Kilkaset polskich dzieci uratowały 80 lat temu władze Japonii
Podczas lipcowej wizyty w Polsce cesarz Japonii Akihito spotka się z żyjącymi jeszczePolakami, których 80 lat temu Japończycy wywieźli z Syberii. Losem małych polskich uchodźców zainteresowały się wówczas japońskie władze, w tym cesarzowa Sadako, babka cesarza Akihito.
W grudniu 1919 r. na tereny Zabajkala, krajów Amurskiego i Przymorskiego oraz do Mandżurii z głębi Syberii zaczęli ściągać uchodźcy uciekający przed bolszewikami. Większość z nich poruszała się wzdłuż linii kolei transsyberyjskiej. Wśród uchodźców znajdowało się wielu Polaków: rodziny zesłańców, emigrantów zarobkowych, a także ci, którzy trafili na Syberię wskutek zawieruchy wojennej i rewolucyjnej. Warunki ewakuacji były tak trudne, że do celu dotarli tylko nieliczni.
W lipcu 1920 r. kierowany przez Annę Bielkiewicz i Józefa Jakóbkiewicza Polski Komitet Ratunkowy (PKR) we Władywostoku ewakuował ze wschodniej Syberii - dzięki pomocy japońskich władz 56 polskich sierot oraz dzieci z ubogich rodzin. Do końca sierpnia 1922 r. z tamtejszego portu wyekspediowano osiem grup małych repatriantów - łącznie prawie osiemset osób. Pierwszy etap podróży każdego z transportów kończył się w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Japońskie władze i opinia publiczna dowiedziały się o położeniu polskich dzieci dzięki Annie Bielkiewicz, która w czerwcu 1920 r. udała się do Tokio, by w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zabiegać o pomoc.
Znak przyjaźni
Tylko Japończycy byli w stanie zapewnić realną pomoc, bowiem w połowie 1920 r. Japonia była ostatnim z koalicji krajów, które dwa lata wcześniej przysłały na Syberię swoje oddziały ekspedycyjne, aby wspomagać siły walczące z bolszewikami. Akcję pomocy ułatwiało to, że w miejscach stacjonowania oddziałów cesarskiej armii działały także placówki japońskiego Czerwonego Krzyża. Oprócz ówczes-nego szefa japońskiego MSZ Uchidy Kôsai w ratowanie polskich dzieciom zaangażowali się m.in. minister sił lądowych Tanaka Giichi, minister marynarki Katô Tomosaburô oraz prezes japońskiego Czerwonego Krzyża Ishiguro Tadanori.
Pomoc polskim dzieciom traktowano w Japonii jako gest przyjaźni wobec II RP, nawiązującej właśnie oficjalne stosunki dyplomatyczne z Krajem Kwitnącej Wiśni. Nie bez znaczenia była też sympatia i popularność, jaką Polacy cieszyli się wśród Japończyków ze względu na swą tradycyjnie antyrosyjską postawę. Stronie japońskiej przyświecał też inny cel. Po wycofaniu z Syberii ostatnich zachodnich oddziałów ekspedycyjnych Japończycy, dążący do rozszerzenia swych wpływów na rosyjskim dalekim wschodzie, działali w izolacji. Wyprowadzenia ich wojsk domagali się bowiem zarówno bolszewicy, jak i niedawni sprzymierzeńcy Amerykanie, zaniepokojeni ewentualnym wzrostem japońskich wpływów w regionie. Udział w ewakuacji polskich dzieci usprawiedliwiał do pewnego stopnia japońską obecność na Syberii, przydając jej jednocześnie cech operacji humanitarnej.
Polskie Fukudenkai
Władze Japonii nakazały wszystkim działającym na Syberii urzędom i komendanturom wojskowym włączenie się w akcję pomocy polskim dzieciom. We Władywostoku ewakuację nadzorował naczelnik tamtejszej misji wojskowej oraz miejscowy konsul. W działania na rzecz repatriantów zaangażował się nawet dwór cesarski, który do pomocy skierował szambelana cesarzowej Sadako, Moriego Takeshiego. Dla małych repatriantów przygotowano sierociniec Fukudenkai, położony w tokijskiej dzielnicy Azabu.
Wielką niespodzianką dla przybyszów było powitanie zgotowane im w porcie Tsuruga, gdzie docierały kolejne transporty z Władywostoku. Po zejściu na ląd każde dziecko obdarowywano prezentami i słodyczami. "Wszystkiego dawali nam bardzo dużo - pisała jedna z ewakuo-wanych dziewczynek - tak że nawet nie chcieliśmy jeść i rozrzucaliśmy po kątach". Aklimatyzacja dzieci w sierocińcu Fukudenkai przebiegała nadspodziewanie szybko. Podczas gdy polscy opiekunowie organizowali swoim podopiecznym lekcje czytania, pisania i matematyki, gospodarze wypełniali młodym gościom czas wolny wycieczkami. Zdziwienie dzieci, szczególnie starszych, wywoływał fakt, iż podróżowały w wagonach pasażerskich pierwszej klasy. Dotychczas bowiem kolej kojarzyła im się raczej z topornymi "tiepłuszkami" - rosyjskimi wagonami towarowymi przystosowanymi do przewozu ludzi.
Gest cesarzowej
Pobyt dzieci w tokijskim sierocińcu urozmaicały wizyty przedstawicieli organizacji charytatywnych, buddyjskich mnichów oraz dziennikarzy. Najważniejszą wizytę w ośrodku złożyła cesarzowa Sadako, która spotkała się z uchodźcami 6 kwietnia 1921 r. Monarchini odstąpiła wówczas od obowiązującego ceremoniału: zgodnie z tradycją cesarzowa nie rozmawiała podczas grupowych audiencji z przedstawianymi jej osobami, w dodatku powinny się one znajdować w znacznym oddaleniu od niej (30-40 metrów). W Fukudenkai stało się inaczej. Gdy dzieci pochyliły się w ukłonie przed Sadako, ta dała znak, by podeszły bliżej. Następnie zaczęła rozmowę z Anną Bielkiewicz, a potem zażyczyła sobie, by pokazano jej najmłodsze dzieci przebywające w sierocińcu. Ten spontaniczny gest szeroko potem komentowano na dworze.
Druga ojczyzna
Kraj Kwitnącej Wiśni stanowił tylko jeden z etapów rozpoczętej we Władywostoku akcji repatriacyjnej. Po odzyskaniu sił dzieci udawały się w dalszą drogę. Te, które przywieziono do Japonii w latach 1920-1921, odesłane zostały na japońskich statkach do Stanów Zjednoczonych, gdzie dzięki staraniom Józefa Jakóbkiewicza zaopiekowała się nimi tamtejsza Polonia. Z USA większość dzieci powróciła do kraju na przełomie lutego i marca 1922 r. Nieco inaczej potoczyły się losy małych Polaków przywiezionych do Japonii w sierpniu 1922 r. W przeciwieństwie do swych poprzedników nie trafiły do sierocińca Fukudenkai, lecz do przygotowanego specjalnie dla nich punktu repatriacyjno-opiekuńczego w Osace. Już we wrześniu odżywione i wyleczone dzieci wysłano drogą morską do Polski.
Japoński epizod stał się dla uratowanych jednym z najważniejszych doświadczeń w ich życiu. Toteż większość z nich, będąc już dorosłymi ludźmi, otwarcie manifestowała swoje przywiązanie do Japonii, określając ją mianem "drugiej ojczyzny". Sama historia ich ewakuacji kłóci się zaś z utrwalonym w okresie II wojny światowej stereotypem chłodnego i fanatycznego Japończyka.
W grudniu 1919 r. na tereny Zabajkala, krajów Amurskiego i Przymorskiego oraz do Mandżurii z głębi Syberii zaczęli ściągać uchodźcy uciekający przed bolszewikami. Większość z nich poruszała się wzdłuż linii kolei transsyberyjskiej. Wśród uchodźców znajdowało się wielu Polaków: rodziny zesłańców, emigrantów zarobkowych, a także ci, którzy trafili na Syberię wskutek zawieruchy wojennej i rewolucyjnej. Warunki ewakuacji były tak trudne, że do celu dotarli tylko nieliczni.
W lipcu 1920 r. kierowany przez Annę Bielkiewicz i Józefa Jakóbkiewicza Polski Komitet Ratunkowy (PKR) we Władywostoku ewakuował ze wschodniej Syberii - dzięki pomocy japońskich władz 56 polskich sierot oraz dzieci z ubogich rodzin. Do końca sierpnia 1922 r. z tamtejszego portu wyekspediowano osiem grup małych repatriantów - łącznie prawie osiemset osób. Pierwszy etap podróży każdego z transportów kończył się w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Japońskie władze i opinia publiczna dowiedziały się o położeniu polskich dzieci dzięki Annie Bielkiewicz, która w czerwcu 1920 r. udała się do Tokio, by w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zabiegać o pomoc.
Znak przyjaźni
Tylko Japończycy byli w stanie zapewnić realną pomoc, bowiem w połowie 1920 r. Japonia była ostatnim z koalicji krajów, które dwa lata wcześniej przysłały na Syberię swoje oddziały ekspedycyjne, aby wspomagać siły walczące z bolszewikami. Akcję pomocy ułatwiało to, że w miejscach stacjonowania oddziałów cesarskiej armii działały także placówki japońskiego Czerwonego Krzyża. Oprócz ówczes-nego szefa japońskiego MSZ Uchidy Kôsai w ratowanie polskich dzieciom zaangażowali się m.in. minister sił lądowych Tanaka Giichi, minister marynarki Katô Tomosaburô oraz prezes japońskiego Czerwonego Krzyża Ishiguro Tadanori.
Pomoc polskim dzieciom traktowano w Japonii jako gest przyjaźni wobec II RP, nawiązującej właśnie oficjalne stosunki dyplomatyczne z Krajem Kwitnącej Wiśni. Nie bez znaczenia była też sympatia i popularność, jaką Polacy cieszyli się wśród Japończyków ze względu na swą tradycyjnie antyrosyjską postawę. Stronie japońskiej przyświecał też inny cel. Po wycofaniu z Syberii ostatnich zachodnich oddziałów ekspedycyjnych Japończycy, dążący do rozszerzenia swych wpływów na rosyjskim dalekim wschodzie, działali w izolacji. Wyprowadzenia ich wojsk domagali się bowiem zarówno bolszewicy, jak i niedawni sprzymierzeńcy Amerykanie, zaniepokojeni ewentualnym wzrostem japońskich wpływów w regionie. Udział w ewakuacji polskich dzieci usprawiedliwiał do pewnego stopnia japońską obecność na Syberii, przydając jej jednocześnie cech operacji humanitarnej.
Polskie Fukudenkai
Władze Japonii nakazały wszystkim działającym na Syberii urzędom i komendanturom wojskowym włączenie się w akcję pomocy polskim dzieciom. We Władywostoku ewakuację nadzorował naczelnik tamtejszej misji wojskowej oraz miejscowy konsul. W działania na rzecz repatriantów zaangażował się nawet dwór cesarski, który do pomocy skierował szambelana cesarzowej Sadako, Moriego Takeshiego. Dla małych repatriantów przygotowano sierociniec Fukudenkai, położony w tokijskiej dzielnicy Azabu.
Wielką niespodzianką dla przybyszów było powitanie zgotowane im w porcie Tsuruga, gdzie docierały kolejne transporty z Władywostoku. Po zejściu na ląd każde dziecko obdarowywano prezentami i słodyczami. "Wszystkiego dawali nam bardzo dużo - pisała jedna z ewakuo-wanych dziewczynek - tak że nawet nie chcieliśmy jeść i rozrzucaliśmy po kątach". Aklimatyzacja dzieci w sierocińcu Fukudenkai przebiegała nadspodziewanie szybko. Podczas gdy polscy opiekunowie organizowali swoim podopiecznym lekcje czytania, pisania i matematyki, gospodarze wypełniali młodym gościom czas wolny wycieczkami. Zdziwienie dzieci, szczególnie starszych, wywoływał fakt, iż podróżowały w wagonach pasażerskich pierwszej klasy. Dotychczas bowiem kolej kojarzyła im się raczej z topornymi "tiepłuszkami" - rosyjskimi wagonami towarowymi przystosowanymi do przewozu ludzi.
Gest cesarzowej
Pobyt dzieci w tokijskim sierocińcu urozmaicały wizyty przedstawicieli organizacji charytatywnych, buddyjskich mnichów oraz dziennikarzy. Najważniejszą wizytę w ośrodku złożyła cesarzowa Sadako, która spotkała się z uchodźcami 6 kwietnia 1921 r. Monarchini odstąpiła wówczas od obowiązującego ceremoniału: zgodnie z tradycją cesarzowa nie rozmawiała podczas grupowych audiencji z przedstawianymi jej osobami, w dodatku powinny się one znajdować w znacznym oddaleniu od niej (30-40 metrów). W Fukudenkai stało się inaczej. Gdy dzieci pochyliły się w ukłonie przed Sadako, ta dała znak, by podeszły bliżej. Następnie zaczęła rozmowę z Anną Bielkiewicz, a potem zażyczyła sobie, by pokazano jej najmłodsze dzieci przebywające w sierocińcu. Ten spontaniczny gest szeroko potem komentowano na dworze.
Druga ojczyzna
Kraj Kwitnącej Wiśni stanowił tylko jeden z etapów rozpoczętej we Władywostoku akcji repatriacyjnej. Po odzyskaniu sił dzieci udawały się w dalszą drogę. Te, które przywieziono do Japonii w latach 1920-1921, odesłane zostały na japońskich statkach do Stanów Zjednoczonych, gdzie dzięki staraniom Józefa Jakóbkiewicza zaopiekowała się nimi tamtejsza Polonia. Z USA większość dzieci powróciła do kraju na przełomie lutego i marca 1922 r. Nieco inaczej potoczyły się losy małych Polaków przywiezionych do Japonii w sierpniu 1922 r. W przeciwieństwie do swych poprzedników nie trafiły do sierocińca Fukudenkai, lecz do przygotowanego specjalnie dla nich punktu repatriacyjno-opiekuńczego w Osace. Już we wrześniu odżywione i wyleczone dzieci wysłano drogą morską do Polski.
Japoński epizod stał się dla uratowanych jednym z najważniejszych doświadczeń w ich życiu. Toteż większość z nich, będąc już dorosłymi ludźmi, otwarcie manifestowała swoje przywiązanie do Japonii, określając ją mianem "drugiej ojczyzny". Sama historia ich ewakuacji kłóci się zaś z utrwalonym w okresie II wojny światowej stereotypem chłodnego i fanatycznego Japończyka.
Związek Młodzieży z Dalekiego Wschodu Został stworzony w 1929 r. przez osoby wywodzące się ze środowiska byłych "dzieci syberyjskich". Organizacja skupiała ponad 600 członków. Od 1938 r. wydawała miesięcznik "Młody Sybirak" (później "Echo z Dalekiego Wschodu"). Związek starał się propagować historię i kulturę Japonii. Przy współpracy przebywających w Polsce dyplomatów japońskich organizowano prelekcje, wystawy oraz projekcje filmowe poświęcone Krajowi Kwitnącej Wiśni. Dzięki wsparciu finansowemu strony japońskiej odbywały się również tradycyjne bale japońskie: wiosenny i jesienny. Działalność związku przerwał wybuch wojny. |
Japończycy na Syberii W styczniu 1918 r. japońskie okręty wpłynęły do portu we Władywostoku. W ciągu kilkunastu następnych miesięcy wojska cesarskie zapuściły się w głąb Syberii aż po jezioro Bajkał. Początkowo japońska akcja stanowiła element zbrojnej interwencji podjętej przez kraje ententy przeciwko bolszewikom, którzy w Brześciu podpisali separatystyczny pokój z Niemcami i wyprowadzili Rosję z wojny, zdradzając zachodnich sojuszników. Po zakończeniu I wojny światowej i wycofaniu się innych aliantów z Rosji Japończycy walczyli już tylko o utrwalenie swoich wpływów we wschodniej Syberii. Pod naporem Armii Czerwonej opuścili Władywostok w listopadzie 1922 r. (AD) |
Więcej możesz przeczytać w 27/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.