Szpitale przemienienia

Szpitale przemienienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prywatne lecznice obnażają mizerię publicznej służby zdrowia
 

Profesor Jerzy Nawrocki z Łodzi, wybitny okulista, założył prywatną klinikę Jasne Błonia. Trzech kardiologów i kardiochirurgów, prof. Michał Tendera, prof. Andrzej Bochenek i dr hab. Paweł Buszman, utworzyło spółkę Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca w Ustroniu, w której diagnozuje się i leczy choroby serca i naczyń metodami chirurgii interwencyjnej. Prof. Jarosław Leszczyszyn, dyrektor wrocławskiego szpitala EuroMediCare, przeprowadza unikatowe w Polsce zabiegi laparoskopowej resekcji jelita grubego.

W 150 prywatnych placówkach medycznych nie czeka się w kolejkach na zabiegi, nie płaci łapówek, nie wykłóca z personelem o lepsze jedzenie, nie walczy z wszechobecnym brudem. Personel stara się, aby pacjent był zadowolony nie tylko z terapii, ale także z warunków, w jakich przebywa, a jednocześnie, ze względu na koszty, by jego pobyt w szpitalu był jak najkrótszy. Nic więc dziwnego, że prywatne lecznice są solą w oku beneficjentów obecnego systemu. To one najskuteczniej obnażają jego nieefektywność.

Po pierwsze, renoma
Prywatne szpitale prześcigają się w wyszukiwaniu najlepszych lekarzy na rynku. - Weźmy za przykład umiejętność wykonywania operacji zaćmy - mówi jeden z dostawców sprzętu dla klinik okulistycznych. - Większość naszych okulistów operuje metodą, która na świecie dominowała 10-15 lat temu. Rozkrawają oko na 7-10 mm, a następnie zszywają rozcięcie, co często powoduje astygmatyzm. Nowa metoda polega na wprowadzeniu do oka zwiniętej soczewki przez nacięcie mierzące około 3 mm. Tam się ją rozwija, nie szyje się oka, a pacjent już godzinę po zabiegu może iść do domu. Niby proste, ale w Polsce potrafi to jedynie kilkunastu okulistów. I oni są rozchwytywani - tłumaczy. Dr Jacek Szendzielorz, ordynator ze szpitala w Tychach, operuje w kilku prywatnych lecznicach w kraju. Jeździ tam z własną instrumentariuszką i asystentką. Do jednej z warszawskich prywatnych klinik specjalista przyjeżdża aż z Dzierżoniowa. Po pierwsze, renoma - nie mają cienia wątpliwości szefowie prywatnych placówek. Bo business is business.

Po drugie, szybko i skutecznie
Kiedy cztery lata temu w Krakowie oddano szpital oo. bonifratrom, nie zmienił się jego dyrektor, ale zmieniła się część załogi - do nowej jednostki przyjęto tylko najlepszych dotychczasowych pracowników. Rozpoczęto remonty, których nie przeprowadzano od dziesięcioleci, wprowadzono nowe sposoby leczenia. Dzisiaj szpital nie ma długów i stać go na inwestycje.
Spółka Szpital Gdański to przykład rynkowej ekspansji w branży medycznej. Od dwóch lat dzierżawi część szpitala kolejowego w Gdańsku, stara się o wydzierżawienie całej placówki (zadłużonej na 5-6 mln zł), podpisała wstępną umowę na dzierżawę szpitala w Puszczykowie koło Poznania (dług w wysokości 14 mln zł) i stara się, na razie bezskutecznie, o dzierżawę Szpitala Grochowskiego w Warszawie. - Opracowaliśmy szczegółowy biznesplan, z którego wynika, że potrafimy nie tylko wyciągnąć szpital z długów, ale jeszcze sprawić, by stał się przyjazny dla pacjentów i by przynosił dochody - mówi Jacek Olszewski, jeden z właścicieli spółki. Nie zwalniają pracowników, za zaciągnięte kredyty kupują najnowocześniejszy sprzęt (ostatnio tzw. ośmiorzędowy tomokomputer najnowszej generacji, pierwsze takie urządzenie w Polsce ), aby dostosować ofertę szpitala do potrzeb lokalnej kasy chorych. W szpitalu w Gdańsku tylko na oddziałach neurochirurgicznym i chirurgii naczyniowej (40 łóżek) wykonuje się rocznie 2600 specjalistycznych operacji, a więc zdecydowanie więcej niż w jakimkolwiek państwowym szpitalu.
Podobnie pracują Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca w Ustroniu. - Mamy tylko dziewięć łóżek, a co miesiąc leczymy około 200 chorych, czyli tylu, ilu duże kliniki kardiologiczne - mówi Paweł Buszman, współwłaściciel kliniki. Praca jest tak zorganizowana, aby szybko i trafnie postawić diagnozę i jeszcze w tym samym dniu przeprowadzić odpowiedni zabieg. Następnego dnia pacjenta można już wypisać ze szpitala.

Po trzecie, nowocześnie
- Dzięki szybkiej, kompleksowej diagnozie leczenie jest w szpitalach prywatnych krótsze i skuteczniejsze - zapewnia Adam Rozwadowski, dyrektor spółki Enel-Med, zatrudniającej 150 lekarzy. W Enel-Medzie istnieje jeden z najnowocześniejszych w Polsce oddziałów diagnostyki obrazowej i dobrze wyposażone sale operacyjne. Polscy specjaliści wykonywali tam niedawno razem z lekarzami z Francji niezwykle skomplikowaną operację neurochirurgiczną u pacjenta z dystonią (chorobą objawiającą się mimowolnymi skurczami mięśni). Taka operacja nie byłaby możliwa w większości dużych szpitali. Z usług centrum diagnostycznego Enel-Medu, które jest czynne przez całą dobę, korzysta 75 proc. publicznych szpitali województwa mazowieckiego.
W prywatnych placówkach odważnie stosuje się nowe technologie medyczne. - Zanim wprowadziliśmy tzw. soczewki akomodujące, które rewolucjonizują życie niedowidzących, zorganizowaliśmy szkolenia prowadzone przez niemieckich specjalistów. Wzięli w nich udział polscy lekarze z prywatnych klinik, gdyż tylko w tych placówkach będą stosowane nowe soczewki - mówi przedstawiciel dystrybutora. We wrocławskim szpitalu EuroMediCare lekarze z Austrii pokazywali niedawno, jak wykonuje się laparoskopowe zabiegi zakładania na żołądek opaski służącej do leczenia otyłości. Obie nowoczesne metody mogą być stosowane jedynie w prywatnych placówkach, ponieważ publiczne szpitale wprowadzają przede wszystkim technologie, które mają szanse na dotacje z Ministerstwa Zdrowia lub kasy chorych. Prywatne kliniki z reguły nie liczą na te pieniądze.

Po czwarte, szansa na udaną operację
Prywatne placówki obnażają ciemne interesy establishmentu medycznego. Pokazują, że można dobrze zorganizować pracę, oszczędzać pieniądze i stosunkowo szybko zlikwidować kolejki czekających na skomplikowane zabiegi. Jednocześnie uderzają w interesy lekarzy przyjmujących od pacjentów "wyrazy wdzięczności" i zarabiających w przyszpitalnych fundacjach, a także w działalność wielu luminarzy medycyny prowadzących prywatną praktykę, w której ramach leczą pacjentów w zarządzanych przez siebie placówkach publicznych.
- Problem polega na tym, że na razie prywatnych lecznic jest bardzo mało. Nie stanowią one realnej siły nacisku - mówi właściciel prywatnej kliniki, który nie chce ujawnić nazwiska, aby się nie narazić bossom z lokalnej akademii medycznej i kasy chorych. Przewaga "medycyny publicznej" nad prywatną jest miażdżąca - w prywatnych szpitalach znajduje się jedynie około tysiąca łóżek, w publicznych - 230 tys. W dodatku polityka prowadzona przez Ministerstwo Zdrowia, czyli plany utworzenia jednego centralnie zarządzanego funduszu czy realizowany projekt sieci publicznych szpitali, które nie będą musiały się martwić o efektywność działania, służy utrwalaniu status quo, a nie jego zmianie. W szpitalach publicznych będą się więc pogarszały warunki leczenia, wydłużały kolejki czekających na zabiegi. Będzie się rozpleniała korupcja.
Bywa, że prywatne placówki słono płacą za niezależność. Spółka Szpital Gdański zainwestowała 15 mln zł w budowę oddziału kardiologii interwencyjnej, przez rok prowadziła działalność na podstawie umowy z kasą chorych, a w połowie następnego roku dowiedziała się, że kasa nie podpisze z nimi kolejnej umowy. Oddział trzeba było zamknąć. Poznańska Korvita działała od lat, obejmując opieką kilkanaście tysięcy pacjentów, a mimo to kasa chorych rozwiązała z nią umowę z dnia na dzień, podając błahy powód. Właściciele zakwestionowali tę decyzję. Proces sądowy ślimaczy się już ponad rok, a prywatny szpital pozbawiony większości dochodów pada.
Mimo wszystko to właśnie prywatne lecznice mogą zrewolucjonizować polską służbę zdrowia. Prędzej czy później zażądają tego pacjenci, którym zależy nade wszystko na skutecznej opiece lekarskiej w warunkach, które nie urągałyby standardom cywilizacyjnym. Tak chce chirurg rynek.

Więcej możesz przeczytać w 31/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.