Jeszcze nigdy festiwal opolski nie zgromadził przed telewizorami prawie ośmiu milionów Polaków
Festiwal w Opolu to impreza dla widzów, a nie krytyków
Oznacza to, że widzowie otrzymali dokładnie to, czego chcieli. Festiwal popularnej piosenki to nie misterium, lecz program rozrywkowy. Przede wszystkim ma się podobać widzom, a nie krytykom i muzykologom. Tymczasem im więcej osób ogląda Opole, tym większe jest biadolenie nad jego poziomem. Zdegustowani krytycy zwykle dopiero po latach dostrzegają, że w nadodrzańskim amfiteatrze wylansowano przeboje, które śpiewa potem cała Polska. W tym roku nowe hity zespołu Ich Troje śpiewała z wokalistą cała publiczność - jak przed ćwierćwieczem potępione w czambuł "Kolorowe jarmarki" Janusza Laskowskiego.
Publiczność chce oglądać Budkę Suflera, Edytę Górniak, Beatę Kozidrak, Ryszarda Rynkowskiego, Wilki czy T.Love - i to właśnie otrzymała. Nie spodobało się to dziennikarzom muzycznym - od Marka Niedźwieckiego z Trójki, przez Roberta Leszczyńskiego z "Gazety Wyborczej", po Pawła Konopczyńskiego z Radia Zet. Marek Niedźwiecki z sentymentem wspomina festiwale z lat 80. i 90. i twierdzi, że współczesne Opole to już nie jest jego Opole. Cóż, sentymenty należy szanować. Czy jednak rzeczywiście w czymś był lepszy występujący wówczas zespół Bolter od Ich Troje? Profesjonalnie z pewnością nie. Idealizowanie przeszłości tylko dlatego, że wtedy na festiwalach pojawiali się Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta czy Irena Santor, wydaje się ryzykowne. Owszem, byli niepowtarzalni, ale świat nie stoi w miejscu.
Festiwal, czyli rozrywka
Opole to festiwal i tylko festiwal. Czyli także ważne wydarzenie towarzyskie. Tu po prostu wypada być i bywają także ci, którzy najbardziej nad poziomem festiwalu biadolą. W tym roku najważniejszym wydarzeniem towarzyskim była dziwna deklaracja Edyty Górniak, która podczas wykonywania przeboju "Jestem kobietą" powiedziała coś, co część zebranych zrozumiała jako zapowiedź rychłego macierzyństwa. A przecież prywatne życie Edyty Górniak interesuje miliony Polaków nie mniej niż jej piosenki (świadczy choćby o tym powodzenie, jakim cieszy się piosenkarka u wydawców kolorowych magazynów). Sprawy te zajmujące są tym bardziej w Opolu, bo gwiazda stąd pochodzi i tu nadal mieszkają jej mama i siostra (przyniosły jej do amfiteatru ulubione wiosenne kanapki).
Dawno minęły czasy, gdy rozdawane w amfiteatrze nagrody wywoływały ogólnonarodową dyskusję. Obecnie jest to zwyczajne "święto polskiej piosenki". Święto telewizyjne, bo trudno sobie dzisiaj wyobrazić rozrywkę bez telewizji. - Od strony produkcyjnej Opole przygotowane było na tip top. To była naprawdę rzecz na światowym poziomie, która musiała się podobać widzom. Pokazały to zresztą wysokie wyniki oglądalności - mówi Piotr Maćkowiak, zastępca dyrektora generalnego Sony Music Polska.
Festiwal telewizji
Skoro tegoroczny festiwal był telewizyjny, niezwykle ważne były rekwizyty. Największe wrażenie zrobiły cztery z nich: harley-davidson (udekorowany kryształami górskimi) Michała Wiśniewskiego z Ich Troje, postrzępiona sukienka Edyty Górniak (szczególnego znaczenia nabrała podczas wykonywania utworu "Dotyk"), złota suknia Violetty Villas wręczającej zespołowi Ich Troje nagrodę (równocześnie zadeklarowała, że chciałaby zaśpiewać razem z najpopularniejszym w Polsce zespołem) oraz peruka Justyny Majkowskiej, wokalistki Ich Troje (włożyła ją, żeby wyglądać bardziej sexy!).
Telewizja wykorzystała podczas tegorocznego festiwalu większość swoich gwiazd. I to niekoniecznie na co dzień zajmujących się rozrywką. Dziennikarzom "Wiadomości" - Jolancie Pieńkowskiej, Kamilowi Durczokowi i Waldemarowi Milewiczowi - czasem myliły się konwencje. Na przykład Kamil Durczok, ciężko doświadczany przez Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego z Samoobrony w programach "Forum", przeniósł na scenę konwencję tego programu i przyłożył konkurencyjnym "Faktom" - za to, że "Fakty" to nie zawsze fakty. Na to zareagował Tomasz Lis, szef "Faktów", proponując Durczokowi, by skupił się na karierze estradowej, skoro z dziennikarstwem ma kłopoty. Nerwy puściły też Michałowi Wiśniewskiemu, liderowi Ich Troje, który postanowił wyrównać porachunki z fotoreporterem Damianem Burzykowskim (zrobił mu zdjęcia i bez zgody opublikował w kilku pismach).
Telewizja wykorzystała także popularność aktorów z nadawanego w Jedynce serialu "Lokatorzy". Z ich rąk nagrodę odebrał Ryszard Rynkowski. Przewrotny Skiba (felietonista "Wprost"), przebrał się tym razem za kobietę i... miał parę propozycji od mężczyzn z widowni. Intrygującym pomysłem było również zaproszenie na scenę Iwony Guzowskiej, Grzegorza Skrzecza, Przemysława Salety i Krzysztofa Włodarczyka, czyli znanych sportowców, ktorzy często występują w programach telewizji publicznej.
Benefis Klossa
Tegoroczny festiwal przejdzie do historii, gdyż uhonorowano na nim piosenki telewizyjne, czyli melodie z najpopularniejszych seriali: "Czterdziestolatka". "Janosika", "Wojny domowej" czy "Stawki większej niż życie". Przez lata udawano, że są to piosenki zakazane (na przykład z powo-
du wymowy filmu - jak w wypadku "Czterech pancernych i psa") lub niegodne festiwalu. Tymczasem tematy z seriali okazały się niekwestionowanymi hitami, które przetrwały wszystkie mody. Kiedy na scenie pojawili się Kloss (Stanisław Mikulski) i Brunner (Emil Karewicz), widownia oszalała. Takiej popularności większość naszych piosenkarzy nigdy nie osiągnie.
Polskie elity mają z opolskim festiwalem problem. Publiczność traktują jak gawiedź i demonstracyjnie zatykają uszy, gdy nie ma na scenie ich faworytów, jakby od jakości prezentowanych piosenek zależało nasze być albo nie być w Europie. A przecież słynne San Remo albo Konkurs Eurowizji nie odbiegają poziomem od tego, co słyszymy w Opolu. Ba, wydają się nawet mniej zróżnicowane. Nie ma co lamentować! Należy się pogodzić z faktami.
Duch Osieckiej
Ze skarpy opolskiego amfiteatru na scenę spoglądała podczas festiwalu Agnieszka Osiecka. Odlany z brązu monument przedstawia poetkę z fragmentami tekstów jej piosenek. Do autorki "Małgośki" można się było przysiąść i zadumać, bo obok stało puste krzesło (po festiwalu pomnik ozdobi skwer w pobliżu Uniwersytetu Opolskiego). W podobny sposób już wkrótce zostanie uczczony Karol Musioł, twórca opolskiej imprezy. W 1963 r. legendarny "papa" przywitał premierową publiczność słowami "Witom wos, ciule, w Opolu!". Nie wiadomo, czy ta słynna kwestia zostanie wyryta na cokole.
Oznacza to, że widzowie otrzymali dokładnie to, czego chcieli. Festiwal popularnej piosenki to nie misterium, lecz program rozrywkowy. Przede wszystkim ma się podobać widzom, a nie krytykom i muzykologom. Tymczasem im więcej osób ogląda Opole, tym większe jest biadolenie nad jego poziomem. Zdegustowani krytycy zwykle dopiero po latach dostrzegają, że w nadodrzańskim amfiteatrze wylansowano przeboje, które śpiewa potem cała Polska. W tym roku nowe hity zespołu Ich Troje śpiewała z wokalistą cała publiczność - jak przed ćwierćwieczem potępione w czambuł "Kolorowe jarmarki" Janusza Laskowskiego.
Publiczność chce oglądać Budkę Suflera, Edytę Górniak, Beatę Kozidrak, Ryszarda Rynkowskiego, Wilki czy T.Love - i to właśnie otrzymała. Nie spodobało się to dziennikarzom muzycznym - od Marka Niedźwieckiego z Trójki, przez Roberta Leszczyńskiego z "Gazety Wyborczej", po Pawła Konopczyńskiego z Radia Zet. Marek Niedźwiecki z sentymentem wspomina festiwale z lat 80. i 90. i twierdzi, że współczesne Opole to już nie jest jego Opole. Cóż, sentymenty należy szanować. Czy jednak rzeczywiście w czymś był lepszy występujący wówczas zespół Bolter od Ich Troje? Profesjonalnie z pewnością nie. Idealizowanie przeszłości tylko dlatego, że wtedy na festiwalach pojawiali się Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta czy Irena Santor, wydaje się ryzykowne. Owszem, byli niepowtarzalni, ale świat nie stoi w miejscu.
Festiwal, czyli rozrywka
Opole to festiwal i tylko festiwal. Czyli także ważne wydarzenie towarzyskie. Tu po prostu wypada być i bywają także ci, którzy najbardziej nad poziomem festiwalu biadolą. W tym roku najważniejszym wydarzeniem towarzyskim była dziwna deklaracja Edyty Górniak, która podczas wykonywania przeboju "Jestem kobietą" powiedziała coś, co część zebranych zrozumiała jako zapowiedź rychłego macierzyństwa. A przecież prywatne życie Edyty Górniak interesuje miliony Polaków nie mniej niż jej piosenki (świadczy choćby o tym powodzenie, jakim cieszy się piosenkarka u wydawców kolorowych magazynów). Sprawy te zajmujące są tym bardziej w Opolu, bo gwiazda stąd pochodzi i tu nadal mieszkają jej mama i siostra (przyniosły jej do amfiteatru ulubione wiosenne kanapki).
Dawno minęły czasy, gdy rozdawane w amfiteatrze nagrody wywoływały ogólnonarodową dyskusję. Obecnie jest to zwyczajne "święto polskiej piosenki". Święto telewizyjne, bo trudno sobie dzisiaj wyobrazić rozrywkę bez telewizji. - Od strony produkcyjnej Opole przygotowane było na tip top. To była naprawdę rzecz na światowym poziomie, która musiała się podobać widzom. Pokazały to zresztą wysokie wyniki oglądalności - mówi Piotr Maćkowiak, zastępca dyrektora generalnego Sony Music Polska.
Festiwal telewizji
Skoro tegoroczny festiwal był telewizyjny, niezwykle ważne były rekwizyty. Największe wrażenie zrobiły cztery z nich: harley-davidson (udekorowany kryształami górskimi) Michała Wiśniewskiego z Ich Troje, postrzępiona sukienka Edyty Górniak (szczególnego znaczenia nabrała podczas wykonywania utworu "Dotyk"), złota suknia Violetty Villas wręczającej zespołowi Ich Troje nagrodę (równocześnie zadeklarowała, że chciałaby zaśpiewać razem z najpopularniejszym w Polsce zespołem) oraz peruka Justyny Majkowskiej, wokalistki Ich Troje (włożyła ją, żeby wyglądać bardziej sexy!).
Telewizja wykorzystała podczas tegorocznego festiwalu większość swoich gwiazd. I to niekoniecznie na co dzień zajmujących się rozrywką. Dziennikarzom "Wiadomości" - Jolancie Pieńkowskiej, Kamilowi Durczokowi i Waldemarowi Milewiczowi - czasem myliły się konwencje. Na przykład Kamil Durczok, ciężko doświadczany przez Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego z Samoobrony w programach "Forum", przeniósł na scenę konwencję tego programu i przyłożył konkurencyjnym "Faktom" - za to, że "Fakty" to nie zawsze fakty. Na to zareagował Tomasz Lis, szef "Faktów", proponując Durczokowi, by skupił się na karierze estradowej, skoro z dziennikarstwem ma kłopoty. Nerwy puściły też Michałowi Wiśniewskiemu, liderowi Ich Troje, który postanowił wyrównać porachunki z fotoreporterem Damianem Burzykowskim (zrobił mu zdjęcia i bez zgody opublikował w kilku pismach).
Telewizja wykorzystała także popularność aktorów z nadawanego w Jedynce serialu "Lokatorzy". Z ich rąk nagrodę odebrał Ryszard Rynkowski. Przewrotny Skiba (felietonista "Wprost"), przebrał się tym razem za kobietę i... miał parę propozycji od mężczyzn z widowni. Intrygującym pomysłem było również zaproszenie na scenę Iwony Guzowskiej, Grzegorza Skrzecza, Przemysława Salety i Krzysztofa Włodarczyka, czyli znanych sportowców, ktorzy często występują w programach telewizji publicznej.
Benefis Klossa
Tegoroczny festiwal przejdzie do historii, gdyż uhonorowano na nim piosenki telewizyjne, czyli melodie z najpopularniejszych seriali: "Czterdziestolatka". "Janosika", "Wojny domowej" czy "Stawki większej niż życie". Przez lata udawano, że są to piosenki zakazane (na przykład z powo-
du wymowy filmu - jak w wypadku "Czterech pancernych i psa") lub niegodne festiwalu. Tymczasem tematy z seriali okazały się niekwestionowanymi hitami, które przetrwały wszystkie mody. Kiedy na scenie pojawili się Kloss (Stanisław Mikulski) i Brunner (Emil Karewicz), widownia oszalała. Takiej popularności większość naszych piosenkarzy nigdy nie osiągnie.
Polskie elity mają z opolskim festiwalem problem. Publiczność traktują jak gawiedź i demonstracyjnie zatykają uszy, gdy nie ma na scenie ich faworytów, jakby od jakości prezentowanych piosenek zależało nasze być albo nie być w Europie. A przecież słynne San Remo albo Konkurs Eurowizji nie odbiegają poziomem od tego, co słyszymy w Opolu. Ba, wydają się nawet mniej zróżnicowane. Nie ma co lamentować! Należy się pogodzić z faktami.
Duch Osieckiej
Ze skarpy opolskiego amfiteatru na scenę spoglądała podczas festiwalu Agnieszka Osiecka. Odlany z brązu monument przedstawia poetkę z fragmentami tekstów jej piosenek. Do autorki "Małgośki" można się było przysiąść i zadumać, bo obok stało puste krzesło (po festiwalu pomnik ozdobi skwer w pobliżu Uniwersytetu Opolskiego). W podobny sposób już wkrótce zostanie uczczony Karol Musioł, twórca opolskiej imprezy. W 1963 r. legendarny "papa" przywitał premierową publiczność słowami "Witom wos, ciule, w Opolu!". Nie wiadomo, czy ta słynna kwestia zostanie wyryta na cokole.
Więcej możesz przeczytać w 23/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.