Droga rozwoju Zachodu ominęła tak ważne etapy ewolucji myśli ludzkiej jak zupa szczawiowa czy makowiec
Piszę dziś w imieniu własnym i kol. Jacka Pałasińskiego, który - szybując wdzięcznie jak pszczółka i uciekając się do nowoczesnej metody zapylania w postaci generowania impulsów poczty elektronicznej - przeniósł pyłek z pręcików w Rzymie na słupek w Paryżu i obecnie z tego słupka wyrasta owoc coraz bardziej przypominający felieton.
Uprzejmie prosimy z kol. Pałasińskim, żeby niniejsza publikacja została potraktowana jako list otwarty do kol. kol. Piotra Bikonta i Roberta Makłowicza. My, dwaj Polacy odżywiający się za granicą, zwracamy się do Was, dwóch Polaków konsumujących w Polsce. Mamy sobie wiele do powiedzenia, zwłaszcza po Waszej wymianie zdań zatytułowanej "W kadzi zjełczałego masła" (nr 23). Jeśli odebraliście nasze sformułowanie "mamy sobie wiele do powiedzenia" jako brzmiące groźnie, to macie rację. Taka właśnie była nasza intencja. Uderzyliście w nasze tęsknoty, depczecie nasze marzenia, to teraz drżyjcie przed naszym gniewem.
Zjełczałe masło, powiadacie? "Nasi mleczarze nie potrafią, bo nie chcą, zrobić sera (?) ani uczciwego masła"? Nie sposób przejść do porządku nad spojrzeniem tak jednostronnym. Nie oczekujcie przyzwolenia na poniewieranie najtkliwszych patriotycznych uczuć Polaków rozsianych po całym świecie, gotowych oddać tonę mozzarelli lub camemberta za kilka okruchów twarogu.
A zatem masło w Polsce jest, Waszym zdaniem, generalnie niedobre? Brzydko pachnie? Smakuje nie tak, jak trzeba? Ktoś dodaje zjełczałego do świeżego? Być może. Ale czy nie rozumiecie, że to dla Waszego dobra? Czy nie słyszeliście, że spożycie masła należy ograniczać, bo w przeciwnym razie tłuszcz pęcznieje, a cholesterol szaleje? Mleczarze wiedzą, że kusząc obywateli świeżym masełkiem, wiodą naród na zgubę. Czyż przy obecnym stanie wiedzy medycznej może być uczciwsze - ba! - szlachetniejsze masło niż zjełczałe, odpychające i wzbudzające mdłości? Sami nie wiecie, co posiadacie. U nas żądza zysku zniszczyła już wszystko. Nikt i nic nas nie zniechęca do jedzenia masła. Ładujemy w siebie całe kostki, a potem jeszcze musimy pić wino, żeby to wszystko rozpuścić. Nikt tu nie potrafi produkować maseł kardiologicznie przyjaznych, jak u Was.
Nikt tu nie potrafi produkować także innych rzeczy, których wasze zaklejone zjełczałym masłem oczy w ogóle nie dostrzegają. Nie zrozumiecie więc nigdy dumy, jaka nas ogarnia, kiedy sięgamy w Polsce po jogurt jagodowy marki Danone i stwierdzamy, że jest on lepszy niż we Francji. Nie zdołacie też docenić poświęcenia setek ludzi, którzy wspomagają rodziny na Zachodzie, nabywając stosy paczek twarogu, najlepiej w opakowaniach próżniowych, które można bezpiecznie wieźć trzydzieści godzin autobusem z Białegostoku do Paryża. Potem ten twaróg umieszcza się z czcią w zamrażarce, żeby móc go partiami rozmrażać i co pewien czas wprawiać się w stan ekstazy, używając go do sporządzania pierogów leniwych, pierogów ruskich lub pierogów z serem, czyli form wysublimowanego rozpasania konsumpcyjnego, nie znanych Zachodowi. Droga rozwoju Zachodu ominęła na przykład tak ważne etapy ewolucji myśli ludzkiej jak zupa szczawiowa czy makowiec. To dlatego niektórzy mają wrażenie, że Zachód nie jest doskonały, i zakładają partie rewolucyjne.
Musimy jednak przyznać, drodzy Panowie, że pryncypialną ocenę Waszych zdegenerowanych postaw moralnych i rozbijackiej działalności politycznej komplikuje nam Wasza następna wymiana zdań ("Chleb nasz powszedni", nr 24). Nie można wykluczyć, że nasz odpór zacznie łagodnie przechodzić w przypór, tak jak po odpływie następuje przypływ. Polskę trudno zrozumieć, ale jest taka kochana! Z Wami jest podobnie. Jeszcze czai się malkontenctwo ("kiedyś nasze pieczywo było lepsze"). Jeszcze propagujecie błędy rzeczowe ("rogal francuski z makiem" - he, he, Francuzi na razie czasami nieśmiało posypują makiem bagietki, ale generalnie umierają ze strachu, że to narkotyk). Widać jednak, że w głębi duszy wierzycie, iż polskie pieczywo (nie mówiąc o litewskim!) nadal jest niezrównane. I tu dajemy Wam stanowczy przypór, łącząc się z Wami w nadziei na spotkanie przy "polskim chlebie, omączonym od spodu, chrupiącym i błyszczącym z wierzchu, pszenno-żytnim, wyrośniętym, na prawdziwym zakwasie". Najlepiej ze smalcem i skwarkami na wierzchu, choć to - zdaje się - kardiologicznie jeszcze gorsze niż masło. Można się martwić tym, czego nie ma, albo cieszyć się tym, co się już ma. Sami chcielibyśmy wiedzieć, co zdrowsze.
Uprzejmie prosimy z kol. Pałasińskim, żeby niniejsza publikacja została potraktowana jako list otwarty do kol. kol. Piotra Bikonta i Roberta Makłowicza. My, dwaj Polacy odżywiający się za granicą, zwracamy się do Was, dwóch Polaków konsumujących w Polsce. Mamy sobie wiele do powiedzenia, zwłaszcza po Waszej wymianie zdań zatytułowanej "W kadzi zjełczałego masła" (nr 23). Jeśli odebraliście nasze sformułowanie "mamy sobie wiele do powiedzenia" jako brzmiące groźnie, to macie rację. Taka właśnie była nasza intencja. Uderzyliście w nasze tęsknoty, depczecie nasze marzenia, to teraz drżyjcie przed naszym gniewem.
Zjełczałe masło, powiadacie? "Nasi mleczarze nie potrafią, bo nie chcą, zrobić sera (?) ani uczciwego masła"? Nie sposób przejść do porządku nad spojrzeniem tak jednostronnym. Nie oczekujcie przyzwolenia na poniewieranie najtkliwszych patriotycznych uczuć Polaków rozsianych po całym świecie, gotowych oddać tonę mozzarelli lub camemberta za kilka okruchów twarogu.
A zatem masło w Polsce jest, Waszym zdaniem, generalnie niedobre? Brzydko pachnie? Smakuje nie tak, jak trzeba? Ktoś dodaje zjełczałego do świeżego? Być może. Ale czy nie rozumiecie, że to dla Waszego dobra? Czy nie słyszeliście, że spożycie masła należy ograniczać, bo w przeciwnym razie tłuszcz pęcznieje, a cholesterol szaleje? Mleczarze wiedzą, że kusząc obywateli świeżym masełkiem, wiodą naród na zgubę. Czyż przy obecnym stanie wiedzy medycznej może być uczciwsze - ba! - szlachetniejsze masło niż zjełczałe, odpychające i wzbudzające mdłości? Sami nie wiecie, co posiadacie. U nas żądza zysku zniszczyła już wszystko. Nikt i nic nas nie zniechęca do jedzenia masła. Ładujemy w siebie całe kostki, a potem jeszcze musimy pić wino, żeby to wszystko rozpuścić. Nikt tu nie potrafi produkować maseł kardiologicznie przyjaznych, jak u Was.
Nikt tu nie potrafi produkować także innych rzeczy, których wasze zaklejone zjełczałym masłem oczy w ogóle nie dostrzegają. Nie zrozumiecie więc nigdy dumy, jaka nas ogarnia, kiedy sięgamy w Polsce po jogurt jagodowy marki Danone i stwierdzamy, że jest on lepszy niż we Francji. Nie zdołacie też docenić poświęcenia setek ludzi, którzy wspomagają rodziny na Zachodzie, nabywając stosy paczek twarogu, najlepiej w opakowaniach próżniowych, które można bezpiecznie wieźć trzydzieści godzin autobusem z Białegostoku do Paryża. Potem ten twaróg umieszcza się z czcią w zamrażarce, żeby móc go partiami rozmrażać i co pewien czas wprawiać się w stan ekstazy, używając go do sporządzania pierogów leniwych, pierogów ruskich lub pierogów z serem, czyli form wysublimowanego rozpasania konsumpcyjnego, nie znanych Zachodowi. Droga rozwoju Zachodu ominęła na przykład tak ważne etapy ewolucji myśli ludzkiej jak zupa szczawiowa czy makowiec. To dlatego niektórzy mają wrażenie, że Zachód nie jest doskonały, i zakładają partie rewolucyjne.
Musimy jednak przyznać, drodzy Panowie, że pryncypialną ocenę Waszych zdegenerowanych postaw moralnych i rozbijackiej działalności politycznej komplikuje nam Wasza następna wymiana zdań ("Chleb nasz powszedni", nr 24). Nie można wykluczyć, że nasz odpór zacznie łagodnie przechodzić w przypór, tak jak po odpływie następuje przypływ. Polskę trudno zrozumieć, ale jest taka kochana! Z Wami jest podobnie. Jeszcze czai się malkontenctwo ("kiedyś nasze pieczywo było lepsze"). Jeszcze propagujecie błędy rzeczowe ("rogal francuski z makiem" - he, he, Francuzi na razie czasami nieśmiało posypują makiem bagietki, ale generalnie umierają ze strachu, że to narkotyk). Widać jednak, że w głębi duszy wierzycie, iż polskie pieczywo (nie mówiąc o litewskim!) nadal jest niezrównane. I tu dajemy Wam stanowczy przypór, łącząc się z Wami w nadziei na spotkanie przy "polskim chlebie, omączonym od spodu, chrupiącym i błyszczącym z wierzchu, pszenno-żytnim, wyrośniętym, na prawdziwym zakwasie". Najlepiej ze smalcem i skwarkami na wierzchu, choć to - zdaje się - kardiologicznie jeszcze gorsze niż masło. Można się martwić tym, czego nie ma, albo cieszyć się tym, co się już ma. Sami chcielibyśmy wiedzieć, co zdrowsze.
Więcej możesz przeczytać w 27/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.