Mamy wciąż nowe pomysły i żądzę zwycięstwa, której zaczyna brakować zachodnim menedżerom
Nie mamy kompleksów, możemy walczyć z najlepszymi - przekonuje w swoim londyńskim biurze Jacek Siwek, dbający o wizerunek tytoniowego potentata British American Tobacco na Starym Kontynencie" - czytam w tekście "Taternicy w Himalajach". To krzepiące. Pytanie tylko, ilu mamy taterników wśród himalaistów światowego biznesu? Kilku, kilkunastu? Załóżmy optymistycznie, że kilkunastu - kilkunastu spośród kilkunastu milionów czynnych zawodowo rodaków. To już, biorąc pod uwagę proporcje, mniej krzepiące. Wróćmy więc może na razie na niziny ziemi ojczystej.
"Po krótkim okresie ogromnego zapału obywatele wschodniej Europy zapadli na śpiączkę. Wierzą w nadejście mitycznych lepszych czasów, ale nie mają najmniejszej ochoty wyjść im naprzeciw. Liczą na pomoc mitycznego państwa, ale zapominają bądź nie chcą wiedzieć, że państwo może płacić za ich mrzonki tylko z ich kieszeni" - oceniał niedawno Thomas Riccardo, znawca gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej, analityk giełdowy z Nowego Jorku. No, z tą "śpiączką" to może jednak lekka przesada, czego dowodem choćby wybujały temperament Polek (vide: "Seksmisja 2002"), który nie pozwala się zbyt długo wysypiać Polakom. Rozumiem jednak, że szczytowanie to nie to samo, co szczyty społecznej aktywności. Czy nowy zarządca finansów publicznych będzie w stanie tę społeczną aktywność wyzwolić, podjąć swego rodzaju grę wstępną z podatnikami, z satysfakcjonującym obie strony finałem?
Znanemu z niegdysiejszych permanentnych bojów z NBP i pewnej nerwowości Grzegorzowi Kołodce ośmielam się polecić lekturę pomieszczonej w tym numerze rozmowy z Williamem J. McDonoughem, prezesem Banku Rezerwy Federalnej. "Kiedy ktoś mnie pyta, co zrobić, aby przyspieszyć wzrost gospodarczy, odpowiadam - uelastycznić rynek pracy. Tak postąpiła Irlandia i dlatego stała się europejskim tygrysem (...). Owszem, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę monetarną. Polityka wszakże sama z siebie procesu wzrostu gospodarczego nie uruchomi" - powiada McDonought. Dla tak wybitnego ekonomisty, jakim jest Grzegorz Kołodko (vide: JEGO strona internetowa), wniosek z tej rozmowy wydaje się chyba oczywisty: trzeba się kierować głową, a nie stopami.
"Rośniesz i dotykasz głową sufitu. To najważniejszy moment w życiu. Albo spasujesz i zdasz się na łaskę odważniejszych, choć często głupszych - czyli przegrasz - albo rozwalisz sufit i pójdziesz w górę po drabinie bez końca. To tylko kwestia pokonania lęku wysokości" - napisał na kilka miesięcy przed śmiercią w 1992 r. Sam Walton, naonczas najbogatszy człowiek świata (28 mld USD). Te słowa dedykuję dla odmiany prawie dwóm milionom młodych Polaków, którzy rozważają możliwość podjęcia pracy za darmo w zamian za szansę rozpoczęcia kariery zawodowej (vide: "Urodzeni za późno"). "Musimy zejść z ceny. Takie czasy" - tłumaczy jedna z bohaterek artykułu. Błędny wniosek - czasy nie mają nic do rzeczy. Wniosek właściwy - trzeba pokonać lęk wysokości.
Więcej możesz przeczytać w 28/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.