Największe firmy świata według "Business Week"
Lody, czekolada, makarony - do tego sprowadza się oferta szwajcarskiego koncernu spożywczego Nestlé. W dzisiejszych niespokojnych dla rynków i ludzi czasach to niezły pomysł na biznes. Dzięki stabilnemu poziomowi zysków kapitalizacja giełdowa Nestlé poprawiła się w ciągu roku o 20 proc. (wzrosła do 96 mld USD). To wystarczyło, by szwajcarska firma awansowała z miejsca 45. na 30. w rankingu największych globalnych firm magazynu "Business Week". Ostrożność w planowaniu i zabieganie inwestorów o jakość to dominujące tendencje, jakie można odczytać z wyników tegorocznego rankingu "Global 1000".
Przyczajony inwestor, ukryty zysk
Posługując się danymi Morgan Stanley Capital International Inc. w Genewie, "Business Week" uszeregował firmy z 23 krajów według ich rynkowej kapitalizacji z 31 maja 2002 r. Inwestorzy koncentrowali się na nielicznych wybranych akcjach i branżach. Woleli lokować pieniądze w obligacjach i nieruchomościach lub przelewali fundusze na obiecujące giełdy rynków wschodzących, takich jak Korea Południowa (stąd spadek o 12 proc. - do 18,5 bln USD - łącznej kapitalizacji rynkowej giełd zachodnich i giełdy japońskiej). Nawet ulubieńcy rynku - General Electric, Intel i Citigroup - odnotowali spadek kursów akcji. Powodem było zadłużenie wynikające z potężnej fali zakupów sieci światłowodowych, licencji na telefonię komórkową trzeciej generacji i aktywów zewnętrznych.
Amerykański rozmiar
Z najnowszego rankingu wynika jednak, że wielkość firmy oraz - co dziwniejsze - jej "amerykańskość" nie straciły znaczenia w ostatnim okresie, który bez obawy można określić mianem annus horribilis. Mimo spadającego kursu dolara i nie ustającego pasma złych wiadomości ze spółek, które donosiły o niższych niż prognozowane zyskach i kolejnych aferach księgowych, na liście "Global 1000" nadal przewodzą firmy z USA. Dominują one w grupie 25 największych przedsiębiorstw i zajmują pięć najwyższych lokat (GE, Microsoft, ExxonMobil, Wal-Mart Stores i Citigroup). Na amerykańskie korporacje przypada ponad połowa całkowitej kapitalizacji tysiąca firm z listy "Business Week".
Jak wytłumaczyć tę sytua-cję? Inwestorzy chcący mieć akcje spółek z krajów rozwiniętych, o dojrzałych rynkach, muszą sporą część portfela zapełnić papierami amerykańskimi. Poza tym gospodarka USA ma szanse rosnąć w tym roku w tempie 3 proc. PKB lub szybciej, Europa Zachodnia będzie mogła mówić o szczęściu, jeżeli wzrost wyniesie tam połowę tej wartości, a Japonia - jeśli w ogóle wyrwie się z recesji.
Najeść się i umyć
Inwestorzy są jednak znacznie bardziej niż dawniej wymagający i krytyczni wobec wszystkich spółek - amerykańskich, francuskich, japońskich. Nie inwestują już w całe sektory rynku, lecz kupują akcje pojedynczych firm, uznanych za najpewniejsze z pewnych. Jednym z nielicznych sektorów gospodarki, które oparły się negatywnemu trendowi, była produkcja podstawowych artykułów konsumpcyjnych. 79 spółek zaliczanych do tej branży zanotowało łącznie wzrost kapitalizacji o 19 proc. Nawet podczas spadku koniunktury ludzie nie mogą przestać jeść i się myć. To dobra wiadomość dla takich tuzów, jak Coca-Cola, Colgate-Palmolive, Unilever i Gillette. Firma Nestlé poprawiła swój wynik finansowy między innymi dzięki temu, że w zeszłym roku za 10,3 mld USD kupiła przedsiębiorstwo Ralston Purina, producenta żywności dla psów i kotów. Dzięki przejęciu amerykańskich marek, takich jak Haagen-Dazs i Dreyers Grand Ice Cream Inc., Szwajcarzy zrównali się z Unileverem pod względem udziału w rynku lodów.
Sprzedają, co nawarzyli
Z punktu widzenia inwestorów giełdowych sytuacja jest generalnie nieciekawa. Wielu z nich postanowiło pójść na zimne piwo, bo największy na świecie browar Anheuser-Busch Companies Inc. przesunął się w rankingu z miejsca 120. na 80. Wartość giełdowa firmy wzrosła o 15 proc., osiągając 45 mld USD. Browar z St. Louis ma godną pozazdroszczenia swobodę w ustalaniu cen oraz potężne wpływy wśród dystrybutorów.
W roku 2001 Anheuser-Busch zanotował dziesięcioprocentowy przyrost zysku netto (do 1,7 mld USD) przy sprzedaży sięgającej 12,9 mld USD. Nie wydaje się, by jego bilans mógł kryć jakieś niespodzianki. "Nasza działalność jest dość nieskomplikowana" - wyjaśnia dyrektor generalny Patrick T. Stokes, który 1 lipca przejął rządy w firmie od Augusta A. Buscha III. To prawda, warzą piwo i potem je sprzedają. Rynek uważa, że w dzisiejszych niepewnych czasach im prościej, tym lepiej.
Przyczajony inwestor, ukryty zysk
Posługując się danymi Morgan Stanley Capital International Inc. w Genewie, "Business Week" uszeregował firmy z 23 krajów według ich rynkowej kapitalizacji z 31 maja 2002 r. Inwestorzy koncentrowali się na nielicznych wybranych akcjach i branżach. Woleli lokować pieniądze w obligacjach i nieruchomościach lub przelewali fundusze na obiecujące giełdy rynków wschodzących, takich jak Korea Południowa (stąd spadek o 12 proc. - do 18,5 bln USD - łącznej kapitalizacji rynkowej giełd zachodnich i giełdy japońskiej). Nawet ulubieńcy rynku - General Electric, Intel i Citigroup - odnotowali spadek kursów akcji. Powodem było zadłużenie wynikające z potężnej fali zakupów sieci światłowodowych, licencji na telefonię komórkową trzeciej generacji i aktywów zewnętrznych.
Amerykański rozmiar
Z najnowszego rankingu wynika jednak, że wielkość firmy oraz - co dziwniejsze - jej "amerykańskość" nie straciły znaczenia w ostatnim okresie, który bez obawy można określić mianem annus horribilis. Mimo spadającego kursu dolara i nie ustającego pasma złych wiadomości ze spółek, które donosiły o niższych niż prognozowane zyskach i kolejnych aferach księgowych, na liście "Global 1000" nadal przewodzą firmy z USA. Dominują one w grupie 25 największych przedsiębiorstw i zajmują pięć najwyższych lokat (GE, Microsoft, ExxonMobil, Wal-Mart Stores i Citigroup). Na amerykańskie korporacje przypada ponad połowa całkowitej kapitalizacji tysiąca firm z listy "Business Week".
Jak wytłumaczyć tę sytua-cję? Inwestorzy chcący mieć akcje spółek z krajów rozwiniętych, o dojrzałych rynkach, muszą sporą część portfela zapełnić papierami amerykańskimi. Poza tym gospodarka USA ma szanse rosnąć w tym roku w tempie 3 proc. PKB lub szybciej, Europa Zachodnia będzie mogła mówić o szczęściu, jeżeli wzrost wyniesie tam połowę tej wartości, a Japonia - jeśli w ogóle wyrwie się z recesji.
Najeść się i umyć
Inwestorzy są jednak znacznie bardziej niż dawniej wymagający i krytyczni wobec wszystkich spółek - amerykańskich, francuskich, japońskich. Nie inwestują już w całe sektory rynku, lecz kupują akcje pojedynczych firm, uznanych za najpewniejsze z pewnych. Jednym z nielicznych sektorów gospodarki, które oparły się negatywnemu trendowi, była produkcja podstawowych artykułów konsumpcyjnych. 79 spółek zaliczanych do tej branży zanotowało łącznie wzrost kapitalizacji o 19 proc. Nawet podczas spadku koniunktury ludzie nie mogą przestać jeść i się myć. To dobra wiadomość dla takich tuzów, jak Coca-Cola, Colgate-Palmolive, Unilever i Gillette. Firma Nestlé poprawiła swój wynik finansowy między innymi dzięki temu, że w zeszłym roku za 10,3 mld USD kupiła przedsiębiorstwo Ralston Purina, producenta żywności dla psów i kotów. Dzięki przejęciu amerykańskich marek, takich jak Haagen-Dazs i Dreyers Grand Ice Cream Inc., Szwajcarzy zrównali się z Unileverem pod względem udziału w rynku lodów.
Sprzedają, co nawarzyli
Z punktu widzenia inwestorów giełdowych sytuacja jest generalnie nieciekawa. Wielu z nich postanowiło pójść na zimne piwo, bo największy na świecie browar Anheuser-Busch Companies Inc. przesunął się w rankingu z miejsca 120. na 80. Wartość giełdowa firmy wzrosła o 15 proc., osiągając 45 mld USD. Browar z St. Louis ma godną pozazdroszczenia swobodę w ustalaniu cen oraz potężne wpływy wśród dystrybutorów.
W roku 2001 Anheuser-Busch zanotował dziesięcioprocentowy przyrost zysku netto (do 1,7 mld USD) przy sprzedaży sięgającej 12,9 mld USD. Nie wydaje się, by jego bilans mógł kryć jakieś niespodzianki. "Nasza działalność jest dość nieskomplikowana" - wyjaśnia dyrektor generalny Patrick T. Stokes, który 1 lipca przejął rządy w firmie od Augusta A. Buscha III. To prawda, warzą piwo i potem je sprzedają. Rynek uważa, że w dzisiejszych niepewnych czasach im prościej, tym lepiej.
Piękne zyski |
---|
Firma L'Oréal niemal od zawsze posługiwała się sloganem reklamowym "Kup - jesteś tego warta". Zwolennicy kosmetyków tej marki mogą teraz nabrać ochoty do kupna akcji koncernu. Kurs tych papierów na paryskiej giełdzie wzrósł od początku roku o 12 proc., choć indeks giełdy spadł w tym czasie o 7 proc. Są ku temu powody, zysk netto LOréala w roku 2001 zwiększył się prawie o 20 proc. Kobiety mogą się obejść bez najnowszej kreacji z lamy Prady lub wyjątkowo modnej torebki Gucciego, ale z pewnością nie będą oszczędzać na piance do włosów czy kremie pod oczy. To pomaga zrozumieć, dlaczego LOréal oparł się spowolnieniu koniunktury na świecie i przesunął w rankingu magazynu "Business Week" z miejsca 106. na 74. Zarówno L'Oréal, jak i pozostałe koncerny kosmetyczne już dawno "wyrosły" z rynków macierzystych. Najnowszym polem ich ekspansji i rywalizacji są Chiny. Sprzedaż kosmetyków LOréala w Państwie Środka rośnie co roku o 25 proc. (w dużej mierze dzięki uruchomieniu zakładów koło Szanghaju). Gdyby jeszcze producenci kosmetyków mogli wyprodukować wzmacniający tonik dla indeksu S&P 500! To byłby prawdziwy hit. |
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.