Rodzynki w zakalcu

Dodano:   /  Zmieniono: 
W telewizyjnej rozrywce dominuje składanka: kto co umie - niech pokaże

Oglądając polską telewizyjną produkcję rozrywkową, z rzadka wpadam w dobry humor. Przede wszystkim zbyt wiele jest programów podobnych do siebie, zwłaszcza seriali telewizyjnych. Jedno wnętrze, przeważnie mieszkanie ("Miodowe lata", "Rodzina zastępcza", "Świat według Kiepskich", "Lokatorzy", "Król przedmieścia"), w większości niestaranna, przenośna scenografia z płyt paździerzowych, machnięta raz farbą, bo trzeba robić szybko i tanio. Widz nie wie, jaki kanał ogląda, bo ci sami aktorzy opanowali produkcję sitcomów, sprawiając wrażenie, jakby w Polsce było ich tylko kilkunastu.
Nie winię aktorów - jest kryzys, biorą to, co im się proponuje. Ale nadawcy, producenci i reżyserzy idą po linii najmniejszego oporu, obsadzając ciągle te same, znane już z wielu programów twarze. I jeszcze ten śmiech zza kadru. Ta niewiara w widza, że sam się roześmieje. To cyniczne przekonanie, iż trzeba puścić widzowi śmiech mechanicznie, bo wtedy ten półgłówek, ten ćwierćinteligent zrozumie, że w tym miejscu trzeba się śmiać. Śmiech zza kadru przyszedł do nas wraz z tzw. formatami. Nadawcy telewizyjni kupują licencję od razu na 100 kilogramów odcinków, bo wygodnie, bo sprawdziło się to w innych telewizjach za granicą. Spolszczenie, jak w wypadku "Lokatorów", polega na zamianie dialogów z wersji amerykańskiej: zamiast "jadę na wakacje na Florydę" mamy "jadę na wakacje do Jugosławii". Na światopogląd, mentalność - tak różne w USA i Polsce - nikt nie zwraca uwagi.
Drugi typ programu, który rozpanoszył się w wielu stacjach telewizyjnych, to składanka. Kto co umie, niech pokaże. Od Sasa do lasa. Do jednego wora bigos i kogel-mogel. Osobno to bardzo smaczne, ale razem? Na szczęście w telewizyjnym zakalcu trafiają się rodzynki. Przede wszystkim jest Jacek Fedorowicz i jego "Dziennikowa szopka noworoczna" - bardzo oryginalna i bardzo śmieszna audycja, wywodząca się z lat 80., kiedy Fedorowicz metodą chałupniczą dubbingował oficjalnie PRL-owskie dzienniki telewizyjne. Szymon Majewski, autentycznie rozśmieszający w "Szymon mówi show" - parodiach naszych filmowych pseudogigantów. Daniec, Rewiński, Śleszyńska, Wawrzecki, Wójcicki i wreszcie Grupa MoCarta - kwartet smyczkowy, nadzwyczaj oryginalnie łączący kulturę wysoką z popularną. Jest więc nadzieja, bo Grupa MoCarta pokazała, że może być bardzo śmiesznie i na poziomie. A nie tylko, jak kiedyś śpiewano w Studenckim Teatrze Satyryków: "Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle w mordę, byle głupio".


Więcej możesz przeczytać w 30/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.