Spider-Man jest Polakom obojętny, bo nie jest bohaterem, którego mogą wspominać ze wzruszeniem z lat młodości
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, na ekranach króluje Spider-Man, czyli kolejny bohater komiksu, który może więcej niż zwyczajny człowiek, ale wykorzystuje swoje możliwości wyłącznie, by czynić dobro. Tym darem zostaje wyróżniony zwykły chłopiec, ukąszony przez pająka mutanta.
Zygmunt Kałużyński: To już ostatnia faza w ewolucji cyklu klasycznych komiksów. Trzy z nich były najpopularniejsze. Najpierw był Superman, przybysz z obcej planety, obdarzony nieprawdopodobnymi umiejętnościami. Potrafił na przykład położyć się w miejsce szyny wyrwanej przez złoczyńców, by mógł po nim przejechać pociąg, i dzięki temu nie dochodziło do katastrofy. Kiedy jego ukochana zmarła wskutek wypadku, potrafił kulę ziemską zawrócić, by cofnąć czas i ruszyć jej z pomocą.
TR: Czyli mityczny heros w ciele superprzystojnego aktora - Christophera Reevea.
ZK: Druga faza to Batman. Ten pochodził już z naszej populacji. Był człowiekiem, ale wyjątkowym - milionerem o nieograniczonych możliwościach. Batman postanowił się zemścić za zamordowanie rodziców przez bandziorów, a zarazem zaprowadzić sprawiedliwość w Gotham City. Trzecia faza to właśnie Spider-Man, czyli ktoś taki jak każdy z nas.
TR: Jak mówią Amerykanie - boy next door - czyli chłopak, który mógłby mieszkać w sąsiedniej kamienicy, na sąsiedniej klatce schodowej, w sąsiednim mieszkaniu. Zwykły.
ZK: Znamienne jest to, że w naszym kraju te trzy klasyczne cykle komiksów poznaliśmy dzięki kinu.
TR: Chyba nie docenia pan, panie Zygmuncie, komiksów drukowanych! Przecież to one nadały tym bohaterom wymiar kultowy.
ZK: Właśnie o to mi idzie! Bohaterowie ci docierają do nas dopiero dzięki sukcesowi filmowemu. A przecież reprezentują kawał kultury masowej, która w Polsce jest kompletnie nieznana.
TR: Przecież wydaje się w Polsce komiksy?
ZK: Nie na taką skalę, panie Tomaszu! Komiksy z przygodami "Supermana", "Batmana" i "Spider-Mana" stanowiły cykle, które w Stanach Zjednoczonych były rozpowszechniane w ciągu ubiegłego stulecia przez tzw. syndykaty prasowe, a więc funkcjonowały w każdej gazecie. Dla Amerykanów te filmy to wspomnienie z młodości, bo na tych komiksach się wychowali.
TR: Chyba nie tylko Amerykanie. Oglądałem "Spider-Mana" w Kopenhadze i byłem zdumiony, jak różnorodna publiczność wypełniła kino. Otóż byli tam absolutnie wszyscy: od siedmioletnich dziewczynek oglądających film z otwartymi ustami, przez ich trzydziestoletnich rodziców, aż po ludzi w średnim wieku i starszych, którzy też śledzili akcję, wstrzymując oddech. Czułem, że wchodząc do sali kinowej, przychodzili na spotkanie z dobrze znanym przyjacielem. Kino jest zatem ostatnią szansą dla komiksu w polskiej kulturze.
ZK: A więc będąc za granicą, doświadczył pan, czym jest ten cykl. Widzi pan teraz, że inaczej wygląda to u nas. To ciekawy fenomen, że komiks się w Polsce nie przyjął, chyba jako jedyny spośród nowych gatunków sztuki popularnej XX wieku. Myślę o tych rodzajach, których nigdy nie było w historii - od starożytności aż do XX wieku?
TR: Zaraz, zaraz, a historyjki obrazkowe malowane na ścianach jaskiń? To nie były prapoczątki komiksu?
ZK: Zapewne! Można też powiedzieć, że "Król Edyp" to romans kryminalny, bo Edyp musi znaleźć przestępcę, by zatrzymać zarazę w Atenach. Tak naprawdę szuka siebie samego, bo to on był zabójcą. Można powiedzieć, że "Król Edyp" to romans kryminalny, ale nie taki! I komiksy też są nie takie jak rysunki w grotach, bo wyrażają mentalność masowej publiczności. Takie gatunki, jak powieść kryminalna, science fiction, western, muzyka jazzowa, to wszystko są fenomeny XX stulecia, które w Polsce się przyjęły. Mamy polski jazz, amatorów kryminałów u nas jest bez liku, jeśli idzie o filmowe westerny i melodramaty, to publiczność od dawna jest do nich przyzwyczajona. Natomiast komiks do tej pory uprawiany jest tylko przez maniaków, na marginesie. Mowy nie ma, żeby porównać jego znaczenie z tym, co stało się w Ameryce i na Zachodzie. Te trzy główne cykle - z postaciami Supermana, Batmana i Spider-Mana - przyjęły się także we Francji czy w Danii.
TR: Na dodatek "Spider-Man" znalazł sojuszników w postaci nowo wykreowanych gwiazd. Tobey Maguire, wielkie odkrycie Hollywood, podpisał już umowę na kreowanie tytułowej postaci komiksu w dwóch kolejnych filmach. Partnerująca mu Kirsten Dunst nie jest debiutantką, ale łączy w sobie talent z inteligencją i zawodowym instynktem. Może z niej wyrosnąć prawdziwa gwiazda.
ZK: To było wielkie ryzyko! Trudno znaleźć odtwórców, którzy zagwarantują sukces. Oczekiwania ogromnej publiczności łatwo można było zawieść. Żeby nakręcić "Supermana", producenci przeprowadzili próby z 200 aktorami, zanim znaleźli Christophera Reevea. Cały wdzięk Spider-Mana polega na tym, że spełnia marzenia, jakie ma każdy z nas: żeby dysponować wyjątkową siłą, jakiej nasza fizyczność nie przewiduje, żeby móc przemieszczać się z miejsca na miejsce w cudowny sposób, chodzić po stromych powierzchniach na drapaczach chmur i za pomocą pajęczej sieci przerzucać się w przestrzeni, gdzie tylko sobie życzymy. Jednocześnie jest to przeciętny chłopiec z kompleksami, kłopotami, urazami, jakie może mieć młody człowiek. Oryginalność Spider-Mana polega na tym, że jest i jednym, i drugim.
TR: W filmie zostało to zachowane: niesłychanie nowoczesne efekty wizualne nie zabiły poczucia "swojskości" bohatera. Przez cały czas pozostaje odczucie, że Spider-Man mógłby być naszym kolegą.
ZK: Istnieje jeszcze problem odbioru "Spider-Mana" w naszym kraju. My jesteśmy zupełnie pozbawieni owej nadziei, że zobaczymy na ekranie to, co wzruszało nas przez całe lata naszego dojrzewania, a co jest tak ważnym elementem dla widza na Zachodzie.
TR: Z tego, co pan mówi, mogłoby wynikać, że pomysł sfilmowania "Spider-Mana" opierał się na chęci wykorzystania nostalgii starszych widzów, a więc z góry rezygnował z ambicji stworzenia dzieła filmowego.
ZK: Bo amatorom komiksu to wcale nie jest potrzebne! W Polsce "Spider-Man" nie ma już takiego powodzenia. Odczuwa się coś w rodzaju obojętności naszej widowni w stosunku do tego filmu. A wie pan, że wielkim amatorem komiksu był filozof Jean Paul Sartre, który uważał jego prostą poezję za jedynie szczerą poezję? Tymczasem w Polsce łatwo pogardza się komiksem, nie rozumiejąc, o co tu naprawdę chodzi.
Zygmunt Kałużyński: To już ostatnia faza w ewolucji cyklu klasycznych komiksów. Trzy z nich były najpopularniejsze. Najpierw był Superman, przybysz z obcej planety, obdarzony nieprawdopodobnymi umiejętnościami. Potrafił na przykład położyć się w miejsce szyny wyrwanej przez złoczyńców, by mógł po nim przejechać pociąg, i dzięki temu nie dochodziło do katastrofy. Kiedy jego ukochana zmarła wskutek wypadku, potrafił kulę ziemską zawrócić, by cofnąć czas i ruszyć jej z pomocą.
TR: Czyli mityczny heros w ciele superprzystojnego aktora - Christophera Reevea.
ZK: Druga faza to Batman. Ten pochodził już z naszej populacji. Był człowiekiem, ale wyjątkowym - milionerem o nieograniczonych możliwościach. Batman postanowił się zemścić za zamordowanie rodziców przez bandziorów, a zarazem zaprowadzić sprawiedliwość w Gotham City. Trzecia faza to właśnie Spider-Man, czyli ktoś taki jak każdy z nas.
TR: Jak mówią Amerykanie - boy next door - czyli chłopak, który mógłby mieszkać w sąsiedniej kamienicy, na sąsiedniej klatce schodowej, w sąsiednim mieszkaniu. Zwykły.
ZK: Znamienne jest to, że w naszym kraju te trzy klasyczne cykle komiksów poznaliśmy dzięki kinu.
TR: Chyba nie docenia pan, panie Zygmuncie, komiksów drukowanych! Przecież to one nadały tym bohaterom wymiar kultowy.
ZK: Właśnie o to mi idzie! Bohaterowie ci docierają do nas dopiero dzięki sukcesowi filmowemu. A przecież reprezentują kawał kultury masowej, która w Polsce jest kompletnie nieznana.
TR: Przecież wydaje się w Polsce komiksy?
ZK: Nie na taką skalę, panie Tomaszu! Komiksy z przygodami "Supermana", "Batmana" i "Spider-Mana" stanowiły cykle, które w Stanach Zjednoczonych były rozpowszechniane w ciągu ubiegłego stulecia przez tzw. syndykaty prasowe, a więc funkcjonowały w każdej gazecie. Dla Amerykanów te filmy to wspomnienie z młodości, bo na tych komiksach się wychowali.
TR: Chyba nie tylko Amerykanie. Oglądałem "Spider-Mana" w Kopenhadze i byłem zdumiony, jak różnorodna publiczność wypełniła kino. Otóż byli tam absolutnie wszyscy: od siedmioletnich dziewczynek oglądających film z otwartymi ustami, przez ich trzydziestoletnich rodziców, aż po ludzi w średnim wieku i starszych, którzy też śledzili akcję, wstrzymując oddech. Czułem, że wchodząc do sali kinowej, przychodzili na spotkanie z dobrze znanym przyjacielem. Kino jest zatem ostatnią szansą dla komiksu w polskiej kulturze.
ZK: A więc będąc za granicą, doświadczył pan, czym jest ten cykl. Widzi pan teraz, że inaczej wygląda to u nas. To ciekawy fenomen, że komiks się w Polsce nie przyjął, chyba jako jedyny spośród nowych gatunków sztuki popularnej XX wieku. Myślę o tych rodzajach, których nigdy nie było w historii - od starożytności aż do XX wieku?
TR: Zaraz, zaraz, a historyjki obrazkowe malowane na ścianach jaskiń? To nie były prapoczątki komiksu?
ZK: Zapewne! Można też powiedzieć, że "Król Edyp" to romans kryminalny, bo Edyp musi znaleźć przestępcę, by zatrzymać zarazę w Atenach. Tak naprawdę szuka siebie samego, bo to on był zabójcą. Można powiedzieć, że "Król Edyp" to romans kryminalny, ale nie taki! I komiksy też są nie takie jak rysunki w grotach, bo wyrażają mentalność masowej publiczności. Takie gatunki, jak powieść kryminalna, science fiction, western, muzyka jazzowa, to wszystko są fenomeny XX stulecia, które w Polsce się przyjęły. Mamy polski jazz, amatorów kryminałów u nas jest bez liku, jeśli idzie o filmowe westerny i melodramaty, to publiczność od dawna jest do nich przyzwyczajona. Natomiast komiks do tej pory uprawiany jest tylko przez maniaków, na marginesie. Mowy nie ma, żeby porównać jego znaczenie z tym, co stało się w Ameryce i na Zachodzie. Te trzy główne cykle - z postaciami Supermana, Batmana i Spider-Mana - przyjęły się także we Francji czy w Danii.
TR: Na dodatek "Spider-Man" znalazł sojuszników w postaci nowo wykreowanych gwiazd. Tobey Maguire, wielkie odkrycie Hollywood, podpisał już umowę na kreowanie tytułowej postaci komiksu w dwóch kolejnych filmach. Partnerująca mu Kirsten Dunst nie jest debiutantką, ale łączy w sobie talent z inteligencją i zawodowym instynktem. Może z niej wyrosnąć prawdziwa gwiazda.
ZK: To było wielkie ryzyko! Trudno znaleźć odtwórców, którzy zagwarantują sukces. Oczekiwania ogromnej publiczności łatwo można było zawieść. Żeby nakręcić "Supermana", producenci przeprowadzili próby z 200 aktorami, zanim znaleźli Christophera Reevea. Cały wdzięk Spider-Mana polega na tym, że spełnia marzenia, jakie ma każdy z nas: żeby dysponować wyjątkową siłą, jakiej nasza fizyczność nie przewiduje, żeby móc przemieszczać się z miejsca na miejsce w cudowny sposób, chodzić po stromych powierzchniach na drapaczach chmur i za pomocą pajęczej sieci przerzucać się w przestrzeni, gdzie tylko sobie życzymy. Jednocześnie jest to przeciętny chłopiec z kompleksami, kłopotami, urazami, jakie może mieć młody człowiek. Oryginalność Spider-Mana polega na tym, że jest i jednym, i drugim.
TR: W filmie zostało to zachowane: niesłychanie nowoczesne efekty wizualne nie zabiły poczucia "swojskości" bohatera. Przez cały czas pozostaje odczucie, że Spider-Man mógłby być naszym kolegą.
ZK: Istnieje jeszcze problem odbioru "Spider-Mana" w naszym kraju. My jesteśmy zupełnie pozbawieni owej nadziei, że zobaczymy na ekranie to, co wzruszało nas przez całe lata naszego dojrzewania, a co jest tak ważnym elementem dla widza na Zachodzie.
TR: Z tego, co pan mówi, mogłoby wynikać, że pomysł sfilmowania "Spider-Mana" opierał się na chęci wykorzystania nostalgii starszych widzów, a więc z góry rezygnował z ambicji stworzenia dzieła filmowego.
ZK: Bo amatorom komiksu to wcale nie jest potrzebne! W Polsce "Spider-Man" nie ma już takiego powodzenia. Odczuwa się coś w rodzaju obojętności naszej widowni w stosunku do tego filmu. A wie pan, że wielkim amatorem komiksu był filozof Jean Paul Sartre, który uważał jego prostą poezję za jedynie szczerą poezję? Tymczasem w Polsce łatwo pogardza się komiksem, nie rozumiejąc, o co tu naprawdę chodzi.
Więcej możesz przeczytać w 29/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.