Z uwagą przeczytałem wypowiedź dr. Andrzeja Olechowskiego "Uwaga: wodospad" (nr 22) ze znaczącą tezą w nadtytule: "Polscy socjaldemokraci wzmacniają, a nie zwalczają populistów"
Polscy socjaldemokraci zwalczają, a nie wzmacniają populistów
Zadumałem się jednak nad płytkością wywodów pisanych wyraźnie pod tezę z góry założoną. Celem tej wypowiedzi nie jest dyskusja o niebłahych polskich problemach, przedstawienie zwartych propozycji własnych ani chęć wzbogacenia cudzych pomysłów. Celem jest po prostu wyrażenie niechęci do SLD i pragnienie samouspokojenia z powodu niemocy programowej prawicy. Artykuł Olechowskiego odbiega w sposób zaskakujący od dotychczasowych wypowiedzi publicznych tego zazwyczaj rozważnego i ważącego słowa polityka. Mizerny jest arsenał "dowodów" na stawiane zarzuty. Sama teza jest karkołomna: "SLD wyrządzi Polsce istotną krzywdę", "rządy SLD to nie tylko strata czasu dla Polski, ale i poważniejsze szkody". Jeśli tak stawia się sprawę na początku, to daje się prawo czytelnikowi, by oczekiwał rzetelnych kontrpropozycji oraz rejestru "błędów i wypaczeń". Olechowski nic podobnego nie czyni. Stwierdza jedynie jałowość europejskiej socjaldemokracji i to, że nie ma ona pomysłów, jak odpowiedzieć na wyzwania transformacji i globalizacji.
Dyskusja o Polsce czy przedwyborcze ataki?
Drogi panie doktorze! Na wyzwania globalizacji gotowych odpowiedzi nie mają żadne partie, może poza zwolennikami całkowicie liberalnego żywiołu we współczesnym świecie. Socjaldemokracja istotnie stoi przed wyzwaniem zredefiniowania swoich niektórych poglądów, zwłaszcza w odniesieniu do dawnej walki z liberalizmem, relacji między kapitałem a pracą, nowego rozumienia ochrony praw pracowniczych, określenia się demokracji wobec globalizacji, nowego standardu globalnej konkurencyjności czy wreszcie współczesnego rozumienia sprawiedliwości. Nie zmienia to jednak wartości poszukiwań - w naszych warunkach - źródeł wzrostu i modernizacji, a także przeciwdziałania wykluczeniu części społeczeństwa z korzystania z owoców rozwoju gospodarczego. Spór o zakres dostosowania Polski do procesów globalnych jest pożądany, ale nie można go toczyć z pozycji politycznej rywalizacji przedwyborczej, bo nie dochodzi się wówczas do społecznych uzgodnień potrzebnych w perspektywie strategicznej.
Nie ma się co spierać, że od początku III RP indeks wolności stale się powiększa. Nie jestem jednak pewien, czy to samo dotyczy równości i odpowiedzialności. Obecny rząd w żadnym zakresie nie zatrzymuje ani nie odwraca dobrych tendencji demokratycznych przemian, a spór o trafność pojedynczych instrumentów nikogo nie uprawnia do generalizowania i ferowania wyroków na temat rzekomo złowrogich, skrytych intencji polskiej socjaldemokracji. Nie znajduję uzasadnienia dla tak przedstawionych przez dr. Olechowskiego "jedynie słusznych" ocen i recenzji. Doraźna polityczna intencja jego tekstu jest aż nadto widoczna. Nie potrafię inaczej wytłumaczyć sobie tego, iż ten inteligentny polityk bez zmrużenia oka zarzuca SLD, że "osobiste doświadczenia, ambicje działaczy domagających się stanowisk i nacisk nieufnego wobec rynku elektoratu sprawiają, że polscy socjaldemokraci dążą do tego, aby państwo zatrzymało znaczącą część majątku produkcyjnego".
Pazerność SLD czy ratowanie domu?
Jak można mówić o pazerności działaczy SLD (bo to przecież ich pan Olechowski ma na myśli) po tym, co w PZU, KGHM Polska Miedź, Poczcie Polskiej i tylu innych firmach wyprawiali ludzie AWS-UW?! Trzeba wyjątkowo selektywnego spojrzenia, by zarzucić SLD hamowanie prywatyzacji, nie widząc dokonań prywatyzatorów Stoczni Szczecińskiej. Czy rząd miał chrapkę na tę stocznię? Nie miał, ale musiał ratować to przedsiębiorstwo, żeby ocalić 65 tys. miejsc pracy w firmach, w których coś na rzecz stoczni się wytwarza. Nie wynika z tego żadna "skłonność" SLD do "renacjonalizacji", lecz jedynie rozpaczliwa próba ratowania domu, którego fundamenty zostały silnie naruszone. Dość powiedzieć, że proporcjonalnie do narastania stoczniowej nędzy rosła zasobność prywatnej spółki, którą obok stoczni utworzyli członkowie jej zarządu. W tej chwili ta spółka ma już większościowy pakiet akcji. I to jest w porządku? Takiej prywatyzacji należy życzliwie kibicować?
Państwo chce zatrzymać znaczną część majątku produkcyjnego - pisze Andrzej Olechowski. Co znaczy wyrażenie "znaczna część" w sytuacji, gdy wszystko, co najlepsze, jest już dawno sprzedane i sprywatyzowane przez ekipy polityczne bliskie ideowo panu Olechowskiemu? Jako bankowiec Andrzej Olechowski wie doskonale, że tylko 20 proc. banków jeszcze nie sprzedano. Po ekipie prawicowo-liberalno-solidarnościowej została za to olbrzymia jak Himalaje dziura budżetowa, a najpiękniejsze perły z rodowej kolekcji wyprzedano. Często zresztą po cenie i na warunkach budzących zdumienie. Nie lubię wypominania poprzednikom ich win, ale pamięć obowiązuje.
Zamach na państwo czy naprawa Rzeczypospolitej?
Mam też wrażenie, że tezy Olechowskiego dotyczące kondycji demokracji nie są do końca przemyślane. My, SLD, ponoć umacniamy populizm, a tymczasem poważne partie na Zachodzie populizm zgodnie zwalczają. Nie odnoszę się do tego, w jakim stopniu SLD sprawia wrażenie, jakby popierał lub - precyzyjnie - nie zauważał polskich populistów, przede wszystkim Samoobrony. Wrażenia są na ogół subiektywne. Problem jest jednak znacznie głębszy, niż to sugeruje powierzchowne odwołanie się pana Olechowskiego do sytuacji na Zachodzie. Problem jest wręcz cywilizacyjny i wszyscy radzą sobie z nim słabo. Informatyzacja gospodarki i świata, globalizacja i skala zastosowań najnowszych wynalazków - wszystko to sprawia, że tradycyjny świat pracodawców i pracobiorców na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Bezrobocie coraz mniej będzie efektem cykli ekonomicznych, a coraz bardziej kurczącej się sfery pracy. Człowiek w procesie produkcji będzie coraz mniej potrzebny.
Główną tezą tekstu dr. Olechowskiego jest to, że SLD chce narzucić społeczeństwu ideę bezwzględnego przymusu polityki, programowania i kontrolowania całej aktywności społecznej, monopolu władzy, ideę państwa sięgającego znacznie szerzej i głębiej niż III RP. Można taką tezę uznać za żart, znając realia polskiej polityki. Jeśli stawia się ją poważnie, nie można jej bronić inaczej, niż formułując pomówienia i twierdzenia na wyrost. Autor czyni to konsekwentnie w całym artykule. Teza, która ma udowodnić zamach SLD na III Rzeczpospolitą, głosi, że "rząd przypuścił ostry i uporczywy atak na instytucje społeczne niezależne od państwa" i że "głównym celem ataku stała się Rada Polityki Pieniężnej i niezależne media. Mniej spektakularne działania objęły np. fundusze emerytalne i inne instytucje finansowe". Nazwanie RPP instytucją niezależną od państwa jest wprawdzie zaskakujące w ustach lidera partii i byłego wysokiego urzędnika administracji, ale za to pozwala określić spór merytoryczny dwóch niezależnych organów państwowych jako "ostry i uporczywy atak na instytucję społeczną". Kto czyta uważnie prasę, ogląda niezależne media bądź ich słucha, może odnieść wrażenie, że to rząd i jego projekt umocnienia mediów publicznych jest "głównym celem ataku", a nie odwrotnie. Z kolei w sprawie "mniej spektakularnych działań" przeciwko funduszom emerytalnym pan Olechowski pomylił chyba rządy i formacje polityczne. To poprzedni dysponenci władzy przyczynili się do niemal siedmiomiliardowej luki w przychodach funduszy emerytalnych, co na pewno można nazwać "uporczywym atakiem" na tę społeczną instytucję.
Hamowanie prywatyzacji?
Tezy o hamowaniu prywatyzacji oraz o tym, że socjaliści w ogóle, a polscy w szczególności, dążą do nacjonalizacji i zatrzymania przez państwo znacznej części majątku produkcyjnego, zupełnie nie przystają do faktów, w tym do ogłoszonych przez ministra skarbu państwa założeń polityki prywatyzacyjnej, w których dokładnie i szczegółowo (jak nigdy w uprzedniej kadencji) przedstawiono zamierzenia dotyczące skali i kierunków prywatyzacji. To, że liczba i charakter podmiotów gospodarczych, które mają pozostać w gestii skarbu państwa, mieści się w standardach Unii Europejskiej, uszło uwadze Andrzeja Olechowskiego. Uszło jego uwadze i to, że w I kwartale 2002 r. zarówno rozpoczęto, jak i zakończono prywatyzację większej liczby spółek skarbu państwa niż w I kwartale 2001 r. Całe to "zatrzymanie prywatyzacji" to kwestia wstrzymania kilku tzw. wielkich kontraktów wymagających bądź sprawdzenia ich prawidłowości, bądź zweryfikowania w świetle założeń przyjętej strategii gospodarczej. W większości były to decyzje ratujące przed nieodwracalnymi konsekwencjami złych koncepcji, nierzetelnego przygotowania prywatyzacji, niekompetentnych, sprzecznych z interesem państwa decyzji. W przeszłości społeczeństwo polskie nieraz ponosiło konsekwencje źle przeprowadzonych prywatyzacji. Wyznaczano zbyt niską cenę, wprowadzano niepotrzebne ulgi podatkowe, a nawet pozwalano na tzw. wrogie przejęcia. Tak się składa, że najwięcej takich wypadków zdarzyło się w latach 1991-1993 i 1998-2001.
Pasażerowie na gapę czy pańska wyniosłość?
Wobec zarzutu, że "rząd reanimował podatek dochodowy", warto przypomnieć fakty. Udział podatków pośrednich w dochodach budżetu wynosił ogółem - od stycznia do kwietnia 2001 r. - 59,21 proc., a w warunkach porównywalnych, czyli po odliczeniu dochodów z UMTS - 61,98 proc. Za to od stycznia do kwietnia 2002 r. udział ten wyniósł 63,64 proc. I to ma być "reanimacja" podatku dochodowego?!
Dziwnie brzmią wywody Andrzeja Olechowskiego, że praca 1,2 mln podatników płacących 30 proc. i więcej podatku jest ważnym, a miałaby być jeszcze ważniejszym, źródłem finansowania zasiłków dla 20 mln osób. Twierdzenie, że 20 mln ludzi żyje z zasiłków jest nieprawdziwe i nieco aroganckie. Wszystkie formy świadczeń dotyczą łącznie około 10,5 mln osób, w tym 9,5 mln to emeryci i renciści. To w najwyższym stopniu niezręczne dla wielu ludzi sformułowanie jest chyba aluzją do będącego w fazie dyskusji projektu wprowadzenia tzw. zerowego podatku, czyli zwrotu podatku dla pracowników o najniższych dochodach. Nazwanie tych osób "pasażerami na gapę" jest sformułowaniem z kategorii "pańskiej wyniosłości".
Europa sytych portfeli czy Europa solidarności?
Następne przykłady grzechów SLD są równie odkrywcze, co zabawne. Oto bowiem polscy socjaldemokraci "nie starają się zwiększyć atrakcyjności poważnych partii" (czyli także swojej, w końcu - wedle ostatnich sondaży - ma ona trzydziestosiedmioprocentowe poparcie), "wzmacniają, a nie zwalczają populistów" (chodzi o rzekomy nieformalny sojusz SLD z Samoobroną, choć nie widać, by Samoobrona podtrzymywała te stosunki), "systematycznie wzmacniają niechęć do władzy" (czyli do siebie?), "blokują próbę zwiększenia uczestnictwa obywateli w życiu publicznym". Co można na takie zarzuty odpowiedzieć?! W dodatku socjaldemokraci rzekomo podważają pozycję międzynarodową Polski, ponieważ - uwaga! - "postanowili dołączyć do zachowawczego obozu Unii Europejskiej". To jest zarzut szczególnie sztuczny. Andrzej Olechowski ma pewnie swoje wyobrażenia o tendencjach we współczesnej Europie i razi go społeczny wymiar tej Europy. Mnie nie razi. To nie jest wymiar zachowawczy - to jest wymiar Europy służącej ludziom zgodnie z cywilizacyjnym humanizmem. W tym na pewno się różnimy. Mnie nie odpowiada wizja Europy sprowadzona do ponadnarodowych wypchanych portfeli sytości i nadkonsumpcji bezideowej ospałości, bez wymiaru duchowego i norm sprawiedliwości oraz solidaryzmu i filozofii rozwoju.
Wywracanie łodzi czy samobójstwo?
Najbardziej jednak zdumiewający jest koniec artykułu, w którym autor nawołuje do walki z populizmem i odsądza SLD od czci i wiary za wzmacnianie Samoobrony. Pogróżka i zapowiedź agresji to przecież styl Leppera w czystej formie. Andrzej Olechowski mówi: "Opozycja (...) stara się łodzi nie wywrócić. Zrobi to jednak, gdy dojdzie do wniosku, że sternik prowadzi ją w kierunku wodospadu". Śmieszno i straszno się robi, skoro na tej samej łodzi siedzi autor artykułu. Pozostaje pytanie - skąd się to wszystko wzięło? Skąd wzięły się protekcjonalny ton, wymyślane na siłę zarzuty, sztuczna i zabawna, bo udawana, agresja? Przecież Andrzej Olechowski nie jest politykiem agresji! Powody są dwa. Na następnej stronie tego samego numeru "Wprost" opublikowano ranking partii przygotowany na podstawie badań Pentora. Samoobrona zyskała w nim 4 punkty, rządzący i zbierający z tego powodu wszystkie ciosy SLD stracił 3 punkty, a tkwiąca w wygodnej, ale niemrawej opozycji Platforma Obywatelska straciła aż 4 punkty. Wniosek jest prosty: trzeba tupnąć, żeby zyskać punkty! Pan Andrzej tupnął. I drugi powód - wybory bezpośrednie w Warszawie. Przeciwnicy muszą być silni i udzielać się publicznie. Trzeba się pokazać. Pan Andrzej się pokazał.
Nie twierdzę, że SLD jest bez skazy. Mamy swoje problemy i wiele dylematów do rozstrzygnięcia. SLD nie jest właścicielem wszystkich cudownych recept. Okoliczności rządzenia są niesłychanie skomplikowane. Dlatego śledząc każdą ocenę i krytykę, wyciągając z nich wnioski, nie można pozostawić bez odpowiedzi ataków podporządkowanych taktyce politycznej rozgrywki. Grożenie wywróceniem łodzi jest tyleż złowrogie, co samobójcze.
Zadumałem się jednak nad płytkością wywodów pisanych wyraźnie pod tezę z góry założoną. Celem tej wypowiedzi nie jest dyskusja o niebłahych polskich problemach, przedstawienie zwartych propozycji własnych ani chęć wzbogacenia cudzych pomysłów. Celem jest po prostu wyrażenie niechęci do SLD i pragnienie samouspokojenia z powodu niemocy programowej prawicy. Artykuł Olechowskiego odbiega w sposób zaskakujący od dotychczasowych wypowiedzi publicznych tego zazwyczaj rozważnego i ważącego słowa polityka. Mizerny jest arsenał "dowodów" na stawiane zarzuty. Sama teza jest karkołomna: "SLD wyrządzi Polsce istotną krzywdę", "rządy SLD to nie tylko strata czasu dla Polski, ale i poważniejsze szkody". Jeśli tak stawia się sprawę na początku, to daje się prawo czytelnikowi, by oczekiwał rzetelnych kontrpropozycji oraz rejestru "błędów i wypaczeń". Olechowski nic podobnego nie czyni. Stwierdza jedynie jałowość europejskiej socjaldemokracji i to, że nie ma ona pomysłów, jak odpowiedzieć na wyzwania transformacji i globalizacji.
Dyskusja o Polsce czy przedwyborcze ataki?
Drogi panie doktorze! Na wyzwania globalizacji gotowych odpowiedzi nie mają żadne partie, może poza zwolennikami całkowicie liberalnego żywiołu we współczesnym świecie. Socjaldemokracja istotnie stoi przed wyzwaniem zredefiniowania swoich niektórych poglądów, zwłaszcza w odniesieniu do dawnej walki z liberalizmem, relacji między kapitałem a pracą, nowego rozumienia ochrony praw pracowniczych, określenia się demokracji wobec globalizacji, nowego standardu globalnej konkurencyjności czy wreszcie współczesnego rozumienia sprawiedliwości. Nie zmienia to jednak wartości poszukiwań - w naszych warunkach - źródeł wzrostu i modernizacji, a także przeciwdziałania wykluczeniu części społeczeństwa z korzystania z owoców rozwoju gospodarczego. Spór o zakres dostosowania Polski do procesów globalnych jest pożądany, ale nie można go toczyć z pozycji politycznej rywalizacji przedwyborczej, bo nie dochodzi się wówczas do społecznych uzgodnień potrzebnych w perspektywie strategicznej.
Nie ma się co spierać, że od początku III RP indeks wolności stale się powiększa. Nie jestem jednak pewien, czy to samo dotyczy równości i odpowiedzialności. Obecny rząd w żadnym zakresie nie zatrzymuje ani nie odwraca dobrych tendencji demokratycznych przemian, a spór o trafność pojedynczych instrumentów nikogo nie uprawnia do generalizowania i ferowania wyroków na temat rzekomo złowrogich, skrytych intencji polskiej socjaldemokracji. Nie znajduję uzasadnienia dla tak przedstawionych przez dr. Olechowskiego "jedynie słusznych" ocen i recenzji. Doraźna polityczna intencja jego tekstu jest aż nadto widoczna. Nie potrafię inaczej wytłumaczyć sobie tego, iż ten inteligentny polityk bez zmrużenia oka zarzuca SLD, że "osobiste doświadczenia, ambicje działaczy domagających się stanowisk i nacisk nieufnego wobec rynku elektoratu sprawiają, że polscy socjaldemokraci dążą do tego, aby państwo zatrzymało znaczącą część majątku produkcyjnego".
Pazerność SLD czy ratowanie domu?
Jak można mówić o pazerności działaczy SLD (bo to przecież ich pan Olechowski ma na myśli) po tym, co w PZU, KGHM Polska Miedź, Poczcie Polskiej i tylu innych firmach wyprawiali ludzie AWS-UW?! Trzeba wyjątkowo selektywnego spojrzenia, by zarzucić SLD hamowanie prywatyzacji, nie widząc dokonań prywatyzatorów Stoczni Szczecińskiej. Czy rząd miał chrapkę na tę stocznię? Nie miał, ale musiał ratować to przedsiębiorstwo, żeby ocalić 65 tys. miejsc pracy w firmach, w których coś na rzecz stoczni się wytwarza. Nie wynika z tego żadna "skłonność" SLD do "renacjonalizacji", lecz jedynie rozpaczliwa próba ratowania domu, którego fundamenty zostały silnie naruszone. Dość powiedzieć, że proporcjonalnie do narastania stoczniowej nędzy rosła zasobność prywatnej spółki, którą obok stoczni utworzyli członkowie jej zarządu. W tej chwili ta spółka ma już większościowy pakiet akcji. I to jest w porządku? Takiej prywatyzacji należy życzliwie kibicować?
Państwo chce zatrzymać znaczną część majątku produkcyjnego - pisze Andrzej Olechowski. Co znaczy wyrażenie "znaczna część" w sytuacji, gdy wszystko, co najlepsze, jest już dawno sprzedane i sprywatyzowane przez ekipy polityczne bliskie ideowo panu Olechowskiemu? Jako bankowiec Andrzej Olechowski wie doskonale, że tylko 20 proc. banków jeszcze nie sprzedano. Po ekipie prawicowo-liberalno-solidarnościowej została za to olbrzymia jak Himalaje dziura budżetowa, a najpiękniejsze perły z rodowej kolekcji wyprzedano. Często zresztą po cenie i na warunkach budzących zdumienie. Nie lubię wypominania poprzednikom ich win, ale pamięć obowiązuje.
Zamach na państwo czy naprawa Rzeczypospolitej?
Mam też wrażenie, że tezy Olechowskiego dotyczące kondycji demokracji nie są do końca przemyślane. My, SLD, ponoć umacniamy populizm, a tymczasem poważne partie na Zachodzie populizm zgodnie zwalczają. Nie odnoszę się do tego, w jakim stopniu SLD sprawia wrażenie, jakby popierał lub - precyzyjnie - nie zauważał polskich populistów, przede wszystkim Samoobrony. Wrażenia są na ogół subiektywne. Problem jest jednak znacznie głębszy, niż to sugeruje powierzchowne odwołanie się pana Olechowskiego do sytuacji na Zachodzie. Problem jest wręcz cywilizacyjny i wszyscy radzą sobie z nim słabo. Informatyzacja gospodarki i świata, globalizacja i skala zastosowań najnowszych wynalazków - wszystko to sprawia, że tradycyjny świat pracodawców i pracobiorców na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Bezrobocie coraz mniej będzie efektem cykli ekonomicznych, a coraz bardziej kurczącej się sfery pracy. Człowiek w procesie produkcji będzie coraz mniej potrzebny.
Główną tezą tekstu dr. Olechowskiego jest to, że SLD chce narzucić społeczeństwu ideę bezwzględnego przymusu polityki, programowania i kontrolowania całej aktywności społecznej, monopolu władzy, ideę państwa sięgającego znacznie szerzej i głębiej niż III RP. Można taką tezę uznać za żart, znając realia polskiej polityki. Jeśli stawia się ją poważnie, nie można jej bronić inaczej, niż formułując pomówienia i twierdzenia na wyrost. Autor czyni to konsekwentnie w całym artykule. Teza, która ma udowodnić zamach SLD na III Rzeczpospolitą, głosi, że "rząd przypuścił ostry i uporczywy atak na instytucje społeczne niezależne od państwa" i że "głównym celem ataku stała się Rada Polityki Pieniężnej i niezależne media. Mniej spektakularne działania objęły np. fundusze emerytalne i inne instytucje finansowe". Nazwanie RPP instytucją niezależną od państwa jest wprawdzie zaskakujące w ustach lidera partii i byłego wysokiego urzędnika administracji, ale za to pozwala określić spór merytoryczny dwóch niezależnych organów państwowych jako "ostry i uporczywy atak na instytucję społeczną". Kto czyta uważnie prasę, ogląda niezależne media bądź ich słucha, może odnieść wrażenie, że to rząd i jego projekt umocnienia mediów publicznych jest "głównym celem ataku", a nie odwrotnie. Z kolei w sprawie "mniej spektakularnych działań" przeciwko funduszom emerytalnym pan Olechowski pomylił chyba rządy i formacje polityczne. To poprzedni dysponenci władzy przyczynili się do niemal siedmiomiliardowej luki w przychodach funduszy emerytalnych, co na pewno można nazwać "uporczywym atakiem" na tę społeczną instytucję.
Hamowanie prywatyzacji?
Tezy o hamowaniu prywatyzacji oraz o tym, że socjaliści w ogóle, a polscy w szczególności, dążą do nacjonalizacji i zatrzymania przez państwo znacznej części majątku produkcyjnego, zupełnie nie przystają do faktów, w tym do ogłoszonych przez ministra skarbu państwa założeń polityki prywatyzacyjnej, w których dokładnie i szczegółowo (jak nigdy w uprzedniej kadencji) przedstawiono zamierzenia dotyczące skali i kierunków prywatyzacji. To, że liczba i charakter podmiotów gospodarczych, które mają pozostać w gestii skarbu państwa, mieści się w standardach Unii Europejskiej, uszło uwadze Andrzeja Olechowskiego. Uszło jego uwadze i to, że w I kwartale 2002 r. zarówno rozpoczęto, jak i zakończono prywatyzację większej liczby spółek skarbu państwa niż w I kwartale 2001 r. Całe to "zatrzymanie prywatyzacji" to kwestia wstrzymania kilku tzw. wielkich kontraktów wymagających bądź sprawdzenia ich prawidłowości, bądź zweryfikowania w świetle założeń przyjętej strategii gospodarczej. W większości były to decyzje ratujące przed nieodwracalnymi konsekwencjami złych koncepcji, nierzetelnego przygotowania prywatyzacji, niekompetentnych, sprzecznych z interesem państwa decyzji. W przeszłości społeczeństwo polskie nieraz ponosiło konsekwencje źle przeprowadzonych prywatyzacji. Wyznaczano zbyt niską cenę, wprowadzano niepotrzebne ulgi podatkowe, a nawet pozwalano na tzw. wrogie przejęcia. Tak się składa, że najwięcej takich wypadków zdarzyło się w latach 1991-1993 i 1998-2001.
Pasażerowie na gapę czy pańska wyniosłość?
Wobec zarzutu, że "rząd reanimował podatek dochodowy", warto przypomnieć fakty. Udział podatków pośrednich w dochodach budżetu wynosił ogółem - od stycznia do kwietnia 2001 r. - 59,21 proc., a w warunkach porównywalnych, czyli po odliczeniu dochodów z UMTS - 61,98 proc. Za to od stycznia do kwietnia 2002 r. udział ten wyniósł 63,64 proc. I to ma być "reanimacja" podatku dochodowego?!
Dziwnie brzmią wywody Andrzeja Olechowskiego, że praca 1,2 mln podatników płacących 30 proc. i więcej podatku jest ważnym, a miałaby być jeszcze ważniejszym, źródłem finansowania zasiłków dla 20 mln osób. Twierdzenie, że 20 mln ludzi żyje z zasiłków jest nieprawdziwe i nieco aroganckie. Wszystkie formy świadczeń dotyczą łącznie około 10,5 mln osób, w tym 9,5 mln to emeryci i renciści. To w najwyższym stopniu niezręczne dla wielu ludzi sformułowanie jest chyba aluzją do będącego w fazie dyskusji projektu wprowadzenia tzw. zerowego podatku, czyli zwrotu podatku dla pracowników o najniższych dochodach. Nazwanie tych osób "pasażerami na gapę" jest sformułowaniem z kategorii "pańskiej wyniosłości".
Europa sytych portfeli czy Europa solidarności?
Następne przykłady grzechów SLD są równie odkrywcze, co zabawne. Oto bowiem polscy socjaldemokraci "nie starają się zwiększyć atrakcyjności poważnych partii" (czyli także swojej, w końcu - wedle ostatnich sondaży - ma ona trzydziestosiedmioprocentowe poparcie), "wzmacniają, a nie zwalczają populistów" (chodzi o rzekomy nieformalny sojusz SLD z Samoobroną, choć nie widać, by Samoobrona podtrzymywała te stosunki), "systematycznie wzmacniają niechęć do władzy" (czyli do siebie?), "blokują próbę zwiększenia uczestnictwa obywateli w życiu publicznym". Co można na takie zarzuty odpowiedzieć?! W dodatku socjaldemokraci rzekomo podważają pozycję międzynarodową Polski, ponieważ - uwaga! - "postanowili dołączyć do zachowawczego obozu Unii Europejskiej". To jest zarzut szczególnie sztuczny. Andrzej Olechowski ma pewnie swoje wyobrażenia o tendencjach we współczesnej Europie i razi go społeczny wymiar tej Europy. Mnie nie razi. To nie jest wymiar zachowawczy - to jest wymiar Europy służącej ludziom zgodnie z cywilizacyjnym humanizmem. W tym na pewno się różnimy. Mnie nie odpowiada wizja Europy sprowadzona do ponadnarodowych wypchanych portfeli sytości i nadkonsumpcji bezideowej ospałości, bez wymiaru duchowego i norm sprawiedliwości oraz solidaryzmu i filozofii rozwoju.
Wywracanie łodzi czy samobójstwo?
Najbardziej jednak zdumiewający jest koniec artykułu, w którym autor nawołuje do walki z populizmem i odsądza SLD od czci i wiary za wzmacnianie Samoobrony. Pogróżka i zapowiedź agresji to przecież styl Leppera w czystej formie. Andrzej Olechowski mówi: "Opozycja (...) stara się łodzi nie wywrócić. Zrobi to jednak, gdy dojdzie do wniosku, że sternik prowadzi ją w kierunku wodospadu". Śmieszno i straszno się robi, skoro na tej samej łodzi siedzi autor artykułu. Pozostaje pytanie - skąd się to wszystko wzięło? Skąd wzięły się protekcjonalny ton, wymyślane na siłę zarzuty, sztuczna i zabawna, bo udawana, agresja? Przecież Andrzej Olechowski nie jest politykiem agresji! Powody są dwa. Na następnej stronie tego samego numeru "Wprost" opublikowano ranking partii przygotowany na podstawie badań Pentora. Samoobrona zyskała w nim 4 punkty, rządzący i zbierający z tego powodu wszystkie ciosy SLD stracił 3 punkty, a tkwiąca w wygodnej, ale niemrawej opozycji Platforma Obywatelska straciła aż 4 punkty. Wniosek jest prosty: trzeba tupnąć, żeby zyskać punkty! Pan Andrzej tupnął. I drugi powód - wybory bezpośrednie w Warszawie. Przeciwnicy muszą być silni i udzielać się publicznie. Trzeba się pokazać. Pan Andrzej się pokazał.
Nie twierdzę, że SLD jest bez skazy. Mamy swoje problemy i wiele dylematów do rozstrzygnięcia. SLD nie jest właścicielem wszystkich cudownych recept. Okoliczności rządzenia są niesłychanie skomplikowane. Dlatego śledząc każdą ocenę i krytykę, wyciągając z nich wnioski, nie można pozostawić bez odpowiedzi ataków podporządkowanych taktyce politycznej rozgrywki. Grożenie wywróceniem łodzi jest tyleż złowrogie, co samobójcze.
Więcej możesz przeczytać w 23/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.