Rozmowa z WILLIAMEM J. McDONOUGHEM, prezesem Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku
"Wprost": Co sprawia, że PKB Stanów Zjednoczonych powiększa się w tempie 6 proc. rocznie, a Europy i Japonii zaledwie o mniej więcej 1 proc.?
William J. McDonough: To przede wszystkim kwestia wydajności pracy. Wzrost wydajności w przemyśle europejskim był co prawda podobny do amerykańskiego, ale usługi pozostały znacznie w tyle. Dlaczego? Bo przemysł europejski konkuruje z nami, z Japonią, Koreą Płd. Dlatego musi obniżać swoje koszty. Usługi natomiast nie podlegają wymianie i konkurencji zagranicznej, bo sprzedaje się je na rynku lokalnym. Gdy zabrakło przymusu ekonomicznego, przy silnej ochronie pracowników, wydajność nie rosła. Kiedy ktoś pyta mnie, co zrobić, aby przyspieszyć wzrost gospodarczy, odpowiadam - uelastycznić rynek pracy. Tak postąpiła Irlandia i dlatego stała się europejskim tygrysem.
- W Polsce rząd częściej jednak podnosi kwestię polityki monetarnej, stóp procentowych.
- Polityka monetarna jest bardzo ważna, ale tworzy ona tylko podstawy rozwoju gospodarczego. Owszem, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę monetarną, wiodącą do stabilności cen i chroniącą przed inflacją. Polityka wszakże sama z siebie procesu wzrostu gospodarczego nie uruchomi.
- Ale przecież stopy procentowe są w USA najniższe od czterdziestu lat i - zdaniem wielu obserwatorów - to właśnie Fed obniżkami stóp pobudził gospodarkę.
- Niskie stopy procentowe oczywiście pomagają, ale przecież Fed nie zawsze stopy obniżał. Nigdy też nie byliśmy zwolennikami obniżania stóp za wszelką cenę. Trzeba działać z głową! Zawsze najpierw dążyliśmy do stabilizacji cen i zabezpieczaliśmy się przed inflacją, a dopiero potem redukowaliśmy stopy. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bowiem w drugiej połowie lat 90. zaczęto prowadzić odpowiedzialną politykę fiskalną. Dzięki temu śmielej mogliśmy sobie poczynać w sferze polityki monetarnej.
- Czy nie nazbyt śmiało? Ekonomiści z amerykańskiego "komitetu cieni" przestrzegają przed przegrzaniem gospodarki, nawrotem inflacji i nawołują do podwyższenia stóp.
- Jeżeli ktoś uważa, że jest za gorąco, powinien lżej się ubrać i wziąć zimny prysznic. A mówiąc poważnie - nie podzielam tych obaw. Wszystkie wskaźniki dotyczące optymizmu inwestorów i konsumentów wskazują na mocne podstawy obecnego ożywienia. Nie widzę także wskaźników zapowiadających wzrost inflacji.
- Skoro jest tak dobrze, to może banki centralne w ogóle są niepotrzebne? Może najlepiej byłoby urynkowić politykę monetarną i zrezygnować z oddziaływania władzy na stopy procentowe?
- Doświadczenie uczy, że kontrolowanie wysokości stóp jest potrzebne. Często zresztą wystarcza sama świadomość, że w razie czego bank centralny może wkroczyć do akcji. W istocie do likwidacji banku centralnego zmierza także krytyka wspomnianego "komitetu cieni’, tyle tylko, że oni chcieliby zastąpić go nie przez rynek, ale przez komputer. Chcą mechanicznie, po matematycznej analizie wybranych przez siebie wskaźników, zmieniać stopy. Niestety, nie ma jednego algorytmu, który odzwierciedlałby wiernie sytuację na rynku. Dlatego niezależność banku centralnego trzeba chronić. Każdy zamach na niezależność banku szkodzi polityce monetarnej i zmniejsza zaufanie zagranicy.
William J. McDonough: To przede wszystkim kwestia wydajności pracy. Wzrost wydajności w przemyśle europejskim był co prawda podobny do amerykańskiego, ale usługi pozostały znacznie w tyle. Dlaczego? Bo przemysł europejski konkuruje z nami, z Japonią, Koreą Płd. Dlatego musi obniżać swoje koszty. Usługi natomiast nie podlegają wymianie i konkurencji zagranicznej, bo sprzedaje się je na rynku lokalnym. Gdy zabrakło przymusu ekonomicznego, przy silnej ochronie pracowników, wydajność nie rosła. Kiedy ktoś pyta mnie, co zrobić, aby przyspieszyć wzrost gospodarczy, odpowiadam - uelastycznić rynek pracy. Tak postąpiła Irlandia i dlatego stała się europejskim tygrysem.
- W Polsce rząd częściej jednak podnosi kwestię polityki monetarnej, stóp procentowych.
- Polityka monetarna jest bardzo ważna, ale tworzy ona tylko podstawy rozwoju gospodarczego. Owszem, trzeba prowadzić odpowiedzialną politykę monetarną, wiodącą do stabilności cen i chroniącą przed inflacją. Polityka wszakże sama z siebie procesu wzrostu gospodarczego nie uruchomi.
- Ale przecież stopy procentowe są w USA najniższe od czterdziestu lat i - zdaniem wielu obserwatorów - to właśnie Fed obniżkami stóp pobudził gospodarkę.
- Niskie stopy procentowe oczywiście pomagają, ale przecież Fed nie zawsze stopy obniżał. Nigdy też nie byliśmy zwolennikami obniżania stóp za wszelką cenę. Trzeba działać z głową! Zawsze najpierw dążyliśmy do stabilizacji cen i zabezpieczaliśmy się przed inflacją, a dopiero potem redukowaliśmy stopy. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bowiem w drugiej połowie lat 90. zaczęto prowadzić odpowiedzialną politykę fiskalną. Dzięki temu śmielej mogliśmy sobie poczynać w sferze polityki monetarnej.
- Czy nie nazbyt śmiało? Ekonomiści z amerykańskiego "komitetu cieni" przestrzegają przed przegrzaniem gospodarki, nawrotem inflacji i nawołują do podwyższenia stóp.
- Jeżeli ktoś uważa, że jest za gorąco, powinien lżej się ubrać i wziąć zimny prysznic. A mówiąc poważnie - nie podzielam tych obaw. Wszystkie wskaźniki dotyczące optymizmu inwestorów i konsumentów wskazują na mocne podstawy obecnego ożywienia. Nie widzę także wskaźników zapowiadających wzrost inflacji.
- Skoro jest tak dobrze, to może banki centralne w ogóle są niepotrzebne? Może najlepiej byłoby urynkowić politykę monetarną i zrezygnować z oddziaływania władzy na stopy procentowe?
- Doświadczenie uczy, że kontrolowanie wysokości stóp jest potrzebne. Często zresztą wystarcza sama świadomość, że w razie czego bank centralny może wkroczyć do akcji. W istocie do likwidacji banku centralnego zmierza także krytyka wspomnianego "komitetu cieni’, tyle tylko, że oni chcieliby zastąpić go nie przez rynek, ale przez komputer. Chcą mechanicznie, po matematycznej analizie wybranych przez siebie wskaźników, zmieniać stopy. Niestety, nie ma jednego algorytmu, który odzwierciedlałby wiernie sytuację na rynku. Dlatego niezależność banku centralnego trzeba chronić. Każdy zamach na niezależność banku szkodzi polityce monetarnej i zmniejsza zaufanie zagranicy.
- William J. McDonough
W latach 1956-1961 pracował w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych, a w latach 1961-1967 - w Departamencie Stanu USA. Przed podjęciem pracy w nowojorskim Banku Rezerwy Federalnej był doradcą licznych instytucji krajowych i międzynarodowych. Przez dwadzieścia lat pracował w First Chicago Corp. i należącym do tego holdingu banku. Był tam wiceprezesem zarządu i dyrektorem spółki. Jest też członkiem zarządu Filharmonii Nowojorskiej, Stowarzyszenia Polityki Zagranicznej, Rady ds. Stosunków Międzynarodowych oraz Carnegie Corporation w Nowym Jorku, a także członkiem Komisji Trójstronnej i Grupy Trzydziestu.
Strażnik Ameryki System Rezerwy Federalnej (Fed) jest bankiem centralnym Ameryki powołanym do życia decyzją Kongresu w 1913 r. Jest to niezależne ciało sprawujące kontrolę nad polityką monetarną kraju. Rada Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej składa się z siedmiu członków mianowanych przez prezydenta USA i zatwierdzanych przez Senat na czternaście lat. Tak długa kadencja ma chronić Fed przed naciskami politycznymi. Ponadto, aby odpolitycznić bank centralny, a przynajmniej uniemożliwić jednemu prezydentowi obsadzenie banku swoimi ludźmi na wiele lat, kadencje gubernatorów nie wygasają w tym samym czasie. Od 1987 r. bankowi przewodzi Alan Greenspan, nominowany już czterokrotnie przez trzech kolejnych prezydentów USA. Podstawowym narzędziem, jakim dysponuje bank centralny, jest stopa dyskontowa, za pomocą której Fed pośrednio kontroluje podaż pieniądza i cenę kredytu, a więc procenty, które Amerykanie płacą za pożyczki. |
Więcej możesz przeczytać w 28/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.