Rozmowa z ETGAREM KERETEM, izraelskim pisarzem
Henryk Suchar: Dlaczego w swoich książkach nie opowiada się pan po żadnej ze stron konfliktu bliskowschodniego?
Etgar Keret: Bo życie jest bardziej skomplikowane niż polityka. Staram się unikać jednoznaczności, stwarzać pretekst do rozmaitych interpretacji, zasiać w czytelniku wątpliwości. Izrael to kraj dogmatów. Wszyscy są tu obciążeni ideologią. Chcę pokazać, że konieczne jest wyzwolenie się z przesądów. Wsadzam kij w mrowisko.
- Czy to nie nazbyt ambitne zadanie dla pisarza?
- Nie chcę być pedagogiem. Nie ubieram się w szaty mentora. Próbuję wyjaśnić, że pora obudzić się z letargu. Ilu ludzi musi jeszcze zginąć, by przyszło opamiętanie?
- Uważa pan, że jest szansa na opamiętanie?
- Nie będzie jej tak długo, jak długo Izraelczycy będą określać ewentualny zwrot ziem arabskich mianem hojnego daru. Gdy ktoś ukradnie ci zegarek, a potem go odda, to mówimy o hojnym darze?
- Chyba niewielu ludzi podziela pana poglądy, zważywszy na to, że co chwila palestyńscy terroryści zabijają niewinnych ludzi.
- Na Bliskim Wschodzie trzeba działać, a nie tylko gadać o pokoju. Tymczasem nikt się tu nie wysila. Istotą bliskowschodniego sporu jest brak zrozumienia, empatii. Izraelczycy widzą tylko swoje cierpienia, Palestyńczycy - podobnie. I jednym, i drugim zdaje się, że mają monopol na męczeństwo.
- Dlaczego światowa opinia publiczna sprzyja Palestyńczykom?
- Też bym im sprzyjał, gdybym oglądał na ekranie to, co oglądają ci ludzie. Pokazuje im się biednych, pozbawionych nadziei Palestyńczyków, ciskających kamieniami w uzbrojonych po zęby Izraelczyków, w nowoczesne czołgi. To budzi współczucie. Jestem daleki od idealizowania Izraelczyków. Nie mówię, że Żydzi to naród wybrany, ludzie Biblii, nie umiejący nikogo skrzywdzić. Jaka jest między nami różnica? W Izraelu mamy prawo - gdy żołnierz zabije palestyńskiego cywila, to staje przed sądem wojskowym. Gdy Palestyńczyk zamorduje żydowskiego cywila, jest obwoływany świętym, a gdy wysadza siebie i dziesiątki Żydów w powietrze, staje się męczennikiem.
- Jak mocno w młodych Izraelczykach zakodowana jest tragedia Holocaustu?
- Bardzo mocno. Nawet wśród Żydów, którzy przybyli do nas z Afryki Północnej czy Azji. Ta świadomość wspólnoty to potężna siła wiążąca Żydów. To niezwykłe, że w żadnym kraju arabskim z podręczników szkolnych nie można się dowiedzieć o Holocauście. Mój palestyński rozmówca, intelektualista, chwalił mi się, że on wie o Holocauście, bo czytał o tym w książkach zagranicznych. Znał nawet liczbę ofiar - 20 tys. Ja mu na to, że były miliony. Zarzucił mi przesadę.
- W pańskich książkach o Holocauście mówi się niewiele.
- To nie znaczy, że mogę spokojnie słuchać bredni o tym, że Zagłada jest skutkiem spisku Żydów, że wymyślili ją, by wzbudzić współczucie. W krajach arabskich mówi się, że podczas wojny Żydzi padli ofiarą jednego pogromu i wyolbrzymili jego skalę dzięki temu, że kontrolują media. To stała śpiewka. Czasem oglądam programy palestyńskie, katarską al Dżazirę. Przesłanie, jakie mają na temat Izraela, jest przerażające. Przedstawiają Żydów jako pomiot małp i świń, jako perwersję natury i wmawiają widzom, że jedynie ich eksterminacja przywróci światu pokój.
- Mimo tej wiedzy odważa się pan zwalczać mitologię Holocaustu?
- Nie uznaję tematów tabu, które zaślepiają moich rodaków, nie dostrzegających tego wszystkiego, co naprawdę się dzieje. Mitologia Holocaustu przesłania im często rzeczywistość. Gdy w Europie krytykuje się Izrael, to moi rodacy nie dyskutują o istocie tej krytyki, lecz sięgają po miecz antysemityzmu. Za każdym razem, nawet gdy izraelski wykonawca przerżnie konkurs Eurowizji, winę ponosi antysemityzm jurorów, a nie on sam. To paranoja. Podchodzę do tragedii Zagłady z należną czcią, ale nie zgadzam się na wykorzystywanie Holocaustu do tłumienia wszelkiej krytyki.
Więcej możesz przeczytać w 22/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.