Z głową

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby Bessea skazano na śmierć, nie musielibyśmy wracać do pytań o znaczenie takich pojęć, jak "sprawiedliwość" czy "resocjalizacja"
I co tu z takim zrobić? Trzydzieści lat temu odpowiedź była jasna: zgilotynować. Gdyby Fran˜ois Bessea spotkał ten niemiły los wtedy, gdy skazano go na śmierć, mielibyśmy święty spokój i nie musielibyśmy wracać do pytań o rzeczywiste znaczenie i rolę takich pojęć, jak "kara", "sprawiedliwość", "nadzieja", "przyszłość" czy "resocjalizacja". Nie ścięliśmy facetowi łepetyny i teraz mamy za swoje: używa jej, by nas przekonać, że bandytą można być przez pewien czas, a potem już zupełnie nie. Właśnie dlatego musimy sobie teraz łamać głowy nad pytaniem, co zrobić z człowiekiem, który kiedyś był uosobieniem bandytyzmu, obecnie już nie chce być choćby zwykłym kieszonkowcem, a mimo to musimy go trzymać w więzieniu.
Fran˜ois Besse dokonał w latach 1976-1978 - wspólnie z ówczesnym wrogiem publicznym nr 1, Jacquesem Mesrinem, zastrzelonym później przez policję - napadów z bronią w ręku na banki, kasyno i skład broni, a raz wzięli przy tej okazji zakładników. Wsławiał się też kilkakrotnymi ucieczkami z aresztów i więzień we Francji, Włoszech i Hiszpanii. Nigdy jednak nikogo nie zabił ani nie zranił. Za te czyny dostał kilka zaocznych wyroków. Jednym z nich była nawet kara śmierci. Pozostałe to dożywocie. Besse ukrywał się przez 11 lat. Ma teraz ośmioletnią córkę, na której wspomnienie oczy mu wilgotnieją. Twierdzi, że ma też trzydziestodwuletniego syna, ale ten nie wie, czyim jest dzieckiem, bo jego matce kazał o sobie zapomnieć, gdyby skazano go w procesie, podczas którego była w ciąży (a dostał wtedy 7 lat więzienia). Utrzymuje, że skazano go wówczas za czyny, których nie popełnił. Właśnie ta sprawa wyzwoliła w nim bunt przeciwko społeczeństwu. Uciekł z więzienia i przyłączył się do tzw. marginesu społecznego.
Bessea pojmano w 1994 r. w Maroku i od tej pory nie próbował już uciekać. Zdobył w więzieniu zawód inżyniera dźwięku i zaczął studiować filozofię. Obecnie stanął przed sądem, bo po skazaniu zaocznie ma prawo do nowego procesu, w którym będzie uczestniczył. Po 25 latach przed trybunałem pojawiło się wielu świadków i ekspertów. I okazało się, że wszyscy są w jakimś stopniu tą rozprawą zakłopotani. Przesłuchania Bessea przez sąd przypominały raczej dyskusję o sensie życia, do której czyny przestępcze zaplątały się jako wygodna - bo jaskrawa - ilustracja niektórych problemów. Besse niczego się nie wypierał. Równocześnie wszyscy mieli wrażenie, że mowa jest o kimś zupełnie innym, kogo nie ma na sali rozpraw i kogo nikt nie jest w stanie skojarzyć z oskarżonym - tak bardzo ten drugi człowiek od niego się różni.
Świadkowie powiadają, że nie są pewni, czy Besse miał przy sobie broń. Zakładniczka mówi nieśmiało, że nie zrobił jej niczego złego poza uprowadzeniem. Psychiatra zaczyna od tego, że podczas badań podsądny wzbudził w nim sympatię. Ma to istotne znaczenie w wypadku oceny osobowości oskarżonego i rokowań w sprawie jego przyszłości. Socjopaci nie są w stanie wzbudzać sympatii u swych rozmówców. Dyrektor jednego z więzień, gdzie przebywał Besse, stwierdza, że miał do czynienia z tysiącami złoczyńców, którzy próbowali go na setki sposobów nabrać lub nim manipulować. Rozpoznaje to na kilometr. Nie może jednak żadną miarą wywołać w sobie poczucia, że Besse go nabiera. Zadaje głośno pytanie, czy już nie dość zapłacił, ukrywając się przed pościgiem i spędzając wiele lat w więzieniu.
Co z takim zrobić? Wiadomo, że mamy do czynienia z człowiekiem inteligentnym, który z najwyższą przejrzystością przeanalizował swą przeszłość i uznał, że popełnił straszliwe błędy. Już dawno przestał używać swojej inteligencji w celach przestępczych i ma ambicje bez zastrzeżeń akceptowane społecznie. Wiadomo jednak również, że za popełnione przezeń czyny kodeks przewiduje wyroki sięgające dożywocia. Teoretycznie najbliższy możliwy termin uwolnienia Bessea to rok 2019, co być może zaspokoiłoby społeczną potrzebę odwetu i kary. Czy jednak kara nie ma przynosić także resocjalizacji? A czy w oskarżonym nazwiskiem Besse coś jeszcze wymaga resocjalizacji? I czy odwet nie uderza bardziej w jego córkę? W obecnym stanie rzeczy wygląda to tak, jakby wzięto kogokolwiek z nas - pochłoniętych sprawami zawodowymi i rodzinnymi - i kazano bez żadnego sensu siedzieć w więzieniu, nie określając nawet celu, jakiemu ma to służyć. Sąd miał zadanie trudne, ale fascynujące. Rozwiązał je 12 czerwca, orzekając najniższą możliwą karę - 8 lat więzienia. Besse może w tej sytuacji liczyć na warunkowe zwolnienie w 2007 r. Rzadko się zdarza, by wszyscy odebrali karę jako symbol pojednania, ale tym razem tak się stało.
Pozostaje jeszcze natarczywe pytanie dodatkowe za trzy grosze: czy należało ongiś, zgodnie z wyrokiem, ściąć Besseowi głowę?
Więcej możesz przeczytać w 25/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.