Wezwaniu do merytorycznych debat towarzyszy u nas brak umiejętności ich prowadzenia albo wręcz pozorowanie dyskusji
Oprócz praw istnieją obyczaje, których całość nazywamy często "kulturą". Dotyczy to także polityki, gdzie obok instytucji formalnych, takich jak prawo wyborcze, prawo o partiach politycznych czy regulamin Sejmu, mamy postawy i przekonania składające się na kulturę polityczną.
Owa kultura może być - i jest - bardzo różna w poszczególnych krajach. Jej ewolucja w Polsce nie zmierza, niestety, w dobrym kierunku. Dzisiaj chciałbym powiedzieć o kilku tego przejawach; po to, aby zasygnalizować problem w celu jego rozwiązania.
l Utrwala się pogląd, że demokracja ma charakter czysto konfrontacyjny, że zadaniem opozycji jest wyłącznie negowanie i przeszkadzanie tym, którzy w danym czasie sprawują władzę państwową. To przekonanie znajduje wyraz w często powtarzanym przez niektórych posłów powiedzeniu: "Zbójeckim prawem opozycji jest"... no właśnie - tylko blokować i oponować.
Tymczasem styl uprawiania opozycyjnej polityki w demokracji jest bardzo różny - od czystej agresji do daleko posuniętej współpracy. Dlaczego Polska ma zmierzać w kierunku najgorszych wzorców? Dlaczego nie przyjrzeć się na przykład Danii, gdzie rządząca koalicja razem z opozycją uchwalają nawet budżet. Taki konsensus w kwestii finansów publicznych wymaga oczywiście od elit politycznych daleko posuniętej zgodności poglądów na rolę finansów państwa. Doszło do tego w krajach Unii Europejskiej niezależnie od tego, czy rządzi lewica, czy prawica (te etykietki dawno zresztą straciły swój programowy sens). Wszędzie zmierza się do równoważenia budżetów; w niektórych państwach osiągnięto w finansach publicznych nadwyżkę. Deficyt fiskalny przestał być przejawem ekonomicznej cnoty, to jego zmniejszanie i równowagę budżetową uznaje się za normę.
Uznanie konfrontacji za wzorzec w stosunkach między opozycją a sprawującymi w danym okresie władzę państwową jest niebezpieczne, bo bez elementów współpracy nie da się w ogóle albo na czas rozwiązać ważnych dla społeczeństwa problemów. Potrzeba współpracy jest w krajach transformacji, do których należy Polska, dużo większa niż w rozwiniętych państwach OECD. W tych pierwszych jest dużo więcej do zrobienia niż w tych drugich.
l Utrwaleniu się konfrontacji jako normy w relacjach między opozycją a rządzącą koalicją towarzyszą zachowania i postawy, które z kolei upodabniają część rządzącej koalicji do opozycji.
A zatem nie tylko opozycja stała się bardziej konfrontacyjna, ale i koalicja stała się bardziej opozycyjna. To drugie wynika z osłabienia klubowej dyscypliny i - czasami - z braku elementarnej lojalności. Te niepokojące dla jakości rządzenia w państwie zjawiska uzasadnia się niekiedy doktryną suwerenności poszczególnych posłów. Żywo przypomina to tradycje liberum veto. Czy nasza współczesna kultura polityczna ma sięgać do takich wzorców?
l Zaostrzeniu konfrontacji w polityce towarzyszy również zdecydowane nasilenie propagandy klęski, szczególnie w kontrolowanych politycznie mediach i w debatach polityków. Składa się na to kilka wzmacniających się wzajemnie tendencji. Część dziennikarzy idzie na łatwiznę - koncentruje się na tym, co negatywne, nie zwracając uwagi na to, czy nie są to przypadkiem efekty uboczne pozytywnych przemian albo kłopoty, które mają swoje obiektywne przyczyny. Takie zachowanie nie wymaga głębszej wiedzy, a poza tym daje miłe poczucie, że gromi się "władzę" i broni przed nią ludzi.
Negatywne sygnały są także nadawane i potęgowane w mediach przez konfrontacyjnie nastawionych polityków. Ludzie częstowani dużymi dawkami czarnej propagandy są pytani przez rozmaite socjologiczne ośrodki o opinie i odczucia. Negatywne wyniki owych ankiet nagłaśnia się w mediach. To z kolei jest wzmacniane przez konfrontacyjnych polityków. W efekcie pogarsza się psychologiczny klimat życia w Polsce, a do obiegu publicznego przedostaje się duża dawka sygnałów, które deformują obraz rzeczywistości. Zarówno propaganda sukcesu, jak i propaganda klęski są rodzajem kłamstwa.
Problem polega również na tym, że propaganda klęski i jej psychospołeczne skutki są dogodnym pretekstem do wysuwania niezwykle groźnych w obecnych polskich warunkach propozycji: zwiększania wydatków publicznych i osłabiania tempa restrukturyzacji. Mamy tu więc do czynienia z elementami samospełniającego się proroctwa.
l Wezwaniu do merytorycznych debat towarzyszy nieumiejętność ich prowadzenia albo wręcz pozorowanie dyskusji.
Jeżeli debata ma pomagać w rozwiązywaniu problemów (tzn. przynosić sensowne propozycje, które bez niej by się nie pojawiły), to jej uczestnicy muszą mieć jasno sprecyzowany temat, trzymać się tego tematu, mieć przynajmniej odrobinę fachowej wiedzy, dążyć do zwycięstwa meritum, a nie do retorycznego sukcesu itp. Ideał takiej debaty dają nauki ścisłe. Nasza praktyka rażąco odbiega od tego ideału, choć niektórzy uczestnicy dyskusji mają naukowe tytuły. W wielu debatach mówi się na różne tematy naraz, a niektórzy mają wrażenie, że mówią na ten sam temat. Powtarzanie deklaracji dotyczących celów traktuje się niekiedy jako główny sposób realizacji tych celów, na przykład redukcji bezrobocia. Kryje się za tym albo brak fachowej wiedzy (która odnosi się do relacji między środkami a celami), albo ogromne zaufanie do potęgi (własnego) słowa. Nie można uprawiać polityki bez języka, ale rodzaj używanego języka powinien zależeć od celu. W debatach poświęconych poszukiwaniu rozwiązań określonych problemów, na przykład bezrobocia czy wzmacniania partii, język powinien być maksymalnie precyzyjny. W wystąpieniach zewnętrznych język powinien być z kolei nośny (ale nie kłamliwy), trafiający do potencjalnych wyborców. Dobór takiego języka wymaga pracy i fachowej debaty, w której należy się posługiwać językiem maksymalnie precyzyjnym i korzystać z fachowego doradztwa. Podstawowym nieporozumieniem w debatach jest brak zrozumienia celu, któremu mają one służyć.
Bywa jednak gorzej: cel deklarowany różni się rażąco od celu faktycznego. Mamy wtedy do czynienia z pozorowaniem fachowej, merytorycznej debaty. Celem deklarowanym jest zawsze rozwiązywanie określonych społecznych problemów, celem ukrytym (ale faktycznym) bywa walka z zewnętrznym lub wewnętrznym oponentem.
Wielkim społecznym celem jest w Polsce zwiększanie liczby miejsc pracy, co wymaga m.in. reformy kodeksu pracy. OPZZ odmówiło dyskusji na ten temat, zamiast tego jego reprezentacja okupowała Ministerstwo Pracy i cały czas domaga się debaty na temat bezrobocia w Sejmie. Czy chodzi o zmniejszenie bezrobocia, czy o walkę polityczną za pomocą bezrobocia?
Owa kultura może być - i jest - bardzo różna w poszczególnych krajach. Jej ewolucja w Polsce nie zmierza, niestety, w dobrym kierunku. Dzisiaj chciałbym powiedzieć o kilku tego przejawach; po to, aby zasygnalizować problem w celu jego rozwiązania.
l Utrwala się pogląd, że demokracja ma charakter czysto konfrontacyjny, że zadaniem opozycji jest wyłącznie negowanie i przeszkadzanie tym, którzy w danym czasie sprawują władzę państwową. To przekonanie znajduje wyraz w często powtarzanym przez niektórych posłów powiedzeniu: "Zbójeckim prawem opozycji jest"... no właśnie - tylko blokować i oponować.
Tymczasem styl uprawiania opozycyjnej polityki w demokracji jest bardzo różny - od czystej agresji do daleko posuniętej współpracy. Dlaczego Polska ma zmierzać w kierunku najgorszych wzorców? Dlaczego nie przyjrzeć się na przykład Danii, gdzie rządząca koalicja razem z opozycją uchwalają nawet budżet. Taki konsensus w kwestii finansów publicznych wymaga oczywiście od elit politycznych daleko posuniętej zgodności poglądów na rolę finansów państwa. Doszło do tego w krajach Unii Europejskiej niezależnie od tego, czy rządzi lewica, czy prawica (te etykietki dawno zresztą straciły swój programowy sens). Wszędzie zmierza się do równoważenia budżetów; w niektórych państwach osiągnięto w finansach publicznych nadwyżkę. Deficyt fiskalny przestał być przejawem ekonomicznej cnoty, to jego zmniejszanie i równowagę budżetową uznaje się za normę.
Uznanie konfrontacji za wzorzec w stosunkach między opozycją a sprawującymi w danym okresie władzę państwową jest niebezpieczne, bo bez elementów współpracy nie da się w ogóle albo na czas rozwiązać ważnych dla społeczeństwa problemów. Potrzeba współpracy jest w krajach transformacji, do których należy Polska, dużo większa niż w rozwiniętych państwach OECD. W tych pierwszych jest dużo więcej do zrobienia niż w tych drugich.
l Utrwaleniu się konfrontacji jako normy w relacjach między opozycją a rządzącą koalicją towarzyszą zachowania i postawy, które z kolei upodabniają część rządzącej koalicji do opozycji.
A zatem nie tylko opozycja stała się bardziej konfrontacyjna, ale i koalicja stała się bardziej opozycyjna. To drugie wynika z osłabienia klubowej dyscypliny i - czasami - z braku elementarnej lojalności. Te niepokojące dla jakości rządzenia w państwie zjawiska uzasadnia się niekiedy doktryną suwerenności poszczególnych posłów. Żywo przypomina to tradycje liberum veto. Czy nasza współczesna kultura polityczna ma sięgać do takich wzorców?
l Zaostrzeniu konfrontacji w polityce towarzyszy również zdecydowane nasilenie propagandy klęski, szczególnie w kontrolowanych politycznie mediach i w debatach polityków. Składa się na to kilka wzmacniających się wzajemnie tendencji. Część dziennikarzy idzie na łatwiznę - koncentruje się na tym, co negatywne, nie zwracając uwagi na to, czy nie są to przypadkiem efekty uboczne pozytywnych przemian albo kłopoty, które mają swoje obiektywne przyczyny. Takie zachowanie nie wymaga głębszej wiedzy, a poza tym daje miłe poczucie, że gromi się "władzę" i broni przed nią ludzi.
Negatywne sygnały są także nadawane i potęgowane w mediach przez konfrontacyjnie nastawionych polityków. Ludzie częstowani dużymi dawkami czarnej propagandy są pytani przez rozmaite socjologiczne ośrodki o opinie i odczucia. Negatywne wyniki owych ankiet nagłaśnia się w mediach. To z kolei jest wzmacniane przez konfrontacyjnych polityków. W efekcie pogarsza się psychologiczny klimat życia w Polsce, a do obiegu publicznego przedostaje się duża dawka sygnałów, które deformują obraz rzeczywistości. Zarówno propaganda sukcesu, jak i propaganda klęski są rodzajem kłamstwa.
Problem polega również na tym, że propaganda klęski i jej psychospołeczne skutki są dogodnym pretekstem do wysuwania niezwykle groźnych w obecnych polskich warunkach propozycji: zwiększania wydatków publicznych i osłabiania tempa restrukturyzacji. Mamy tu więc do czynienia z elementami samospełniającego się proroctwa.
l Wezwaniu do merytorycznych debat towarzyszy nieumiejętność ich prowadzenia albo wręcz pozorowanie dyskusji.
Jeżeli debata ma pomagać w rozwiązywaniu problemów (tzn. przynosić sensowne propozycje, które bez niej by się nie pojawiły), to jej uczestnicy muszą mieć jasno sprecyzowany temat, trzymać się tego tematu, mieć przynajmniej odrobinę fachowej wiedzy, dążyć do zwycięstwa meritum, a nie do retorycznego sukcesu itp. Ideał takiej debaty dają nauki ścisłe. Nasza praktyka rażąco odbiega od tego ideału, choć niektórzy uczestnicy dyskusji mają naukowe tytuły. W wielu debatach mówi się na różne tematy naraz, a niektórzy mają wrażenie, że mówią na ten sam temat. Powtarzanie deklaracji dotyczących celów traktuje się niekiedy jako główny sposób realizacji tych celów, na przykład redukcji bezrobocia. Kryje się za tym albo brak fachowej wiedzy (która odnosi się do relacji między środkami a celami), albo ogromne zaufanie do potęgi (własnego) słowa. Nie można uprawiać polityki bez języka, ale rodzaj używanego języka powinien zależeć od celu. W debatach poświęconych poszukiwaniu rozwiązań określonych problemów, na przykład bezrobocia czy wzmacniania partii, język powinien być maksymalnie precyzyjny. W wystąpieniach zewnętrznych język powinien być z kolei nośny (ale nie kłamliwy), trafiający do potencjalnych wyborców. Dobór takiego języka wymaga pracy i fachowej debaty, w której należy się posługiwać językiem maksymalnie precyzyjnym i korzystać z fachowego doradztwa. Podstawowym nieporozumieniem w debatach jest brak zrozumienia celu, któremu mają one służyć.
Bywa jednak gorzej: cel deklarowany różni się rażąco od celu faktycznego. Mamy wtedy do czynienia z pozorowaniem fachowej, merytorycznej debaty. Celem deklarowanym jest zawsze rozwiązywanie określonych społecznych problemów, celem ukrytym (ale faktycznym) bywa walka z zewnętrznym lub wewnętrznym oponentem.
Wielkim społecznym celem jest w Polsce zwiększanie liczby miejsc pracy, co wymaga m.in. reformy kodeksu pracy. OPZZ odmówiło dyskusji na ten temat, zamiast tego jego reprezentacja okupowała Ministerstwo Pracy i cały czas domaga się debaty na temat bezrobocia w Sejmie. Czy chodzi o zmniejszenie bezrobocia, czy o walkę polityczną za pomocą bezrobocia?
Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.