Walka ze starością jako nieuchronnym procesem czekającym nas wszystkich jest - podobnie jak zjednoczenie prawicy - skazana na porażkę
Żyjemy w czasach, kiedy każdy stary cap chce się odmłodzić. Dawniej jak ktoś był starym capem, to mu zwisało, czy wygląda młodo. Stary cap - jak wiadomo - nie wygląda, a jeżeli już, to najwyżej czasem i to przez okno.
Wokół panuje podsycana przez kolorowe pisemka dyktatura młodości. Świeża cera, jędrne pośladki, gładka, jedwabista skóra, zdrowy chuch i w ogóle sprawność, młodość, przebojowość. To cechy i przymioty dziś wręcz obowiązujące. Nikt oprócz archeologów nie lansuje dziś starzyzny. Starość do bani, młodość OK! Jest to kretynizm, któremu uległo wielu przedstawicieli naszego społeczeństwa, ogłupionych przez modę na młodość. Walka ze starością jako nieuchronnym procesem czekającym nas wszystkich jest - podobnie jak zjednoczenie prawicy - skazana na porażkę. To oczywiście straszne, ale każdy z nas na starość będzie wyglądał jak Aleksander Małachowski albo jeszcze gorzej. Ja już dziś po koncercie Big Cyca wyglądam jak zwłoki wyłowione z Wisły. Co będzie za dziesięć lat? Pewnie będę wyglądał jak zwłoki, których nie udało się wyłowić.
Jedynym znanym mi człowiekiem, który spiskuje przeciwko nachalnemu dbaniu o urodę, jest Zygmunt Kałużyński. Ta czarna owca środowiska krytyków filmowych to ostatni orędownik olewania tego, co się nosi i jak się wygląda. Kałużyński jest uczciwy i odważny. Otwarcie mówi o tym, że niechętnie bierze prysznic, a jeżeli już, to tylko wtedy, gdy musi się pojawić gdzieś między ludźmi lub w telewizji. Znam tylko jedną publiczną pochwałę olewania higieny poza Kałużyńskim. Lemmy, wokalista słynnej metalowej grupy Motorhead, wyznał kiedyś w wywiadzie, że uwielbia trasy koncertowe głównie dlatego, że nie musi zmieniać skarpetek przez dwa tygodnie. Lemmy wie, co mówi. Większość zwykłych facetów chętnie nie zmieniałaby skarpetek nie tylko przez dwa tygodnie, ale i dłużej. Niestety, zmieniamy je, bo chcemy być fair w stosunku do naszych kobiet.
W dobie ideologii zdrowego wyglądu postawa Kałużyńskiego to godny szacunku heroizm. Paradoksalnie, zachowując taką buntowniczą postawę, Kałużyński udowadnia, że mimo iż jest starym piernikiem, ma jaja osiemnastolatka. Większość starych pierników nie ma jaj, ale chce być na siłę młoda.
Młodość można osiągnąć na kilka sposobów. Bolesnym i kosztownym sposobem są operacje plastyczne. Te często fundują sobie gwiazdy, ale efekty bywają różne. Michael Jackson usiłował wszystko sobie wymienić i wygląda teraz jak uszyta z różnych kawałków skóry piłka futbolowa.
Pęd do młodości to czasem także pęd do młodzieży. Do młodzieży pędzą głównie politycy. Przypodobać się młodzieży można na wiele sposobów. Kwaśniewski odchudził się i obiecywał mieszkania, Krzaklewski pokazywał się na koncertach Perfectu i skakał na scenie razem z Arką Noego, Kalinowski żwawo wycinał hołubce z młodymi tancerkami zespołów ludowych. Chcąc się uwiarygodnić w oczach młodych wyborców, politycy często przejmują ich język. Z ust wielu poważnych działaczy często słyszymy popularne slangowe zwroty typu: totalna zadyma, kompletna ściema, kicha i kaszana, pic na wodę itd. Jest to o tyle śmieszne, że zwroty te należą raczej do okresu archaicznego. Teraz najmodniejszy jest żargon hiphopowy i to w jego ćwiczeniu szkolić się powinni herosi polityki chcący być na topie.
Ostatnio na topie najwyraźniej chciała być także żona Leszka Millera, która na oficjalnym spotkaniu z cesarzową Japonii pokazała się w sukience z napisami "sexy", "pink", "romance", "pretty", "love". W jej wypadku takie "pretty" odmładzanie nie jest chyba jeszcze konieczne. "Romance" i "love" by się pewnie premierowej przydało jak każdej kobiecie, której mąż jest bardzo zajęty. Tylko co na to Leszek? Pewnie zrobiłby się "pink".
Wokół panuje podsycana przez kolorowe pisemka dyktatura młodości. Świeża cera, jędrne pośladki, gładka, jedwabista skóra, zdrowy chuch i w ogóle sprawność, młodość, przebojowość. To cechy i przymioty dziś wręcz obowiązujące. Nikt oprócz archeologów nie lansuje dziś starzyzny. Starość do bani, młodość OK! Jest to kretynizm, któremu uległo wielu przedstawicieli naszego społeczeństwa, ogłupionych przez modę na młodość. Walka ze starością jako nieuchronnym procesem czekającym nas wszystkich jest - podobnie jak zjednoczenie prawicy - skazana na porażkę. To oczywiście straszne, ale każdy z nas na starość będzie wyglądał jak Aleksander Małachowski albo jeszcze gorzej. Ja już dziś po koncercie Big Cyca wyglądam jak zwłoki wyłowione z Wisły. Co będzie za dziesięć lat? Pewnie będę wyglądał jak zwłoki, których nie udało się wyłowić.
Jedynym znanym mi człowiekiem, który spiskuje przeciwko nachalnemu dbaniu o urodę, jest Zygmunt Kałużyński. Ta czarna owca środowiska krytyków filmowych to ostatni orędownik olewania tego, co się nosi i jak się wygląda. Kałużyński jest uczciwy i odważny. Otwarcie mówi o tym, że niechętnie bierze prysznic, a jeżeli już, to tylko wtedy, gdy musi się pojawić gdzieś między ludźmi lub w telewizji. Znam tylko jedną publiczną pochwałę olewania higieny poza Kałużyńskim. Lemmy, wokalista słynnej metalowej grupy Motorhead, wyznał kiedyś w wywiadzie, że uwielbia trasy koncertowe głównie dlatego, że nie musi zmieniać skarpetek przez dwa tygodnie. Lemmy wie, co mówi. Większość zwykłych facetów chętnie nie zmieniałaby skarpetek nie tylko przez dwa tygodnie, ale i dłużej. Niestety, zmieniamy je, bo chcemy być fair w stosunku do naszych kobiet.
W dobie ideologii zdrowego wyglądu postawa Kałużyńskiego to godny szacunku heroizm. Paradoksalnie, zachowując taką buntowniczą postawę, Kałużyński udowadnia, że mimo iż jest starym piernikiem, ma jaja osiemnastolatka. Większość starych pierników nie ma jaj, ale chce być na siłę młoda.
Młodość można osiągnąć na kilka sposobów. Bolesnym i kosztownym sposobem są operacje plastyczne. Te często fundują sobie gwiazdy, ale efekty bywają różne. Michael Jackson usiłował wszystko sobie wymienić i wygląda teraz jak uszyta z różnych kawałków skóry piłka futbolowa.
Pęd do młodości to czasem także pęd do młodzieży. Do młodzieży pędzą głównie politycy. Przypodobać się młodzieży można na wiele sposobów. Kwaśniewski odchudził się i obiecywał mieszkania, Krzaklewski pokazywał się na koncertach Perfectu i skakał na scenie razem z Arką Noego, Kalinowski żwawo wycinał hołubce z młodymi tancerkami zespołów ludowych. Chcąc się uwiarygodnić w oczach młodych wyborców, politycy często przejmują ich język. Z ust wielu poważnych działaczy często słyszymy popularne slangowe zwroty typu: totalna zadyma, kompletna ściema, kicha i kaszana, pic na wodę itd. Jest to o tyle śmieszne, że zwroty te należą raczej do okresu archaicznego. Teraz najmodniejszy jest żargon hiphopowy i to w jego ćwiczeniu szkolić się powinni herosi polityki chcący być na topie.
Ostatnio na topie najwyraźniej chciała być także żona Leszka Millera, która na oficjalnym spotkaniu z cesarzową Japonii pokazała się w sukience z napisami "sexy", "pink", "romance", "pretty", "love". W jej wypadku takie "pretty" odmładzanie nie jest chyba jeszcze konieczne. "Romance" i "love" by się pewnie premierowej przydało jak każdej kobiecie, której mąż jest bardzo zajęty. Tylko co na to Leszek? Pewnie zrobiłby się "pink".
Więcej możesz przeczytać w 30/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.