych w szkołach wyższych i akademikach. Gotową pracę magisterską, skompilowaną z kilku innych, można kupić już za 500 zł.
Doktorat z habilitacji
W bibliotece Akademii Medycznej w Białymstoku znaleźliśmy pracę habilitacyjną dr Ewy Chabielskiej z Zakładu Farmakodynamiki AM - "Badanie nad mechanizmem przeciwzakrzepowego działania kaptoprylu i losartanu w modelu zakrzepicy żylnej u szczura". Informację o tych badaniach można znaleźć na stronach internetowych Komitetu Badań Naukowych, który przeznaczył na ich dofinansowanie 110 tys. zł. W tym samym zakładzie powstała praca doktorska Andrzeja S. Kubika "Przeciwzakrzepowe działanie kaptoprylu i enalaprylu u młodych osobników - badania doświadczalne". Nazwy pierwszych trzech rozdziałów obu prac są niemal identyczne: "Układ renina - angiotensyna (RAS)" (habilitacja) i "Układ renina - angiotensyna (RAS)" (doktorat); "Układ renina - angiotensyna a hemostaza" (habilitacja) i "Powiązanie układu RAS z hemostazą" (doktorat); "Inhibitory enzymu konwertującego (ACE-I) a hemostaza" (habilitacja) i "Inhibitory enzymu konwertującego" (doktorat). Niemal identyczne są główne wnioski obu prac. "Leki blokujące aktywność układu renina - angiotensyna (kaptopryl, enalapryl i losartan) wykazują działanie przeciwzakrzepowe w doświadczalnej zakrzepicy żylnej u szczurów" - napisała w 1999 r. Ewa Chabielska. Rok później Andrzej Kubik niemal dokładnie powtórzył jej wniosek: "Kaptopryl i enalapryl hamują tworzenie zakrzepu żylnego u młodych szczurów".
- Najdziwniejsze jest to, że Ewa Chabielska znała pracę Kubika, bo była jej recenzentem. Czy mogła nie dostrzec podobieństw obu rozpraw? Poza tym jaką wartość naukową ma praca Kubika, skoro niemal dokładnie powiela badania Chabielskiej - zastanawia się pracownik naukowy białostockiej Akademii Medycznej. Wątpliwości nie ma szef zakładu farmakodynamiki, prof. Włodzimierz Buczko, który pomagał przy badaniach Ewy Chabielskiej, a potem był promotorem Andrzeja Kubika. - Prace dotyczą innych osobników. W wypadku pracy habilitacyjnej - dorosłych szczurów, a w wypadku doktoratu - młodych - tłumaczy prof. Buczko.
Doktorzy z importu
Andrzej Kubik to tylko jeden z wielu, którzy przyjechali z zagranicy, by obronić doktorat w Białymstoku. W tutejszym zakładzie farmakodynamiki w ciągu ostatnich dziesięciu lat co trzecią rozprawę doktorską napisały osoby z zagranicy. Według naszego informatora, często takie rozprawy naukowe opierają się na badaniach asystentów z białostockiej uczelni. Promotorem zagranicznych doktorantów jest zwykle prof. Włodzimierz Buczko. Wśród doktorantów uniwesytetu są przybysze z Niemiec, USA, Egiptu, Iranu, Turcji i państw byłego ZSRR. - Nie ma żadnych powodów formalnych, by odmówić takim osobom prawa do przewodu doktorskiego. Poza tym uczelnia ma z tego wymierne zyski - naukowe i finansowe - tłumaczy prof. Włodzimierz Buczko. "Importowany" doktor musi zapłacić szkole 7 tys. zł. Tyle należy się oficjalnie. - Od 1988 r. na naszej uczelni doktorat obroniło 29 osób z zagranicy. Nie uważam, by było to aż tak wiele. Sprawdzałem procedury przewodów doktorskich i nie zauważyłem niczego podejrzanego - mówi prof. Zbig-niew Puchalski, rektor Akademii Medycznej w Białymstoku.
Po obronie doktoratu w Polsce składa się dyplom na przykład w odpowiednim urzędzie landowym w Niemczech. Zazwyczaj taki dyplom jest akceptowany, co najwyżej dopisuje się do tytułu "pol". Doktorat oznacza nie tylko większy prestiż, ale również możliwość negocjowania wyższych zarobków, zwłaszcza w prywatnych gabinetach. Dlatego coraz więcej Niemców decyduje się na "kupowanie" doktoratów w Polsce. Zapłacenie około 40 tys. zł - to rynkowa cena - jest uznawane za dobry interes, bo w Niemczech procedura uzyskania doktoratu jest skomplikowana i długotrwała.
Dla dobra uczelni
Kupno doktoratu opłaca się tym bardziej, że fakt popełnienia plagiatu praktycznie nie wychodzi na światło dzienne. O sprzedawaniu doktoratów w naszym kraju wie wielu naukowców, lecz milczą, wstydliwie ukrywając powszechny proceder. - Inicjatywa wszczęcia postępowania przeciwko nierzetelnemu naukowcowi leży po stronie rektora uczelni. Od jego woli zależy, czy uzna za godne rozpatrzenia zawiadomienie o plagiacie. Może też zlecić zbadanie sprawy uczelnianemu rzecznikowi dyscyplinarnemu, który następnie wnioskuje do rektora o umorzenie bądź ewentualne ukaranie naukowca - mówi prof. Marian Filar, rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego.
Nawet jeśli wykrywa się plagiat, często sprawa jest tuszowana "dla dobra uczelni". - Władze uczelni sądzą, że w ten sposób bronią reputacji szkoły. Skutek jest jednak odwrotny. Studenci widząc, że nie stosuje się sankcji wobec oszustów, sami odważniej korzystają z "szybkiej ścieżki" zdobycia wykształcenia - mówi prof. Łukasz Turski, fizyk z Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Centralna Komisja ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych, m.in. weryfikująca autorów prac, które mogą być plagiatami, w ubiegłym roku tylko raz uchyliła stopień naukowy - odebrała go byłemu posłowi SLD Jerzemu Jankowskiemu. - Żałuję, że nazwisk osób nieuczciwych nie można podawać do publicznej wiadomości. Infamia pomogłaby wykluczyć tych ludzi ze wspólnoty uczonych - uważa prof. Marek Bojarski, przewodniczący komisji dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego.
Plagiaty na poziomie magisterium wykrywane są tylko wtedy, gdy dotyczą osób publicznych albo kiedy prace zostały wydane. Jeśli promotor i recenzenci nie wykryją oszustwa, praca wędruje do szafy w bibliotece instytutowej i najczęściej nikt już do niej nie zagląda.
Profesorowie plagiatów
W 2000 r. wyszło na jaw, że adiunkt Uniwersytetu Szczecińskiego dr Magdalena S. w książkach "Podstawy prawa" i "Podstawy prawa cywilnego i gospodarczego dla ekonomistów" skopiowała fragmenty publikacji trzech naukowców. Były poseł SLD Jerzy Jankowski w swoim doktoracie obronionym na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu skopiował fragment pracy habilitacyjnej prof. Zofii Chyry-Rolicz z Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Jednym z recenzentów pracy Jankowskiego był prof. Marian Noga, rektor Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, który w podręczniku "Makroekonomia" umieścił - nie powołując się na źródła - fragmenty tekstów swych współpracowników. W 2000 r. rozwiązano Katedrę Chemii Organicznej AE we Wrocławiu. Kilku jej pracowników wraz z kierownikiem przepisywało fragmenty pracy włoskich profesorów Angelo Albiniego i Sil-vio Pietro. Inny wrocławski naukowiec, prof. Jerzy K. z Uniwersytetu Wrocławskiego, w dwóch swoich książkach powielił obszerne fragmenty prac bawarskiego profesora Helmuta Kopki.
Z uczelni do uczelni
Osoby, którym udowodniono plagiaty, zwykle bez trudu znajdują nowe miejsca pracy. Andrzejowi Jędryczce ze Śląskiej Akademii Medycznej zarzucono popełnienie kilkudziesięciu plagiatów (ujawnił to dr Marek Wroński, amerykański lekarz polskiego pochodzenia). Ujawnienie plagiatów nie przerwało kariery przedsiębiorczego doktora. Przeniósł się na Politechnikę Częstochowską. Zrezygnował z pracy dopiero po ujawnieniu kolejnych oszustw. Prof. Franciszek Nowak, były prorektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy (obecnej Akademii Bydgoskiej), napisał książkę "Edukacja językowa". Potem sam ją zrecenzował, ale recenzję podpisał nazwiskiem wybitnego amerykańskiego naukowca prof. Stanisława Blejwasa. Kilka miesięcy temu sąd ukarał go za to 6 tys. zł grzywny i na dwa lata pozbawił prawa wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Wcześniej chciała go zatrudnić Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku. Zgodził się na to senat uczelni, mimo że słupscy naukowcy wiedzieli o poważnych zarzutach stawianych prof. Nowakowi.
W ubiegłym roku z Uniwersytetu Łódzkiego zwolnił się prof. Maciej Potępa, jeden z najbardziej aktywnych pracowników Instytutu Filozofii UŁ. Stało się tak po wykryciu w kilku pracach filozofa (m.in. w książce, za którą otrzymał stopień profesora) skopiowanych fragmentów tekstów niemieckich filozofów. Oczywiście, bez podania źródeł. Profesora skłoniono do odejścia z uczelni, ale szybko znalazł nowe miejsce zatrudnienia w Zakładzie Filozofii Współczesnej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. W listopadzie ubiegłego roku Rada Naukowa Instytutu Filozofii i Socjologii PAN udzieliła prof. Potępie nagany i wykluczyła go ze swojego grona.
- Nauka stała się zawodem uprawianym przez wielotysięczne rzesze. Rozpoczął się powolny proces erozji niezbędnego systemu wartości. Związane jest to z faktem, że obok uczonych pojawiła się znacznie liczniejsza grupa pracowników nauki, a więc ludzi "robiących w nauce" - uważa prof. Maciej W. Grabski, prezes Fundacji na rzecz Nauki, uczestnik II Konfrontacji Naukowych "Wprost".
Ziemniak a sprawa polska Tytuły niektórych prac magisterskich i doktorskich " Ochrona rzepaku ozimego techniką lotniczą " " Urządzenia do frakcjonowania gnojownicy oraz przystosowanie separatora instytutowego o sitach półcylindrycznych do gnojownicy zwierzęcej " " Komunikacja interpersonalna wśród żołnierzy zasadniczej służby wojskowej " " Program edukacyjny dla matek dotyczący profilaktyki powikłań wynikających z nieprawidłowej pielęgnacji ciała niemowlęcia " " Badania nad płodnością populacji bydła czarno-białego w chowie wielkostadnym na terenie Pomorza Zachodniego " " Zastosowanie strategii czuwania na przykładzie przedsiębiorstwa transportowego " " Rozpoznawanie dzieci alkoholików klas piątych w środowisku wiejskim " " Ocena funkcjonalności urządzeń do zadawania pasz objętościowych w oborach krów mlecznych " " Efekty smarowania hydrodynamicznych poprzecznych łożysk ślizgowych czynnikami o własnościach nienewtonowskich w urządzeniach techniki rolniczej " " Przebieg zwalczania enzootycznej białaczki bydła na terenie byłego województwa pilskiego" " Aktualna organizacja i utrzymanie stada podstawowego loch na fermie w Dobrzyniu (Poldanor SA w Przechlewie) z uwzględnieniem możliwości zwiększenia perspektywicznego tego stada " " Wpływ osłon na przyspieszenie zbioru ogórka polowego " " Ocena atrakcyjności wizualnej krajobrazu okolic Pińczowa" |
Prof. Łukasz Turski fizyk w Polskiej Akademii Nauk Sam padłem ofiarą plagiatu. Na początku lat 90. wygłosiłem wykład na uniwersytecie w Toruniu. Tekst ukazał się w formie książkowej. Półtora roku później ten sam wykład wygłosił jeden z profesorów bydgoskiej Akademii Rolniczo-Technicznej. Sprawa wyszła na jaw, gdy ten tekst opublikowała "Gazeta Wyborcza". W Polsce istnieje przyzwolenie na oszustwo w nauce. Zaczyna się od powszechnej tolerancji dla ściągania w szkołach. Potem na masową skalę umożliwia się kupowanie prac magisterskich. Wreszcie - plagiatuje się prace naukowe. Zjawisko to wynika ze znacznego obniżenia standardów przez wiele polskich uczelni. Prof. Mirosław Handke były minister edukacji Skala zjawiska jest zbyt duża i bolesna. Nauka jest poszukiwaniem prawdy. W nauce zasada uczciwości jest kryterium absolutnie podstawowym. Za oszustwa kara powinna być jedna - wyrzucenie ze środowiska naukowego. A to, że skompromitowani na jednej uczelni naukowcy są przyjmowani do drugiej, wynika w dużej mierze z komercjalizacji nauki. Etaty naukowe są mizernie opłacane, stąd poszukiwanie pracy dodatkowej na innych uczelniach. Biznesmenowi, który zakłada wyższą szkołę, jest często obojętne, czy zatrudnia uczciwego naukowca - dla niego istotna jest jedynie liczba samodzielnych pracowników naukowych. |
Cztery grzechy naukowca Według amerykańskiej National Science and Technology Council 1 nierzetelność w nauce (scientific misconduct) - występki przeciwko etyce w nauce, polegające na zmyślaniu, fałszowaniu lub plagiatorstwie (plagiaryzmie), w aplikowaniu o fundusze, w prowadzeniu i recenzowaniu badań naukowych oraz w prezentowaniu ich wyników 2 zmyślanie - preparowanie, rejestrowanie i publikowanie wyników nie uzyskanych 3 fałszowanie - manipulacja materiałem badawczym, wyposażeniem lub metodą oraz zmienianie lub pomijanie danych doświadczalnych w ten sposób, że wyniki badań nie zostają dokładnie przedstawione w raportach 4 plagiaryzm - przywłaszczanie idei, metod, wyników lub określeń innej osoby bez właściwego odniesienia, włączając w to nie autoryzowane wykorzystywanie informacji uzyskanych w trakcie poufnego recenzowania wniosków i rękopisów |
Więcej możesz przeczytać w 22/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.