Dlaczego dzieci zabijają z byle powodu
Zabijmy ich!" - "Ale z jakiego powodu?" - "Jak ich zabijemy, to się zastanowimy dlaczego! W końcu, co to takiego zabić kogoś?" - taki dialog prowadzą nastoletni bohaterowie australijskiego filmu "Romper Stomper". - Jakby na mnie nie kablował, toby żył - powiedziała policji osiemnastoletnia Beata, która kilka dni temu w Poznaniu wraz z kolegą zamordowała swojego sześcioletniego brata. Kiedy wspólnik miał wątpliwości, czy poderżnąć dziecku gardło, Beata tłumaczyła: "Mały jest wredny, to żadna strata". "Dzieci zabijają z taką łatwością, jakby nie chodziło o ludzi, ale o zepsute manekiny. Problemów nie rozwiązują rozmową, pójściem na kompromis, lecz wyeliminowaniem niewygodnego przeciwnika - jak w grach komputerowych czy filmach. Najbardziej przerażająca jest błahość powodów zabijania: drobna sprzeczka, odmowa pożyczki niewielkiej sumy, zawstydzenie przed rówieśnikami" - napisał dwa lata temu prof. Tadeusz Hanausek, kryminolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W Bytomiu szesnastoletni Mateusz został zabity przez rówieśnika tylko dlatego, że nie ustąpił mu miejsca przy kawiarnianym stoliku. Dwóch piętnastolatków zamordowało w Gliwicach czternastoletniego Michała Staszewskiego, bo "nie chciał pożyczyć wiatrówki". W Rakowcu dwóch czternastolatków zabiło bezdomnego mężczyznę, "bo śmierdział i chrapał". W Rudzie Śląskiej piętnastolatek zamordował bestialsko osiemnastoletnią Marzenę, dziewczynę swojego kolegi, bo go denerwowała.
Wyuczona agresja
Dlaczego nastolatki z taką łatwością zabijają nie tylko rówieśników, ale także na przykład własnych rodziców - jak trzy miesiące temu w Żorach, gdzie sześcioro rodzeństwa zamordowało ojca? Psychiatrzy łączą łatwość zabijania z "syndromem wyuczonej agresji". - Dzieci uczą się agresji, bo zapewnia im ona uznanie w grupie i dobrą pozycję przetargową w rodzinie. Ci, którzy nie są agresywni, stają się ofiarami. Dzieci patrzą, z jaką agresją odnoszą się do siebie ich rodzice, ile agresji i przemocy jest w szkole, na ulicy, w polityce czy telewizji. Skoro siła i przemoc są skutecznym argumentem w rozstrzyganiu sporów dorosłych, dzieci postępują tak samo - tłumaczy Magda Małkiewicz-Borkowska, psycholog z Centrum Edukacji i Doradztwa Psychologicznego w Warszawie. Śmierć jest często ubocznym efektem "wyuczonej agresji" - zdarza się tak, jak kontuzje sportowcom. Refleksja przychodzi za późno albo nie ma jej wcale, bo zabicie kogoś nie jest szokiem dla osoby, która często stosuje przemoc lub jest jej ofiarą.
- Przerażające jest to, że zabójcy są coraz młodsi, coraz bardziej okrutni i wyrachowani - mówi inspektor Krystyna Kalicka z Zespołu ds. Nieletnich Komendy Głównej Policji. Wystarczy, że ktoś w grupie rówieśników podsunie pomysł zabójstwa, żeby znaleźli się ochotnicy chętni do sprawdzenia, "jak to jest zabić człowieka". Kilka lat temu dwie czternastolatki z Wrocławia zabiły swoją koleżankę właśnie dlatego, żeby sprawdzić, "jak to jest zabić człowieka".
Co trzeci młodociany przestępca pochodzi z tak zwanego dobrego domu - wynika z raportu opracowanego przez Komendę Główną Policji. - U dzieci z normalnych rodzin występują takie same reakcje jak u dzieci z rodzin patologicznych. Odczuwają potrzebę uznania, mają lęk przed brakiem akceptacji, łatwo się frustrują i wpadają w gniew - mówi dr Janusz Heitzman z Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W odróżnieniu od dorosłych morderców dzieci zazwyczaj działają w grupach, bo to rozmywa odpowiedzialność i daje poczucie pewności siebie. Grupa jest dla nich zastępczą, "lepszą" rodziną. - Kiedy odkrywają, że rodzice, mówiąc "nie kłam", sami nagminnie kłamią, dla tych dzieci autorytetem i oparciem staje się przywódca podwórkowego gangu - tłumaczy dr Janusz Heitzman, który badał przestępczość nieletnich.
Gra w trupa
Młodych bohaterów "Urodzonych morderców" Olivera Stonea kolejne zabójstwa nie przerażają, lecz nużą, dlatego starają się je uatrakcyjnić - w taki sposób, jakby grali przed kamerą. Jeśli robią przerwę w zabijaniu, to tylko dlatego, że nie mają świeżych pomysłów. W slangu poprawczaków o zabiciu człowieka mówi się "wyłączyć komuś światło" - tak jakby chodziło o drobnostkę. Podopieczni zakładów poprawczych często bawią się też "w trupa" - wygrywa ten, kto wymyśli najbardziej wyrafinowany sposób zabijania. W jednym z zakładów w województwie zachodniopomorskim wygrała dziewczyna, która zaproponowała włożenie ofierze do gardła podłączonej do prądu grzałki. W Mińsku Mazowieckim dwóch piętnastolatków związało sznurem i zakneblowało taśmą klejącą swoją o rok młodszą koleżankę. Zamierzali wrzucić ją do rzeki, żeby sprawdzić, czy jest czarownicą. Dziewczynkę uratowała jej matka, która wcześniej wróciła do domu.
Wyrwać chwast
Psychologowie podkreślają, że w akcie morderstwa nastolatki często wyładowują kumulowaną złość na cały świat. Dlatego nie wystarczy im zadanie jednego śmiertelnego ciosu, lecz masakrują ofiarę - tak jak niszczą nielubianą lalkę. Beacie i jej wspólnikowi z Poznania nie wystarczyło poderżnięcie gardła sześcioletniemu bratu, więc zmasakrowali mu jeszcze głowę cegłą. Zabójcy Michała Staszewskiego zadali mu 54 ciosy nożem, a potem wlekli go kilkaset metrów na sznurze założonym na szyję.
W październiku zeszłego roku w Łodzi szesnastoletni Grzegorz D. i o rok młodszy Sebastian K. najpierw bili sąsiada pięściami po twarzy, żołądku i rękach, a gdy stracił przytomność, położyli go na wersalce i nacinali nożem skórę na klatce piersiowej i przypalali boki. Potem wynieśli go na dwór i dobili, kilkanaście razy zrzucając na jego głowę płytę chodnikową. Jakby tego było mało, jeszcze kilkakrotnie wbijali w jego klatkę piersiową nożyczki. Potem ciało zasypali liśćmi i śmieciami. W ubiegłym roku jedenastoletni mieszkaniec Jastrzębia Zdroju udusił czterolatka, a zwłoki dziecka wrzucił do zbiornika z "brudami" w oczyszczalni ścieków. "Zdegradowanie trupa do roli śmiecia pozwala się lepiej poczuć po zabójstwie: morderca tłumaczy sobie potem, że nie zabił człowieka, lecz wyrwał chwast, zgniótł insekta czy pozbył się padliny. To odarcie ofiary z człowieczeństwa jest szczególnie charakterystyczne dla młodocianych zabójców" - zauważył w tygodniku "Der Spiegel" prof. Jürgen Weidner, kryminolog z uniwersytetu w Hamburgu.
Gorące krzesło
W USA, Niemczech, Holandii czy Szwecji prowadzi się treningi psychologiczne z młodocianymi przestępcami. Terapeuci chcą wykształcić w nich odruch współczucia dla ofiar, uczą też panowania nad wybuchami złości. Skuteczność takich terapii, nazywanych w Stanach Zjednoczonych gorącym krzesłem (gorące krzesło ma w przyszłości ustrzec przed krzesłem elektrycznym), wynosi prawie 70 proc., czyli siedmiu na dziesięciu poddanych terapii nie wraca potem do przestępstwa. "Być może z tych ludzi nie wyrosną pacyfiści, ale na pewno bić będą znacznie rzadziej i dużo słabiej" - zauważa prof. Jürgen Weidner.
Innym rozwiązaniem, wprowadzonym na przykład w Wielkiej Brytanii i niektórych stanach USA, jest zaostrzenie rygorów w domach poprawczych i karanie nieletnich tak jak dorosłych. Zaostrzone przepisy obowiązują między innymi na Florydzie, gdzie Nathaniela Brazilla sądzono za morderstwo jak dorosłego. "Morderstwa popełniane przez nieletnich zdarzały się zawsze, w ostatnich latach zabójcy decydują się na odebranie życia tak łatwo, że aż graniczy to z nonszalancją.
A przecież odebranie komuś życia nie może być tym samym co splunięcie. Szacunku do życia trzeba uczyć i nikt w tej roli nie zastąpi rodziny" - uważa prof. Jürgen Weidner.
Więcej możesz przeczytać w 29/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.