Akademia telewizyjna

Akademia telewizyjna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czego uczymy się z polskich telenowel
 

Polaków najlepiej uczyć przez rozrywkę - uważa Ilona Łepkowska, autorka scenariusza "Na dobre i na złe" i "M jak miłość". Nie myli się: właśnie przesycone dyskretnym dydaktyzmem seriale "Na dobre i na złe" czy "Klan", a nie któryś z czysto rozrywkowych tasiemców, są dziś najczęściej oglądanymi telenowelami. Pod tym względem polskie filmy wygrywają nawet z produkcjami amerykańskimi i latynoskimi.

Lek na całe zło
Postać sanitariusza Mareczka z "Na dobre i na złe" przekonuje, że recydywista może się stać porządnym człowiekiem. Ilona Łepkowska dostaje setki listów z podziękowaniami za wymyślenie postaci skruszonego kryminalisty. - Mareczek ma niezachwianą hierarchię wartości, rozróżnia dobro i zło, zależy mu na życiowej stabilizacji, a przede wszystkim nie pogodził się z rolą dewianta. Można go naśladować - mówi Jacek Kwieciński pracujący z więźniami w Zakładzie Karnym we Wronkach. Podkreśla, że niemal wszyscy jego podopieczni oglądają serial dzięki Mareczkowi. - On uosabia ich nadzieję "na dobre" - mówi Kwieciński.
Badanie USG płodu, dzięki któremu w serialu udaje się uratować życie córki Burs-kich, jeszcze do niedawna nie było w Polsce regułą. Badania tego typu zalecano najczęściej kobietom powyżej trzydziestego piątego roku życia. - Moje pacjentki, niezależnie od wieku i stanu zdrowia, coraz częściej same pytają o taką możliwość - mówi doktor Krzysztof Kucharski z warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka. Kucharski, który konsultował niektóre wątki serialu i pożyczał filmowcom sprzęt medyczny, twierdzi, że telenowele w nieoceniony sposób pomagają informować ludzi o metodach leczenia.
Wojciech Niżyński, pomysłodawca, scenarzysta i współproducent "Klanu", przyznaje, że składając projekt filmu w telewizji publicznej, świadomie połączył walor rozrywkowy z edukacyjnym. To dzięki postaci Władysława Lubicza Polacy dowiedzieli się, jakie są pierwsze objawy choroby Alzheimera. Doktor Tadeusz Parnowski, prezes Polskiej Fundacji Alzheimerowskiej, mówi, że w ostatnich trzech latach liczba starszych osób zgłaszających się do poradni psychiatrycznych i podejrzewających u siebie Alzheimera znacznie wzrosła. Według niego, dzięki nestorowi rodu Lubiczów ludzie w podeszłym wieku przestali się wstydzić chodzić do lekarza. To, że Polacy wiedzą więcej na temat choroby Alzheimera, mobilizuje lekarzy do szkoleń i większego zainteresowania problemami osób starszych.
Serial "Plebania" pokazuje zgubne skutki alkoholizmu i piętnuje przestępczość. Polsatowskie "Samo życie" uświadamia Polakom mechanizmy finansowych oszustw, a także przekazuje informacje o tym, jak się zachować wobec chorego na AIDS. - Telenowele stają się kagankiem oświaty, lekiem, formą odreagowania społecznego zła - mówi Marek Miller, członek rady programowej Polsatu, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.

"Nie" dla miłości homoseksualnej!
Twórcy i producenci popularnych telenowel zasypywani są prośbami i ofertami od firm, fundacji i stowarzyszeń. Chorzy i niepełnosprawni chcą, by któryś z bohaterów stał się taki jak oni, wierząc, że ludzie będą dla nich życzliwsi, bardziej tolerancyjni i ofiarni. Firmy proponują ogromne pieniądze za możliwość pokazania w filmie swoich produktów.
Producenci seriali zastrzegają, że dotychczas nie przyjęli żadnej komercyjnej propozycji. Producenci "Klanu" odrzucili podczas ostatniej kampanii wyborczej pomysł, by na ekranie wesprzeć jedną z partii. Kilka razy ulegli natomiast prośbom organizacji wspomagających chorych. W taki sposób pojawił się w filmie wątek choroby Alzheimera. Pewna polska firma farmaceutyczna namówiła też Niżyńskiego, by pokazać w filmie, jak kobiety mogą same badać piersi i wykrywać guzki we wczesnym stadium. Wojciech Niżyński twierdzi, że po emisji odcinków, w których pojawił się ten temat, poinformowano go, iż w jednym z województw południowo-wscho-dnich liczba badań profilaktycznych u kobiet wzrosła o 40 proc.
W polskich telenowelach nie pokazuje się drastycznych scen, choć mówi się o trudnych problemach, jak samobójstwa, molestowanie dzieci czy przestępczość zorganizowana. Bywa też, że kontrowersyjny problem nie pojawia się w scenariuszu, ponieważ protestują aktorzy. Ilona Łepkowska opowiada, że w serialu "M jak miłość" miał się pojawić wątek lesbijki. Aktorka, której zaproponowano rolę, nie zgodziła się jej zagrać, wolała się pożegnać z serialem. Tłumaczyła, że przy takiej popularności filmu zawsze już byłaby postrzegana jako osoba ze skłonnościami homoseksualnymi.

Na chybił trafił
Wydaje się jednak, że twórcy polskich telenowel niewiele wiedzą na temat gustów widzów seriali. Owszem, dostają listy i odbierają telefony, ale przyznają, że polegają głównie na własnej intuicji. Do tej pory nikt nie przeprowadził badań, które określiłyby, w jakich sytuacjach Polacy chcieliby oglądać ulubionych bohaterów, czego nie wiedzą i co warto im przekazać.
Tymczasem nad produkcją telenowel latynoamerykańskich pracuje często sztab specjalistów, którzy na podstawie szczegółowych badań określają, jakie wątki powinny się w serialu znaleźć, a jakich widzowie nie zaakceptują. Paweł Nowicki, producent emitowanego w Polsacie serialu "Samo życie", przez dwanaście lat produkował telenowele w Kolumbii. Badania fokusowe dotyczące serialu odbywały się tam dwa razy w tygodniu. Psychologowie i socjologowie spotykali się z grupą kilkudziesięciu osób. Dzięki badaniom producenci znali stosunek widzów do nowych wątków, wiedzieli, co ich interesuje, a czego nie rozumieją.

Śmierć niewolnicy Isaury
W Polsce latynoskie telenowele z kretesem przegrały w konkurencji z rodzimymi serialami. Telewizja publiczna nie nadaje żadnego południowoamerykańskiego serialu, a podobne produkcje w stacjach komercyjnych pokazywane są w pasmach mniej atrakcyjnych niż polskie filmy. Sukces telenoweli w rodzaju "Niewolnicy Isaury" czy "Esmeraldy" wydaje się dziś mało prawdopodobny.
W ostatnich kilku latach polskim twórcom udało się połączyć uwielbiane przez widzów cechy latynoskiej telenoweli (wielkie namiętności, skomplikowane intrygi) z fabułą dobrze osadzoną w rodzimej rzeczywistości. W naszych serialach wnętrza są kolorowe, schludne i nowoczes-ne, losy bohaterów wystarczająco pogmatwane. Polacy wiedzą, że świat oglądany na ekranie jest nieco nierzeczywisty, ale w pełni utożsamiają się z pokazywanymi na uładzonym tle wątkami społecznymi, wziętymi wprost z ich życia.


ILONA ŁEPKOWSKA
scenarzystka
Tworzenie scenariusza serialu to niemal zawsze praca zespołowa. Przy pisaniu kolejnych odcinków "M jak miłość" współpracuję z trzema osobami. Pierwszy etap to wymyślenie schematu wydarzeń. Tworzę tzw. drabinkę - określam układ scen, miejsca, w jakich się rozgrywają, i postacie, jakie w nich występują. Zarys odcinka przekazuję jednemu ze współscenarzystów, który ma mniej więcej pięć dni na napisanie szczegółowego planu każdej sceny i wypełniających ją dialogów. Tekst wraca do mnie i po ewentualnych poprawkach wędruje do redakcji w TVP. Każdy odcinek to około dziesięciu dni naszej wspólnej pracy, choć zwykle przez dwa tygodnie pracujemy jednocześnie nad trzema odcinkami.
Wyobraźnia autora scenariusza jest ograniczona pewnymi ramami. Znam budżet filmu i wiem, że każdy napisany przez nas odcinek musi się w nim zmieś-cić. Zdarzają się także nieprzewidziane wydarzenia, do których musimy dostosować dramaturgię filmu, jak choćby - w wypadku serialu "M jak miłość" - ciąża Dominiki Ostałowskiej. Bywa też, że aktor grający w założeniu pozytywną rolę nie wzbudza zaufania widzów - wtedy trzeba znaleźć sposób, by wyeliminować go ze scenariusza albo zmienić go w czarny charakter.

MAREK KREUTZ
scenarzysta
Na początku pracy nad serialem "Samo życie" oprócz scenarzystów zatrudnionych było kilku dokumentalistów, którzy zdobywali informacje dotyczące planowanych wątków, miejsc akcji, bohaterów - tak, by wydarzenia w filmie były jak najbardziej wiarygodne. Liczba scenarzystów i to, w jaki sposób dzielą się pracą, zależy od częstotliwości emisji. Począwszy od jesieni "Samo życie" będzie emitowane na antenie Polsatu pięć dni w tygodniu, więc już teraz osiem osób pracuje nad scenariuszem. W ciągu dwóch, trzech dni piszemy od czterech do ośmiu "drabinek", czyli schematów poszczególnych odcinków, i przez następne dwa dni wypełniamy je treścią i dialogami.
Tworzenie scenariusza wymaga konsultacji kilku specjalistów. Na stałe doradzają nam prawnik, policjant i lekarz. Naszymi konsultantami były także osoby zarażone wirusem HIV, nauczyciel homoseksualista, bokserzy i ich trenerzy. Większość czasu spędzamy, pisząc scenariusze w domu, a dwa dni w tygodniu pracujemy wspólnie w siedzibie producenta serialu "Samo życie". Polsat nie wymaga, by konsultować na bieżąco wątki pojawiające się w serialu. Jedynie co pewien czas na naradach z producentem wyznaczane są kierunki, w jakich powinien zmierzać serial.
Więcej możesz przeczytać w 24/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.