Kierujmy się maksymą: "Nie żałuj funduszy na rozwój własnej duszy"
Moja metaforyczna tratwa ratunkowa pływa po falach "Wprost" już kilkanaście miesięcy. Nie wiem, czy tą minibiblijną metodą rzeczywiście zostało uratowanych wielu potencjalnych topielców duchowych. W każdym razie nasz kurs to nadzieja. Wprost ku nadziei.
Ta autorefleksja naszła mnie, gdy począłem się zastanawiać nad linią pisma, która jest sposobem myślenia milionów czytelników, i typem myślenia felietonowego flisaka. Było nie było i tratwa, i Noe, i autorskie flisactwo to pojęcia i wyobrażenia wiekowe. Tymczasem "Wprost" to laboratorium nowoczesności. To tak jak gdyby położyć obok siebie laptop i drukowaną antiquo modo księgę. Okazuje się, że jedno z drugim może współistnieć. W końcu piszę na komputerze i nic to miłości do ksiąg nie przeszkadza ani równowagi humanistycznego mózgu nie narusza. Niemniej jednak książki jako przedmiotu - zwłaszcza gdy jest przedmiotem pięknym, a wewnątrz okładek skrywa piękne myśli i mądrość - nie zastąpi żadne inne medium.
Pracowałem sześć lat w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Pisałem pracę magisterską o ruchu bibliofilskim w Polsce międzywojennej. Bibliofile, czyli miłośnicy książek, w odróżnieniu od bibofilów (miłośników trunków) odznaczali się i odznaczają (choć dziś jest ich niewielu) wprost religijnym kultem wartościowej i ładnie wydanej książki. Znałem kustosza, który trzymając wiekowy wolumen oprawny w cielęcą skórę, głaskał go jak ciało kochanki i mówił do mnie: "Co za piękna istota, panie Marku".
Otóż to, książki potrafią być istotami. Komputery nie. Aczkolwiek każdy komputer skrywa w sobie olbrzymią przestrzeń, która się wciąż rozrasta. To też jest fascynujące. Problemem dla leniwych jest jednak to, że z komputerem nie można się położyć na kanapie, a książkę w pozycji "martwego byka" czytać można.
Niedawne 47. Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie uświadomiły nam - jak co roku - że książka w dobie rozwoju elektronicznych mediów wcale nie jest skazana na drugorzędność. Dla mnie, człowieka maniakalnie przywiązanego do poezji, zastąpienie impulsami i dźwiękami wierszy starannie drukowanych, skomponowanych i ozdobionych graficznie nie jest możliwe. Dodajmy do tego niebywały rozwój sztuki poligraficznej oraz grafiki książkowej umożliwiającej poznawanie i kontemplowanie reprodukcji arcydzieł malarstwa lub nowych kompozycji graficzno-drukarskich. Drukarska grafika wciąż się rozwija i dostarcza bibliofilom nowych rozkoszy.
Problem pięknej książki dotyka nie tylko głębi ludzkiego ducha, ale i głębi naszych kieszeni. Od młodości kieruję się wymyśloną przez siebie maksymą: "Nie żałuj funduszy na rozwój własnej duszy", co i innym zalecam.
Ta autorefleksja naszła mnie, gdy począłem się zastanawiać nad linią pisma, która jest sposobem myślenia milionów czytelników, i typem myślenia felietonowego flisaka. Było nie było i tratwa, i Noe, i autorskie flisactwo to pojęcia i wyobrażenia wiekowe. Tymczasem "Wprost" to laboratorium nowoczesności. To tak jak gdyby położyć obok siebie laptop i drukowaną antiquo modo księgę. Okazuje się, że jedno z drugim może współistnieć. W końcu piszę na komputerze i nic to miłości do ksiąg nie przeszkadza ani równowagi humanistycznego mózgu nie narusza. Niemniej jednak książki jako przedmiotu - zwłaszcza gdy jest przedmiotem pięknym, a wewnątrz okładek skrywa piękne myśli i mądrość - nie zastąpi żadne inne medium.
Pracowałem sześć lat w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Pisałem pracę magisterską o ruchu bibliofilskim w Polsce międzywojennej. Bibliofile, czyli miłośnicy książek, w odróżnieniu od bibofilów (miłośników trunków) odznaczali się i odznaczają (choć dziś jest ich niewielu) wprost religijnym kultem wartościowej i ładnie wydanej książki. Znałem kustosza, który trzymając wiekowy wolumen oprawny w cielęcą skórę, głaskał go jak ciało kochanki i mówił do mnie: "Co za piękna istota, panie Marku".
Otóż to, książki potrafią być istotami. Komputery nie. Aczkolwiek każdy komputer skrywa w sobie olbrzymią przestrzeń, która się wciąż rozrasta. To też jest fascynujące. Problemem dla leniwych jest jednak to, że z komputerem nie można się położyć na kanapie, a książkę w pozycji "martwego byka" czytać można.
Niedawne 47. Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie uświadomiły nam - jak co roku - że książka w dobie rozwoju elektronicznych mediów wcale nie jest skazana na drugorzędność. Dla mnie, człowieka maniakalnie przywiązanego do poezji, zastąpienie impulsami i dźwiękami wierszy starannie drukowanych, skomponowanych i ozdobionych graficznie nie jest możliwe. Dodajmy do tego niebywały rozwój sztuki poligraficznej oraz grafiki książkowej umożliwiającej poznawanie i kontemplowanie reprodukcji arcydzieł malarstwa lub nowych kompozycji graficzno-drukarskich. Drukarska grafika wciąż się rozwija i dostarcza bibliofilom nowych rozkoszy.
Problem pięknej książki dotyka nie tylko głębi ludzkiego ducha, ale i głębi naszych kieszeni. Od młodości kieruję się wymyśloną przez siebie maksymą: "Nie żałuj funduszy na rozwój własnej duszy", co i innym zalecam.
Więcej możesz przeczytać w 22/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.