Naszej reprezentacji zabrakło odwagi trenerów
Japońsko-koreański mundial to prawdziwa wojna. Wojna "rezerwistów". Na boiskach dominują drużyny zdecydowane na twardą i nieustępliwą walkę. Dzięki sile, wytrzymałości i szybkości potrafią one dorównać ekipom, które wierzyły, że sukces zapewnią im wielkie gwiazdy. Tym razem to nie one błyszczą najjaśniej. Najlepsi są właśnie "rezerwiści", a więc piłkarze, którzy w minionych miesiącach grzali ławki rezerwowych lub leczyli kontuzje.
Wystarczy przywołać kilka przykładów. Hiszpański napastnik Fernando Morientes długo borykał się z różnego rodzaju dolegliwościami i nie miał szans, by się wykazać w Realu Madryt. Irlandzki snajper Robbie Keane nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w Interze Mediolan i musiał wracać w rodzinne strony. Japończyk Junichi Inamoto ani razu nie zagrał w lidze angielskiej w barwach Arsenalu. Koreański rozgrywający Jung Hwan Ahn też wiele nie pograł we włoskiej Perugii. A jednak to oni potrafili się zmobilizować. Tak jak wystawieni na mecz z USA nasi obrońcy: Arkadiusz Głowacki i Jacek Zieliński.
Futbol i nacjonalizm
Fala nacjonalizmu towarzysząca azjatyckiemu mundialowi nie ma chyba precedensu w historii mistrzostw świata. Na flagach i nagich torsach koreańskich kibiców dominują hasła w stylu "Korea fighting". To szok dla Europejczyków. Wprawdzie Koreańczycy tłumaczą, że chodzi tylko o zagrzewanie do boju narodowej drużyny, ale obcokrajowcom takie hasła nie kojarzą się z tradycyjnym, serdecznym powitaniem w Korei. Raczej spodziewają się, że czeka ich bezpardonowy bój.
Nie inaczej jest w Japonii. Tamtejsi kibice twierdzą, że futbol jest dla nich namiastką wojny. Budziło to obawy głównie przy okazji meczu z Rosją, z którą Japończycy mają zadawnione porachunki i nie podpisany traktat pokojowy. Europa również oszalała. W Anglii sprzedano już ponad 30 mln flag narodowych, a w Irlandii ludzie przychodzą do pracy w zielonych krawatach i z symbolami narodowymi na piersiach.
Orłów cień
Polacy wybrali się na mundial, nie do końca chyba zdając sobie sprawę, co ich czeka. Zostali przytłoczeni wrzawą na stadionie w Pusan podczas meczu z Koreą. Wpadli w panikę, zamiast podjąć walkę. I było tak już aż do końca spotkania z Portugalią, które zadecydowało o ich porażce w turnieju. To trudne do wytłumaczenia. Tym bardziej że wojna "rezerwistów" powinna sprzyjać naszym piłkarzom. Przecież siła i wola walki miały być naszym głównym atutem. W dwóch pierwszych meczach - nie były. Zbyt późno zdecydowano się na zmiany w podstawowym składzie. Selekcjoner nie podjął na przykład ryzyka i nie posadził na ławce kapitana drużyny Tomasza Wałdocha, wyraźnie znajdujacego się w kiepskiej formie. Sądzę, że naszej reprezentacji zabrakło właśnie przede wszystkim wyczucia i odwagi trenerów.
Nie tylko Polska poległa w mundialowej wojnie. Odpadły Francja i Argentyna - uważane za najlepsze drużyny świata, przed mistrzostwami w ciemno typowane na faworytów. Gwiazdy tych zespołów, które mają już w tym sezonie po 60 meczów w nogach, nie były w stanie podjąć walki. Nie miały na to siły. Uległy teoretycznie słabszym rywalom, którym nie brakowało motywacji, by pokazać światu, że są w stanie pobić potęgi. Z wielkich faworytów na placu boju po fazie eliminacyjnej została jeszcze Brazylia. Canarinhos mieli jednak łatwych przeciwników. Doświadczenia innych naszpikowanych gwiazdami drużyn muszą jednak być dla nich ostrzeżeniem.
Wystarczy przywołać kilka przykładów. Hiszpański napastnik Fernando Morientes długo borykał się z różnego rodzaju dolegliwościami i nie miał szans, by się wykazać w Realu Madryt. Irlandzki snajper Robbie Keane nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w Interze Mediolan i musiał wracać w rodzinne strony. Japończyk Junichi Inamoto ani razu nie zagrał w lidze angielskiej w barwach Arsenalu. Koreański rozgrywający Jung Hwan Ahn też wiele nie pograł we włoskiej Perugii. A jednak to oni potrafili się zmobilizować. Tak jak wystawieni na mecz z USA nasi obrońcy: Arkadiusz Głowacki i Jacek Zieliński.
Futbol i nacjonalizm
Fala nacjonalizmu towarzysząca azjatyckiemu mundialowi nie ma chyba precedensu w historii mistrzostw świata. Na flagach i nagich torsach koreańskich kibiców dominują hasła w stylu "Korea fighting". To szok dla Europejczyków. Wprawdzie Koreańczycy tłumaczą, że chodzi tylko o zagrzewanie do boju narodowej drużyny, ale obcokrajowcom takie hasła nie kojarzą się z tradycyjnym, serdecznym powitaniem w Korei. Raczej spodziewają się, że czeka ich bezpardonowy bój.
Nie inaczej jest w Japonii. Tamtejsi kibice twierdzą, że futbol jest dla nich namiastką wojny. Budziło to obawy głównie przy okazji meczu z Rosją, z którą Japończycy mają zadawnione porachunki i nie podpisany traktat pokojowy. Europa również oszalała. W Anglii sprzedano już ponad 30 mln flag narodowych, a w Irlandii ludzie przychodzą do pracy w zielonych krawatach i z symbolami narodowymi na piersiach.
Orłów cień
Polacy wybrali się na mundial, nie do końca chyba zdając sobie sprawę, co ich czeka. Zostali przytłoczeni wrzawą na stadionie w Pusan podczas meczu z Koreą. Wpadli w panikę, zamiast podjąć walkę. I było tak już aż do końca spotkania z Portugalią, które zadecydowało o ich porażce w turnieju. To trudne do wytłumaczenia. Tym bardziej że wojna "rezerwistów" powinna sprzyjać naszym piłkarzom. Przecież siła i wola walki miały być naszym głównym atutem. W dwóch pierwszych meczach - nie były. Zbyt późno zdecydowano się na zmiany w podstawowym składzie. Selekcjoner nie podjął na przykład ryzyka i nie posadził na ławce kapitana drużyny Tomasza Wałdocha, wyraźnie znajdujacego się w kiepskiej formie. Sądzę, że naszej reprezentacji zabrakło właśnie przede wszystkim wyczucia i odwagi trenerów.
Nie tylko Polska poległa w mundialowej wojnie. Odpadły Francja i Argentyna - uważane za najlepsze drużyny świata, przed mistrzostwami w ciemno typowane na faworytów. Gwiazdy tych zespołów, które mają już w tym sezonie po 60 meczów w nogach, nie były w stanie podjąć walki. Nie miały na to siły. Uległy teoretycznie słabszym rywalom, którym nie brakowało motywacji, by pokazać światu, że są w stanie pobić potęgi. Z wielkich faworytów na placu boju po fazie eliminacyjnej została jeszcze Brazylia. Canarinhos mieli jednak łatwych przeciwników. Doświadczenia innych naszpikowanych gwiazdami drużyn muszą jednak być dla nich ostrzeżeniem.
Wprost z mundialu |
---|
Kat Pauleta Portugalski napastnik Pedro Pauleta jest trzecim w historii piłkarzem, który zdołał w czasie mundialu strzelić trzy bramki reprezentacji Polski. 16 lat temu w czasie mistrzostw świata w Meksyku "katem" biało-czerwonych okazał się angielski snajper Gary Lineker. Pierwszym, któremu udał się hat trick w spotkaniu z Polakami, był Brazylijczyk Leonidas. Dokonał tego w 1938 r. we Francji. Canarinhos wygrali wówczas 6:5. Ucieczka lwów W niecodzienny sposób zareagowali na porażkę z Niemcami i odpadnięcie z mundialu piłkarze Kamerunu. 15 zawodników z liczącej 23 osoby kadry "nieposkromionych lwów", jak nazywa się kameruńską drużynę, zdecydowało się wyjechać z Japonii na własną rękę. Załatwili wszystkie formalności w hotelu Grand w Hamamatsu, który był ich bazą w czasie mistrzostw świata, i zorganizowali sobie podróż do Paryża, przez Nagoję i Tokio, nie czekając na resztę ekipy. Niemiecki trener Kameruńczyków Winfried Schäfer starał się bronić uciekinierów. - Próbuję sobie to tłumaczyć faktem, że bardzo stęsknili się za rodzinami i chcieli wcześniej udać się na urlop z najbliższymi - powiedział dziennikarzom Schäfer. Sławne Tychy Flagi polskich kibiców można było zauważyć na koreańskich stadionach nie tylko w trakcie występów biało-czerwonych. Na centralnych sektorach widowni wisiały one również między innymi podczas meczów Francja - Urugwaj, Słowenia - RPA czy Francja - Dania. Największe i najbardziej rzucające się w oczy były flagi z wielkimi napisami "Tychy", na niektórych meczach było ich kilka. To nie pierwszy wypadek takiej promocji tego śląskiego miasta. Po tegorocznym finałowym konkursie o Puchar Świata w skokach narciarskich w Planicy Adam Małysz i Sven Hannawald wymienili się narodowymi flagami w geście pojednania. Gdy niemiecki as rozwinął polską flagę, widzowie również ujrzeli na niej napis "Tychy". |
Więcej możesz przeczytać w 25/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.